Samo życie. Zaradny czy farciarz?
To pewne i niezaprzeczalne, że od zawsze człowiek musi sobie radzić. Jednym wychodzi to lepiej, innym gorzej. Trudno powiedzieć, dlaczego tak jest i czym jest zaradność. Cechą charakteru? Zdolnością, którą mamy albo nie? A może umiejętnością, którą da się wypracować?
Iwona Taranowicz w tekście Radzenie sobie z chorobą w oglądzie socjologicznym (w publikacji Zaradność społeczna. Współczesne przejawy i ograniczenia, Wyd. Naukowe UAM, Poznań 2016) zwróciła uwagę, że sytuacja choroby czy niepełnosprawności jest koniecznością wyzwalającą specyficzną zaradność jednostkową. Wywołuje bowiem konieczność podjęcia działań w celu poradzenia sobie z licznymi przeciwnościami, ograniczeniami i barierami, skupiając się na odzyskaniu kontroli nad swoim życiem.
- Człowiek zaradny to ten, który potrafi sobie w jakiś sposób poradzić. Lepszy czy gorszy, ale potrafi znaleźć rozwiązanie danego problemu. Na przykład, gdy boli go ząb, to znajdzie stomatologa, a nie narzeka na ból – mówi Adrian Peliszko z Łodzi.
Uważa, że niepełnosprawność wpływa na zaradność i to, niestety, niekorzystnie, szczególnie kiedy osoby niepełnosprawne nie są uczone od dzieciństwa, żeby były zaradne. Często rodzice robią wiele rzeczy za nie, a później nie wymagają pewnych zachowań, żeby dziecko, wchodząc w dorosłość, było samodzielne.
Adrian nie widzi od urodzenia.
- Uważam, że jeżeli pewnych nawyków w sobie nie wyrobisz, to nie będziesz w stanie funkcjonować w społeczeństwie, będziesz osobą notorycznie sfrustrowaną – stwierdza Adrian.
Według niego trzeba mieć odpowiedzialność w sobie, ponosić konsekwencje swoich decyzji, próbować przewidzieć skutki zdarzeń.
- Nie chodzi tylko o fakt, że nie mieszkam z rodzicami. Muszę rano wstać, ubrać się, pójść po zakupy, dbać o posiłki, a przechodząc przez ulicę, uważać, żeby nic mi się nie stało – wylicza Adrian.
Najprostsze egzystencjalne czynności, które dla człowieka pełnosprawnego są niezauważalne, dla osoby z niepełnosprawnością mogą być dużym wyzwaniem.
- Jasne, że potrzebuję wsparcia drugiej osoby. Powiedzmy, że znam miasto, ale też nie na tyle, żeby wszędzie dotrzeć samemu – przyznaje.
Według Adriana to, że potrafimy poprosić o pomoc, działać z drugim człowiekiem, to też jest forma samodzielności. Poprosić o pomoc nie pozwalają też zahamowania i kompleksy.
- Nie należy dążyć do samodzielności po trupach do celu – mówi. – Dla mnie to jest na przykład pomoc w znalezieniu drzwi nieznanego budynku, a dla osoby na wózku dojście do podjazdu, windy lub prośba o pomoc przy pokonaniu schodka.
Adrian Peliszko, fot. archiwum prywatne
Rozlana kawa i pierwsza praca
- Osobą niepełnosprawną stałam się nie tak dawno, bo niespełna trzy lata temu – mówi Anna Hetman z Wrocławia. – Było to jak wybuch bomby - wypadek zrównał z ziemią moje dotychczasowe życie. Byłam świeżo po studiach i chciałam wyprowadzić się od rodziców, a nagle trafiłam na wózek. Kilka miesięcy leżałam w łóżku, mój pokój został przeniesiony do salonu, bo w naszym piętrowym domu salon jest na parterze – wspomina Ania.
Jej mama poszła na zwolnienie, żeby opiekować się córką.
- Wiadomo, że na początku nie byłam w stanie zrobić zupełnie nic i pomoc mamy była konieczna – przyznaje.
Pomagał też tata i starsza siostra. Według Anny jednak największe wsparcie okazał rehabilitant, który pracował z nią nad odzyskaniem choćby odrobiny sprawności.
- W dużej mierze każdy krok naprzód, na przykład to, że zaczęłam sama przesiadać się na wózek, dawało mi nadzieję, że jakoś to będzie. – mówi.
I po jakimś czasie strasznie zaczęło jej przeszkadzać to, że bliscy chcą ją we wszystkim wyręczać.
- Punktem kulminacyjnym była wizyta babci. Chciałam zrobić jej kawę. Przygotowałam kubki, zalałam wrzątkiem. Od blatu do stołu dzieliły mnie trzy kroki, a raczej jedno pchnięcie ciągów wózka – śmieje się Anna. – Babcia nagle zerwała się z krzesła i chciała mnie wyręczyć w przenoszeniu kubka, a mnie to tak bardzo zestresowało, że wylałam gorącą kawę na siebie i podłogę.
Anna była wściekła, bo stało się to nie przez niepełnosprawność, ale napiętą sytuację. Nie chodziło tylko o rozlany napój, ale przede wszystkim o to, jak postrzegana jest przez innych. Wtedy zrozumiała też, że musi coś zmienić. Nie chciała, żeby inni, a szczególnie bliskie osoby, traktowali ją jak kogoś, komu trzeba wiecznie pomagać.
- Skończyłam grafikę komputerową, na ostatnim roku robiłam już projekty za pieniądze – wyznaje.
Z perspektywy czasu uważa, że miała dużo szczęścia, bo praca, do jakiej przygotowały ją studia, jest możliwa z domu. Napisała więc do kilku znajomych, że chętnie zaprojektuje jakieś materiały do druku i tak złapała pierwsze zlecenie jako osoba na wózku.
- Dlaczego do znajomych? Sama nie wiem. Myślę, że jeśli czegoś potrzebujemy, to nie ma co daleko szukać. I u mnie tak było. Akurat kumpel z podstawówki rozkręcał myjnię samochodową, potrzebował ulotek i wizytówek.
Według Anny to nie jest tylko problem osób z niepełnosprawnością – wszyscy obawiamy się mówić o swoich potrzebach, prosić o pomoc.
fot. pixabay.com
Adrian Peliszko dodaje, że znalezienie pracy przez osobę niewidomą jest problemem.
- Szukałem trzy lata, bo nie mogłem znaleźć dla siebie oferty. Jestem absolwentem prawa i obecnie pracuję w biurze rachunkowym. Ale myślałem, by rzucić to wszystko, choć z drugiej strony muszę pracować i opłacać mieszkanie – zaznacza.
I to go nauczyło, że wytrwałość się opłaca. W czasie szukania pracy zamieszkał u rodziców.
- Wiedziałem jednak, że nie mogę tam być na zawsze – tłumaczy.
W pewnym momencie życia zdał sobie sprawę, że fajnie mieszka się z rodzicami, ale fajniej byłoby być na swoim.
- Dało mi to jeszcze większą niezależność, pewność siebie, poczucie, że mogę funkcjonować sam.
Z kolei Rafał*, mieszkaniec Zamościa, od dziecka porusza się na wózku na skutek SMA.
- Można pracować, będąc w domu - ja zawsze pracowałem zdalnie przez internet. To też jest jakiegoś rodzaju zaradność – mówi Rafał.
Choć przyznaje, że czasami myśli o tym, iż praca z ludźmi pozwala na nowe znajomości, możliwość awansu, zmianę zadań lub stanowiska na inne.
- Pracując w domu, trochę cię to omija. Ale masz już swoją pracę, pieniądze, więc jesteś bardziej niezależny – dodaje.
Według niego, wszystko zależy od środowiska, w jakim żyjemy, i od doświadczeń.
- Kończyłem liceum w Konstancinie kilkanaście lat temu. Mieszkałem tam w internacie i musiałem sobie radzić. Nauczyłem się gotować, robić pranie, ścielić łóżko. Gdy nie dawało się rady samemu, to koledzy czy pani, która tam sprzątała, pomagali. Wspominam to jako szkołę życia i zaradności – dodaje Rafał.
Kariera to nie wszystko…
- ...bo możesz sobie pracować, a i tak mama przynosi pod nos kawkę, kanapkę czy obiad – stwierdza Ania Hetman.
Przyznaje, że choć w większości stara się być w domu samodzielna i samoobsługowa, to zdarzają się chwile „słabości”.
- Niedawno czytałam książkę na łóżku, mama krzątała się w kuchni, więc poprosiłam ją o herbatę – podaje przykład.
Olśnienie nastąpiło, kiedy rodzice wyjechali na weekend, a ona została w domu sama. Położyła się już spać, ale przypomniała sobie, że nie wpuściła do domu psa, który właśnie zaczął dobijać się do drzwi wejściowych.
Zgadnij, gdzie to jest? Rodzinne miasto Anny, fot. archiwum prywatne
- Normalnie zadzwoniłabym do mamy albo taty, żeby zeszli i wpuścili Pikę. Ale, niestety, mimo że już prawie spałam, musiałam się zebrać, przesiąść na wózek i wpuścić psinkę – mówi. – Może to głupie, ale ta sytuacja uświadomiła mi, że odwrotu nie ma. Chodzi mi o to, że jeżeli chcesz być samodzielny, niezależny, to musisz mieć w sobie odpowiedzialność za te decyzje i ogarnianie swojego życia. I to są sprawy od takich prostych jak wypuszczenie psa na podwórko i posprzątanie po nim kupy, po zdobycie środków na opłacanie rachunków czy załatwienie sprawy na poczcie – zauważa. – Mając niepełnosprawność wszystko jest trudniejsze, nie ma co mówić, że nie. Mam więcej ograniczeń niż przed wypadkiem. Kiedyś śmiało szłam przed siebie, a teraz muszę patrzeć kilka kroków w przód. Bo nagle okazuje się, że na chodniku jest wysoki krawężnik i muszę zawracać. I nie tylko o taki dosłowny krawężnik mi chodzi, ale też o to, że ciągle gdzieś są jakieś bariery, o których, będąc sprawną, nie miałam pojęcia. Żeby wyjść z domu, ktoś zawsze musi mi pomóc, bo mamy trzy schodki. Ostatnio jednak po tych schodkach sprowadziła mnie mama, żebym mogła pojechać i złożyć wniosek o dofinansowanie do podjazdu. Moi rodzice się cieszą, bo będę sama wychodzić z domu, a ja się cieszę z nimi i także z tego, że nie będą musieli mnie dźwigać. Trudno mi się pogodzić z tym, że nigdy nie będę sprawna, ale trzymanie się tych myśli nie pomoże. Czasem kubeł zimnej wody jest potrzebny, żeby ocenić swoją sytuację i pomyśleć, co można zmienić. Dzisiaj jestem zależna, ale jutro wybudują mi podjazd i zrobię kolejny krok do samodzielności – podkreśla. – Jakiś czas temu mama powiedziała, że jest bardzo dumna z tego, jak sobie radzę. Popłakałyśmy się obie, bo ja tak nie myślałam, uważałam wręcz odwrotnie, że nie radzę sobie z niczym – wyznaje Anna.
Teraz, gdy o tym opowiada, uświadamia sobie, że po wypadku mogłaby nic nie robić. Rodzice nie mieliby jej tego za złe, pomagaliby tyle, ile byłoby potrzeba.
Potrzebna pomoc
- Nie uważam się za osobę superzaradną, często potrzebuję czyjegoś wsparcia, częściej niż kiedyś proszę o pomoc moich znajomych – wyznaje Rafał. – Niestety, nie zawsze to wsparcie udaje się dostać, bo czasem jest tak, że komuś nie pasuje termin albo ma inne plany. Ale – jak zauważa – prośby o pomoc to też pewnego rodzaju radzenie sobie. Pewnych rzeczy nie przeskoczysz i albo zrobisz coś z pomocą drugiej osoby, albo nie zrobisz wcale. To kwestia własnej decyzj – dodaje.
Rafał wspomina też, że czasami trzeba współdzielić z kimś swoje decyzje.
- Na przykład, gdybym chciał w tym momencie gdzieś się wybrać, to nie mogę wstać i wyjść. Muszę znaleźć kogoś, kto mi w tym pomoże – wyznaje.
Podobnej natury problem, z jakim się boryka, to różnego rodzaju wyjazdy. Rafał organizuje sobie wycieczki za granicę czy turnusy rehabilitacyjne, załatwia wszelkie formalności, ale ma problem ze znalezieniem kogoś, kto z nim pojedzie i będzie pomagał.
- Na przykład do sanatorium muszę znaleźć kogoś, kto dopiero za 12 czy 18 miesięcy pojedzie ze mną i będzie mi pomagał. A ludzie zazwyczaj nie robią tak odległych planów – podkreśla.
Według niego zaradność życiowa a zaradność fizyczna to dwie różne rzeczy. Zaznacza, że wszystko zależy od osoby – od tego, jaką ma niepełnosprawność. Jesteśmy samodzielni, gdy sami wykonujemy wiele czynności. Przygotowanie obiadu może być problemem, bo ktoś nie podniesie garnka z zupą. Gdy jednak znajdzie się człowiek, który pomoże garnek unieść, to reszta obiadu „zrobi się sama”.
Rafał zorganizował wycieczkę do Dubaju i pojechał tam ze znajomym, który mu pomagał, fot. archowum prywatne
- Czasami bliscy wyręczają nas, bo będzie szybciej, lepiej, bo zbytnio się męczymy przy jakiejś czynności. Ale gdy czuję, że jestem w stanie zrobić coś sam, to robię to sam. Choćby codzienne czynności higieniczne – podsumowuje Rafał.
Bohater i kombinator
- Ja się nie zgadzam z tym, że niepełnosprawny to komandos, którego trzeba podziwiać – mówi Rafał. – Jeśli ktoś ma warunki, to może przez pryzmat swojej niepełnosprawności robić rzeczy niezwykłe – dodaje, ale zastrzega, że pewnych rzeczy się nie przeskoczy, zawsze będą ograniczenia.
Ania, choć od niedawna używa wózka, już kilka razy spotkała się z podziwem, „jak wspaniale sobie radzi, mimo że jeździ na wózku”.
- Nie lubię takiego podejścia. Wolałabym być oceniania przez to, jak ogólnie sobie radzę, a nie że sobie radzę pomimo niepełnosprawności. Takie teksty sprawiają, że czasem się zastanawiam, czy gdybym nie jeździła na wózku, to ludziom też by się tak bardzo podobały moje grafiki – dodaje.
Bywają też sytuacje odwrotne.
- Z drugiej strony jest obawa przed roszczeniowością, czasem nie wiesz, jak się zachować, żeby za bardzo nie wykorzystywać swojej niepełnosprawności – mówi Adrian.
Dodaje, że chodzi mu o programy wsparcia, z których można skorzystać.
- Nie przeskoczymy bowiem tego, że mamy jakieś ograniczenia, a to wsparcie ma je poniekąd niwelować. Nie powinniśmy jednak przesadzać. Bo czym innym jest to, że robisz drugie czy trzecie studia i do tego jeszcze pracujesz, a czym innym bycie wiecznym studentem czy beneficjentem jakiegoś programu wsparcia. I jeszcze kolejnego. Trzeba umieć wszystko wyważyć – stwierdza Adrian.
Kim jest zaradny niepełnosprawny?
Oczywiście, kimś, kto umie sobie radzić. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Dla jednych owa zaradność będzie zdobyciem fortuny, co pozwoli na dostatnie życie, podróże i opłacenie prywatnej opieki, a dla innych to samowystarczalność. Jak głęboko chcemy ją analizować? Czy chodzi o zrobienie sobie obiadu, czy samodzielne wyhodowanie składników tego obiadu? Czy radzenie sobie obejmuje także trudną umiejętność szukania pomocy i wsparcia u innych osób. I umiejętność skorzystanie z tego? Niech każdy odpowie sobie sam.
*nazwisko bohatera na jego prośbę nie zostało podane
Artykuł pochodzi z pierwszego w 2019 r. numeru magazynu „Integracja”.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach (w dostępnych PDF-ach).
Przeczytaj cały numer 1/2019 magazynu „Integracja” (dostępny plik PDF, 3,35 MB).
Komentarze
-
44 lat pracy -po amputacji nogi w wrogim otoczeniu państwa i prawa Polskiego
26.03.2019, 13:51MOJA AKTYWNOŚĆ ZAWODOWA JEST BLISKA ZAKOŃCZENIA / WIEK /.Przez te wszystkie lata pracy /44 lata / doznałem w Polsce wielu poniżeń i upokorzeń.W wieku 27 lat miałem wypadek- amputacja nogi ....Nie poddałem sie,zaczełem sie dokształcać i pracować.Życie rencisty za 640 zł / 3 dzieci na utrzymaniu / było niemożliwe.Po dokształceniu sie w konkursie- uzyskałem dobrą prace. I co?Ustawa o rentach i emeryturach / par 104-98 / wylansowana przez p.Bańkowską mówi- jeżeli Niepełnosprawny przkroczy 70% najniższego uposażenia to w NAGRODE za AKTYWNOŚĆ zawodową ZUS-Stalinowski zabiera Nam 50% RENTY.a jeżeli nieliczni / za to najlepiej wykształceni / zarobią ponad 130% to w nagrode za aktywność zawodową ,wspaniałomyślny ZUS- ciemieżyciel zabiera CAŁA RENTE..Za co lubić polityków- za w/w prześladowanie Nas ?.Jak długo jeszcze POLITYCY wszelkiej maści będą Nas dyskryminować ?.Pani Rafalska-- dlaczego dla wszystkich masz SERCE a nie masz go dla Amputantów nóg i rąk ?odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz