Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Pokazać inny świat

01.12.2011
Autor: Rozmawiała: Paulina Malinowska-Kowalczyk

W związku ze zbliżającym się Międzynarodowym Dniem Osób Niepełnosprawnych Gimnazjum Społeczne w Milanówku po raz pierwszy obchodziło Dzień Tolerancji. Przewodnim tematem spotkania była niepełnosprawność.

Uczniowie mieli okazję obejrzeć film "Brzydkie słowa" Marcina Maziarzewskiego, laureata nagrody publiczności tegorocznej edycji Festiwalu Filmowego „Integracja Ty i Ja” w Koszalinie, porozmawiać z reżyserem oraz zaprezentować własne filmy, w których wcielali się w rolę osób niepełnosprawnych. Dało im to możliwość lepszego poznania ograniczeń ludzi z niepełnosprawnością fizyczną, niewidomych czy głuchoniemych. Kolejnym celem spotkania było przybliżenie uczniom tematyki igrzysk paraolimpijskich, o których opowiadała Paulina Malinowska-Kowalczyk, dziennikarka od lat zajmująca się tą tematyką i jednocześnie nauczycielka języka hiszpańskiego w tymże gimnazjum.

O filmie, niepełnosprawności i Dniu Tolerancji w milanowskim gimnazjum z twórcą filmu “Brzydkie słowa” rozmawiała Paulina Malinowska-Kowalczyk.

Paulina Malinowska-Kowalczyk: Jak uczniowie odebrali Twój film?
Marcin Maziarzewski:
Niezwykle empatycznie. W miarę doroślenia ludzie obrastają skorupą; oni są jeszcze bardzo młodzi.

Na festiwalu w Koszalinie publiczność też nie pękała ze śmiechu; słychać było pojedyncze chichoty, ale każdy trzymał kciuki, żeby filmowemu bohaterowi udało się umówić na randkę. Tobie w filmie udało się sprawić, że tego bohatera bardzo się lubi. To klucz do sukcesu, bo widz zaczyna się zastanawiać, jak trudne jest życie z taką chorobą. Sympatyczny gość, który mógłby być fajnym chłopakiem, dobrym mężem, cierpi na chorobę, która przeszkadza mu w kontaktach z ludźmi. Ta historia nie została pokazana w skali jeden do jednego, co zresztą podkreślał Paweł Łoziński, jeden z członków jury. Nie jest to tylko opowieść o zespole Tourette’a, ale również o tym, co dzieje się z życiem bohatera w różnych sytuacjach. Wróćmy jednak do Dnia Tolerancji. Jak sam przyznałeś, to pierwsza szkoła, która zdecydowała się pokazać Twój film. Dlaczego tak się dzieje?
Zacznę od tego, ze dla mnie to też było duże przeżycie, bo nigdy nie miałem projekcji w szkole, nie wiedziałem, jak publiczność szkolna odbierze ten film. Zadawałem sobie pytanie, dlaczego u Was został zaprezentowany uczniom po raz pierwszy. Myślę, że polska szkoła jako całość jest bardzo zachowawcza. Nie chce poruszać tematów kontrowersyjnych poprzez kontrowersyjną formę, a ten film jest kontrowersyjny i chciałem, żeby taki był. Proponuje pewną narrację, która do takiego wyświechtanego obrazu szkoły nie pasuje. Na festiwalach, podczas których film był pokazywany, pojawiło się pewnie dużo osób, które z edukacją mają do czynienia, ale nikt wcześniej się do mnie nie zgłosił. To jest znak ogromnej otwartości tej szkoły.

Kadr z filmu
Film "Brzydkie słowa", reż. Marcin Maziarzewski, fot.: mat. dystrybutora

Może zapoczątkujemy dobry trend?
Bardzo bym sobie życzył, żeby szkoła wchodziła w tego typu tematykę, poruszała coś, co jest naprawdę kontrowersyjne, żeby uczyła młodych radzić sobie z kontrowersyjnością czegoś i żeby robiła to nie poprzez pogadanki i gazetkę, które może są potrzebne, ale poprzez kontakt ze sztuką, a film jest sztuką masową. Również w ten sposób można trafiać do tej grupy wiekowej, uwrażliwiać ich na inność, na kontrowersyjne zjawiska, które wokół nich zachodzą. Jeśli szkoła ograniczy się do pogadanki i “odfajkuje’ sprawę, to młodzi i tak nabiorą do tych zjawisk swojego stosunku na podstawie innych źródeł, ale może efekt nie będzie taki, jak byśmy chcieli.

Jak oceniasz filmiki zrealizowane przez uczniów, czyli obraz tego, jak oni widzą niepełnosprawność?
Zacznę od tego, że to jest fantastyczne, co tu robicie, i życzyłbym sobie, żeby wszyscy podchodzili do tej sprawy jak Wy. Dajecie uczniom możliwość autorskiego wypowiedzenia się na ten temat. Co innego jest słuchać, a co innego coś stworzyć. To ważne, że oni mogli dać wyraz temu, jak zapatrują się na temat niepełnosprawności. I dobrze, że nie silili się na kino dokumentalne, które by jeden do jednego pokazywało świat niepełnosprawnego; bardziej chodzi o to, by poczuć empatię, więź emocjonalną z tymi ludźmi, wyobrazić sobie ich świat i pokazać wybrany jego aspekt - to tak naprawdę wystarcza. Biorąc kamerę do ręki i kręcąc krótki materiał, mają możliwość wypowiedzenia się na ten temat, wniknięcia w świat bohaterów, których portretują - w tym wypadku niepełnosprawnych. 

Na zdjęciu: kamera wideo
Fot.: www.sxc.hu

Wróćmy do Twojego filmu. Ogromne wrażenie robi to, jak postać Piotra została zagrana przez głównego aktora. Na początku sama myślałam, że to osoba chorująca na zespół Tourette’a. Ciężko było go namówić do tej roli? Jak się przygotowywał?
Grzegorz Mielczarek, który gra głównego bohatera, jest jednym z najwybitniejszych aktorów młodego pokolenia w Polsce; po pracy z nim nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. To aktor z ogromnym potencjałem, wspaniałym warsztatem i niesłychanym talentem.

Poznałem Grzegorza przez opiekuna artystycznego mojego filmu, którym był profesor Jerzy Stuhr. Przeczytawszy scenariusz, powiedział: „Panie Marcinie, powinien Pan pogadać z Grzegorzem Mielczarkiem, bo to jest aktor, który bardzo dobrze się do tej roli nadaje”. Pojechałem do Krakowa, oglądałem Grzegorza na scenie, potem spotkaliśmy się osobiście i od razu, od pierwszego momentu wiedziałem, że to jest aktor, którego szukam. Pan Jerzy na swój aktorski nos wiedział, że Grzegorz jest tą osobą, która powinna tę rolę zagrać.

Był to film dla mnie ważny, bo ostatni, jaki robiłem w szkole. Grzegorz przeczytał scenariusz i zgodził się w filmie zagrać; nie musiałem go specjalnie namawiać. Zaczęliśmy próby - bo to nie jest tak, że zapadła decyzja obsadowa i idziemy na plan. Przed zdjęciami musieliśmy stworzyć wiarygodny portret chorego na Tourette’a. Dysponowaliśmy materiałami medycznymi na ten temat, konsultacją lekarską, materiałami wideo i z tych materiałów staraliśmy się skonstruować postać Piotra. To trwało jakieś dwa miesiące przed zdjęciami. Włożyliśmy dużo pracy w to, by ten portret był wiarygodny. I wielka zasługa Grzegorza, że tyle z siebie dał postaci Piotra. Nie chcieliśmy zrobić ani karykaturalnego portretu, ale też nie chcieliśmy być specjalnie nabożni w stosunku do tej choroby. Staraliśmy się zachować rodzaj zdrowego dystansu. Bo jeśli chce się być blisko bohatera, wniknąć w jego świat, to trzeba zachować rodzaj trzeźwości w podejściu.

Na zdjęciu: Fetsiwal Integracja Ty i Ja w kinie studyjnym
EFF "Integracja Ty i Ja" w kinie studyjnym, fot.: www.integracjatyija.pl

Czy w przypadku tworzenia tego filmu zdarzyło się coś takiego, co przewartościowało twoje dotychczasowe myślenie?
To doświadczenie dużo o mnie powiedziało, bo nie do końca potrafię podchodzić do życia racjonalnie. Dowiedziałem się też, że mój poziom tolerancji na inność wcale nie jest taki duży, jak myślałem. Bo gdy pojechałem na pokaz w Stowarzyszeniu Chorych na Zespół Tourette’a, to zaczęło mnie denerwować, że ci ludzie nie siedzą i nie oglądają tak, jak powinni w kinie oglądać.

Wiercili się, ruszali…?
Albo krzyczeli, albo “rzucali mięsem”. Zdałem sobie sprawę, że nie oni mają problem, tylko ja mam problem. To ma przełożenie na sferę artystyczną - kiedy poprzez zetknięcie z innością otwierają się okienka w Twojej głowie, które do tej pory były zamknięte.

Dlaczego zespół Tourette’a, a nie przykładowo zespół Downa?
To brzmi technicznie, gdy o tym mówię, ale nie zamierzam się tego wypierać, bo to przywilej reżysera. Ja chciałem opowieści o tragikomizmie życia ludzkiego. To nie było tak, że chciałem zrobić film o zespole Tourette’a; powiem więcej, ja bardzo nie chciałem zrobić filmu o zespole Tourette’a. Wiedziałem, że bohater będzie cierpiał na tę chorobę, jednak celowo nie chciałem robić filmu o samej chorobie, tylko o tragikomicznej szarpaninie, o poszukiwaniu miłości, relacji z drugim człowiekiem. Kiedy przypadkowo natknąłem się na tę dolegliwość, zdałem sobie sprawę, że w niej się to zawiera. To nie było tak, że znałem kogoś takiego albo miałem taką osobę w rodzinie i na początku filmu mógłbym napisać: “oparte na faktach“. Jest to film fabularny, który wynikał bardziej z potrzeby opowiedzenia o tragikomizmie życia niż przedstawienia obrazu choroby.

Pewnie na tym polega jego siła.
Nie mnie to oceniać, ale wierzę, ze nie da się zrobić filmu o zespole Tourette’a, robiąc film o zespole Tourette’a. Profesor Stuhr powiedział: “Niech Pan nie robi filmu o chorobie, bo jak Pan zrobi film o chorobie, to koniec, to Pan nic nie zrobi“. Film zawsze jest metaforą - mimo, że jest tak bardzo obrazowy i daje iluzję rzeczywistości. Tego się trzymałem, robiąc ten film, i mam nadzieję, że z pożytkiem, ale to już widzowie ocenią.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas