Niech zdychają!
Mówiła, że ich kocha. Gdyby spytać, zapewne stwierdziłaby, że bardzo szanuje to, jak wiele jej oddali. Jest wdzięczna za wszystko. Docenia poświęcenie. Frazesy. Puste słowa. Była przyzwyczajona do obiadu na stole i do pomocy, gdy chciała wyjść z koleżankami. Dorastała, znając tylko takie życie. Świat runął, gdy nadszedł czas wyjścia ze strefy komfortu.
Ostatnio w internecie trafiłam na wpis dziewczyny, która choć próbowała ukryć się pod pięknymi słowami, przez sieć przesyłała ilość jadu wyczuwalną nawet z drugiego końca kraju. Opowiadała o tym, jak to rodzice niszczą jej życie. Wystawili ją! Nagle, po latach wyręczania, oczekują, że dostosuje się do zmian. Wcześniej nic nie musiała – była mama na każde zawołanie i tata, który służył za dźwig. Teraz, z dnia na dzień, musiała przyzwyczaić się do tego, że rodzice oczekują, by nauczyła się życia. Zaczęła sprzątać. Pomyślała o pracy. Zgodziła się na podnośnik. Pomagała w domu. Co za absurd, aby dorosła kobieta myślała o takich rzeczach!
Brakowało tylko w tym poście, by napisała, że życzy im zdechnięcia – tak ostry był ton, którym prosiła innych o współczucie.
Roszczeniowe podejście do świata i ludzi zdarza się zarówno wśród osób pełnosprawnych, jak i z niepełnosprawnością. Jednak samodzielną osobę można zostawić samej sobie. Gorzej, gdy roszczeniowy ton pojawia się u kogoś zależnego od innych. Od bliskich, którzy kochają, ale mają dość codziennej tyranii. Utykają w pułapce.
Nadmierna troskliwość
Powodów jest wiele.
W naszym kraju kuleje system, który nie wspiera rodziców dzieci z niepełnosprawnością. Nie zapewnia odpowiednio przystosowanego przedszkola, pomocy medycznej, opiekunki czy pielęgniarki. Nie daje szans, na wyjście z domu – rodzic staje przed ogromnym wyborem: na ile zrezygnować z życia, by zapewnić byt ukochanemu maleństwu.
Jeszcze bardziej kuleje mentalność. Rodzic niepełnosprawnego dziecka jest w naszej kulturze bohaterem, którego trzeba wspierać finansowo i podziwiać. Zapomina się o tym, że to odrębna jednostka, która też ma prawo do pracy, życia towarzyskiego czy opieki medycznej. Jak wielu rodziców rezygnuje z ważnych zabiegów i operacji, wiedząc, że nie mają z kim zostawić niesamodzielnego dziecka? Jak wielu sądzi, że takie życie zgotował im los, i słuchając tego, co krzyczą „mądre głowy z telewizji”, zakłada worek pokutny i oddaje swoją odrębność w imię miłości?
To nigdy nie kończy się dobrze.
Dziecko z niepełnosprawnością wychowuje się w miłości, ale też w nadmiernej troskliwości. Jest wyręczane w wielu czynnościach, które, choć mogłoby zrobić same, robi się za nie. Jakże często słyszy, że to nauczycielka jest głupia, mimo że to ono się nie nauczyło? Z jak wielu rzeczy rezygnuje, bo słyszy: „pomogę, będzie szybciej”?
Dorosłe traktowanie
Dziecko zna tylko rodzica, który mu się oddał. Nie zna tej kobiety i tego mężczyzny, którymi rodzice byli wcześniej. Nie wie, jakie mieli pasje, smutki, rozterki. Nie zna temperamentu imprezowej kobiety i wieczornych szaleństw z butelką wina w ręce. Nie wie, że rodzic marzył o dalekich podróżach i choć kocha swoje dziecko i zawsze planował, że je urodzi, to nie chciał dla niego rezygnować z sobotnich zajęć jogi i spotkań z przyjaciółkami.
A potem przychodzi zdziwienie. Gdy starość puka do drzwi, a rodzice odkrywają, że nie są nieśmiertelni. Jedni mówią: „żeby umarło przede mną”, jak w popularnej w ostatnich dniach książce. Inni zaczynają wymagać. Nagle.
Szukają ratunku. Pomocy od dziecka, które nie jest aż tak niepełnosprawne, by nie móc samemu zrobić obiadu. Pomocy od dorosłego dziecka, które przecież mogłoby znaleźć pracę zdalną, a nie narzekać, że dostaje za mało. Pomocy od technologii, która mogłaby odciążyć obolałe kręgosłupy, a jest w domu niechciana.
Niektóre dorosłe dzieci przystosowują się do zmian, inne piszą pełne jadu posty w internecie.
Drodzy Rodzice, pamiętajcie o tym, że nikt nie oczekuje Waszego stuprocentowego poświęcenia. To trudne. Wychowujmy jednak dzieci niepełnosprawne na ambitne jednostki. Nie twórzmy patologii. Dla Waszego dobra i dobra dzieci. Bo kiedyś będą dorosłe, a świat nie da im tyle miłości, ile Wy dajecie codziennie.
Sylwia Błach – pisarka, blogerka, działaczka społeczna, modelka, ambasadorka kampanii Dotykam =Wygrywam, promującej samobadanie piersi. Wolontariuszka Fundacji Jedyna Taka, laureatka stypendium ministra za wybitne osiągnięcia. Wyróżniona przez markę Panache w konkursie Modelled by Role Models Nowy Wymiar Piękna jako „Wzór do Naśladowania”. Finalistka konkursu Mocne Strony Kobiety magazynu „Cosmopolitan”. Pracuje jako programistka i jest doktorantką na kierunku: informatyka. Choruje na rdzeniowy zanik mięśni, porusza się na wózku. Prowadzi blogi, jeden poświęcony literaturze, niepełnosprawności, programowaniu i podróżom, a drugi – modzie i urodzie. W 2017 r. znalazła się w I edycji Listy Mocy, publikacji wydanej przez Integrację, z sylwetkami 100 najbardziej wpływowych Polek i Polaków z niepełnosprawnością. Więcej: sylwiablach.pl.
Artykuł pochodzi z numeru 3/2019 magazynu „Integracja”.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach (w dostępnych PDF-ach).
Komentarze
-
Podziękowania.
07.08.2019, 21:57Dzięki że Jesteście....pomimo burz....odpowiedz na komentarz -
jak zwykle tak, ale...
07.08.2019, 11:07Wpisy komentujących na ogół krytyczne . A przecież artykuł jest o tym, że dziecko (także niepełnosprawne) trzeba przygotować do brutalności życia właśnie. Miłość rodzicielska ma tendencję do nadopiekuńczości. Bo serce każe nam bronić i chronić dziecko. Ale miłością można też "zadziobać". Można nauczyć bezradności, egoizmu i jeszcze bardziej osłabić odporność na trudy życia. I niestety rodzice powinni o tym myśleć od początku wychowania dziecka. A nie przypomnieć sobie o tym kiedy już są starsi i sami zaczynają potrzebować wsparcia. A przecież mamy też nierzadko ze zjawiskiem "zawłaszczenia" dziecka przez rodzica. Rodzic całego siebie oddaje dziecku ale już nie pozwoli mu odejść, żyć jego własnym życiem. Bo sam "wrósł" w dziecko. I choćby proponowano mu pomoc, to jej nie przyjmie bo tylko "on wie jak się swoim dzieckiem zajmować, tylko on wie jak wspierać, rehabilitować, uczyć, tylko on wie co dla dziecka dobre". Do tego (tak, tak - wiem że się będziecie oburzać ale to prawda) wielu rodziców z satysfakcją akceptuje wizerunek rodzica - bohatera, męczennika poświęcającego się swemu dziecku. Warunki zewnętrzne też mogą sprzyjać funkcjonowaniu te "pary" tylko razem (np. pomoc z OPS). I tak niepełnosprawne dziecko staję się niewolnikiem rodzica i jakiś uwarunkowań socjalnych. Tylko że to nie jest dobra miłość. Ani dla dziecka ani dla rodzica. Tylko o tym trzeba myśleć już od początku wychowania.odpowiedz na komentarz -
Rzeczywistosc jest inna
06.08.2019, 15:44artykuł jak zwykle tendencyjny mający nas przygotowac do nowej sytuacji po reformie orzecznictwa. Jaka jest prawda - swietnie opisali to inni dyskutanci. A wiec artykuł funta nie wart.odpowiedz na komentarz -
Tak, ale...
05.08.2019, 20:56Częściowo masz rację. A w zasadzie masz rację opisując ten jeden przypadek. Sama mam rodziców nie tyle nadopiekuńczych co nieświadomych możliwości – zacofanych. Rodziców, którym przez lata wmawiano, że niebawem umrę, więc nie myśleli o przyszłości. Mimo to staram się na tyle, na ile mogę wyjść z tej matni i pomóc nam wszystkim. Nie wiem na ile ogłoszeń o pracy zdalnej odpowiedziałam. Jest ciężko bez wykształcenia. Jest ciężko zdobyć wykształcenie bez fizycznej pomocy. Na rodziców nie mogę liczyć. Więc gdzie mam iść? Państwo nie uwzględnia potrzeb osób całkowicie niezdolnych do samodzielnej egzystencji. Społeczeństwo również. Pamiętam jak dziś, jakim problemem dla moich nauczycieli była moja matura. Przez semestr biegali przerażeni, bo nie wiedzieli jak „ugryźć” procedury z tym związane. Ostatecznie dałam rady bez pomocy. Co dla mnie było jasne od samego początku. Tak samo jest z pracodawcami. Nie wierzą w to, że potrafię. Boją się L4 itp. A ja już nie mam siły udowadniać, że nie jestem wielbłądem. System skutecznie mnie zniechęcił.odpowiedz na komentarz -
Przemyślenia
05.08.2019, 19:56Tekst dający do myślenia - i po części prawdziwy... Nie wszyscy może mają jednakowe możliwości? - ale próbować zawsze trzeba, można, starać się - tym bardziej dopóki żyją rodzice, inwestować w dziecko a nie tylko je wyręczać - bo potem będzie jeszcze gorzej..., gdy ich zabraknieodpowiedz na komentarz -
Wszystko ok
05.08.2019, 13:51Wszystko ok , jak mózg dobrze pracuje. W przeciwnym razie nie do zastosowania w naszym kraju--- Niestetyodpowiedz na komentarz -
To nie takie proste
04.08.2019, 11:35Ten artykuł w założeniach mądrze brzmi i pada na podatny grunt. Z jednym "małym" szczegółem. To wszystko może zafunkcjonować gdy mamy do czynienia z OzN do lat 18-tu., względnie ze starszym, uczącym się jeszcze I rzeczywiście co rodzina w tym okresie sobie "wypracuje" może zaowocować w przyszłości. Z małym ALE... Gdy osoba z niepełnosprawnościami straci "ten parasol ochronny " w postaci zajęć szkolnych i związanych z tym praw (rehabilitacja, zajęcia pozalekcyjne, obozy usprawniające) , nagle gwałtownie zderza się z brutalną rzeczywistością - w której tak niewiele można jej zaoferować. A już najmniej wsparcia i pomocy. Oferty pracy - skromne i w małych miejscowościach wręcz nie realne. Rodzaj pracy często bez wyboru związanego z wykształceniem. Samodzielny dojazd często nie możliwy. Rehabilitacja sami wiecie jaka . Placówki typu WTZ nieliczne i często z różnych powodów nie dostępne. Ręncina na życie i leczenie gorzej niż skromna. ZOSTAJĄ tylko dobrze już starsi często schorowani i wypaleni rodzice. Fakt, że wielu z nich w okresie "dzieciństwa" niejednokrotnie wspierało a może i wyręczało swoje chore dziecko . Ale zapewniam, iż gdyby w momencie osiągnięcia dorosłości były jakiekolwiek rzetelne i powszechne możliwości wsparcia takich rodzin na pewno by z nich skorzystali. Ale w Polsce większość pomysłów to pobożne życzenia istniejące tylko w planach czy na papierze. W większości nijak ma się to do rzeczywistości takich rodzin. Przebić się zaś udaje tylko bardzo silnym i zdeterminowanym jednostkom i to najczęściej przy pomocy i współpracy czy znajomościom. Przypomnijmy : Niewidoma czy niesłysząca tańczy w TzG. Inny wspina się na wysokie szczyty gór (sam??- czy z pomocą ) jeszcze inny prowadzi bloga czy zakłada własny bizness. Tylko to udaje się nielicznym i wcale nie zależy od wychowania czy nadopiekuńczości. Ważne są układy , siła przebicia , pieniądze czy znajomości, i nikt mi nie powie , że to nieprawda. Sam mam syna 30-to letniego . Wykształcony (licencjat) ale ma ok. 9 schorzeń somatycznych - w orzeczeniu ujęte są "tylko 2 " i tak dziwnie się składa, że co się stara o pracę to okazuje się , że jest ona dla ludzi ze schorzeniami , których on akurat nie ma ujętych w orzeczeniu. Nie pomagają żadne dowody i zaświadczenia o leczeniu czy pobytach w szpitalach. Teraz po latach przekonaliśmy się , że to świetna forma odprawiania ludzi z kwitkiem. Są programy np. tylko dla np. ludzi z Orzeczeniem "P" i mimo 15 pobytów w szpitalu psychiatrycznym pracy nie dostaniesz - bo masz w orzeczeniu " N i np. I " jest to dość skutecznie stosowana metoda i obecnie nie do przeskoczenia ,,Więc należy uświadomić sobie , iż tak długo jak w kraju nie będzie skutecznie funkcjonował "prawdziwy nie teoretyczny " program objęcie OzN rzetelną i skuteczną pomocą. niewiele osiągniemy. Trzeba zmienić nie tylko nastawienie ale i konkretne zachowania urzędów . A wtedy rodzice będą się wówczas mogli bardziej skupić na sobie , i dostaną szansę by wreszcie odpocząć z poczuciem spełnionej powinności. A mając świadomość , iż powołane do pomocy i współpracy instytucje spełnią swoje zadanie i w razie konieczności wesprą ich i tak już doświadczone przez los "dziecko" I umierać wtedy będzie lżejodpowiedz na komentarz -
Pod prad:)
03.08.2019, 17:01Podejscie troche jednostronne. Mogloby sie usamodzielnic, prace wykonywac.... Pomoc w domu to rzecz oczywista, ale wyjscie poza te frazesy to jest trudne. Czy autorka, pewnie nie, myslala nad usamodzielnianiem? Nie. Za mininalna, o ile dostanie, i tak bedzie dziecko do smierci z rodzicami. Tu by sie przydaly badania i wyszloby pewnie, ze on w polsce maja nainizsze poczucie wartosci w eu, zerowe aspiracje i sa pelne rozgoryczenia.odpowiedz na komentarz -
Nadopiekuńczość to zły wybór................
02.08.2019, 18:27Tak to prawda ,ze nadmierna opieka nad osobą niepełnosprawną ogranicza w rozwijaniu samodzielności. Często sami rodzice się litują bo kochają za mocno chore dziecko. Dlatego jestem za tym aby dzieci ,które są choćby trochę samodzielne przeszły SZKOŁĘ ŻYCIA - uczyć się do pełnej samodzielności. Trzeba zwrócić uwagę na stan zdrowotny dziecka ,któremu można pomóc . Nie wszystkie dzieci się nadają do nauki samodzielności. Jednak często tak jest ,że nadopiekuńczość stanowi barierę by dziecko wkraczając w dorosłe życie czuło się bezradne .Rodzice czy opiekunowie mają pomagać ,wspierać ale nie decydować całe życie za dziecko. Pozwólcie im żyć w miarę samodzielnie.odpowiedz na komentarz -
Dziękuję Pani za ten tekst.odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Więcej pieniędzy na pomoc „więźniom czwartego piętra”
- Jak zapewnić płynną realizację programu leczenia SMA?
- Integracja to zawsze byli ludzie
- Nowa perspektywa i szansa na życie dla pacjentów ze stwardnieniem zanikowym bocznym (ALS)
- Nie możemy dłużej czekać! Marszałek Szymon Hołownia apeluje o rozpoczęcie prac nad ustawą o asystencji osobistej
Dodaj komentarz