Prywatna wojna Janiny O.
Janina Ochojska, szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej - co może zaskoczyć wielu czytelników - jest osobą niepełnosprawną. Porusza się o kulach. Redakcji ngo.pl opowiada o swojej "walce" o miejsca parkingowe dla niepełnosprawnych kierowców.
- Janko, co myślisz, gdy podjeżdżasz na parking, na którym wiesz, że powinno być dla Ciebie - jako dla osoby niepełnosprawnej - miejsce parkingowe, a ono jest zajęte przez samochód, który nie należy do niepełnosprawnego?
Janina Ochojska: - Powiem ci co robię, gdy przyjeżdżam do Fundacji. Pod Fundacją są dwa miejsca dla niepełnosprawnych i bardzo często stoją tam samochody, które nie mają takich uprawnień. Ja je po prostu zastawiam. Wkładam karteczkę z prośbą o zgłoszenie się do nas i w ten sposób zmuszam ludzi, żeby do mnie przyszli. Wtedy stwierdzam, że pan czy pani nie wyglądają na osobę niepełnosprawną i tłumaczę ludziom dlaczego tak zrobiłam. To jest taka moja prywatna wojna. Myślę sobie, że jeżeli każdej z tych osób wytłumaczę o co mi chodzi, to ta osoba już drugi raz tak nie zrobi. I przynajmniej w tym miejscu, a może też na innych parkingach, nie zajmie miejsca dla niepełnosprawnego.
- Jakie są reakcje tych ludzi?
J.O.: - Różne. Od cholerowania i kompletnego niezrozumienia, aż po bardzo pozytywnie zaskakujące, ale to mi się zdarzyło tylko dwa razy. Jedna pani zaparkowała na miejscu dla niepełnosprawnych, a ja - zastawiłam jej samochód i zostawiłam karteczkę. Przyszła do mnie dosyć późno, bo około 21.00. Bardzo przepraszała. Powiedziała, że ona nigdy tego nie robi, nie zauważyła itd. A na drugi dzień przyszedł posłaniec z ogromnym bukietem róż i kopertą, w której był przelew na 500 złotych na Pajacyka z notatką: "Zapłaciłam mandat na Pajacyka". Innym razem zastawiłam pana, który okazało się, że ma tutaj firmę. Też mnie przepraszał i zadeklarował, że chciałby wesprzeć naszą Fundację. Najczęściej jednak ludzie mówią tak: "do lekarza przyszedłem, nie zauważyłem, nie wiedziałem, ja tylko na chwilę". Tak jest bardzo często. Jakby nie rozumieli, że na chwilę czy nie, to nie ma znaczenia. Czasami zdarza mi się, że gdy odchodzę od samochodu, który właśnie zastawiłam, pojawia się jego właściciel. Ludziom się wydaje, że to żaden problem wsiąść i odjechać. A ja muszę podejść do tego samochodu, zdjąć plecak, otworzyć drzwi, wrzucić do samochodu plecak, usiąść, wrzucić kule, "wrzucić" nogi. I ten cały proces powtarzam po raz kolejny, tylko dlatego, że ktoś na chwilę zaparkował.
- Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji w ramach kampanii "Polska bez barier", prowadzi w tym roku m.in. Akcję Parkingową, która ma na celu uświadomić kierowcom, aby nie zajmowali miejsc parkingowych dla niepełnosprawnych. Ale ta kampania nie dotyczy tylko kierowców, ale także osób odpowiedzialnych za parkingi. Na przykład przy supermarketach...
J.O.: - To prawda. Właściwie nie jeżdżę do supermarketów, rzadko mi się to zdarza. Zaobserwowałam jednak, że tam na parkingach są panowie, którzy czegoś pilnują. Ale jak im zwracam uwagę i upominam się o miejsce dla niepełnosprawnego, to słyszę "To nie moja sprawa". Nie wiem czego oni pilnują, ponieważ gdy komuś ukradną tam samochód, to też słyszy, że to nie jest parking strzeżony, więc to nie ich sprawa. Nie widziałam jeszcze, aby któryś z tych panów zwrócił uwagę kierowcy, podjeżdżającemu na miejsce parkingowe dla niepełnosprawnego. A oni najczęściej kręcą się w pobliżu tych miejsc, ponieważ są one najbliżej wejścia. Przed supermarketami też toczę prywatną wojnę i jak zauważę, że ktoś podjeżdża, to mówię "Proszę odjechać", ale oczywiście mój zasięg jest ograniczony.
- Sądzisz, że taka kampania społeczna przyczyni się do zmiany zachowań kierowców?
J.O.: - Dobrze, że taka kampania jest prowadzona. Ludzie nie robią tego, żeby zrobić komuś na złość, tylko naprawdę są nieświadomi.
- Może powiedzmy zatem wszystkim sprawnym kierowcom, ile zachodu kosztuje osobę niepełnosprawną uzyskanie prawa do bezpłatnego korzystania z miejsc parkingowych?
J.O.: - Proszę bardzo. Ludzie nie wiedzą na przykład o tym, że każde miasto ma swoje odrębne przepisy regulujące te sprawy. Ja też przez długi czas o tym nie wiedziałam. Myślałam, że wystarczy mi niebieska karta europejska. Tak, jak jest w przepisach. Okazuje się jednak, że każde miasto ma jeszcze dodatkowy przepis. W Krakowie jest inny, w Warszawie jest inny. W tych dwóch miastach mieszkam i pracuję, więc wiem jak tutaj wygląda sytuacja. Na każde z tych miast muszę mieć osobną kartę.
- Do czego uprawnia cię ta karta?
J.O.: - Pozwala mi parkować bezpłatnie na wszystkich miejscach parkingowych wzdłuż ulic, np. tam gdzie w Warszawie jest Wapark. Gdy nie miałam tej kraty, to pani z Waparku dawała mi mandat za to, że nie stoję na miejscu dla niepełnosprawnych. Takich mandatów mam bardzo dużo. Nie zapłaciłam ani jednego, ponieważ nie stałam na miejscu dla niepełnosprawnych, dlatego że stał tam inny samochód. Kiedyś akurat trafiłam na panią z Waparku i mówię: "Proszę dać mandaty tym ludziom, którzy stoją na miejscach dla niepełnosprawnych". No i dowiedziałam się, że pani nie może im dać mandatu, bo oni za parking zapłacili. A ja dostaję mandat, bo nie stoję na miejscu dla niepełnosprawnych. Jakaś paranoja.
W Krakowie natomiast jest tak, że osoba niepełnosprawna musi mieć kartę, która kosztuje 2,50 zł na miesiąc. Nie jest to zbyt wielki koszt, a w biurze, gdzie się te sprawy załatwia pracują bardzo mili ludzie, ale trzeba tam wejść po schodach. I to najpierw po jednych, a potem są jeszcze dwa schodki. No i trzeba tam jednak pójść, mieć czas, żeby to wszystko załatwić. I dopiero taka karta uprawnia do parkowania bez opłat.
W Toruniu też jest jakaś karta. Czasami tam bywam, ale po prostu stawiam samochód i uważam, że powinna mi wystarczyć niebieska karta europejska. Jak ktoś się do mnie przyczepia mówię, że mam taką i jestem w Toruniu tylko chwilowo. Nie mogę mieć kart na wszystkie miasta. To też jest jakaś paranoja. Nie wiem jaki przepis w Toruniu obowiązuje. Jak ktoś mi kładzie karteczkę, to przyznaję, że ją po prostu wyrzucam. Nawet się nie zainteresowałam jaki dokument muszę mieć w Toruniu, bo wtedy musiałabym w każdym mieście, do którego zamierzam pojechać, dowiedzieć się jaką mam mieć kartę i ją sobie wyrabiać.
- Sporo podróżujesz po świecie. Jak to wygląda w innych krajach?
J.O.: - Nigdy nie prowadzę samochodu sama, ale na przykład w Nowym Jorku pomimo, że jestem osobą niepełnosprawną, to kierowca, który mnie wiózł miał wręcz panikę w oczach, żeby tylko nie stanąć na niewłaściwym miejscu. Ponieważ tam, jak się stanie na miejscu dla niepełnosprawnych bez upoważnienia, to po prostu wlepiają ci taki mandat, że zapamiętujesz to na całe życie. We Francji jest tak samo. Wszędzie w tych krajach dostajesz bardzo duże mandaty i ludzie respektują te przepisy. U nas dostajesz mandat 50 zł, a jeszcze często kierowcy je wyrzucają. Mam takie mandaty tych, którzy stali na miejscu dla niepełnosprawnych, dostali mandat (bo ja zadzwoniłam po Straż Miejską) i ten mandat wyrzucili. Jak ktoś nie zapłaci, to mandat jest nieściągalny.
- Sądzisz, że skoro kierowcy nie chcą płacić mandatów 50-złotowych, to będą płacili większe?
J.O.: - Po pierwsze powinien to być duży mandat, a po drugie - powinno się ścigać takiego człowieka. On powinien wiedzieć, że rzeczywiście musi ten mandat zapłacić.
- A jak Straż Miejska reaguje na Twoje sygnały?
J.O.: - Bardzo miło. Nie wiem jak to odbierają inni, bo mogą mi zarzucać, że donoszę, ale cóż, jakoś z tym muszę walczyć. Straż Miejska to rozumie. Dziękują mi nawet za powiadomienie. Przecież oni też nie jeżdżą wszędzie, a sami chcą walczyć z tym zjawiskiem. Natomiast, o ile się orientuję, Straż Miejska nie ma nic do parkingów supermarketów. Tam nie mogą interweniować. Także to jest tak naprawdę obojętność kierownictwa supermarketu. Raz, przed którymś z takich sklepów widziałam dużą pomarańczową tablicę z napisem "Jak wziąłeś moje miejsce, weź też moje kalectwo". Uważam, że to jest bardzo dobre hasło. Pewnie niektórzy tak czy siak staną na miejscu dla niepełnosprawnego, ale moim zdaniem to kierownictwo supermarketu powinno zadbać o niepełnosprawnych klientów.
- Dlaczego?
J.O.: - Dlatego, że osoba niepełnosprawna prędzej pojedzie do supermarketu, bo sklepik obok ma
schody. Sklepy w mieście są najczęściej niedostępne. Jak ktoś ma samochód, to jedzie do
supermarketu, bo tam jest gładko, wszędzie dosięgnie, jest łatwiej. Kierownictwo supermarketu
powinno szczycić się tym, że są miejsca dla niepełnosprawnych, że tam niepełnosprawny zawsze
zaparkuje, że jest ktoś, kto mu pomoże. Niektórzy robią duże zakupy i czasami nie umieją sobie
poradzić z wózkiem. W ten sposób można przyciągnąć klientów. Osoby niepełnosprawne żyją tak samo,
jak inni. Niektórzy całkiem dobrze. I są takimi samymi klientami, jak inni.
- Dziękuję za rozmowę.
miejsce: Warszawa
data wydarzenia: 2004-09-10 do 2004-09-10
autor: Magda Dobranowska (redakcja ngo.pl)
źródło: informacja pochodzi z portalu ngo.pl
Komentarze
-
BigDick_Mbou5idiox
19.10.2023, 12:06
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz