Domy pomocy w niemocy
Kiedy w 1997 roku zobligowano wszystkie Domy Pomocy Społecznej (DPS) do podniesienia poziomu funkcjonowania i usług, wiele osób miało nadzieję, że rozwiąże to główne problemy, z jakimi od lat się borykają. Dzisiaj prawie wszystkie DPS spełniły standardy ministra polityki społecznej, lecz problemów nie ubyło. Ani krytyki działania systemu.
Wymagane standardy dotyczą minimum w zakresie warunków bytowych oraz opieki świadczonej na rzecz mieszkańców DPS. Określona jest odpowiednia powierzchnia przypadająca na jednego mieszkańca, przystosowanie obiektów do potrzeb osób niepełnosprawnych, zapewnienie dostatecznej liczby personelu, indywidualne wspieranie i godne traktowanie. Oficjalnie tylko 21 placówek nie spełnia tych wymogów. Tymczasem, nigdy tak głośno jak obecnie nie mówiło się o potrzebie likwidacji DPS i rozwijaniu alternatywnych form opiekuńczych.
W kraju działa 791 domów pomocy społecznej, w których mieszka 85 tys. osób niesamodzielnych, zależnych od innych i z niepełnosprawnością (w tym 3,6 tys. obłożnie chorych). Na pomoc opiekuńczą oczekuje ok. 700 tys. osób. Aby dostać się do DPS, w niektórych miejscach czeka się w kolejce kilka lat. Samorządy nie kwapią się do tworzenia nowych placówek – przede wszystkim ze względu na koszty, gdyż DPS są bardzo drogie w utrzymaniu.
Kto zatrzyma ceny?
W ciągu ostatnich kilku lat znacznie wzrosły koszty
utrzymania DPS. W Warszawie działa 18 domów z miejscami dla 1812
osób. Rocznie na ich utrzymanie przeznacza się 88 mln zł, co daje
ponad 4,5 tys. zł na jednego mieszkańca. Zbliżone są koszty w
innych dużych miastach, a w niektórych domach dochodzą do 5 tys.
zł. Nawet w placówkach położonych w małych miejscowościach
rzeczywista cena utrzymania DPS coraz częściej sięga 3 tys. zł na
osobę.
Zwykle największą część pokrywa dotacja państwa i gminy, mieszkańcy
płacą 70 proc. swojego dochodu (głównie renty lub emerytury) i
czasem dopłaca rodzina.
Fot.: www.sxc.hu
W tym roku w życie weszła nowelizacja Ustawy o pomocy społecznej, która wprowadza zmiany w ponoszeniu opłat za pobyt mieszkańca gminy w DPS. Dzięki niej rodzina, w której dochód przekracza 1053 zł na osobę (do tej pory 877 zł), a w przypadku osoby samotnej 1400 zł, będzie musiała dopłacać za pobyt jej członka. Zobowiązani są do tego małżonkowie, zstępni oraz wstępni tej osoby. Jeśli dochód jest niższy, gmina będzie dopłacać z własnego budżetu.
– Niestety, wystandaryzowany ośrodek musi tyle kosztować, bo na cenę wpływa cała usługa w systemie 24-godzinnej opieki – mówi Jolanta Sobczak, dyrektor Warszawskiego Centrum Pomocy Rodzinie.
Za główne przyczyny tak wysokich kosztów utrzymania DPS najczęściej podaje się: zapewnienie wymaganego standardu lokalowego i opiekuńczego, wzrost cen energii, żywności, opału, usług, a także koszty bieżących remontów budynków (zwykle są to duże domy z ponad 100 pensjonariuszami), które nierzadko są zabytkowymi obiektami.
Do tego dochodzą pensje personelu. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej (MPiPS) nie potrafiło udzielić informacji o zarobkach pracowników DPS w podziale na pełnione funkcje – od kadry kierowniczej, administracyjnej, po personel pracujący z pensjonariuszami. Znane są przybliżone zarobki wykwalifikowanych opiekunów (ok. 1400 zł na rękę), terapeutów i pracowników socjalnych (ok. 1600 zł), gdyż jeszcze niedawno wielu z nich, grożąc strajkiem, domagało się podwyżek. Około 1500 zł netto otrzymują pielęgniarki niebędące na kontraktach NFZ (3/4 zatrudnionych pielęgniarek DPS nie jest opłacana przez Fundusz).
– O zarobkach kadry kierowniczej i administracji w DPS-ach głośno się nie mówi – opowiada Andrzej, pracownik jednego z warszawskich domów. – Kierownik działu technicznego dostaje u nas na rękę 4,5 tys., do tego co kwartał otrzymuje 800 zł premii i różne nagrody. Ma jeszcze „trzynastkę” oraz dodatkowe bonusy. Niedawno cały pion administracyjny dostał „nagrodę”, bo zostały pieniądze z funduszu inwestycyjnego. Proszę nie pytać, ile zarabia dyrektor DPS, ze wszystkimi dodatkami. Kierownicze stanowiska w tych placówkach to intratne posady. Pracowników administracji jest więcej niż pracujących z pensjonariuszami. To też jest odpowiedź, dlaczego DPS są tak drogie.
Przerost administracji, niewystarczająca liczba pracowników
bezpośrednich, wysokie pensje dyrekcji, nepotyzm, obsadzanie
stanowisk po znajomości przez starostów i dyrektorów,
nieprawidłowości podczas konkursów na stanowiska kierownicze,
nieprawidłowości w przyznawaniu i podziale nagród i premii,
fikcyjne etaty na listach płac, rzadkie kontrole oraz „pokazówki”
robione pod kontrole – to najczęstsze tematy poruszane w prasie i
na forach internetowych,
opisujące nieprawidłowości w DPS. Nie są one także wolne od wpływów
politycznych. Jeśli dochodzi do zwolnień dyrektorów i kadry
kierowniczej, to często tuż po wyborach samorządowych.
– Nowy starosta lub burmistrz „wstawia” swoich ludzi lub
„namaszcza” polecone osoby – dodaje Andrzej. – Wszystko odbywa się
„w ramach konkursów”, więc na papierze jest w porządku. Pracownicy
niektórych DPS raz po raz otwarcie grożą strajkiem (dochodziło już
nawet do głodowych). Inne domy popierają pomysł, ale do strajku się
nie przyłączają
ze strachu przed utratą pracy. Także wtedy, gdy zbierane są podpisy
pod skargą do starosty. Związki Zawodowe „Solidarność” działające
przy części DPS najczęściej utraciły zaufanie pracowników, którzy
zarzucają im podporządkowanie dyrektorom placówek.
Fot.: Piotr Stanisławski
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej wie o niskich płacach pracowników. Tłumaczy jednak, że wynagrodzenia w DPS leżą w gestii samorządów i nie ma ono żadnego wpływu na prowadzoną przez niepolitykę płacową. – Kilka godzin po wyjeździe kontroli wszystko wróciło do poprzedniego stanu – mówi pragnąca zachować anonimowość opiekunka z DPS. – Dom niby uzyskał standard, a brakuje w nim podstawowego wyposażenia. Ani starostwo, ani PCPR, którzy mocno zabiegali o standard w porozumieniu z dyrekcją DPS, nie widzą problemu. Gdy na zebraniu podjęliśmy ten temat, usłyszeliśmy że „musimy sobie poradzić”. Na 80 mieszkańców, z czego 1/3 leżących, na zmianie jest jedna pielęgniarka i dwie opiekunki. Nie zdąży się wszystkim zrobić toalety, a już trzeba rozwozić obiad. Fizycznie nie ma możliwości zainteresowania się problemami podopiecznych, porozmawiania z nimi czy pójścia na spacer. Nikogo nie powinno więc dziwić, że dochodzi do zaniedbań, a wielu mieszkańców jest osamotnionych, co potem pokazuje telewizja.
Co zamiast DPS?
Od kilku lat słychać opinie, że DPS należy zlikwidować, a
przekazywane na nie środki przeznaczać na alternatywne, znacznie
tańsze i lepsze formy opieki, które pozwolą osobom zależnym od
opieki innych, niepełnosprawnym i w podeszłym wieku dalej
funkcjonować w ich środowisku. Coraz częściej mówi się, że DPS
powinny być wyłącznie dla osób somatycznie i przewlekle chorych.
Reszta powinna korzystać z rozwiązań, które oferują niezbędne
wsparcie i rozwijają samodzielność. Zaliczają się do nich dzienne
środowiskowe domy samopomocy (ŚDS), których jest w Polsce 358, oraz
dzienne domy pomocy, których jest 200. W ostatnich latach ich
przybywa, ale to wciąż za mało, aby „przejąć” część osób
kierowanych do DPS. W ŚDS przebywają głównie osoby z
niepełnosprawnością intelektualną i zaburzeniami psychicznymi,
natomiast w dziennych domach pomocy – osoby z innymi
niepełnosprawnościami, w wieku emerytalnym i w trudnej sytuacji
rodzinnej. Oprócz różnych zajęć i form wsparcia realizuje się w
nich programy pomagające rozwijać samoobsługę, prowadzi treningi
umiejętności i funkcjonowania w codziennym życiu. Podobnie jest w
hostelach dla osób chorych psychicznie.
Koszt utrzymania tego typu ośrodków to 700–900 zł miesięcznie na osobę. – Najgorsza sytuacja jest wtedy, gdy osobie niepełnosprawnej i niesamodzielnej umiera bliski i nagle trafia ona do DPS, wyrwana ze swojego środowiska – mówi Zofia Pągowska z Warszawskiego Koła Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym. – To oznacza odebranie jej szans na samodzielne i aktywne życie. Dzienne placówki samopomocy, a także chronione mieszkalnictwo i mieszkania treningowe, pozwalają tym osobom nauczyć się samodzielności, odpowiedzialności, żyć w społeczeństwie i czuć się potrzebnymi. Tu buduje się ich poczucie wartości.
Zofia Pągowska prowadziła niedawno w Warszawie projekt związany z mieszkaniami treningowymi dla takich osób. Rodziny zwykle nie wierzą, że ich niepełnosprawne dziecko może samodzielnie funkcjonować przy niewielkim wsparciu, a także mieszkać z innymi niepełnosprawnymi. Gdy widzą, jak sobie radzi w mieszkaniach treningowych (a potem chronionych), zmienia się ich myślenie o przyszłości własnego dziecka.
– Rodziny mogą poobserwować, jak życie ich niepełnosprawnego dziecka może wyglądać za 10 lat, kiedy ich nie będzie – kończy Zofia Pągowska. – Przekonują się, że nie jest ono skazane na DPS. Zaczynają myśleć o zabezpieczeniu im przyszłości, odkładają pieniądze, przeznaczają jakieś dobra i przepisują na dzieci mieszkania.
Krystyna Mrugalska, założycielka Polskiego Stowarzyszenia Osób z
Upośledzeniem Umysłowym, od wielu lat zachęcała do wprowadzenia
podstaw prawnych dla mieszkań chronionych.
– To nie tylko szansa dla wielu niepełnosprawnych osób na
pozostanie w środowisku i bycie aktywnymi. To także przyhamowanie
strumienia zgłoszeń do pomocy społecznej. Mieszkalnictwo chronione
jest tańsze od DPS, w których rozbudowana jest administracja,
trzeba zatrudnić personel kuchni, salowe, pielęgniarki, terapeutów,
zapewnić pralnie itd. To wszystko kosztuje. W mieszkaniach
chronionych niepełnosprawni mieszkańcy sami gotują, sprzątają,
piorą, robią zakupy, chodzą do lekarza w swojej dzielnicy. Nie
potrzebują specjalnego personelu, lecz nadzorującego i
wspomagającego trenera lub opiekuna.
Oddam mieszkanie Wielu rodziców gotowych jest przekazać lokalnym władzom własne mieszkanie z wykorzystaniem go na mieszkanie chronione (może żyć w nim kilka osób niepełnosprawnych), pod warunkiem jednak gwarancji, że ich dziecko do końca życia będzie w nim mieszkać (nie zostanie odesłane do DPS), otrzyma wsparcie i nadzór opiekuna. W stowarzyszeniu "Otwarte Drzwi” wiele rodzin dzieci z niepełnosprawnością intelektualną jest zdecydowanych tak zrobić.
Fot.: EastNews
Samorządy, choć prowadzą już mieszkania chronione, nie wiedzą, co z tym zrobić. Nie są przygotowane na taką sytuację, ponieważ nie regulują jej żadne przepisy. Tymczasem to rozwiązanie może w znacznej mierze zrewolucjonizować usługi opiekuńcze w Polsce, a ponadto bardzo przyspieszyć rozwój tak pozytywnie ocenianej idei mieszkań chronionych.
– Już 50 rodzin z naszego stowarzyszenia w Warszawie jest gotowych oddać swoje mieszkania miastu na mieszkania chronione – mówi Iwona Wojtczak-Grzesińska ze Stowarzyszenia „Otwarte Drzwi”. – Chcą mieć pewność, że ich dziecko otrzyma jakąś formę niezbędnego wsparcia, aby mogło normalnie funkcjonować, kiedy zostanie samo, i by nie trafiło do DPS.
Niektórzy rodzice już teraz są w stanie przekazać miastu takie
mieszkanie, np. po sprzedaży swojego 3-pokojowego
i kupnie dla siebie kawalerki, a dla dziecka mieszkania
2-pokojowego z przeznaczeniem na chronione. Stowarzyszenie jest
przeciwne, aby mieszkania rodziców przejmowały organizacje
pozarządowe, fundacje, stowarzyszenia czy inne instytucje. Według
nich, jedynie samorządy powinny być ich właścicielami i mieć nad
nimi nadzór. Organizacjom pozarządowym powinny jedynie zlecać
prowadzenie specjalistycznych usług i programów wsparcia,
realizowanych przez trenerów i opiekunów. Wykluczy to działania
korupcyjne, a także wykorzystywanie bezradności i desperacji
rodziców przez ludzi, którzy zwietrzyliby łatwe źródło dochodu, a
mniej troszczyliby się o dzieci. Rodzice zdają sobie też sprawę, że
po ich śmierci najbliższa rodzina, przejmując mieszkanie, może nie
być w stanie zapewnić ich dziecku takiego wsparcia, aby mogło ono
normalnie funkcjonować. Nie ma także gwarancji, że zdarzenia losowe
w rodzinie nie sprawią, iż wcześniej czy później ich dziecko trafi
do DPS. Wiele rodzin oczekuje zatem na podjęcie przez lokalne
władze działań, które umożliwią im przekazanie mieszkań.
Wprowadzenie odpowiednich regulacji pozwoliłyby samorządom znacznie
szybciej stworzyć sieć mieszkań chronionych, na budowę których
zwykle brakuje pieniędzy.
Dodatkowym rozwiązaniem może być zapewnienie dochodzącego asystenta lub opiekuna dla osób, które pozostaną we własnym mieszkaniu. Rodzinnie Alternatywą dla DPS mają być rodzinne domy pomocy. Niestety, powstała sześć lat temu idea rozwija się bardzo powoli (i nie uwzględniała osób z niepełnosprawnością). Obecnie istnieje tylko 20 takich domów (5 samorządowych i 15 prowadzonych przez organizacje pozarządowe). Sytuację ma poprawić niedawna nowelizacja Ustawy o pomocy społecznej oraz świadczeniach opieki zdrowotnej, która wprowadziła dodatkową możliwość tworzenia rodzinnych domów opieki nad osobami z niepełnosprawnością. Zgodnie z nią, osoba lub rodzina opiekująca się niepełnosprawnym członkiem rodziny, będzie mogła zająć się także innymi osobami z niepełnosprawnością – maksymalnie ośmioma – i otrzymywać na ten cel środki z samorządu.
Rodzinne domy pomocy mogą też zakładać organizacje pozarządowe. Czy samorządy będą skłonne wyasygnować w budżetach dodatkowe środki na ten cel? Ustawodawca jest przekonany, że rozwiązanie to przyniesie samorządom oszczędności, ponieważ koszt dofinansowania w rodzinnym DPS-ie jest znacznie niższy niż w tradycyjnych placówkach.
– To szansa dla rodziców dzieci niepełnosprawnych, którzy niepokoją się o ich przyszłość – mówi Jarosław Duda, pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych. – Ustawa pozwala opiekującym się na prowadzenie działalności gospodarczej i zapewnienie osobom niepełnosprawnym właściwej opieki, zbliżonej do warunków domowych.
W polskim systemie pomocy społecznej istnieją alternatywne
rozwiązania. Wielu przyznaje, że są one lepsze i korzystniejsze dla
podopiecznych. Są także tańsze. Niestety, rozwijają się bardzo
słabo, głównie dlatego, że w niewielkim stopniu są wspierane i
finansowane zarówno przez samorządy, jak i rząd, z MPiPS na czele.
Nadal wiele rozwiązań czeka na regulacje prawne. Od lat obserwujemy
u decydentów niemoc i brak odwagi, aby zmienić rynek usług
opiekuńczych w Polsce, który stoi na fundamentach z poprzednich
epok. Podobną niemoc widać w kwestii orzecznictwa o
niepełnosprawności. Powolne zmiany wprowadzane przez MPiPS świadczą
o tym, że duże instytucje, typu DPS, wciąż są priorytetem w
myśleniu o usługach opiekuńczych. Ministerstwo oczywiście chce, aby
i w tych placówkach przebywało nie więcej niż 100 – może nawet 70
mieszkańców. To mało ambitne plany. Z taką wizją długo
poczekamy na poprawę sytuacji tysięcy ludzi zależnych,
potrzebujących stałej opieki i niepełnosprawnych.
Komentarze
-
dps
25.02.2012, 10:48DPs to panstwo w panstwie i dziwie sie,ze kontrole w tych tworach to fikcja,dyrektorzy siedza na posadach po 30-40 lat i nic nie robia a kasa panstwowa idzie na nieudolnosc , jezdza sluzbowymi samochodami do domu i nikt ich nie rozlicza , kto to sprawdza ???????????? Co na to ministrowie ,ze dzieki takiej sytuacji pracownicy zarabiaja glodowe pensje,klika samorzadowa , co na to premier ,czy ma wglad do tegoodpowiedz na komentarz -
niemocy
03.08.2011, 12:58to kpiny ,że usuwa się wpisy tu nA forum. a co domów pomocy to nikou nie zycze by tam trafil na poczatku jest ladnie ALE POTEM TO ŻENADA !!! BY NIE POWIEDIEC OKROPIEŃSTWO TYLKO ROKURATOR BY W NICH SIE PRZYDAL ZŁODZIEJSTWO CHAMSTWO I OLEWANIE MIESZKANCOWodpowiedz na komentarz -
Odzież dla osób starszych, chorych, niepełnosprawnych
28.07.2011, 23:20Polecam odzież 4Care która zajmuje sie odzieżą dla osób starszych, chorych, przebywających w domach opieki. Odzież 4Care ogranicza dostęp do pieluchy i ułatwia pielęgnacje. www.4care.com.plodpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz