Filip Zagończyk: zdumiewająca pobłażliwość
Równość wszystkich wobec prawa – to osiągnięcie epoki oświecenia i rewolucji francuskiej. Od wspomnianych wydarzeń minęło ponad 200 lat, ale ta zasada trwale wpisana została w systemy prawne państw demokratycznych. Czy jednak jest bezwzględnie przestrzegana? Czy we współczesnym świecie o sukcesie przed sądem nazbyt często nie decyduje rozpoznawalność, sława i grubość portfela?
Z całą pewnością takie pytanie mogły zadawać sobie w 1994 roku miliony mieszkańców Stanów Zjednoczonych, którzy z zapartym tchem śledzili sprawę słynnego futbolisty O.J. Simpsona. Ten czarnoskóry sportowiec był bożyszczem tłumów. Celowo podkreślam tu jego kolor skóry, gdyż miał on niebagatelne znaczenie dla wyroku w procesie o podwójne morderstwo.
Czuły punkt
12 czerwca 1994 roku zagubiony pies państwa Simpsonów doprowadził swoich nowych opiekunów do posesji numer 875, gdzie zszokowani ludzie odkryli ciała młodej kobiety – Nicole Brown, żony Simpsona – oraz pracującego w pobliskiej restauracji kelnera, Ronalda Goldmana. Jak ustalono później, przyszedł on oddać pozostawione przez panią Brown okulary i stał się przypadkowym świadkiem zbrodni. Wezwana na miejsce policja zabezpieczyła ślady, w tym skórzaną rękawiczkę Simpsona. W jego samochodzie znaleziono także ślady krwi i włosy należące do ofiar.
Mimo tak przygniatających dowodów, Simpsonowi po głośnym procesie udało się uzyskać wyrok uniewinniający. Wynajął najlepszych adwokatów, którzy zrobili wszystko, aby ława przysięgłych składała się w większości z osób czarnoskórych, a następnie starali się zrobić z Simpsona ofiarę spisku rasistowsko nastawionej policji. Posunięcie to okazało się niezwykle trafne, zwłaszcza że od lat w sądach w Los Angeles mniejszość afroamerykańska była dyskryminowana. Adwokaci Simpsona trafili w czuły punkt całej źle traktowanej społeczności. Jedna z ławniczek przyznawała wprost, że wyrok uniewinniający dla Simpsona to odwet za wszystkie wcześniejsze wyroki dyskryminujące Afroamerykanów.
Nie tylko pełnosprawni
Próby usprawiedliwiania osób sławnych i bogatych nie dotyczą jednak wyłącznie ludzi pełnosprawnych.
Przypomnijcie sobie historię Oscara Pistoriusa i zastanówcie się, czy niepełnosprawność może stanowić usprawiedliwienie dla nieprzestrzegania prawa? Jego sprawa odbiła się przecież głośnym echem na całym świecie. Ten najsłynniejszy paraolimpijczyk, który próbował swoich sił również w rywalizacji ze sprawnymi sportowcami, kilka lat temu zabił swoją partnerkę, Reevę Steenkamp, oddając do niej cztery strzały przez zamknięte drzwi łazienki. Sportowiec tłumaczył później, że pomylił ją z włamywaczem, ale w trakcie procesu sądowego udowodniono, że chwilę przed tragicznymi strzałami para się kłóciła.
Mimo to, sądy pierwszej instancji okazały zdumiewającą pobłażliwość. Pistorius dostał 5 lat, a więzienie opuścił już po kilku miesiącach, gdyż zgodnie z południowoafrykańskim prawem osoby skazane na wyroki nie wyższe niż 5 lat, po odbyciu jednej szóstej wyroku, resztę kary mogą odcierpieć poza murami więzienia. Dopiero apelacje i ogromna determinacja krewnych zamordowanej kobiety spowodowały zmianę wyroku i słynny paraolimpijczyk został skazany na 13 lat.
Czy przymykać oko?
Oba przytoczone przeze mnie przykłady są drastyczne, bo dotyczą spraw o zabójstwo. Co jednak wtedy, gdy mamy do czynienia z sytuacją o wiele drobniejszą? Jeżeli np. osoba z niepełnosprawnością przekracza dozwoloną prędkość samochodem, bo śpieszy się do szpitala, albo chcąc skorzystać z uprawnień stara się kupić tańszy bilet i w tym celu okazuje przeterminowany, a więc już nieważny dokument?
Czy w takich wypadkach powinniśmy pozostać wierni zasadzie równości wszystkich wobec prawa, czy też, biorąc pod uwagę, że jesteśmy niewątpliwie także pod względem prawnym dyskryminowaną mniejszością, przymykać na takie drobiazgi oko?
Czy jeśli osoba niewidoma przechodzi bez białej laski na czerwonym świetle w miejscu, gdzie nie ma sygnalizacji dźwiękowej, i dojdzie do wypadku, to winę za zdarzenie przypisalibyście jej, czy też tym, którzy w sposób niewątpliwie dyskryminujący nie zamontowali sygnalizacji dostępnej dla wszystkich?
Czy w takiej sytuacji mówilibyśmy o lekkomyślności osoby niewidomej, czy też o braku niezbędnych dostosowań, co narażało ją na dodatkowe ryzyko?
Zachęcam Was gorąco do dyskusji, stawiając pytanie, czy równość wszystkich wobec prawa powinna mieć jakieś granice.
Filip Zagończyk – dziennikarz, przez kilka lat pracował w radiowej Czwórce. Obecnie prowadzi blog www.kolociebie.com, na którym przełamuje stereotypy związane z niepełnosprawnościami. Niewidomy od 4. roku życia. W 2008 roku uległ wypadkowi w warszawskim metrze i stracił prawą nogę. Od dziesięciu lat porusza się, korzystając z protezy i laski. Kocha sport, a zwłaszcza piłkę nożną.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz