W kolejce do umierania. Kłopoty białostockiego hospicjum
Czterdzieści miejsc w hospicjum przy ulicy Sobieskiego w Białymstoku do końca tego roku - to był optymistyczny wariant. Ale już wiadomo, że ani w tym, ani w przyszłym roku nie da się go zrealizować. Powód? Jak zawsze ten sam. Pieniądze.
O tym, jak bardzo jest potrzebne duże i przestronne hospicjum, najlepiej wie jego szef, doktor Tadeusz Borowski-Beszta.
- W starej części budynku obecnie mamy dwadzieścia łóżek. Codziennie dzwoni telefon, codziennie ktoś nowy pyta o miejsce. A ja mogę przyjąć kogoś dopiero wtedy jak się coś zwolni... - mówi lekarz. Czyli umrze.
Doktor Borowski-Beszta zawsze ma w kieszeni kartkę, na której zapisane są nazwiska oczekujących w kolejce. Do miejsca, w którym będą mogli umrzeć godnie i pod właściwą opieką lekarską.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz