Bieg Solidarności Świdnik - Lublin nie dla niepełnosprawnych
Ile dzisiaj zostało z dawnej Solidarności? Nie w wiecach, organizacjach, partiach, a w zwykłych ludziach, w ich podejściu do jednostki? Tak wielu dzierży dzisiaj sztandar w dłoni, na piersi napis Solidarność, a w sercach zawiść i wyrachowanie. Dzisiaj za nic ma się chociażby osoby niepełnosprawne.
4 czerwca 2011 r. pewna grupa ludzi z Lubelszczyzny pod szyldem Solidarności zorganizowała bieg ze Świdnika do Lublina. Dystans 12,5 km. Była to kolejna impreza biegowa na liście moich corocznych startów. W tym roku miał być to mój 14. start. Na wcześniejszych biegach doszły mnie słuchy, że w tym roku pod byle pretekstem nie przewiduje się udziału w biegu osób niepełnosprawnych. Pomyślałem, że jest tak co roku, że nie po raz pierwszy tnie się koszta na grupie najsłabszych.
W tym roku również z ramienia organizatora otrzymałem SMS-a, z którego jasno wynikało, że udział osób niepełnosprawnych jest organizatorom imprezy nie na rękę. Mimo to pojawiłem się, jak inni uczestnicy, w Świdniku w biurze zawodów, aby zapisać się na bieg (wystartowali min. biegacze NP. głuchoniemi) Jeden z organizatorów uniemożliwił mi zapisanie się na bieg, nawet jeśli chciałem wystartować w kategorii open. Wywołało to spore poruszenie wśród innych uczestników biegu. Dla mnie powód był jasny - po co kilku wózkowiczów ma plątać się na trasie i jeszcze ktoś na kulach? Poza tym, to niemała oszczędność, mając na uwadze kilka dodatkowych nagród po np: 300 zł od osoby. To nic, że w tej samej kategorii biegł człowiek bez ręki, na kulach, niewidomy i na wózku.
W tym roku zacisnęli pętlę na szyi jedynego biegacza niepełnosprawnego, który wystartował w kategorii na kulach. To wszystko poczynili w imię biegu Solidarności. Aż trudno uwierzyć, że wszystko to działo się bez wiedzy władz Lublina.
Na czas biegu odmówiono mi pomocy służb medycznych. W zamian za to, miałem co chwilę asystę policji, która kazała zejść z trasy, nawet pod groźbą wystawienia mandatu.
Czy to nie czasy, kiedy władza winna służyć ludowi, jednostce? Kiedy postawiłem kule na poboczu jezdni, jakby spod ziemi pojawiała się policja, każąc mi zejść z trasy. Nie wpadli na myśl, aby podać mi wody. Myśleli może, że zejdę z trasy szybciej? Byli też policjanci, strażnicy miejscy, którzy zdziwieni byli, że ktoś mógł w ten sposób mnie potraktować. Zapewniali, że są ze mną. Miałem biec, gdyż mam do tego takie samo prawo, jak inni uczestnicy.
Ludzie z ulicy podawali mi wodę. Było 30 stopni w powietrzu, a może jeszcze więcej. Kule i buty przyklejały się do asfaltu. Było ciężko, głównie dlatego, że w taki sposób mnie potraktowano.
W mieście wojewódzkim, mieście inspiracji, które reprezentuję od wielu lat na arenach Polski i świata, biegając właśnie na kulach, potraktowano mnie jak intruza! Miało to miejsce na biegu Solidarności i to najbardziej bolało!
Można likwidować bariery architektoniczne, mówić wciąż o tym, jak środowisko otwiera się na niepełnosprawnych, ale takie sytuacje pokazują jak jest naprawdę. Dzisiejsze imprezy sportowe zatraciły dawnego ducha. To często sposób, by się wylansować, pokazać, zarobić niemały grosz. Zachowanie organizatorów biegu Solidarności było zaprzeczeniem regulaminu imprezy o podobnym charakterze. Takie przedsięwzięcia sportowe powinny jednoczyć, rozwijać w narodzie ducha walki, promować zasadę równości. Tu w imię własnych interesów, pogwałcono prawa jednostki.
Dano mi jasno do zrozumienia, że będę przeszkadzał, dlatego wszelkimi sposobami chciano mnie nie dopuścić, a potem usunąć z imprezy. Mimo to wystartowałem i dobiegłem do mety jak inni. Próbowano złamać mnie psychicznie i fizycznie. Kiedy zbliżałem się do mety, wiedziałem, kto tak naprawdę zwyciężył. To była moja walka nie tylko z kilometrami, 30-stopniowym upałem. Pokonałem ludzi i system, który widział we mnie zagrożenie dla siebie i całego biegu. Biegłem samotnie wciąż nie mogąc zrozumieć - dlaczego?
Do każdego biegu przygotowuje się nie tylko fizycznie. Za każdym razem to wielkie przeżycie i emocjonalne.
Kiedy wbiegałem na stadion w Lublinie gdzie była meta, dołączyli do mnie inni biegacze dorośli i dzieci. Ludzie na trybunach na stojąco bili mi brawo. Kiedy przekroczyłem linię mety, trudno było mi ukryć łzy wzruszenia. Wielu podchodziło z gratulacjami. Inni pytali, jak mogli tak mnie potraktować? Zawodnicy widzieli, jak organizatorzy ładowali nagrody do samochodu. Nie mogli ufundować czegoś dla Ciebie? Odpowiadałem, że mając na uwadze to, jak mnie potraktowali, niczego od nich bym nie przyjął. W tym momencie nie chodzi tu o nagrody ani pieniądze. Biorąc udział w biegu, chciałem pokazać swój sprzeciw przeciwko takiemu podejściu do osób niepełnosprawnych.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz