Ubezwłasnowolnienie. Fakty i mity
O faktach i mitach dotyczących instytucji ubezwłasnowolnienia w Polsce oraz o tym, czego rodzice o niej nie wiedzą, gdy podejmują decyzję o ubezwłasnowolnieniu dziecka rozmawiamy z Moniką Zimą-Parjaszewską, prezeską Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną (PSONI), prawniczką, adwokatką, przewodniczącą Krajowej Rady Konsultacyjnej przy Ministrze Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, współprzewodniczącą Komisji Ekspertów ds. Osób z Niepełnosprawnościami przy Rzeczniku Praw Obywatelskich.
Beata Dązbłaż: Czym jest ubezwłasnowolnienie i jak jest umocowane w polskim prawodawstwie?
Monika Zima-Parjaszewska: Jest umocowane bardzo mocno, bo jest uregulowane w Kodeksie cywilnym i to w jednym z pierwszych artykułów, w części ogólnej, co oznacza, że są to ogólne zasady funkcjonowania prawa cywilnego. A prawo cywilne to prawo rodzinne, zobowiązania, spadki, spółki handlowe, prawo gospodarcze. Ubezwłasnowolnienie pozbawia człowieka zdolności do czynności prawnych, do korzystania ze swoich praw, zaciągania różnych zobowiązań.
Kodeks cywilny pochodzi z 1964 r., ale ubezwłasnowolnienie było również we wcześniejszych przepisach prawa cywilnego. Już prawo rzymskie wprowadzało możliwość ograniczania zdolności do czynności prawnych, nie miały jej osoby, o których mówiło się „chore umysłowo”.
Obecnie Kodeks cywilny wymienia kategorie, nawet nie osób, a stanów, które mogą uzasadniać ubezwłasnowolnienie, tj. „choroba psychiczna, niedorozwój umysłowy lub inne zaburzenia psychiczne”, za które Kodeks cywilny uważa również „narkomanię i pijaństwo”. Niestety, język kodeksowy jest pejoratywny, niezgodny z obecnymi standardami terminologicznymi. Art. 13 Kodeksu mówi, że ubezwłasnowolnienie możliwe jest tylko wtedy, jeśli osoba ze względu na te medyczne przesłanki nie jest w stanie kierować swoim postępowaniem. Dlatego że kategoria zaburzeń psychicznych jest duża, uznaje się, że może to dotyczyć np. osób chorujących na Alzheimera, demencję. Jednocześnie ludzie często uważają, że jak ktoś zagraża swojemu życiu lub życiu innych osób, to trzeba go ubezwłasnowolnić, nie wiedząc, że ubezwłasnowolnienie nie ma co do zasady znaczenia dla odpowiedzialności karnej. Ubezwłasnowolnienie oznacza jedynie ingerencję w sferę cywilną, dotyczy statusu cywilnego człowieka, czyli tego, że nie będzie on mógł oświadczać swojej woli i decydować za siebie.
W Polsce mamy ubezwłasnowolnienie częściowe i całkowite, czym się różnią?
Ubezwłasnowolnienie całkowite pozbawia osobę prawa do podejmowania czynności prawnych, co w praktyce oznacza, że funkcjonuje ona w sensie prawnym tak jak dziecko przed 13. rokiem życia, tzn. nie może zrobić absolutnie nic. Nie może pracować, nie może podpisywać umów, złożyć wniosku o orzeczenie o niepełnosprawności, czy też podpisać zgody na zabieg medyczny. Osoba całkowicie ubezwłasnowolniona nie może zawrzeć związku małżeńskiego, traci też władzę rodzicielską nad swoimi dziećmi. Może wprawdzie kupić sobie w sklepie gazetę czy pomidora, ale jeśli coś będzie kosztowało np. 50 zł, to jej opiekun prawny mógłby powiedzieć, że nie może ona tej czynności wykonać, gdyż to jest większa suma pieniędzy i to przekracza już zwykłe czynności dnia codziennego.
Ubezwłasnowolnienie częściowe jest trudniejsze do opisania. Oznacza ono, że osoba będzie miała ograniczoną zdolność do czynności prawnych, czyli trochę czynności będzie mogła podejmować, a trochę nie. Część ludzi uważa, że jest to lepsze rozwiązanie, ale w praktyce wywołuje ono mnóstwo problemów, gdyż są sfery, w których osoba częściowo ubezwłasnowolniona może zadziałać samodzielnie np. może podpisać umowę o pracę i może pracować, może dysponować swoim majątkiem, którego by się dorobiła. Ale gdyby chciała np. kupić mieszkanie, nie będzie mogła zrobić tego samodzielnie, jej kurator będzie musiał zatwierdzić taką czynność.
Osoba częściowo ubezwłasnowolniona może też dysponować przedmiotami, które są jej oddane do użytku. Dla porównania – osoba całkowicie ubezwłasnowolniania nie może pójść do sklepu i kupić sobie telefonu, podpisując jakieś zobowiązanie, natomiast osoba częściowo ubezwłasnowolniona może to zrobić, ale umowa byłaby „zawieszona”, bo musiałby zatwierdzić ją jej kurator. Jeśli on tego nie zrobi, umowa nie obowiązuje.
W takim razie kim jest kurator, na jakiej zasadzie jest wybierany, i na jakich standardach opiera się jego praca z osobą częściowo ubezwłasnowolnioną?
Zacznijmy od postępowania o ubezwłasnowolnienie, które toczy się przed sądem okręgowym w miejscu zamieszkania osoby, której ono dotyczy. Co ciekawe, przepisy Kodeksu postępowania cywilnego do 2007 r. określały osobę, co do której składano wniosek o ubezwłasnowolnienie jako „osobę, która ma być ubezwłasnowolniona”. Zatem jeszcze przed decyzją sądu, przepisy już sugerowały, że należy kogoś ubezwłasnowolnić. Dopiero po 2007 r., dzięki wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego zmieniły się przepisy i teraz mówią o „osobie, której dotyczy wniosek”. To nie pierwszy przykład, w którym język, w tym przypadku prawny, dotyczący osób z niepełnosprawnościami ma znaczenie.
O ubezwłasnowolnieniu orzeka sąd okręgowy, natomiast sąd rejonowy powołuje kuratora dla osoby częściowo ubezwłasnowolnionej lub opiekuna dla osoby całkowicie ubezwłasnowolnionej. Sąd okręgowy jest zobowiązany wysłać odpis postanowienia o ubezwłasnowolnieniu do sądu rejonowego, wydziału rodzinnego i opiekuńczego w rejonie, gdzie mieszka osoba, której wniosek dotyczył. Sąd rejonowy ma za zadanie znaleźć w najbliższym kręgu tej osoby opiekuna prawnego lub kuratora. Przepisy Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego nakazują szukać ich w pierwszej kolejności wśród najbliższych: małżonek, rodzice, rodzeństwo, członkowie rodziny. Jeśli nie ma takiej osoby, sąd rodzinny i opiekuńczy zwraca się do właściwej jednostki pomocy społecznej, która powinna znaleźć opiekuna lub kuratora.
Z doświadczenia wiem, że wtedy są to często pracownicy socjalni, którzy zostali przydzieleni do tego przez swoich przełożonych. Są to więc nierzadko zupełnie obce osoby, przymuszone do tego, nie zawsze mające pełną wiedzę na temat, np. konkretnych trudności osoby ubezwłasnowolnionej. Myślę, że na tym polega cała ironia – gdyby w ubezwłasnowolnieniu było wpisane: pozbawiam cię możliwości działania, ale jednocześnie w moją opiekę prawną nad tobą jest wpisany obowiązek rehabilitacji, wspierania w niezależnym życiu, rozwoju, mogłabym to zrozumieć. Ale jeśli chodzi o opiekę prawną, Kodeks rodzinny i opiekuńczy mówi, że działa ona jak opieka nad małoletnim, a do opieki na małoletnim stosuje się odpowiednio przepisy o władzy rodzicielskiej, w której wyróżnia się zarząd majątkiem, pieczę nad dzieckiem i kierowanie jego wychowaniem. W przypadku dorosłej ubezwłasnowolnionej osoby pozostaje piecza bezpośrednia i zarząd majątkiem. Nie ma tam wpisanych działań, które prowadziłyby do faktycznego rozwoju tej osoby, nabywania przez nią nowych umiejętności. W przypadku kurateli, jest to takie czuwanie i zatwierdzanie czynności osoby częściowo-ubezwłasnowolnionej.
Jeśli więc osoba ubezwłasnowolniona częściowo chce kupić mieszkanie, musi być to decyzja zaakceptowana przez jej kuratora. Na jakiej więc zasadzie kurator podejmuje taką decyzję, na czym się opiera?
I tu właśnie dochodzimy do clou. Sądy orzekają ubezwłasnowolnienie częściowe w stosunku 1:10 – sąd może bowiem zadecydować o ubezwłasnowolnieniu całkowitym, nawet jeśli wniosek dotyczy częściowego. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że jest ono trudne do realizacji w polskich warunkach. Co więcej, starsze orzecznictwo Sądu Najwyższego na temat ubezwłasnowolnienia częściowego odnosiło się do osób, które miały spory majątek, a były wątpliwości, jak z niego korzystały. Dotyczyło to zatem hazardu czy marnotrawstwa, jak to kiedyś nazywano. W przypadku osób z niepełnosprawnością intelektualną sądy bardzo rzadko decydują o ubezwłasnowolnieniu częściowym, właśnie dlatego, że trudno je realizować w praktyce. Sąd okręgowy wydaje postanowienie o częściowym ubezwłasnowolnieniu osoby. I tyle, kropka. Sąd rejonowy mówi: postanawiam ustanowić kuratorem dla osoby częściowo ubezwłasnowolnionej tego i tego człowieka. I tyle. Jeśli sąd nic więcej nie powie w orzeczeniu, obowiązują nas przepisy Kodeksu cywilnego i rodzinnego i opiekuńczego, z których wynika, że taka osoba może pracować, dysponować majątkiem, ale kurator musi zatwierdzać jego czynności prawne. Nie ma w przepisach informacji, jak kurator ma się komunikować z tą osobą, nie ma tu żadnych reguł. Raz w roku kurator musi w sądzie złożyć sprawozdanie dotyczące kurateli, teoretycznie sąd może się zainteresować, gdyby tego nie robił bardzo długo, ale to zdarza się rzadko. Osoba częściowo ubezwłasnowolniona mogłaby iść do sądu rodzinnego, jeśli kurator nie chciałby się na coś zgodzić. Sąd mógłby zainicjować jakieś postępowanie oceniające sposób pracy kuratora, ale kurator zawsze może powiedzieć, że jakieś działanie było niezgodne z dobrem ubezwłasnowolnionej osoby, a on ma przecież pomagać. Relacje z kuratorem są więc wypracowywane bardzo indywidualnie. Zgodnie z przepisami jego zadaniem, podobnie jak w przypadku opiekuna prawnego, jest „wykonywać swe czynności z należytą starannością, jak tego wymaga dobro pozostającego pod kuratelą i interes społeczny”. Tylko opiekun prawny sprawuje pieczę nad osobą i majątkiem osoby całkowicie ubezwłasnowolnionej i reprezentuje ją, a kurator co do zasady nie. Dlatego też dla sądu wygodniej jest wyznaczyć opiekuna prawnego i orzec ubezwłasnowolnienie całkowite, bo wtedy opiekun decyduje za nią we wszystkich sprawach życiowych.
Wprawdzie jest możliwe, by sąd rejonowy wskazał takie zakresy kurateli, w których kurator będzie mógł reprezentować osobę częściowo ubezwłasnowolnioną, czy nawet zarządzać jej majątkiem. Ale dopóki sąd tego nie zrobi, kurator nie jest reprezentantem, teoretycznie nie może iść sam i załatwić sprawy za osobę częściowo ubezwłasnowolnioną. Osoba częściowo ubezwłasnowolniona sama załatwia swoje sprawy, inicjuje je, a kurator je tylko zatwierdza.
Najczęściej jednak jest tak, że kuratorem zostaje członek rodziny. Ludzie nie mają często świadomości różnic między opieką prawą, a kuratelą. Dlatego kuratorzy często przejmują zadania opiekunów prawnych i chcą działać za tego człowieka zawsze, w każdej sytuacji. Bo to dla nich wygodniejsze.
Czy są statystki dotyczące liczby ubezwłasnowolnionych osób całkowicie i częściowo w Polsce?
To jest trudne pytanie. Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w roku 2017 było 12.412 osób częściowo ubezwłasnowolnionych, a w samym 2017 r. 762 osoby zostały częściowo ubezwłasnowolnione. Z danych Rzecznika Praw Obywatelskich wynika, że obecnie w Polsce jest ok. 90 tys. osób całkowicie ubezwłasnowolnionych. Pomimo ratyfikacji Konwencji ONZ o prawach osób z niepełnosprawnościami wiemy, że w ostatnich latach lawinowo rosła liczba wniosków o ubezwłasnowolnienie. W 2017 r. było to ok. 12 tys. wniosków rocznie, z czego ok. 10 tys. dotyczyło całkowitego ubezwłasnowolnienia. Ze statystyk wynika zdecydowana przewaga orzekania ubezwłasnowolnienia całkowitego w stosunku do częściowego (od 89 do 92% proc. uwzględnionych wniosków).
Czy instytucja ubezwłasnowolnienia istnieje tylko w Polsce?
Nie, w wielu krajach istnieją rozwiązania ograniczające korzystanie ze zdolności do czynności prawnych. Ale w wielu krajach odchodzi się od ubezwłasnowolnienia w takim kształcie, w jakim obowiązuje ono w Polsce. Rozwój życia społecznego, działalność społeczności międzynarodowej, a przede wszystkim większe poszanowanie podmiotowości osób z niepełnosprawnościami doprowadziło do wyparcia ubezwłasnowolnienia przez inne, mniej ingerujące w status osoby, rozwiązania. Kiedyś ubezwłasnowolnienie było jedynym sposobem, żeby reprezentować osobę, która ma problem, żeby sama się reprezentować. Idea była słuszna, gdy dotyczyła osób wymagających dużego wsparcia (leżących, nie mówiących, nie piszących), w sytuacji, gdy trzeba było na przykład przyjąć spadek, wyrwać zęba pod narkozą itp. Wymyślono więc taką funkcję opiekuńczą polegającą na reprezentacji tego człowieka, kierując się tym, by pomóc. Wiele państw więc taką instytucję wprowadzało. Ale już pierwsze dokumenty ONZ, które mówiły jeszcze o upośledzeniu umysłowym, zwracały uwagę na to, że dotyczy ona podmiotu praw i pomoc musi być zgodna z jego dobrem, i że ta reprezentacja jest po to, by mógł on korzystać ze swoich praw. Od lat 90. coraz częściej jednak niż o opiece i reprezentacji, mówiło się o wspieraniu. Na pewno największe znaczenie miała w tym względzie Konwencja ONZ o prawach osób z niepełnosprawnościami, która zainicjowała działania w Czechach, na Litwie, na Węgrzech. Dodatkowo znaczenie miało też orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC). To właśnie przeciwko Węgrom zapadł wyrok ETPC w sprawie Alajos Kiss, według którego osoba ubezwłasnowolniona częściowo nie może być automatycznie pozbawiona praw wyborczych, a sąd orzekając o ubezwłasnowolnieniu musi określić, czy te prawa są jej rzeczywiście odbierane, czy nie. To zmobilizowało Węgrów do zrobienia kroku w inną niż ubezwłasnowolnienie stronę.
Tymczasem Polska złożyła oświadczenie interpretacyjne do Konwencji ONZ, które mówi, że będzie stosowała ubezwłasnowolnienie, bo ono wspiera i zabezpiecza te osoby.
Wróćmy zatem do faktów i mitów dotyczących rozumienia ubezwłasnowolnienia. Jest ich chyba niemało.
Bardzo często ludzie wyobrażają sobie, że jak ktoś ma jakiś stan, zachowanie związane ze zdrowiem psychicznym, to trzeba go ubezwłasnowolnić, by był leczony przymusowo w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym. I na tym kończy się wiedza. Odpowiadam więc – żeby kogoś leczyć przymusowo, czyli bez zgody, nie trzeba go ubezwłasnowolnić. Na marginesie warto dodać, że procedura decydowania o przymusowym leczeniu psychiatrycznym też wywołuje wątpliwości z perspektywy ochrony praw człowieka.
Fakty są takie, że ubezwłasnowolnienie na pewno pozbawia człowieka możliwości działania. Po drugie, mimo iż sąd nie określa, że jest ono na całe życie, to tak właśnie jest najczęściej. Sąd tylko mówi: postanawiam ubezwłasnowolnić. I kropka. Dopiero od 2007 r. osoba ubezwłasnowolniona może złożyć wniosek do sądu o uchylenie ubezwłasnowolnienia lub jego zamianę, na przykład z całkowitego na częściowe.
Innym faktem jest to, że często okresem, kiedy wniosek o ubezwłasnowolnienie kierowany jest do sądu to jest okres zbliżających się 18. urodzin, szczególnie dotyczy to osób z niepełnosprawnością intelektualną, sprzężoną. Faktem jest też to, że rodzice bardzo często traktują to jako swój obowiązek, kiedy dziecko zbliża się do pełnoletniości, po to, by zagwarantować im dalszą możliwość reprezentowania, czyli w praktyce opiekowania się dzieckiem. Często jest to rodzicom przedstawiane jako szansa na to, że nikt nie będzie im ingerował w dalszą opiekę, bo będzie to stanowiło takie przedłużenie władzy rodzicielskiej.
Faktem jest, że w wyniku tego osoby ubezwłasnowolnione stają się kilkanaście razy bardziej wykluczone i naprawdę są wyrzucane na margines życia, bo w niczym już w sensie prawnym nie uczestniczą. Oczywiście mogą chodzić, na przykład, do warsztatu terapii zajęciowej, ale jeśli chciałyby iść do pracy, to nie będą mogły podpisać umowy o pracę. Mogłyby uczyć się wydatkowania pieniędzy, ale jeśli będą chciały kupić coś więcej niż pomidora, to opiekun prawny powie, że nie mogą tego zrobić, bo te pieniądze nie są ich. Zatem nawet jeśli ta osoba była wcześniej uczona takich czynności, to nie może praktykować tej wiedzy.
Faktem jest także to, że postępowania o ubezwłasnowolnienia są coraz krótsze, czyli że coraz łatwiej jest uzyskać postanowienie sądu. Jest ono traktowane jako odpowiedź na wszystkie problemy – ktoś ma chorobę Alzheimera, autyzm, niepełnosprawność intelektualną, zaburzenie psychiczne – to ubezwłasnowolnienie; jak masz problem z hazardem – ubezwłasnowolnienie. Jak jest sprawa przejęcia majątku – ubezwłasnowolnienie; uciszenia osoby, która jest trudna – ubezwłasnowolnienie. Bo ubezwłasnowolnienie zwiększa szanse na wykazanie w mogących pojawić się sprawach, że człowiek jest nieświadomy tego co robi. Oczywiście, to tylko domniemanie, bo w rzeczywistości tak nie musi być. Znamy przypadek wniosku do sądu o hurtowe ubezwłasnowolnienie 10 mieszkańców domu pomocy społecznej złożonego przez dyrektora DPS-u do prokuratora. Krąg osób, które mogą składać wnioski o ubezwłasnowolnienie jest zamknięty, dyrektor domu pomocy społecznej, czy ośrodka pomocy społecznej nie może tego zrobić, ale prokurator już tak.
Wiele zależy od świadomości sędziów, którzy orzekają i biegłych, którzy opiniują. Wielu z nich automatycznie zakłada, że tzw. niedorozwój umysłowy, bo taka terminologia jest w Kodeksie cywilnym, z automatu oznacza ubezwłasnowolnienie. Przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości bardzo często też utożsamiają zaburzenie psychiczne z niepełnosprawnością intelektualną, a to nie jest to samo.
Jakie są zatem mity? Jakie przekonania towarzyszą np. rodzicom, którzy decydują się na ubezwłasnowolnienie dziecka, a które nie są prawdziwe?
Mitem jest to, że ubezwłasnowolnienie pomaga, chroni i że jest dobre dla tej osoby, której dotyczy, jak również to, że zabezpiecza jej sytuację. Jeśli mówimy o człowieku, który w jakikolwiek sposób funkcjonuje tzn. wychodzi z domu, nieważne czy sam, czy ze wsparciem, korzysta ze wsparcia placówki, albo mieszka na przykład w domu pomocy społecznej, mieszkaniu wspomaganym i zdarza mu się wychodzić na miasto po południu, czy jest na Facebooku i umawia się z dziewczyną we Wrocławiu, do której chce pojechać, albo potrafi coś kupić, to ubezwłasnowolnienie kompletnie przed niczym go nie chroni. Po pierwsze cywilnie, gdyż jeśli korzysta z autobusu, z pieniędzy, ma dowód osobisty, to gdziekolwiek idąc, nie ma nigdzie napisane, że jest ubezwłasnowolniony, nie ma tego w dowodzie osobistym. W tej sytuacji podpisanie przez niego np. jakiejś umowy na kupno czegoś z mocy prawa wprawdzie jest nieważne, ale mogą pojawić się komplikacje. Jeśli to dotyczy jakiegoś urzędu czy poważnego kontrahenta, któremu potem okaże się postanowienie o ubezwłasnowolnieniu, uzna, że czynność jest nieważna. Natomiast jeśli trafimy na prywatną firmę, której zależy na zysku, pana na bazarze, który sprzedaje coś za 200 zł, czy chwilówki, aby uznać, że czynność była nieważna, będzie trzeba iść do sądu. Tymczasem, gdyby osoba nie była ubezwłasnowolniona, a podpisała jakieś zobowiązanie nie rozumiejąc go, mogłaby iść do sądu lub jej bliscy czy organizacja pozarządowa, aby twierdzić, że nie miała zdolności podjęcia decyzji i wyrażenia swojej woli, albo że była w błędzie. To tzw. wady oświadczenia woli.
Ubezwłasnowolnienie nie chroni także osoby w aspekcie karnym – pobiła, zabiła, ukradła i procedura jest taka jak zawsze – policja, prokuratura, sąd karny. Takiej osobie należy szybko zapewnić obrońcę i opinię psychiatry, ale nie oznacza to wcale, że nie poniesie ona odpowiedzialności karnej, nie pójdzie do więzienia. Sąd może skazać osoby ubezwłasnowolnionej, bo może stwierdzić, że w momencie popełniania czynu była świadoma tego, co robi.
Oczywiście, zaraz podniosą się głosy, że jak to, że przecież to jest osoba niepełnosprawna, ubezwłasnowolniona, nie ma świadomości. Ja jestem w grupie osób, które uważają, że jeśli ktoś jest osobą z niepełnosprawnością intelektualną to nie oznacza to, że jego czynność jest nieważna lub że ta osoba nie ma świadomości znaczenia swojego czyny, tj. „niepoczytalna”. Uważam, że ta osoba ma prawo decydować o sobie, ale mogą się zdarzyć w jej życiu takie dni, chwile, że sama nie będzie rozumiała, tego co robi i sprowadzi na siebie jakieś niebezpieczeństwo.
Rodzice nie zdają sobie sprawy, że ubezwłasnowolnienie jest najprostszym sposobem na to, żeby stopniowo człowieka wykluczać, bo nie będzie musiał być w nic włączany. I nawet z wielkiej miłości i troski jest to rozwiązanie wbrew interesowi tego człowieka. Wnioskiem o ubezwłasnowolnienie rodzic legitymuje to, że ta osoba nic nie może. Zatem oczekiwanie potem, że państwo będzie gdzieś widzieć jego dziecko, troszczyć się o niego, jest wygórowane. Ta osoba jest, ale jakby jej nie było – nie widzą jej przepisy, instytucje, widzą tylko rodzica jako opiekuna prawnego. Zdaję sobie sprawę, że często wbijam nóż w serce rodziców, mówiąc, że trzymanie za rączkę i ciągnięcie za sobą, to nie jest dobra droga.
Czy są sytuacje, kiedy ubezwłasnowolnienie jakkolwiek może pomóc?
To jest bardzo trudna i delikatna kwestia. Te osoby, które mogą z tego skorzystać w niektórych sytuacjach są bardzo często pomijane w dyskusji – z wieloraką niepełnosprawnością, np. czterokończynowo porażone, leżące, nie widzące, nie mówiące. Na ten moment niczego w Polsce innego nie wymyślono, by móc reprezentować osobę pełnoletnią, która nie ma możliwości podjęcia decyzji i wypowiedzenia lub wyrażenia swojej woli. Gdy trzeba np. wystąpić o alimenty dla niej, o rentę rodzinną, może to zrobić opiekun prawny, oczywiście zakładam, że dla dobra tej osoby. Ktoś może zatem powiedzieć, że są wobec tego sytuacje, kiedy ubezwłasnowolnienie powinno być stosowane.
Otóż ja uważam, że nie. Owszem, są osoby, dla których na ten moment widzę uzasadnienie tego okropnego działania polegającego na pozbawieniu człowieka zdolności do czynności prawnych – widzę je dlatego, ponieważ nie ma innych środków. W takim kształcie jak obecnie ubezwłasnowolnienie, w moim przekonaniu, jest złamaniem przepisów międzynarodowych, czyli Konwencji ONZ o prawach osób z niepełnosprawnościami. Jest dla mnie oczywiste, że trzeba takiej osobie znaleźć reprezentację, żeby wystąpiła w jej imieniu do sądu o alimenty np., ale nie w takiej formule jak obecnie – jedna osoba do wszystkiego, na zawsze, na całe życie i to osoba bez obowiązku, nałożonego przez przepisy, poszukiwania woli tego człowieka, jego rozwoju, stosowania alternatywnych metod komunikacji.
Jeśli ktoś nie może wyrazić swojej woli, to system musi przewidzieć takie sytuacje, ale po pierwsze do konkretnego rodzaju czynności, przez konkretnie określony czas, a potem to musi być poddane weryfikacji i analizie. Taka osoba musi być oceniana przez pryzmat efektów swojej pracy na rzecz osoby, którą reprezentuje. Uważam także, że ci ludzie powinni być wynagradzani z pieniędzy publicznych.
Często dla rodziny lub np. pracownika socjalnego, który jest opiekunem prawnym kilku osób w domu pomocy społecznej, kilka złotych dodatkowo w budżecie za pełnienie tej roli może być dodatkowym argumentem, by ubezwłasnowolnienie było stosowane. Ale ci ludzie nie są oceniani przez pryzmat efektów swojej pracy z osobą z niepełnosprawnością. Sprawozdanie raz na rok do sądu to za mało – uważam, że powinno być częściej, i powinno być wnikliwie czytane. Nie istnieje monitoring publiczny tej funkcji obecnie.
Często ta rodzicielska miłość bez wyjścia odbiera ich ubezwłasnowolnionym dzieciom szansę na rozwój, włączanie. Sami tego nie robią, bo często tego nie rozumieją, nie potrafią, ale też nie dają takiej możliwości innym, którzy mogliby sukcesywnie, powoli, w procesie to dziecko włączać i chociaż minimalnie uniezależniać.
Znamy przypadki, że rodzic podpisuje np. umowę o pracę za ubezwłasnowolnione dziecko, które pracuje, ale z tych pieniędzy nie korzysta. To przecież forma niewolnictwa.
Dlaczego rodzice decydują się na ubezwłasnowolnienie?
Często nie wiedzą, nie zdają sobie sprawy, że to może zablokować ich dziecko na przyszłość. W większości przypadków robią to z ogromnej troski o dziecko i potrzeby reprezentowania go gdy będzie pełnoletnie. Jest też im to przedstawiane jako coś, co musi z automatu nastąpić, bo inaczej nie będą mogli pomagać swojemu dziecku gdy skończy 18 lat. Robią to więc z potrzeby ochrony dziecka. Ale jest coraz więcej świadomych rodziców, którzy szukają innych możliwości.
Zazwyczaj pełnoletniość jest tą granicą, gdzie u rodziców powstają pierwsze myśli o tym, co dalej. To jest pierwsze zderzenie z urzędami – kiedy dziecko musi odebrać dowód osobisty. Oni zawsze załatwiali te sprawy, a nagle ich dziecko musi się samo stawić w urzędzie, i często są przerażeni. Z jednej strony obawa czy uda się to załatwić, a z drugiej wstyd przed ludźmi. Rodzice nie wiedzą, że mają obowiązek wziąć dziecko ze sobą, a ono ma takie prawo.
Bardzo często rodzice składają wnioski o ubezwłasnowolnienie dzieci w sytuacjach medycznych. Wielu z nich uważa też, że jest to zabezpieczenie dla dziecka na przyszłość, po ich śmierci. Trzeba pamiętać, że małżeństwo może być wspólnie opiekunem prawnym, ale gdyby rodzice nie mieli ślubu, albo byli w prawnej separacji - już nie. Wtedy jest jeden opiekun prawny. I nie trzeba tu nawet śmierci rodzica, wystarczy, że jedzie on na trzy tygodnie do sanatorium. Nie można kogoś upoważnić na ten czas do opieki, może to zrobić tylko sąd, a to przecież trwa. Niekiedy rodzice robią to notarialnie, ale tak też nie można, decyzja w tej sprawie na podstawie obecnie obowiązujących przepisów, powinna być podjęta przez sąd.
Rodzic przed śmiercią nie może wyznaczyć swojego następny jako opiekuna prawnego jego dziecka. Należy wystąpić do sądu o jego wyznaczenie i to dopiero po śmierci rodzica, jeśli jest jego opiekunem prawnym. Do funkcji opiekuna, w pierwszej kolejności zobowiązana jest najbliższa rodzina, jeśli ktoś nie może, nie chce tej funkcji pełnić, musi to uzasadnić przed sądem. Dopiero na końcu, jeśli nikogo z rodziny nie ma, opiekunem najczęściej zostaje pracownik socjalny.
W takim razie co mogłoby zastąpić ubezwłasnowolnienie, czy w tej chwili są inne narzędzia, z których w pewnych sytuacjach można by skorzystać?
Dobrze by było, gdyby to był system z wieloma możliwościami, elastyczny, który zakłada wsparcie w korzystaniu ze zdolności do czynności prawnych, czyli system wspieranego podejmowania decyzji. Na każdym etapie podejmowania decyzji przez osobę, która ma z tym trudności, otrzymywałaby ona wsparcie – zarówno technologiczne, osobowe, jak i organizacyjne. Na przykład, ktoś się komunikuje systemem Makaton, to musi być w przepisach prawa taka możliwość, by ta osoba zawarła na przykład z bankiem umowę posługując się Makatonem. Najczęściej to wsparcie powinno być osobowe, taki asystent prawny, osoba wspierająca w określaniu możliwości i skutków podjęcia decyzji, poszukująca sposobów komunikacji z osobą z niepełnosprawnością. No i najważniejsze, finansowana przez państwo. Mogłaby być powoływana przez sąd, ale po wnikliwej analizie potrzeb danego człowieka, do konkretnych czynności prawnych i powinna być weryfikowana przez swoją pracę. Powinni to być ludzie, którzy mają doświadczenie kontaktu z osobami z niepełnosprawnościami, ale też i minimalną wiedzę prawną. Dawno temu wyobrażałam sobie to tak, że będą organizacje pozarządowe, które mają wypracowane standardy, szkolą takich asystentów, a oni znajdują się potem na liście sądów. Wniosek mogłaby złożyć osoba, która tego potrzebuje, albo organizacja pozarządowa lub bliska rodzina. Chciałabym, żeby zdjąć z rodziców ciężar „opiekowania się prawnego”. Chociaż pozostaje obawa dotycząca braku zaufania w polskich warunkach do instytucji władzy publicznej i do takiej pomocy. Istnieje przekonanie, że jak ktoś z zewnątrz przychodzi do domu, to jest to ingerencja w moją prywatność, a nie pomoc państwa i wsparcie dla dziecka.
To czego się obawiam, myśląc o drabinie różnych środków wsparcia, to na końcu tej drabiny pewnie może być jakaś instytucja, która będzie przypominać dzisiejsze ubezwłasnowolnienie tzn. że człowiek ze względu na swoją sytuację medyczną, społeczną będzie musiał być zastępowany w każdej sferze życia. A jeśli będzie taka możliwość, to zawsze będzie pokusa, by z niej korzystać. I to nie na rok, tylko przez całe jego życie.
Komitetowi ONZ ds. praw osób z niepełnosprawnościami chodzi o to, by bardzo dokładnie sprawdzić, jak ten człowiek funkcjonuje, by te środki czasowe były adekwatne do sytuacji. A po tym czasie dopiero to ocenić. A najważniejsze jest to, by poszukiwać jego woli.
Dotychczasowe proponowane przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Cywilnego rozwiązania mówiły o czterech formach opieki prawnej, ale dwie z nich tak naprawdę dotyczyły częściowego i całkowitego ubezwłasnowolnienia; zabrakło pomysłów. Myślę, że dyskusje o tym nie powinny odbywać się tyko w ministerstwie sprawiedliwości, bo nie ma gotowych rozwiązań. Wymaga to stworzenia grupy prawników we współpracy z praktykami ze środowiska.
A co na dziś w takim razie?
Ubezwłasnowolnienie będzie zawsze łatwe, gdy będzie istniało. Na szczęście istnieją obecnie trzy możliwości jego zastąpienia, choć przyznam, że nie zawsze się to udaje. Po pierwsze, już teraz można stosować instytucję pełnomocnictwa, najlepiej notarialnego, w którym osoba z niepełnosprawnością może upoważnić inną osobę, lub kilka osób do działania za nią. Nie pozbawia to jej zdolności do czynności prawnych, ale w trudnej sytuacji ktoś ją może zastąpić. Niestety, notariusze mają wiele wątpliwości, czy na przykład osoba z niepełnosprawnością intelektualną ma świadomość pełnomocnictwa i często odmawiają takich czynności. Zachęcam do kontaktu z prawnikiem, który ma wiedzę na temat możliwości wykorzystania pełnomocnictwa notarialnego w życiu osoby z niepełnosprawnością, ponieważ jest to możliwe. Po drugie, w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym istnieje w art. 183 instytucja kuratora dla osoby z niepełnosprawnością, a właściwie zgodnie z kodeksem „osoby niepełnosprawnej”. Przed 2007 r. nazywał się on zresztą kuratorem dla „osoby ułomnej” (curator debilis). Ten kurator może być ustanowiony przez sąd rodzinny i opiekuńczy do prowadzenia pojedynczej sprawy, konkretnego rodzaju sprawy lub wszelkich spraw. Niestety większość komentarzy i dawne orzecznictwo mówi, że dotyczy to osób, które ze względu na wiek czy np. złamaną nogę mają trudność, żeby coś załatwić, ale to nie jest reprezentant człowieka i jeśli pojawiłaby się „choroba psychiczna czy niedorozwój umysłowy” – to obowiązujące wciąż terminy, to należy zastosować ubezwłasnowolnienie. Niektórzy rodzice próbują wykorzystać tę instytucję do wspierania swoich dzieci z niepełnosprawnością intelektualną, żeby być ich kuratorem dla spraw medycznych np. albo w sprawach przekraczających wartość 1000 zł. Udało się to zrobić rodzicom z PSONI w Głogowie, Jarosławiu, w Białymstoku. Choć zdarza się, że rodzice błędnie uzasadniają te wnioski i pojawiają się później komplikacje. A to jest całkiem niezłe rozwiązanie na tę chwilę – sama osoba z niepełnosprawnością może działać, ale jak pojawi się trudna sytuacja i ona nie da rady, lub na przykład urzędnik nie będzie chciał uznać jej decyzji, to rodzic, czy ktoś bliski jako kurator będzie mógł zadziałać za nią. Nie jest to jednak praktyka powszechna.
Na ten moment zostaje jeszcze rodzicom zgoda sądu na zastępczą wolę osoby, czyli zamiast człowieka wypowiada się sąd postanowieniem tzn. zastępuje jego wolę. Na przykład trzeba wyrwać ząb pod narkozą, wtedy sąd może wyrazić zgodę na to, wydaje postanowienie i lekarz może to zrobić.
Podsumowując, uważam, że ubezwłasnowolnienie narusza wolności i prawa człowieka. Rozumiem rodziców, którzy często z bezsilności, z potrzeby troski i miłości, wystąpili o ubezwłasnowolnienie swoich dzieci. W wielu sytuacjach umożliwia to wykonywanie czynności na rzecz tego dziecka. Znam te historie, ludzi, trudne sprawy. Ale w wielu sytuacjach, ubezwłasnowolnienie to pewien element kontroli, przejęcia odpowiedzialności za człowieka, uzależnienie go, a przez to brak możliwości jego choćby minimalnej emancypacji, wpływu na swoje życie. I podkreślam, bez względu na rodzaj, charakter niepełnosprawności, człowiek ma prawo przedstawić swoją wolę, a my mamy obowiązek tej woli poszukiwać. W przypadku głębokiej niepełnosprawności intelektualnej, jeśli nie ma sposobu na poznanie woli człowieka, a trzeba podjąć ważną decyzję dotyczącą jego życia, trzeba tę wolę interpretować na podstawie wszystkich okoliczności jego dotyczących, a nie po prostu decydować za niego. To ogromna różnica. Ten człowiek powinien być podmiotem, a nie przedmiotem naszych działań. I to nie jest ułuda, pobożne życzenia. To są prawa człowieka.
Dziękuję za rozmowę.
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie