Może teraz kosmos?
Jeszcze niedawno Jasia Melę znała tylko rodzina, przyjaciele, znajomi, nauczyciele, osoby z sąsiedztwa… Dziś mówi o nim cała Polska.
Dlaczego? "Jasiu! Jesteś wielki! Myślę, że jesteś teraz wielkim wzorem dla wielu ludzi, którzy pragną spełniać swoje marzenia…"- tego typu komentarze można przeczytać na stronie internetowej poświęconej wyprawie "Razem na biegun".
Niepełnosprawność to stan ducha, a nie ciała - chciał nas przekonać Marek Kamiński i
współorganizatorzy akcji "Razem na biegun". Znany polski polarnik zaproponował
15-letniemu niepełnosprawnemu chłopcu wspólną wyprawę na biegun północny. Jest to wielkie wyzwanie
nawet dla zdrowego, w pełni sprawnego człowieka, wymagające bardzo dobrej kondycji. Okazuje się
jednak, że najważniejsze są wewnętrzna determinacja, wiara we własne siły, zapał i optymizm.
Sprawność fizyczna, nawet przy obiektywnie dużych ograniczeniach - w przypadku Jasia brak ręki i
nogi - to kwestia odpowiedniego treningu. Dzięki akcji, powinny w to uwierzyć przede wszystkim
osoby niepełnosprawne. One bowiem napotykają na największe bariery utrudniające normalne
funkcjonowanie. Bariery fizyczne, związane z takim czy innym typem niepełnosprawności, rodzą
przekonanie: "nie poradzę sobie, nie jestem w stanie". Tymczasem bohaterowie wyprawy
udowadniają: "chcieć to móc"!
Szczęście czy odwaga?
Dwa lata temu Jaś Mela w wyniku porażenia prądem został bardzo ciężko poparzony.
Nieświadomy zagrożenia, 13-letni wówczas chłopiec, schował się w czasie burzy do stacji
transformatorowej. Tam właśnie miał miejsce wypadek. Trzeba było amputować prawą rękę poniżej
łokcia i lewą nogę poniżej kolana. Teraz chłopiec porusza się dzięki specjalnej protezie.
Fot. Piotr Stanisławski
Jeszcze w czasie swojego pobytu w szpitalu dostał nietypową propozycję wyprawy na biegun północny.
Marek Kamiński, autor propozycji, uwierzył w chłopca. Uznał, że niepełnosprawność nie musi
przekreślać jego możliwości, a do realizacji marzeń wystarczy szczera chęć. "Z początku w
to nie uwierzyłem - mówi Jasiek - myślałem, że to żart. Byłem bardzo zaskoczony, nie
wierzyłem, że taka wyprawa mogłaby się udać." Czy może mówić o szczęściu? No cóż, nie
każdy 15-latek dostaje szansę zdobycia bieguna. Ale nie każdy też miałby odwagę stanąć wobec
takiego wyzwania.
Pokonać bariery
Kamiński wyznaczył siedem zasadniczych celów akcji "Razem na biegun". Jednak przede
wszystkim chciał: "umożliwić skrzywdzonemu przez los chłopcu odbycie wyprawy na biegun
północny, która ma dostarczyć mu wielu pozytywnych doświadczeń i wrażeń". Miałoby to
pomóc mu i innym niepełnosprawnym uwierzyć, że są w stanie pokonywać własne bariery, aktywnie
uczestniczyć w życiu społecznym, a nawet spełniać najśmielsze marzenia.
Na pewno mu się uda!
Choć sam marsz na biegun trwał zaledwie 10 dni, uczestnicy, a w szczególności Jaś, musieli przejść
intensywny, długotrwały trening, przygotowujący ich na wszelkie możliwe zagrożenia. Jasiek od
niespełna dwóch lat przygotowywał się do wyprawy. Ostatnie pół roku ćwiczył pod okiem specjalistów.
Były rozmowy z psychologiem, konsultacje u fizjologia, chirurga, specjalisty ortopedii i
traumatologii. Na polepszeniem kondycji fizycznej chłopca pracował Wojciech Kikowski, trener
polskiej kadry paraolimpijskiej.
Niepełnosprawni - twierdzi Kikowski - "naprawdę potrafią osiągać w sporcie świetne wyniki, często nieosiągalne dla ich pełnosprawnych kolegów". Do tego właśnie chciał przekonać Janka na początku pracy z nim. Kikowski wspomina, jak chłopiec był jeszcze wystraszony i niepewny, nieprzyzwyczajony do niepełnosprawności. Otworzył się dzięki kontaktom z ludźmi - innymi niepełnosprawnymi. Podczas dwutygodniowego obozu w Wiśle, gdzie trenował, poznał kadrę lekkoatletów przygotowujących się do paraolimpiady. Jeszcze wcześniej, podczas obozu w Białogardzie miał okazję zobaczyć, jak trenują paraolimpijczycy biegający, rzucający oszczepem. "Ja chciałem - mówi trener - pokazać mu, że istnieje sport dla niepełnosprawnych, że kalectwo nie jest przeszkodą". A jak komentuje wynik licznych treningów? "Jasiek jest dobrze przygotowany. Na pewno mu się uda!".
Stawiajcie sobie cele
"To komunikat dla innych ludzi, także zdrowych: stawiajcie sobie cele, realizujcie je,
próbujcie" - skomentowała wyprawę "Razem na Biegun" Marzena Piekarska,
psycholog kliniczny. To ona przygotowywała Jasia od strony psychologicznej do tej ciężkiej podróży.
Uczyła technik relaksacyjnych, pozwalających zapanować nad stresem i zmęczeniem. Pracowała nad jego
motywacją, oczekiwaniami i przewidywanymi konsekwencjami wyprawy. Liczne spotkania z chłopcem
pozwoliły jej dobrze go poznać. Piekarska podkreśla, że Jasiek prowadzi "życie
nastolatka" - spotyka się z rówieśnikami, uczy się w szkole. Wypadek i długa rehabilitacja
niewątpliwie wiele go nauczyły, poznał wartość i ulotność życia. Teraz bardziej sceptycznie i
ostrożnie podchodzi do wszelkich planów. Zdaniem psycholog: "skupia w sobie cechy 15-latka
i osoby dojrzałej, która wiele już doświadczyła". Samo przygotowanie do wyprawy nauczyło
go współpracy z grupą, samodzielności, wytrwałości, planowania. To - według Piekarskiej - pierwsze
ważne kroki do przekroczenia barier psychologicznych wynikających z niepełnosprawności.
Na Spitsbergenie
"Czy się nie boisz przed tak trudną wyprawą?" - tego typu pytań Jasiek musiał
się spodziewać, gdy tuż przed wyprawą odbywał z internautami rozmowę na czacie. "Dziwne
byłoby gdybym się nie bał tej podróży. Trochę obawiam się, że mogę nie podołać wyzwaniu, ale myślę,
że po treningach, jakie przeszedłem wszystko będzie ok" - pisał wówczas. Kilka dni
później miał już okazję, żeby skonfrontować swoje wyobrażenia i oczekiwania z rzeczywistością.
Początkowo - na Spitsbergenie. Dziewięciodniowy pobyt tam był koniecznością. Uczestnicy wyprawy
musieli oswoić się z warunkami polarnymi, przyzwyczaić organizm do niskich temperatur. Czas ten
wykorzystali także na treningi. Zaskoczyły ich ciężkie warunki atmosferyczne, ale dzięki temu mieli
okazję przygotować się na najtrudniejsze sytuacje na biegunie. "Im ciężej będzie tu, tym
łatwiej na biegunie" - komentował Kamiński.
Na czas pobytu na Spitsbergenie przypadły także Święta Wielkanocne. Uczestnicy wyprawy spędzili je wierni polskiej tradycji. Były jajka, żurek, mazurek, a nawet pisanki, które z myślą o wyprawie przygotowały siostry Jaśka. "Jakbyśmy byli w Polsce" - komentowali.
Wtedy też dotarła do nich tragiczna wiadomość o zaginięciu jednego z członków polskiej wyprawy na Spitsbergen. Kilka dni później następna zła wiadomość - śmierć Jacka Kaczmarskiego. "Smutno zrobiło się na świecie. Smutno bardzo" - pisał Kamiński. Opuszczali Spitsbergen zmęczeni ciężkimi warunkami ostatnich dni.
Bez taryfy ulgowej
Za kołem polarnym panują skrajnie ciężkie warunki. Temperatura dochodzi do -30
st. C, a wiatr może wiać z prędkością nawet powyżej 100 km/h. W takich warunkach człowiek,
jeśli się nie rusza, bardzo szybko marznie. By dotrzeć do celu, podróżnicy musieli przebyć
100-kilometrowy odcinek drogi po lodzie - zamarzniętym Morzu Arktycznym. Każdy z nich ciągnął sanie
z prowiantem i niezbędnym wyposażeniem. Było to ponad 70 kilogramowe obciążenie. Jeśli warunki
pogodowe i sytuacja w terenie sprzyjają, można dziennie pokonać zaledwie ok. 10 km.
70 km do celu
Marsz rozpoczęli 15 kwietnia 2004 r. Gdy dzień wcześniej wylądowali na dryfującej stacji
Borneo, od bieguna północnego dzieliło ich 70 km. Na dotarcie do celu zaplanowali 10 dni. Oprócz
niezawodnego sprzętu i dobrej kondycji fizycznej, niezwykle ważne jest zgranie zespołu. Czasem to
nawet połowa sukcesu. Wojciech Szumowski, który przebywał z członkami wyprawy na Spitsbergenie, tak
skomentował relacje między Jankiem Melą a Markiem Kamińskim: "Jasiek psychicznie jest
bardzo mocny, wie po co idzie. Marek nie jest nadopiekuńczy, nie stara się okazywać mu zbytniej
troski. Jest niezwykle skupiony na tym, by Jasiek dotarł na biegun i bezpiecznie wrócił do Polski.
I równocześnie jest bardzo wymagający, nie okazuje mu taniej czułostkowości. Z drugiej strony
Jasiek nie pozwalał sobie na ulgowe traktowanie."
Na Arktyce
Wrażenia po pierwszych dniach marszu były pozytywne. Teren ciekawy, zespół bardzo dobrze ze sobą
współpracuje, Jasiek świetnie daje sobie radę. Pogoda na biegunie zwykle jest niesprzyjająca: raz
słońce jest, raz go nie ma, niska temperatura, często silny wiatr. To typowe polarne warunki, do
których po prostu trzeba się przystosować. Z zimnymi nocami podróżnicy radzili sobie dzięki
podwójnym warstwom odzieży. Typowy plan dnia to: wczesna pobudka, śniadanie, spakowanie rzeczy i …
kilkugodzinny marsz. Co półtorej, dwie godziny krótka przerwa, żeby coś zjeść, napić się czegoś
ciepłego, odpocząć. Ale zaraz trzeba ruszać dalej.
To nie przelewki
Teren w tym roku okazał się bardzo trudny i niebezpieczny. Dużo bloków lodowych i torosów, czyli
szczelin z otwartą wodą. Jak relacjonował Kamiński, nie było nawet stu metrów równego i płaskiego
terenu. Należało szczególnie uważać, gdy lód giął się, poruszał lub trzeszczał. Wtedy nawet zwykły
upadek mógł mieć poważne konsekwencje. Kamiński bardzo wcześnie zauważył: "cały ten marsz
to nie przelewki, nie jest łatwo przetrwać". Każdy dzień stał się wielkim wyzwaniem.
Szybko okazało się, że muszą niemalże walczyć o każdy kilometr.
Poważne problemy pojawiły się, gdy zaczął wiać wiatr i dryf znosił ich w kierunku przeciwnym do bieguna. Pewnej nocy w ten sposób oddalili się o ponad 4 km od celu. Powodowało to, że przez pewien czas praktycznie ciągle stali w miejscu. Od bieguna dzieliło ich ponad 20 km, a zapas jedzenia się kończył. Sukces wyprawy stanął pod znakiem zapytania. "Szanse zdobycia bieguna są prawie żadne" - relacjonował wówczas Kamiński. Szczególnie, że także warunki w terenie pogorszyły się: "wygląda jak po trzęsieniu ziemi, albo jakimś innym kataklizmie. Trudno to opisać, bo to jest coś, czego nie ma w normalnym świecie" - pisali 20 kwietnia, na półmetku wędrówki. Raz natrafili na szeroką szczelinę, której obejście zajęło im bardzo dużo czasu. Tamtego dnia przeszli ponad 7 km, a do celu przybliżyli się zaledwie o dwa.
Biegun zaprasza
Przełomowym momentem okazał się przedostatni dzień wyprawy. Uczestnikom udało się pokonać 13
kilometrów i zmienił się dryf, który przybliżył ich nieco do celu. Uwierzyli, że następnego dnia
uda im się przebyć ostatnie 9,5 km. Wszystko zależało od warunków w terenie. Te, jak się okazało,
były sprzyjające: "jakby biegun zapraszał nas do siebie, jakby ustąpił w tej
walce" - relacjonował Jasiek.
Satysfakcja z osiągnięcia celu była ogromna. Kamiński opowiada, jak niesamowite było uczucie, że coś, co jeszcze na początku wydawało się zupełnie nierealne, spełniło się. Jasiek pisał: "Serce zaczęło mi spokojnie bić. Wiedziałem, że już do niczego nie musimy się śpieszyć, że osiągnęliśmy nasz cel". Był 24 kwietnia 2004 r., godzina 16:16 czasu polskiego, gdy stanęli na biegunie północnym. "Trochę dziwne - nie wygląda niezwykle, jest tylko trochę bardziej płasko niż wszędzie indziej. A biegun północny wypada na jednej małej zaspie, jakich jest miliony na biegunie, tu w Arktyce. Na początku było zdziwienie, że tyle męczyliśmy się, narażaliśmy życie po to, aby dojść do takiej małej zaspy" - relacjonował najmłodszy na świecie i jednocześnie pierwszy w historii niepełnosprawny, który dotarł na biegun. Teraz podkreśla, że tak naprawdę nie cel był najważniejszy, ale sama droga do niego. I na swój sposób cieszy się, że mieli spore trudności po drodze i pojawiło się zagrożenie, że może nie udać się osiągnąć celu. Gdyby nie to, nie byłoby teraz tak wielkiej satysfakcji.
Co dalej?
Fot. Piotr Stanisławski
Wyprawa niewątpliwie odmieniła jego życie. Sam przyznaje, że dzięki niej nabrał większej pewności
siebie, zrozumiał, że niepełnosprawność niczego nie przekreśla. Z większą wiarą zaczął patrzeć na
możliwość spełniania nawet najbardziej odważnych marzeń. "Zawsze chciałem polecieć w
kosmos - mówi - ale to jest nierealne". Za chwilę jednak dodaje:
"chociaż ta wyprawa też na początku wydawała się nierealna". Kto wie, może więc
teraz kosmos?
Ekipa
W wyprawie wzięły udział, oprócz Janka Meli i Marka Kamińskiego, jeszcze dwie osoby. Byli
to: Wojciech Moskal, który podobnie jak Kamiński jest doświadczonym polarnikiem i w trakcie wyprawy
pełnił rolę przewodnika, oraz Wojciech Ostrowski - operator filmowy. Zebrał on materiał, na
podstawie którego powstanie film dokumentalny o wyprawie. Reżyserem jest Wojciech Szumowski. Całej
akcji patronuje telewizja TVN i program "Uwaga" oraz portal internetowy onet.pl.
Wyprawie towarzyszyły trzy inne projekty: "Każdy ma swój biegun" oraz "Szkoła pod biegunem" oraz zbiórka pieniędzy zorganizowana przez Fundację TVN.
"Każdy ma swój biegun"
Akcji "Razem na Biegun" towarzyszył cykl reportaży emitowanych w programie TVN
"Uwaga", ukazujący niepełnosprawnych, którzy starają się normalnie żyć, a często żyją
nawet znacznie ciekawiej niż osoby sprawne. Główną ideą było zainspirowanie i zachęcenie młodych
ludzi do stawiania odważnych celów i konsekwentnej ich realizacji. Ważnym celem było ponadto
ukazanie sytuacji osób niepełnosprawnych w Polsce - barier architektonicznych i psychologicznych,
utrudniających im codzienne funkcjonowanie.
"Szkoła pod Biegunem"
Był to specjalny projekt dla dzieci i młodzieży szkolnej, przygotowany przez Fundację Marka
Kamińskiego. Lekcje organizowane w ramach programu były spotkaniami z ciekawymi zakątkami Ziemi i
zdobywaniem wiedzy na temat świata polarnego. Dzieci uczyły się przez zagadki i rebusy, a do
poszerzania zakresu swojej wiedzy miała motywować je możliwość zdobycia ciekawych nagród. Zostały
one rozlosowane wśród uczestników, którzy zdobyli najwyższą liczbę punktów. Główny zwycięzca
konkursu- Gimnazjum nr 1 w Miastku- otrzymało możliwość odbycia telefonicznej "Rozmowy z
bieguna" z Jaśkiem i Markiem.
Zbiórka pieniędzy
Największym problemem, który pojawił się w trakcie przygotowań, było znalezienie ludzi, którzy
chcieli poprzeć projekt. Kamiński podkreśla, że wielkie podziękowania należą się szwedzkiej firmie
SOL Polska Sp. z o.o.. Ona pierwsza uwierzyła w powodzenie akcji. Podarowała chłopcu bardzo dobrej
jakości protezę. "Od niej się wszystko zaczęło" - mówi pomysłodawca wyprawy. Tego typu
protezy są niestety bardzo kosztowne i wielu niepełnosprawnych nie może sobie na nie pozwolić. Stąd
pomysł zbiórki pieniędzy na protezy dla dzieci za pośrednictwem sms-ów. Zbiórka trwała w czasie
wyprawy, a organizatorem była Fundacja TVN "Nie Jesteś Sam".
Organizatorzy i uczestnicy wyprawy "Razem na Biegun" postawili sobie następujące cele.
Pierwszy cel
Umożliwienie skrzywdzonemu przez los chłopcu odbycie wyprawy na biegun północny, która ma
dostarczyć mu wielu pozytywnych doświadczeń i wrażeń. Cykl przygotowań oraz sama wyprawa może
nauczyć Jasia, jak planować i realizować trudne projekty, jak pracować i współpracować z innymi
osobami i instytucjami, aby osiągnąć wytyczone zadania. Będzie miał okazję zaobserwować jak wspólny
wysiłek i wzajemna pomoc pozwalają osiągnąć najtrudniejsze cele.
Drugi cel
Jak najszersze, publiczne ukazanie osoby niepełnosprawnej jako pełnoprawnego uczestnika
życia społecznego, która - z pomocą życzliwych osób i instytucji - może realizować nawet
najtrudniejsze zadania i najskrytsze marzenia.
Chcielibyśmy z Jasiem pokazać innym dzieciom poszkodowanym przez los, że można przekraczać granice
pozornie niemożliwe do pokonania.
Trzeci cel
Chcielibyśmy w czasie trwania wyprawy przeprowadzić akcję zbierania pieniędzy na protezy
dla dzieci po wypadkach lub osób, które znajdują się w bardzo trudnej sytuacji. Protezy dobrej
jakości umożliwiają powrót do aktywności fizycznej i dalsze życie przy jak najmniejszej ilości
ograniczeń.
Czwarty cel
Wyprawa zrealizuje wraz z Polską Akademią Nauk program badawczy dotyczący globalnego ocieplenia.
Program ten polegać będzie na tym:
Zespół idący do bieguna będzie zbierał na trasie próbki wody morskiej ze szczelin i kanałów
lodowych. Próbki wody po 250ml każda, będą następnie analizowane w laboratorium w Polsce na
obecność glonów lodowych i mikrozooplanktonu. Zróżnicowanie i liczba mikroorganizmów w próbkach
wody spod bieguna, zostanie porównana z identycznymi pomiarami, których dokonują polskie ekipy
badawcze pracujące w międzynarodowych programach polarnych w Arktyce Kanadyjskiej (CASES) oraz na
Spitsbergenie (BIODAF). Wyniki tych analiz pozwolą nam dowiedzieć się więcej o zmieniającym się
środowisku lodu morskiego Arktyki wobec postępujacego ocieplenia. Analizą naukową zebraną z trasy
biegunowej, materiałami zajmie sie zespół z Pracowni Badania Planktonu Instytutu Oceanologii PAN w
Sopocie pod kierownictwem prof. Jana Marcina Weslawskiego (Kierownik Zakladu Ekologii Inst.
Oceanologii PAN).
Piąty cel
Przeprowadzenie programu Akcji Edukacyjnej pod tytułem "Każdy ma swój biegun".
Konkurs ma być twórczym rozwinięciem idei wyprawy "Razem na Biegun". Konkurs ma zachęcić
i zainspirować młodych ludzi do tego, aby wzorem Jasia Meli i Marka Kamińskiego zechcieli - w
formule konkursowej - odważnie określić, a następnie konsekwentnie podążać ku swoim celom i
marzeniom. Konkurs zakłada udział w zespole osoby niepełnosprawnej. Akcję społeczną będziemy
starali się wykonać w ramach projektów Unii Europejskiej.
Szósty cel
Podzielenie się doświadczeniami i wiedzą poprzez film dokumentalny o wyprawie i książkę a
także szereg spotkań po wyprawie osobami tylko niepełnosprawnymi.
Siódmy cel
Pokazanie na forum międzynarodowym naszego projektu "Razem na Biegun".
W artykule wykorzystano relacje z wyprawy zamieszczane na portalach internetowych www.biegun.kaminski.pl i www.uwaga.onet.pl.
Dziękujemy Fundacji Marka Kamińskiego za udostępnienie zdjęć do publikacji.
Autor: Joanna Jaraszek
Zdjęcia: Wojciech Ostrowski (Archiwum Funadcji Marka Kamińskiego)
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz