Polscy rugbiści zdobyli Puchar Metra!
Reprezentacja Polski rugbystów na wózkach – grająca pod nazwą The Reds White – okazała się najsilniejszą drużyną rozegranego w miniony weekend w Warszawie turnieju Metro Cup 2011. W niedzielnym finale, będącym ozdobą całego turnieju, Polacy w zaskakujący sposób pokonali drużynę gwiazd European Mix 47:43. Trzecie miejsce wywalczył niemiecki zespół Next Gereration, pokonując w małym finale Polskę II – The Reds Red 44:41.
Receptą reprezentacji Polski na teoretycznie najsilniejszą w warszawskim turnieju drużynę gwiazd była mądra gra zespołowa – zarówno w ataku, jak i w obronie. To właśnie przyczyniło się do sukcesu naszej ekipy, walczącej o kwalifikację paraolimpijską na igrzyska w Londynie w 2012 r. Tym prostym sposobem udało się zatrzymać niejedną akcję indywidualnie grających gwiazd europejskich.
- To dobrze, że przeżyliście ten weekend, i dobrze, że ja przeżyłem go razem z wami – powiedział po meczu niemiecki trener naszej kadry, Christoph Werner. I właściwie te słowa w pełni podsumowują wysiłek biało-czerwonych.
Zaczęło się niemrawo. W pierwszym meczu sobotnich kwalifikacji biało-czerwoni ulegli „Europie” 43:51. Rośli zawodnicy European Mix, których trzon stanowili Francuzi, a wśród nich jeden z najlepszych rugbystów na wózkach na świecie – Ryadh Sallem, pierwsi zakwalifikowali się do półfinałów, zajmując pierwsze miejsce w tabeli. Drugie i trzecie wywalczyli nasi kadrowicze: Polska I – The Reds White i Polska II – The Reds Red, a ostatnie - Next Generation z Niemiec.
Drugi dzień turnieju rozpoczął sie od półfinałów. Wygrywali w nich faworyci; European Mix pokonali Next Generation 56:41, a The Reds White w bratobójczej walce wygrali z The Reds Red 45:30. Prawdziwe emocje miały się dopiero zacząć, choć nic nie wskazywał na nie mecz o trzecie miejsce, w którym Niemcy pokonali polskie rezerwy 44:41 (naszym nie udało się powtórzyć sukcesu z kwalifikacji, kiedy grając przeciwko Next Generation, najpierw doprowadzili do dogrywki, a potem ją wygrali jednym punktem).
Na zdjęciu: bratobójcza walka między The Reds White a
The Reds Red. Tym razem wygrali "biali", fot.: Maciej
Kowalczyk
W niedzielę o godzinie 15.00 rozpoczął się mecz o najwyższą stawkę – najbardziej widowiskowy pojedynek całych zawodów. Rozgrywki - zgodnie z przewidywaniami – zaczęły się od ostrego uderzenia rugbystów z Europy. Pierwszy punkt zdobył Andreas Collin, następne dwa - po nieprawdopodobnym, dynamicznym slalomie - ogromny Ryadh Sallem. Wyglądało to tak, jakby nikt nie był w stanie go zatrzymać. Kiedy na tablicy wyników pojawił się rezultat 7:4, a potem 8:5 dla Europy, wydawało się, że finał przerodzi się w egzekucję, a Polacy mogą jedynie bronić swego sportowego honoru, ale wyniku raczej nie. Ale właśnie wtedy stało się coś niespodziewanego. Polacy wzmocnili obronę i w końcówce kwarty doprowadzili do pierwszego wyrównania 9:9, a potem wyszli na prowadzenie. Po pierwszej kwarcie - mimo 6 punktów Sallema - to Polacy prowadzili 11:10.
Druga kwarta była popisem biało-czerwonych. O wartości naszej obrony niech świadczy sam fakt, że ogromny czołg Ryadh Sallem zdobył w tej części gry tylko 2 punkty. Był bezsilny wobec podwajanego krycia, przy którym wraz z innymi dwoił się i troił Dominik Rymer. Nie cofnął się on przed żadnym groźnie wyglądającym natarciem francuskiego mistrza. W naszym ataku wyróżniali się Sławomir Gontarz, Piotr Wilamowski i kapitan zespołu, Krzysztof Kapusta. Kiedy zawodnicy schodzili na przerwę po pierwszej połowie, na tablicy widniał rezultat nieprawdopodobny: 24:19 dla Polski! Ci, którzy mieli być tłem, dyktowali warunki gry.
Obrazu na boisku nie zmieniła trzecia kwarta. Kiedy Polacy powiększyli prowadzenie do 9 punktów różnicy, obudził się Sallem. Jeszcze przed zakończeniem tej partii gry zdobył dwa punkty z rzędu.
Na zdjęciu: Rafał Rocki ("czerwoni") walczy o wolne pole, fot.:
Maciej Kowalczyk
W naszych szeregach zaczęło się wtedy coś złego. Nerwy i brak koncentracji. Czwarta kwarta – mimo znacznej przewagi Polaków – mogła odwrócić losy pojedynku. Rolę blokowanego przez polską obronę Sallema przejął bardzo udanie Andreas Sallin. Polacy tracili punkty seriami, a zdobywali z ogromnym wysiłkiem. W końcówce nasze prowadzenie stopniało do 4 punktów, ale Polakom starczyło sił na ostatnie minuty. Zimną krew zachował najlepszy na boisku Krzysztof Kapusta. Europie nic nie dały szaleńcze i piękne akcje Ryadha Sallema; osamotniony w nich Francuz zdobył pięć ostatnich punktów dla swojej drużyny. Było to jednak za mało. Polacy wytrzymali i wygrali pewnie, oszczędzając kilkusetosobowej publiczności nerwów w końcówce. Po ostatnich dwóch wjazdach Sallema do polskiej bramki mecz zakończył się wynikiem 47:43 dla Polski.
– Wspaniały, piękny mecz, zaskakujące i wymarzone zwycięstwo i wielkie emocje – grzmiał ze swojej loży komentatorskiej Krzysztof Głombowicz, zagrzewający Polaków do boju, a publikę - do kibicowania. Bo też Polacy zasłużyli na wielkie brawa. I jeśli w turniejach o większą stawkę będą stosować podobną taktykę, polegającą na rozpracowywaniu najsilniejszych przeciwników w kwalifikacjach i oszczędzaniu sił na najważniejsze mecze, o awans na igrzyska w Londynie możemy być spokojni.
– To był bardzo trudny turniej – powiedział Nacer Menezla z niemieckiej drużyny Next Generation, zdobywcy trzeciego miejsca. – Nie mamy tu dwóch silnych zawodników z podstawowego składu, tym bardziej cieszy nas trzecie miejsce – dodał.
Wyniki Turnieju Metro Cup 2011
runda kwalifikacyjna
The Reds White - European Mix 43:51
The Reds Red - Next Generation 43:42
The Reds White - Next Generation 44:35
The Reds Red - European Mix 32:51
The Reds White - The Reds Red 40:22
Next Generation - European Mix 33:54
półfinały
European Mix - Next Generation 56:41
The Reds White - The Reds Red 45:30
mecz o trzecie miejsce
The Reds Red - Next Generation 41:44
finał
European Mix - The Reds White 43:47
Najlepsi zawodnicy turnieju:
0,5 Adrien Chalmin (European Mix)
1,0-1,5 Dominik Rymer (The Reds White)
2,0-2,5 Rafał Rocki (The Reds Red)
3,0-3,5 Ryadh Sallem (European Mix)
MVP Krzysztof Kapusta (The Reds White)
Na zdjęciu: Najlepsi zawodnicy turnieju (od lewej):
MVP Krzysztof Kapusta (The Reds White), 0,5 pkt Adrien Chalmin
(European Mix), 1,0-1,5 pkt. Dominik Rymer (The Reds White),
2,0-2,5 pkt Rafał Rocki (The Reds Red) i 3,0-3,5 pkt Ryadh Sallem
(European Mix), fot.: Maciej Kowalczyk
Teraz naszą reprezentację rugbistów na wózkach czekają mistrzostwa Europy, które odbędą się na początku października w Szwajcarii. Zajęcie miejsca wyższego niż czwarte będzie przepustką na igrzyska w Londynie. Na igrzyskach paraolimpijskich wystąpią cztery drużyny ze Starego Kontynentu. Wielka Brytania kwalifikację ma zapewnioną jako gospodarz, pozostają więc do rozdysponowania trzy miejsca. O jedno z nich będą walczyć Polacy w Szwajcarii.
Rugby na wózkach jest dyscypliną, która w Polsce notuje ogromny rozwój. Nieodżałowany, świętej pamięci Sławomir Sękowski położył podwaliny pod budowę silnej reprezentacji, uczestnicząc w tym procesie przy własnym zaangażowaniu finansowym. Zdobycie przez naszych rugbistów kwalifikacji na igrzyska w Londynie byłoby najlepszym upamiętnieniem jego dokonań.
Rugby uprawia w Polsce 250 osób. Mamy rozrośniętą ligę krajową, podzieloną na trzy grupy. Drużyna narodowa, trenowana przez światowej klasy fachowców, znajduje się w ścisłej czołówce (5. miejsce na ostatnich MŚ) i może walczyć o medale. Rugby na wózkach przyciąga też wielu niepełnosprawnych. Jest to w naszym kraju pewien fenomen, trudny do wytłumaczenia.
– Rugby jest dyscypliną „promującą” niejako osoby z największymi stopniami niepełnosprawności ruchowej. To, co w koszykówce jest nie do osiągnięcia dla tetraplegigów, z powodzeniem da się osiągnąć właśnie w rugby. Element walki jest tu nie bez znaczenia – podkreśla Dominik Rymer, jeden z kluczowych zawodników naszej reprezentacji. – W rugby na boisku nie ma kolegów w drugiej drużynie. Nie ma „litości” w grze. To także przyczynia się do widowiskowości meczów. Kolegami jesteśmy poza boiskiem. Żeby to poczuć, trzeba tego spróbować – dodaje.
– Osoby, które przychodzą na takie mecze jak dzisiaj, które są po urazie rdzeniowym w odcinku szyjnym, widzą, co potrafią zrobić ci zawodnicy. To oni są najlepszym przykładem. I to ich najbardziej motywuje. Nie ci rehabilitanci, tacy jak ja. Także takie turnieje są bardzo ważne, aby niepełnosprawni mogli dowiedzieć się, że oni też mogą uprawiać sport – mówi Artur Sochacki, trener aktualnego mistrza Polski, Flying Wings Rzeszów.
Artykuł powstał dzięki dofinansowaniu ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Dorabiasz do świadczenia z ZUS-u? Dowiedz się jak zrobić to bezpiecznie
- Immunoterapie wysokiej skuteczności od początku choroby – czy to już obowiązujący standard postępowania w SM?
- Nowa przestrzeń w DPS-ie „Kombatant”
- Instytut Głuchoniemych z umową na modernizację
- Mattel® dostosowuje swoje kultowe gry do potrzeb osób nierozróżniających kolorów!
Dodaj komentarz