Dla nich nie ma żadnych przeszkód
Niepełnosprawność nie musi unieruchamiać. Czasami pobudza do działania. Nie wierzycie? To przeczytajcie.
Młody człowiek jedzie na motocyklu i ma wypadek. Kiedy się budzi, słyszy wyrok: nie ma władzy w nogach i do końca życia będzie jeździł na wózku. Mimo to nie może się załamać.
Marek pomimo niesprawności założył rodzinę, zdecydował się z żoną na posiadanie dzieci. Oprócz codziennych obowiązków pielęgnował zainteresowania – sporty motorowe. Nie miał władzy w nogach, ale ta w rękach wystarczyła, by prowadzić samochód.
W 2001 roku rozpoczął starty w KJS-ach. Dowiedział się o pucharze Kii Picanto i postanowił startować. Niestety, rzeczywistość nie szła w parze z marzeniami. W tym sporcie wszystko dużo kosztuje, z kasą krucho, a sponsorzy nie garną się do pomocy. Na szczęście, Kia stanęła na wysokości zadania i udzieliła wsparcia. Marek wiele zawdzięcza przede wszystkim Adamowi Potockiemu, który pomógł mu pokonać większość przeszkód w drodze na tor. Kupił sobie samochód na kredyt i zdobył licencję. Podczas egzaminu przekonał się, że nie jest źle (w porównaniu z pełnosprawnymi zawodnikami). Jednym z elementów sprawdzianu było opuszczenie auta w ciągu 7 s – trzeba było odpiąć pasy, otworzyć drzwi i przecisnąć się przez klatkę bezpieczeństwa. Marek mimo niesprawnych nóg – zrobił to jak trzeba!
Fot. Science Photo Library/EastNews
Wreszcie nadszedł start w pierwszym wyścigu. Marek wiedział – po treningach i kwalifikacjach – że nie będzie łatwo. Uzyskiwane przez niego czasy plasowały go na końcu stawki. Nie tylko z braku wprawy. Przeszkadzało też wolno działające sprzęgło. Dlatego stosował inną technikę jazdy niż reszta. Nie włączał ostatniego biegu, bo wiedział, że mniej czasu straci, „ciągnąc” silnik na wysokich obrotach czwartego przełożenia. Najgorzej było na zakrętach, gdzie niezbędna okazywała się redukcja do „dwójki”. Przeciwnicy mieli większe szanse, by od niego odjechać. Na torze nikt nie daje forów. Każdy chce uzyskać jak najlepszą lokatę, ale w padoku Marek spotyka się z życzliwością zawodników.
W tym roku nie ma Pucharu Picanto, ale jeśli uda się pozyskać sponsorów, Marek pojedzie w Rajdzie Barbórki. A marzenia? Start w WTCC. Były kierowca F1 Alex Zanardi nie ma nóg, a tam jeździł.
Gorące lato na Mierzei Helskiej, gdzieś bawią się dzieci, a 14-latek przejeżdża rowerem przez tory kolejowe. Pisk hamulców, hałas, zamęt. Nie udało się... Młodemu człowiekowi trzeba amputować nogi od kolan. To tragedia, ale życie musi płynąć dalej.
Artur uczy się. Kończy studia na Uniwersytecie Gdańskim i pracuje. Pociąga go motoryzacja i podróże. Ostatnio zachęciła go do wojaży lektura książki o wyprawie na Syberię. Pojechał tam z przyjaciółmi, ale dał sobie radę nie gorzej niż oni. UAZem pokonali w 2003 roku trasę z Helu do Irkucka i z powrotem, 15 tys. km. Artur nie prowadził pojazdu, jest mechanikiem. Zna się na samochodach, więc w razie potrzeby kładł się pod autem i naprawiał.
Na zdj. Artur Labudda, fot. Adrian
Gladecki/Reporter/EastNews
Wyprawa na Syberię miała być tylko wstępem do większego wyzwania –
objechania Polski dookoła drogami jak najbliżej granicy. Czym
jechać na taką wyprawę? Najlepszy wydawał się quad. Firma GMS z
Tarnowskich Gór przygotowała odpowiedni pojazd. Kilka
miesięcy
trwały treningi i załatwianie pozwoleń w Urzędzie Morskim na
przejazd plażami, w regionalnych dyrekcjach ochrony przyrody i
regionalnych dyrekcjach lasów państwowych. Niestety, po ok. 1800 km
zdarzył się wypadek. Arturowi nic się nie stało, ale quad nie
nadawał się do jazdy. Sprawca kolizji przetransportował go do
Tarnowskich Gór. Po godzinie Artur dostał nowego quada! Wrócił na
miejsce wypadku i ruszył w dalszą w drogę.
Na zdj. Artur Labudda, fot. Adrian
Gladecki/Reporter/EastNews
Nie obyło się bez przepraw przez podmokłe tereny i używania wyciągarki. Były momenty zwątpienia, np. gdy w ciągu 1,5 godziny za pomocą wyciągarki pokonał zaledwie 90 m. Wziął wtedy telefon i chciał wezwać pomoc. Wrócić do domu. Jak na ironię, żaden z trzech telefonów (a każdy w innej sieci) nie miał zasięgu. Musiał radzić sobie sam. I... pojechał dalej, przy okazji zwiedzając kraj. Wjechał na Śnieżkę i dotarł do Morskiego Oka… Po niemal dwóch miesiącach i pokonaniu ponad 6 tys. km wrócił do Helu. Jako pierwszy objechał kraj na quadzie. Pokonał też własną słabość.
Marek Wiśniewski
To, że straciłem sprawność w wyniku wypadku
komunikacyjnego, nie spowodowało, że zniknęło moje zamiłowanie do
motoryzacji,
a przede wszystkim wyścigów i rajdów. Dlatego zdecydowałem się na
starty w zawodach. Od 2001 roku były KJS-y, a od 2008 startowałem w
pucharze Kii Picanto. Zdaję sobie sprawę z tego, że specyficzna
obsługa pojazdu powoduje, iż mogę mieć problemy z wygrywaniem
zawodów, ale uzyskiwane czasy sprawiają, że „nie ciągnę się w
ogonie”. Tym, co robię, udowadniam, że osoby niepełnosprawne
poradzą sobie w wyścigach, zachęcam więc niepełnosprawnych
miłośników motoryzacji do działania. To lepsze niż siedzenie przed
telewizorem.
Artur Labudda
W moich wyprawach nie ma żadnej ideologii typu: sprawdzę
się albo pokażę, że ja też potrafię. Pierwsza podróż na
Syberię
to następstwo lektury Romualda Koperskiego "Pojedynek z Syberią".
Pomyślałem, że też bym chciał tak jak on pojechać w te dzikie
miejsca. Z pomocą kilku przyjaciół udało się. Z kolei objazd Polski
quadem to zasłużony odpoczynek. Długo pracowałem przy odbudowie
kolejki do Muzeum Obrony Wybrzeża na Helu i wreszcie postanowiłem
zrobić coś dla siebie. Przy okazji pomyślałem o zwiedzeniu kraju,
bo nigdy tego nie robiłem. To też się udało. Tym razem pojechałem
sam. Wprawdzie nie obyło się bez pomocy wielu osób, ale na trasie w
większości przypadków byłem zdany na siebie i swój sprzęt.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz