Zagubieni w myślach
Lekarze są zgodni co do tego, że przyklejanie osobom chorym psychicznie etykietki „wariata” uniemożliwia im powrót do życia społecznego, pracy i nawiązywania znajomości i przyjaźni. To ich stygmatyzuje jako ludzi nieuleczalnych i niebezpiecznych.
Pan Marian mówi wolno i niewyraźnie. Codziennie zażywa silne
leki. Choruje na schizofrenię paranoidalną. Nie ma wielu kontaktów
z ludźmi. Jak wyznaje, z większością osób nie może się porozumieć z
powodu dużej różnicy intelektualnej. Kiedy dzieli się
przemyśleniami, zwykle słyszy, aby spotkał się z psychiatrą, bo ten
na pewno go wysłucha. Sąsiedzi wiedzą, że chodzi do poradni zdrowia
psychicznego. Są mili, nie ma z nimi konfliktów. Kłania się im w
korytarzu, ale utrzymuje dystans. Bliższe kontakty sprawiają, że
ludzie przestają myśleć o nim jak o chorym, a myślą jak o
„czubku”.
– Mówi się, że trzeba uważać na psychiatrycznych – żali się. – Ale
to ja bardziej boję się ludzi, bo jak wiedzą o chorobie, to
zmieniają do mnie stosunek. Kiedy próbuję nawiązać rozmowę, słyszę:
„Odwal się, świrze”.
Pan Marian leczy się od 40 lat. Sam udał się do poradni psychiatrycznej, aby porozmawiać o tym, co przeżywał i jak z tego powodu cierpiał. Lekarz już po kilku minutach uznał, że jest „psychiatrycznym” i nie był zainteresowany rozmową.
– Kiedy ludzie wiedzą, na co choruję, to cokolwiek zrobię i powiem, nie jest traktowane poważnie – mówi pan Marian. – Jeśli na coś się denerwuję, to dlatego że jestem świrem. Mówię w administracji budynku, że po naprawie dachu ciągle zalewa mi sufit, to jestem świrem. Wszyscy biorą stronę drugiej osoby, a nie moją.
Kiedy w instytucji, w której pracował jako fizyk zaczął
opowiadać, że dokonał odkrycia, za które można dostać Nobla, został
odesłany do szpitala psychiatrycznego. Po powrocie stracił pracę.
Tak było zawsze, gdy wracał ze szpitala. W końcu przeszedł na
rentę.
– Ciągle traktowali mnie jak wariata, pokazywali palcem, odebrali
kolejną pracę, mówili, że moje odkrycia są nic niewarte, to się w
końcu zbunto-wałem, zamknąłem w domu i zrobiłem głodówkę – żali się
pan Marian. – Po jakimś czasie wyważono drzwi i wsadzono mnie do
szpitala. Znowu był dowód, że jestem wariatem, a nie że to protest
przeciw złemu traktowaniu.
Fot. Science Photo Library/EastNews
Porzuć stereotypy
Słowo „wariat” pochodzi od łacińskiego varius, czyli
„inny”, „różny”. Nie ma w tym określeniu cech pejoratywnych, a
jedynie zwrócenie uwagi na odmienność. Od wieków za dziwaków,
wariatów uznanawane były osoby, które chodziły własnymi ścieżkami,
żyły poza grupą, inaczej się zachowywały lub miały odmienne
poglądy. Uprzedzenia, brak wiedzy, empatii sprawiają, że wielu
ludzi, mówiąc o osobach chorych psychicznie używa epitetów:
„czubek”, „świr”, „psychol”, „pomyleniec”, itp. Wzmacniają one
kolejny stereotyp, że to osoby umysłowo niedorozwinięte i mało
inteligentne, a także niebezpieczne dla otoczenia. Niestety,
kultura masowa, zwłaszcza kino, utrwala stereotypy dotyczące
chorych i leczenia psychiatrycznego w szpitalach. Szpitale często
pokazywane są jako miejsca ubezwłasnowolniania chorych i
pozbawiania ich godności. A oni to psychopatyczni i niebezpieczni
pacjenci z silnymi skłonnościami do sprawiania problemów.
Nieżyjąca już dr Joanna Meder, która była mocno zaangażowana w przełamywanie barier związanych z mitami nagromadzonymi wokół psychiatrii mówiła na konferencji otwierającej Ogólnopolski Program Zmiany Postaw wobec Psychiatrii „Odnaleźć siebie”: – Negatywny wizerunek placówek psychiatrycznych może obniżać zaufanie do psychiatrów i powodować u osób chorych psychicznie lęk przed podjęciem terapii i wizytą u psychiatry. Taka stygmatyzacja utrudnia chorym normalne życie w społeczeństwie i wzmaga społeczną niechęć do nich i do szpitali psychiatrycznych.
Z tego m.in. powodu wielu cierpiących na chorobę psychiczną boi się szpitali. Są przekonani, że pacjenci są tu krępowani i na nich – niczym na królikach doświadczalnych – eksperymentuje się i testuje lekarstwa. Kolejnym mitem jest to, że osoby chore psychicznie są bardziej niebezpieczne dla otoczenia niż inni ludzie. Liczba przestępstw przeciwko wolności i życiu innych osób jest zdecydowanie większa wśród zdrowych niż wśród cierpiących na choroby psychiczne. Poza tym, u części osób, które miały „rzut” choroby psychicznej, nigdy nie pojawia się on drugi raz. A nawet jeśli się pojawi, to nie świadczy o nieuleczalności chorego czy jego zwiększonym zagrożeniu dla społeczeństwa. Okazuje się, że część osób zdrowych przeżywa epizody psychotyczne, o których nikt nie wie.
Nie taki straszny
Wiele dorosłych osób miało w życiu choć jeden – mniej lub
bardziej bezpośredni – kontakt z osobą chorą psychicznie albo było
świadkiem jej zachowania na ulicy, w autobusie, tramwaju, szkole
czy innym miejscu. Wśród tych zachowań tylko niewielki odsetek
przeradza się w atak agresji, a jeszcze mniej kończy się czynami.
Dotyczy to także zachowań wyzwolonych przez halucynacje i
urojenia.
– Ataki agresji u osób chorych psychicznie nie występują
częściej niż ataki agresji przypadające na zdrowych członków
społeczeństwa – mówi dr Tadeusz Pietras, członek Polskiego
Towarzystwa Psychiatrycznego.
Nie oznacza to, że osoba chora nie bywa groźna dla otoczenia.
– Nie ukrywam, że nieprzewidywalność zachowań wywołuje we mnie
strach i dystans do chorych psychicznie – mówi Marcin Kosecki. –
Znałem kilkunastolatka, który był chory psychicznie i miał napady
lękowe. Na co dzień chodził do szkoły, ale czasami rzucał się,
uderzał głową, krzyczał, gryzł i drapał do krwi. Mimo że brał
lekarstwa, to w sytuacjach irracjonalnego zagrożenia mógł być
niebezpieczny.
Andrzej Warot, prezes Związku Stowarzyszeń Rodzin i Opiekunów Osób Chorych Psychicznie „Pol-Familia”, wyjaśnia, że w 99 proc. przypadków osoby chore psychicznie, kiedy biorą lekarstwa, są normalnymi ludźmi. Ale bywa, że jeden procent chorych stwarza zagrożenie. Jeśli osoba chora psychicznie bądź z zaburzeniami krzyczy, nikomu jeszcze nie robi krzywdy. Daje tylko znak. Być może nie brała lekarstw przez dłuższy czas, nie otrzymała wsparcia albo jest pozbawiona pomocy bliskich czy rodziny.
– Sam krzyk nie jest groźny – mówi Andrzej Warot. – Kiedy mąż krzyczy na żonę albo politycy na siebie, to nie nazywamy ich wariatami. W rzeczywistości niewielka tylko liczba osób chorych psychicznie zachowuje się agresywnie. Dlatego nie demonizujmy. My też czasem potrafimy tak się zdenerwować, że tracimy nad sobą panowanie.
Jak się zachować?
Andrzej Warot radzi, aby w sytuacji, kiedy jesteśmy
świadkami zachowania osoby z zaburzeniami psychicznymi, nigdy tego
zachowania nie podsycać. Powinno się przyjąć postawę spokojną, bez
gestykulacji. Nie należy przekrzykiwać tego człowieka, gdy mówi,
nie komentować jego zachowania. Jeśli rozmawiać, to normalnym
tonem,
w asertywny sposób, nie wchodzić mu w pół zdania. Lepiej poczekać,
aż on się wyładuje i uspokoi, niż od razu reagować na jego
słowa.
– Przyjęcie postawy konfrontacyjnej to tak, jak gaszenie ognia benzyną – dodaje Andrzej Warot. – Oczywiście jeżeli osoba zachowuje się agresywnie, trzyma coś w ręku, to nie stajemy blisko. Tak jak na drodze – kierujemy się zasadą ograniczonego zaufania, zachowujemy dystans. Proszę zwrócić uwagę, że nas także irytuje, gdy ktoś przerywa i wtrąca się w zdanie.
W sytuacji występującego niebezpieczeństwa, osoba, która jest tego świadkiem, może zawiadomić pogotowie bądź policję. Nie powinniśmy się jednak dziwić, jeśli służby interwencyjne poproszą o przykłady niebezpiecznego zachowania bądź agresji ze strony chorego. Nie wystarczą same obawy świadków, że „może się stać coś złego”. Obawy muszą być poparte przykładami zachowań, które wskazywałyby na takie niebezpieczeństwo.
W przypadku rodziny, która nabiera przekonania, że któryś z jej członków jest psychicznie chory i potrzeba leczenia staje się oczywista, to powinno się przede wszystkim porozmawiać z nim na temat spotkania z lekarzem i podjęcia terapii. Część chorych nie chce się leczyć, więc rodziny próbują stosować różne sposoby, wręcz fortele, aby to zrobiły (np. zawierają umowy związa-ne z otrzymaniem korzyści za zgodę). Sama choroba psychiczna nie pozbawia osoby chorej prawa do wyrażenia zgody na leczenie. Dopiero gdy namowy rodziny nie przynoszą skutku, a zachowanie chorego zagraża bezpośrednio własnemu życiu albo życiu lub zdrowiu innych, można starać się o leczenie wbrew jego woli. Umożliwia je art. 23 Ustawy o ochronie zdrowia psychicznego. Leczenie wbrew woli osoby chorej jest ostatecznością. Zawsze powinna być traktowana z życzliwością, szacunkiem i poszanowaniem godności.
– Największą stratą, jakiej doświadczam przez moją chorobę, są
zepsute stosunki w rodzinie – mówi 23-letni Adrian. – Mama źle
zniosła to, że trafiłem „do czubków”. Miała wspaniałego syna, który
świetnie się zapowiadał,
a wylądował w szpitalu dla wariatów. W końcu zaczęła mnie tak
traktować. Nie mogłem tego zaakceptować, były awantury,
wyprowadzałem się. Najgorsze nie jest to, że głowa mi pęka od
natłoku myśli, że cały czas jest analizowanie, w kółko, w kółko, w
kółko, aż do zaśnięcia. Jestem pacjentem, który zajmuje się swoimi
myślami. To mnie bardzo męczy. Ale najgorsze jest uczucie stałego
upokarzania i ciągłego poniżania przez innych. Nawet lekarze nie
traktują mnie poważnie. Nie słuchają tego, co chcę powiedzieć, od
razu biorą mnie za wariata.
Gdzie leczyć?
Istnieje ponad sto rodzajów zaburzeń i chorób
psychicznych, lecz tylko część chorych wymaga hospitalizacji.
Większości nie jest ona potrzebna, jeśli nie stwarzają zagrożenia,
biorą lekarstwa i spotykają się z lekarzem. Niestety, dla tej grupy
chorych bra-kuje w Polsce miejsc w szpitalach.
W niektórych województwach na łóżko czeka się latami. Wiele rodzin
szuka miejsc w innych województwach. Z powodu braku wolnych łóżek
niekiedy dochodzi do sytuacji, w których pogotowie nie przyjeżdża
na wezwanie rodzin z osobą chorą psychicznie, wymagającą
hospitalizacji.
Sytuację miał poprawić Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego z budżetem 20 mln zł rocznie. Nie wszedł w życie. Priorytetem programu było tworzenie ogólnopolskiej sieci poradni zdrowia psychicznego, zespołów leczenia środowiskowego, budowa hosteli i mieszkań chronionych.
– Za wolno powstają nowe hostele, które dają chorym całodobową
opiekę i naukę samodzielnego funkcjonowania – mówi Rafał, terapeuta
hostelu w województwie mazowieckim.
– W Finlandii np. chorzy psychicznie leczeni są tylko w domach i
hostelach, w ogóle nie ma szpitali psychiatrycznych. W Polsce
rodziny są w bardzo trudnej sytuacji, bo hosteli w kraju jest mało,
brakuje oddziałów dziennych i zespołów leczenia środowiskowego, a
szpitale psychiatryczne są przepełnione. Pozostają spotkania z
psychiatrą.
Szukaj pracy
Dla osób po kryzysie psychicznym praca może być
lekarstwem. Stwierdzono, że „spowalnia” remisję choroby i jest
pomostem ułatwiającym nawiązanie kontaktów społecznych, a także
zmianę w postrzeganiu siebie – nie jako pacjenta, ale osoby
realizującej się społecznie. Jest także szansą na akceptację i
radość z życia. Niestety, osoby chore psychicznie są najmniej
aktywne zawodowo w populacji osób z niepełnosprawnością, choć aż 90
proc. z nich wyraża chęć podjęcia pracy. Są liczne przykłady na to,
że jeśli dostosuje się pracę do możliwości osób chorych
psychicznie, stają się bardzo dobrymi i sumiennymi pracownikami.
Największą barierą utrudniającą im podjęcie zatrudnienia są
uprzedzenia i strach pracodawców. Trwający kilka lat kryzys
ekonomiczny sprawił, że powoli zwiększa się grono pracodawców
zatrudniających takie osoby, gdyż mogą liczyć na wysokie
dofinansowanie i wsparcie z PFRON.
Szansą na zatrudnienie są także spółdzielnie socjalne, które
zwykle zakłada kilka osób z niepełnosprawnością zagrożonych
wykluczeniem społecznym oraz organizacje pozarządowe i samorządy.
Zazwyczaj działają jako małe przedsiębiorstwa świadczące lokalne
usługi. Na rozpoczęcie działalności spółdzielnie mogą otrzymać
wsparcie nawet do 15-krotnego przeciętnego wynagrodzenia.
– Wprowadzenie środowiskowego modelu opieki, w którym opieka
lekarska, pomoc społeczna i możliwość zatrudnienia wzajemnie się
uzupełniają, powinno być częścią całego systemu – podsumowuje Jacek
Wciórka, prezes Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa
Psychiatrycznego.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz