Więcej odpowiedzialności
- Każda z organizacji ma prawo zgłosić swój projekt i muszę powiedzieć, że czasami te pomysły są bardzo ciekawe i być może nie zawsze w urzędzie wpadlibyśmy na taki sposób wykonania danego zadania - o współpracy z warszawskimi organizacjami pozarządowymi, działającymi w dziedzinie pomocy społecznej opowiada Bogdan Jaskołd, dyrektora Biura Polityki Społecznej w Urzędzie Miasta st. Warszawy.
- Jak Pan ocenia współpracę z organizacjami pozarządowymi, działającymi w Warszawie w sferze polityki społecznej?
Bogdan Jaskołd, dyrektor Biura Polityki Społecznej UM Warszawa: – Mam sporo doświadczeń w tym zakresie, ponieważ w samorządzie pracuję od 1994 roku, tworzyłem w Gminie Centrum Wydział Pomocy Społecznej i Zdrowia, zaczynaliśmy wówczas współpracę z organizacjami pozarządowymi. Wtedy była ona bardzo luźna, zachęcaliśmy organizacje, żeby cokolwiek chciały wykonywać na rzecz ówczesnej Gminy Centrum, ale nie było żadnych konkursów, zasad. Powoli to się zmieniało, właśnie dzięki współpracy z organizacjami, nie tylko w zakresie wykonywania zadań, ale przede wszystkim tworzenia zasad współpracy. Wiele osób, które do dziś pracują w organizacjach, nazwiska są znane, rzeczywiście wniosło bardzo dużo w przygotowanie regulaminów konkursów, opracowanie zasad, jakie zadania może organizacja realizować, jak powinna je wykonywać.
Na początku współpracy w ogóle nie było mowy o umowach wieloletnich. Wprowadziliśmy je od 2004 roku. W tej chwili jeżeli jest nowe zadanie, podpisujemy na jego realizację umowę jednoroczną, patrzymy, jak się organizacje sprawdzają, jakie zgłaszają uwagi, problemy. Dopiero potem podpisujemy umowę 3-letnią. Bardzo się rozwinęły środowiska seniorów. W Warszawie działa obecnie 30 Uniwersytetów Trzeciego Wieku. Udziela się w nich 6 tys. seniorów. Większość z nich uruchomiono przy uczelniach wyższych lub jest wspomagana przez nie. Z Miastem mają podpisane umowy wieloletnie. Jest to wynik bardzo dużej aktywności organizacji, które prowadzą te Uniwersytety na wysokim poziomie, powiedziałbym nawet, że prześcigają się w jakości wykonywanych zadań. Mają duże wsparcie, ale same je wypracowały i zaczyna to przynosić wymierne efekty. Bogata oferta zajęć dla seniorów, która „wyciąga” ich z domów powoduje, zmniejszenie ich aktywności i przełamanie izolacji . Niezależnie od Uniwersytetów Trzeciego Wieku rozwijają się też dzienne domy pobytu i kluby seniora. To wszystko razem powoduje, że starsi ludzie wychodzą z domu nie tylko po to, aby udać się do lekarza. Poprzez udział w różnych zajęciach, ich stan zdrowia psychicznego się poprawił, a to ma także wpływ na stan zdrowia fizycznego.
Trzeba pamiętać o jednym: Miasto bardzo sobie ceni współpracę z organizacjami. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło realizować obecnie zadania bez stowarzyszeń i fundacji. Dzisiaj partnerzy pozarządowi realizują około 150 zadań. A samych organizacji jest oczywiście dużo więcej. Stowarzyszenia i fundacje tak się rozwinęły, że jedna organizacja potrafi realizować 5 - 6 zadań z różnych dziedzin, z różnych tematów i zupełnie dobrze jej to wychodzi.
– Przy Biurze Polityki Społecznej działa najwięcej Komisji Dialogu Społecznego. Czy one ułatwiają pracę czy wprowadzają zamieszanie?
B.J.: – Ułatwiają. Czasami znajdą się osoby, które niedawno pracują w tych komisjach i chciałyby dokonywać jakiś rewolucyjnych zmian. Ale komisje bardzo się przydają dlatego, że mamy na bieżąco bezpośredni odbiór naszych działań wśród organizacji. Nie ma już takich sytuacji, że jakieś stowarzyszenie startuje w konkursie, przychodzi i ma pretensje: „Skąd to się wzięło, my nic nie wiemy, dlaczego tak, a można by inaczej”. Pod tym względem komisje są bardzo potrzebne, natomiast musi być rozsądek, kultura dyskusji, wymiany spostrzeżeń, doświadczeń. Jest jeszcze drugi powód, dla którego komisje są potrzebne: jeżeli przygotujemy projekt uchwały i idziemy z nim na Radę Warszawy, i mamy akceptację Komisji Dialogu, to radni zupełnie inaczej to traktują. Wiedzą, że to nie jest tylko nasze ustalenie, ale sprawa jest przekonsultowana, przedyskutowana i organizacje też chcą w takim kształcie realizować to zadanie. Przy niektórych dokumentach jest wręcz wymóg opinii Komisji Dialogu Społecznego, aby sprawa mogła być dalej rozpatrywana.
– Nie wierzę, żeby nie miał Pan żadnych zastrzeżeń do organizacji...
B.J.: – Oczywiście, przy tak dużej liczbie organizacji, zawsze znajdą się takie, które są sprytne, są zdolne i potrafią przygotować kilka projektów tylko po to, żeby przetrwać, ale niezbyt dobrze przykładają się do realizacji danego zadania.
Są rzeczywiście problemy, które od wielu lat się ciągną i czasami przeszkadzają nam w pracy. Na przykład kłopoty z dobrym przygotowaniem oferty. Zasady są takie, że po ogłoszeniu konkursu, organizacja może przyjść do biura, do pracownika merytorycznego, porozmawiać z nim. Mało tego – może przygotować ofertę, którą chce złożyć, przyjść, pokazać i zapytać się, czy wszystko jest w porządku od strony formalnej. Tylko oczywiście nie w dniu, gdy upływa termin konkursu. I my do tego namawiamy. Mało „namawiamy”, prosimy. Większość organizacji korzysta z tej możliwości, ale jest, powiedziałbym, 30% takich, które składają oferty w ostatnim dniu, w ostatniej godzinie, nawet nie dają nam szansy, żeby można było pomóc. A regulamin jest twardy i zabrania nanoszenia poprawek już po złożeniu ofert zaklejonych. Ta kwestia stanęła nawet na spotkaniu w Centrum Komunikacji Społecznej. Odbyła się dyskusja z organizacjami. Okazało się, że zdecydowana większość uważa, że nie należy wprowadzać zmian, aby można było po złożeniu dokumentów uzupełniać je, dostarczać brakujące. Po to są zasady, jest regulamin, jest możliwość przyjścia wcześniej. Jeżeli ktoś nie chce z tego korzystać, to wystawia świadectwo o sobie samym, że nie jest solidny, nie jest chętny do współpracy. To jest na razie dosyć znaczący minus w tej współpracy. W tym roku mieliśmy właśnie taki przykry przypadek, że na ogłoszony konkurs na realizację zadań na rzecz osób niepełnosprawnych 70 czy 80% wniosków było źle przygotowanych, musieliśmy wszystkie odrzucić. Potem był protest jednej z organizacji, która dokumenty złożyła, a nie było pieczątki i nie było podpisu. Po prostu ktoś, kto kończył przygotowanie dokumentów, nie sprawdził tego. Była afera na całą Warszawę, telewizja przyjeżdżała, filmowała te akta. Pani redaktor do mnie mówiła: „Proszę pana, co pan się uparł, takiej piecząteczki nie ma, to przecież oni przystawią i będzie wszystko w porządku”. A ja odpowiadałem: „Tak, tylko że w dniu, kiedy się oferty otwiera, to materiały są niekompletne i taki jest regulamin”. Każda z osób, które korzystają z pomocy tej organizacji złożyła oddzielną skargę. Musiałem na każdą odpowiadać, było ich chyba z 300.
Są więc takie niepotrzebne nieporozumienia. Utrzymaliśmy jednak nasze zasady w mocy i myślę, że dobrze się stało. Teraz dużo więcej organizacji zgłasza się do nas wcześniej, sprawdza i kontroluje przygotowanie swoich materiałów.
Z drobniejszych, w sensie rzadziej się zdarzających, spraw, które wpływają na naszą współpracę to: niesolidność i nieterminowość rozliczania finansowego. Tu jest również nasza rola, bo nasi pracownicy nie tylko kontrolują jakość wykonywanych przez organizacje zadań i przyglądają im się pod kątem finansowym, ale również doradzają i pomagają. Dlatego apeluję do wszystkich organizacji: jeżeli macie kłopoty, jeżeli już realizujecie jakieś zadanie i widzicie, że coś się nie układa, że ktoś zawalił sprawę i nie wiecie, co zrobić – przyjdźcie, zapytajcie się, zaproście pracownika, razem może uda się znaleźć rozwiązanie.
Generalnie jednak dobrze oceniam współpracę z organizacjami. Warto przypomnieć, że np. cała działalność w zakresie bezdomności, a to jest bardzo duże zadanie, realizowana jest przez organizacje pozarządowe. W tej chwili podjęliśmy się jako miasto budowy centrum dla samotnej matki. To jest zadanie na pograniczu bezdomności i przemocy. W zamierzeniu chcemy to centrum przekazać do prowadzenia organizacji pozarządowej. Na drugim miejscu są organizacje, które świadczą pomoc osobom niepełnosprawnym. Potem uzależnienia - poza ZOZ-ami, które współpracują z nami w zakresie odwyku i profilaktyki, reszta zadań jest realizowana tylko przez organizacje pozarządowe. Również pomoc rodzinie i opieka zastępcza to domena organizacji. Są pewne tematy, które miasto stara się trzymać przy sobie, na przykład prowadzenie rodzinnych domów dziecka. Jednak w tym roku, w odpowiedzi na sygnały płynące od organizacji, zaryzykowałem. Wybudowaliśmy dwa nowe, piękne, nowoczesne domy do prowadzenia rodzinnych domów dziecka, ogłosiliśmy dwukrotnie konkurs. Niestety, żadna organizacja się nie zgłosiła, trochę się wystraszyły.
– Czego się wystraszyły?
B.J.: – Nie wiem.
– Może warunki konkursu były zbyt wyśrubowane?
B.J.: – Nie. Organizacja musiała znaleźć kandydatów na prowadzenie takiego domu, czyli rodzinę, która się tym zajmie. Przedstawiciele organizacji zawsze mówili, że mają większe rozeznanie, że są w środowisku, wśród ludzi. I to jest prawda. Nie wiem, co nie wypaliło. Nie rezygnujemy, za jakiś czas powtórzymy konkurs. Oczywiście te domy musimy w tej chwili wykorzystać. Powstały tam mieszkania filialne dla instytucjonalnych domów dziecka. Ale na przykład przy organizowaniu mieszkań chronionych dla niepełnosprawnych, takich treningowych – bardzo dobrze nam się układa współpraca. W konkursie wystartowały partnerstwie dwie organizacje i prowadzą takie mieszkanie przy ul. Oszmiańskiej. Bardzo fajnie się zaangażowały, uczestniczyły w wyposażeniu mieszkania, dobierały sprzęty, odpowiednie dla niepełnosprawnych. Mieszkanie już funkcjonuje. Zobaczymy, jaki będzie efekt.
– Co jest inspirującego we współpracy z organizacjami?
B.J.: – Każda z organizacji ma prawo zgłosić swój projekt i muszę powiedzieć, że czasami te pomysły są bardzo ciekawe i być może nie zawsze w urzędzie wpadlibyśmy na taki sposób wykonania danego zadania. Dwa lata temu zaprosiła mnie na spotkanie organizacja Itaka, która, jak wiadomo, zajmuje się poszukiwaniem osób zaginionych. Podczas rozmowy wiceprezes zapytał mnie, czy nie widziałbym możliwości finansowego wsparcia ich działań przez Miasto. Odpowiedziałem, że nie mamy takiego zadania, jak pomoc w poszukiwaniu zaginionych. Wtedy mnie zaskoczył, bo powiedział tak: „no dobrze, ale przecież, jeżeli – podał mi liczby – tyle osób w ciągu roku ginie, nie wiadomo, gdzie się podziewa, a zakładamy, że nie wszystkie stracą życie, bo na szczęście tak nie jest, to znaczy, że pozostała część tuła się po Polsce, czyli są to potencjalne osoby bezdomne. Jeżeli państwo nam pomożecie, abyśmy mogli zwiększyć intensywność działań w tym zakresie, to doprowadzi do tego, że zamiast np. 50 osób, które udaje nam się odnaleźć, znajdziemy ich 100. A to oznacza, że będzie mniej bezdomnych”. Bardzo mi się to spodobało, bo to nie było na siłę błaganie: dajcie pieniądze, bo mamy kłopoty finansowe, musimy przetrwać.
Organizacje mają rację, że miasto może powinno więcej zadań im powierzać, ale są takie zadania, które trudno jest wykonać organizacji albo ilość środków, które by musiała zdobyć z innych źródeł, przekracza jej możliwości. Oczywiście mogą korzystać z funduszy europejskich, ministerialnych i od sponsorów, ale są takie zadania, na które trudno pozyskać pieniądze. Myślę, że należałoby przejrzeć wszystkie zadania, które realizujemy w mieście i zastanowić się, które z nich należałoby zlecać do realizacji jako powierzone, a nie jedynie wspierane.
– Ostatnio Urząd Miasta St. Warszawy i Towarzystwo „Nasz Dom” otrzymały tytuł Samorządowy Lider Zarządzania za projekt „Ośrodek Wsparcia Rodzinnej Opieki Zastępczej PORT”. Ten projekt był realizowany w Biurze Polityki Społecznej. Na czym on polegał?
B.J.: – Tym zadaniem wyszliśmy naprzeciw potrzebom w zakresie wsparcia rodzicielstwa zastępczego. W Warszawie działają trzy ośrodki adopcyjno-opiekuńcze, które poszukują kandydatów na rodziny zastępcze i rodzinne domy dziecka, szkolą i przygotowują do pełnienia tej roli. Potem jednak taka rodzina, która przyjmuje dzieci dalej wymaga wsparcia, niejednokrotnie bardzo specjalistycznego w formie np. terapii psychologicznej, pomocy pedagogicznej czy prawnej. W rodzinach pojawiają się kryzysy. Tacy ludzie nie powinni błądzić, szukając pomocy, tylko w jednym miejscu móc porozmawiać o swoich problemach i otrzymać wsparcie. Towarzystwo „Nasz Dom” zgłosiło do Miasta ofertę stworzenia ośrodka wsparcia dla rodzin zastępczych z kompleksowym organizacją pomocy tym rodzinom. I to zadanie zostało zlecone Towarzystwu w drodze konkursu. Oceniamy pozytywnie jego realizację. Nasze rozwiązanie odpowiada na projekt ustawy o wsparciu rodziny i rodzicielstwie zastępczym, który jest w Sejmie i mamy nadzieję, że w końcu będzie uchwalony. Projekt ustawy idzie w tym kierunku, żeby tworzyć środowisko pomagające tym, którzy podejmują się rodzicielstwa zastępczego oraz, żeby zapobiegać sytuacjom kryzysowym w tych rodzinach. Towarzystwo „Nasz Dom” w Ośrodku PORT ma specjalistów, którzy są w stałym kontakcie z rodzinami zastępczymi i rodzinnymi domami dziecka .Na bieżąco pomagają rozwiązywać trudności wychowawcze i rodzinne. To jest profilaktyka. Zapobieganie. Nie chcemy doprowadzać do sytuacji, o których słyszymy w radio, telewizji, że rodzinie zastępczej są zabierane dzieci, a potem okazuje się, że rodzina miała problemy wcześniej, była jakaś wpadka jedna czy druga, która spowodowała, że w tej rodzinie się coś zachwiało. Nie mówię w tej chwili o źle działających rodzinach, gdzie trudno sytuację uzdrowić od ręki, ale o takich, gdzie można to jeszcze wyprostować, często niewielkim nakładem sił i środków. I za to zostaliśmy docenieni, a nasz projekt oceniony jako nowatorski. Organizacje, które zajmują się tymi problemami także mówią, że to jest dobry kierunek i powinno to być rozwijane.
– Tutaj inspiracją także były doświadczenia organizacji?
B.J.: – Tak. Ich doświadczenia i nasze wsparcie pozwoliły coś takiego przygotować. Cieszymy się bardzo, że to zostało docenione. Chcę się też pochwalić, że w tym roku został uchwalony program „Rodzina”, wywodzący się ze Społecznej Strategii Warszawy, co jest dużym osiągnięciem. Z Ustawy o pomocy społecznej wynika, że już od 2004 roku każda gmina powinna mieć opracowaną Strategię Rozwiązywania Problemów Społecznych. Nie udało się tego zrobić w poprzedniej kadencji. Gdy przyszedłem do pracy w urzędzie w 2006 roku, złożyłem zobowiązanie Pani Prezydent, że doprowadzę do uchwalenia Strategii. To był ogromny wysiłek wielu ludzi, zaangażowanie zastępcy prezydenta Pana Paszyńskiego, który nas mobilizował. Najważniejsze, że po raz pierwszy powstała dziesięcioletnia Strategia, w której przygotowanie udało się zaangażować wiele biur. Nie zlecaliśmy jej opracowania na zewnątrz, robiliśmy to sami. Powstał interdyscyplinarny dokument. Nie ma nic gorszego, niż narzucić biurom zadania. Jeśli jednak zostały włączone w proces przygotowania i same sobie wpisały zadania, to jest 50% szans, że będą chciały je realizować. Strategia została uchwalona, po burzliwych konsultacjach. Wielokrotnie odbywało się Forum Polityki Społecznej, na które mógł przyjść każdy z ulicy i powiedzieć, co myśli o naszych propozycjach. Została wykonana ogromna praca. W tym roku, na podstawie Strategii udało nam się przygotować – też po wielu konsultacjach – i co najważniejsze uchwalić dwa programy: jeden dotyczący rodziny, a drugi dotyczący działań na rzecz osób niepełnosprawnych. Uważam, że jest to w tej kadencji ogromne osiągnięcie, dzięki któremu organizacje pozarządowe będą miały wskazane pole działania. Organizacje się skarżyły, że nie wiedzą, w jakim kierunku idziemy, czy np. mieszkań treningowych dla osób niepełnosprawnych, czy usamodzielniania poprzez mieszkania filialne, czy raczej będziemy budować nowe obiekty. Tutaj mają to zapisane. Mogą zajrzeć do Strategii i zobaczyć, co Miasto chce robić i na tej podstawie mogą zgłaszać swoje projekty, co już zaczyna się dziać.
– Czy organizacje też miały wpływ na tę Strategię?
B.J.: – Oczywiście! Odbywały się fora, były konsultacje wyjazdowe z organizacjami podzielonymi na tematykę. Dyskusje były takie, że nawet skakali sobie do oczu. To, co zostało wypracowane jest naprawdę sensowne i jest naszym wspólnym dziełem. Dla nas było ważne, aby nam nie zarzucono, że opracowano kolejną Strategię, która trafi na półkę. Dlatego od razu rozpoczęliśmy prace nad programami operacyjnymi, z których dwa już mamy. Obecnie toczą się prace nad następnymi, dotyczącymi seniorów i rynku pracy. Jak dobrze pójdzie, to w przyszłym roku w pierwszym kwartale zostaną uchwalone.
Wraz z uchwaleniem Strategii powstała także Społeczna Rada Strategii, składająca się z przedstawicieli organizacji pozarządowych, nauki środowisk akademickich, techniki. Są to ludzie, którzy nie są odpowiedzialni za realizację Strategii, ale przyglądają się, jak to przebiega. Co jakiś czas odbywa się posiedzenie tej Rady, podczas których poszczególne biura prezentują, jak realizują Strategię. W każdym posiedzeniu uczestniczą przedstawiciele organizacji pozarządowych, zabierają głos, interesują się, podpowiadają, co można by zmienić. Przecież Strategia nie jest stałym programem, którego nie wolno ruszyć.
– Gdyby Pan mógł coś zmienić we współpracy z organizacjami, to co by to było?
B.J.: – Dążyłbym do zwiększenia odpowiedzialności organizacji za jakość wykonywanych zadań. Na szczęście takich przypadków jest mniejszość, ale pojawiają się organizacje, które traktują ofertę realizacji zadania jako sposób na przetrwanie. Uważam, że skoro już wybieramy w konkursie taką organizację i przeznaczamy wcale nie małe dotacje (np. organizacje pozarządowe na programy wieloletnie w zakresie bezdomności na lata 2009 - 2012 otrzymały około 8 mln zł), to powinna być większa odpowiedzialność organizacji za jakość wykonywanych zadań. Nie mówię o rozliczaniu, które też jest trudne, ale wiąże się z tym, że organizacje nie mają możliwości pozyskiwania dobrych specjalistów do spraw finansowych. I starają się robić to sami. No, a niestety trzeba pilnować terminów i wiedzieć, co z jakiego paragrafu, siedzieć w tym. Dlatego pojawiają się wpadki. Potem organizacja dostaje karę, lecą odsetki i kłopoty gotowe. Uważam więc, że trzeba by w tym zakresie organizacje wesprzeć albo stworzyć coś w rodzaju inkubatora przedsiębiorczości. Pomóc im przygotować ludzi do tego rodzaju pracy, zaproponować szkolenie i omówić najprostsze procedury finansowe. To by była jedna kwestia, druga to przepływ osób, które pracują na rzecz organizacji. Nie można się dziwić, że rotacja jest spora, ponieważ zazwyczaj nie są to instytucje, w których pracuje się na etatach. Wynikają z tego różne trudności we współpracy. Na przykład zrobiliśmy szkolenie z przygotowania ofert, a potem – już po zakończeniu konkursu – pytaliśmy, ile z tych osób, które były przeszkolone, przygotowywało te oferty. Okazało się, że 30%. Może trzeba takie szkolenia częstej powtarzać albo zmobilizować organizacje, żeby osoba przeszkolona, gdy odchodzi, przynajmniej przekazała tę wiedzę swojemu następcy.
Zdecydowanie jednak postawiłbym na wyegzekwowanie jakości, bo na tym przede wszystkim nam zależy. Chodzi o to, żeby organizacja czuła sens realizacji zadania i żeby też jej zależało na tym, aby jej działanie było skuteczne. Moi pracownicy jeżdżą systematycznie, przyglądają się, jak to funkcjonuje. Myślę więc, że są szanse na poprawę.
Bogdan Jaskołd - mgr inż. elektryk, absolwent Politechniki Warszawskiej. Ukończył Studia Podyplomowe (Zarządzanie Oświatą, Organizator Pomocy Społecznej, Kontrola Wewnętrzna i Audyt). W samorządzie warszawskim przepracował 18 lat, pełniąc funkcje Zastępcy Burmistrza i Burmistrza Dzielnicy Mokotów, Dyrektora Wydziału Pomocy Społecznej i Zdrowia w Gminie Warszawa Centrum i Dyrektora Biura Polityki Społecznej w Urzędzie Miasta st. Warszawy do chwili obecnej.
19 lat przepracował w oświacie warszawskiej jako nauczyciel przedmiotów zawodowych, wizytator szkół zawodowych w Kuratorium Oświaty i Wychowania, Dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych, Dyrektor Niepublicznej Szkoły Podstawowej.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz