Edukacja włączająca. Wszyscy zyskują
Jak na obecności uczniów ze specjalnymi potrzebami mogą skorzystać szkolni prymusi? Jak sprawić, by edukacja włączająca nie była pustym hasłem? Dlaczego jest ona tak ważna w kontekście wchodzenia osób z niepełnosprawnością na rynek pracy? Mówi o tym w wywiadzie Cor J. W. Meijer, dyrektor Europejskiej Agencji ds. Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej.
Mateusz Różański: Czym tak naprawdę jest edukacja włączająca i jak powinna wyglądać włączająca szkoła?
Cor J. W. Meijer: Szkoła włączająca to taka, do której mogą uczęszczać wszystkie dzieci z danego rejonu – bez względu na to, jakiego wsparcia potrzebują. Wszyscy przecież jesteśmy różni. Część z nas jest na przykład obdarzona jakimś talentem, jedni mają problemy z czytaniem, inni z kolei poruszają się na wózku. Mimo tych różnic, wszystkie dzieci powinny móc uczyć się razem – by przez całe życie szkolne miały poczucie przynależności do grupy. Takie podejście ma swoje konsekwencje – dla funkcjonowania szkoły, pracy nauczycieli, programu nauczania itp. Jednak najważniejszym wyzwaniem, jakie musi podjąć szkoła, jest podołanie różnorodnym potrzebom różnorodnych uczniów Nie chodzi o to, by klasa była jednolita i wszyscy robili te same rzeczy w tym samym czasie, ale o to, by każdy uczeń mógł pracować wedle spersonalizowanej ścieżki rozwoju, dostosowanej do jego możliwości. Tu wiele zależy od nauczycieli i programu nauczania, a także metod, którymi posługuje się szkoła. Jeśli skupi się na tworzeniu jednorodnych klas, włączanie po prostu nie zadziała. Dlatego zamiast tworzyć wydzielone grupy, nauczyciele muszą nauczyć się radzić sobie z pracą w klasach, w których uczą się różni uczniowie.
Jak taki model włączyć do systemu edukacji?
Podstawą jest sposób myślenia. Na przykładzie wielu krajów widzimy, że edukację włączającą można wprowadzać na wiele różnych sposobów. Wszystko zaczyna się jednak od przyjęcia założenia, że wszystkie dzieci mogą uczyć się razem, a nie że na przykład część z nich powtarza rok, bo odrobinę wolniej przyswajają wiedzę niż inne. Takie podejście ma bezpośredni wpływ na to, co dzieje się w klasie. Mamy w Europie, także w Polsce, wiele dobrych przykładów szkół, w których choćby naukę czytania dostosowuje się do różnorodnych potrzeb i możliwości uczniów. To wszystko zaczyna się od pytania: jak poradzić sobie z różnorodnością w klasie?
Obserwując sytuację w Polsce widzę zagrożenie polegające na tym, że zamiast włączającego systemu stworzymy hybrydę, w której będzie trochę włączenia i trochę separacji. Powstaną jakieś „strefy włączenia”, które będą po prostu kolejną formą izolowania.
Z naszych doświadczeń wynika, że zastosowanie specjalnego podejścia nie jest złym pomysłem, ale pod warunkiem, że dotyczy ono wszystkich uczniów. Przecież wszyscy mamy różne problemy i różne możliwości. Dlatego też wszyscy uczniowie czasem potrzebują na przykład indywidualnej pomocy ze strony nauczyciela wspomagającego czy asystenta. Jednak taka pomoc musi być kierowana do wszystkich uczniów, a nie do jednego, „problematycznego” dziecka. Oczywiście, my w tym procesie tworzenia edukacji włączającej widzimy kilka zagrożeń. Jednym z nich jest to, o którym pan wspomniał – że powstaną szkoły, które z zewnątrz będą funkcjonować jako włączające, ale tak naprawdę będą tworzyć specjalne klasy. A to nie jest edukacja włączająca. Być może pierwszym krokiem powinno być włączenie przynajmniej podczas części zajęć – wychowania fizycznego czy plastyki – ale ostatecznie uczniowie powinni realizować wspólnie przynajmniej 80 procent programu nauczania. To właśnie jest edukacja włączająca.
Latem ubiegłego roku opisywaliśmy sytuację dwojga dzieci z autyzmem, które zostały usunięte z pewnej prywatnej szkoły. Przyczyną było to, że rodzice pozostałych uczniów uznali, że ich pociechy nie powinny uczyć się z dziećmi z autyzmem. Niestety, opór części rodziców przeciwko edukacji włączającej jest widoczny. Co możemy z tym zrobić?
Ja tu widzę ogromną rolę mediów, które powinny być angażowane przez władze do promocji edukacji włączającej. Przekaz, który funkcjonuje w wielu krajach jest taki, że obecność odmiennych pod pewnymi względami dzieci w klasie jest czymś, z czego trzeba się cieszyć. Dzięki temu dzieci uczą się tolerancji i otwartości. Oprócz tego jest też bardzo konkretna korzyść związana z tzw. nauczaniem opartym na współpracy (ang. cooperative learning). Polega to na tym, że uczniowie uczą się od siebie wzajemnie. Wiele badań wskazuje na liczne pożytki płynące z tej metody. Pomaga ona nie tylko uczniom, którzy mają problemy z nauką, ale też tym, którzy wcielają się w rolę nauczycieli. Choćby poprzez konieczność przekazywania swojej wiedzy w przystępny sposób, sami efektywniej się uczą. Dlatego na uczeniu się w ten sposób korzystają także zdolniejsi uczniowie. Właśnie taki przekaz powinien trafiać do rodziców, poprzez promowanie wyników badań. I to jest zadanie dla Ministerstwa Edukacji, ale też dla mediów.
Kolejnym wyzwaniem jest to, by nie tylko edukacja była włączająca, ale też żeby korzystający z jej dobrodziejstw uczniowie odnajdywali swoje miejsce na rynku pracy.
Mamy wiele przykładów uczniów ze specjalnymi potrzebami, którzy dzięki edukacji włączającej w dorosłym życiu są pewni siebie i swoich możliwości i potrafią zadbać o swoje miejsce w społeczeństwie i na rynku pracy. Dlatego zawsze powtarzam: im wcześniej zacznie się proces włączania, tym lepiej. Zdarzaja się przypadki, gdy uczniowie z niepełnosprawnością trafiają na uczelnie wyższe, a tam nikt nie chce rozmawiać z nimi, tylko z ich rodzicami. Oni zaś potrafią stanąć w obronie swoich praw, swojej podmiotowości i mówią wprost: proszę zwracać się do mnie, a nie do moich rodziców czy opiekunów. Taka postawa – zaszczepione dzięki edukacji włączającej poczucie sprawczości i odpowiedzialności za swój los – bardzo ułatwia osobom z niepełnosprawnością odnalezienie się na rynku pracy.
Cor J. W. Meijer brał udział w zorganizowanej przez Ministerstwo Edukacji Narodowej konferencji podsumowującej pierwszy etap realizacji projektu „Wspieranie podnoszenia jakości edukacji włączającej w Polsce”, realizowanej przez Ministerstwo we współpracy właśnie z Europejską Agencją ds. Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej. W ramach tego projektu przygotowano m.in. zestaw 16 rekomendacji, które mają na celu wsparcie opracowania nowego prawa i ram polityki edukacyjnej, a przede wszystkim rozwój edukacji włączającej w Polsce.
Komentarze
-
Dzieci to nie glina do urobienie.
25.09.2022, 12:26Znowu traktuje się dzieci jak plastyczną glinę do urobienia. Wystarczy stworzyć warunki, narzędzia i działać. Otóż nie. Dzieci to ludzie, tylko mniejsi i z mniejszym niż dorośli doświadczeniem i tyle. Można wrzucić dziecko z upośledzeniem intelektualnym do masowej szkoły, ale nikt nie myśli co takie dziecko czuje. Rówieśnicy "w normie" potrafią być życzliwi i opiekuńczy w stosunku do takiego dziecka, ale się z nim nie integrują, nie zapraszają do wspólnych zabaw. Nie można oczekiwać, aby Ci 'w normie" stanowili zaplecze terapeutyczny dla tych "nie w normie". W związku z tym takie dziecko czuje się samotne i odrzucone przez rówieśników, których też do końca nie rozumie. To uczucie izolacji dopełnia spostrzeżenie, że robi na lekcjach coś innego, a w pewnym momencie orientuje się, że nie nadąża i że inni bez trudu robią to co dla niego nieosiągalne. To wielki stres i głęboki poczucie bycia gorszym, tym bardziej, że z wiekiem różnice się pogłębiają. Teoria, że działa to na dzieci 'nie w normie" stymulująco, nie jest prawdziwa, mimo, że zdarzają się wyjątki. Moja refleksja na ten temat, wynika z doświadczeń, a nie tylko z wymyślonych teorii. każde dziecko jest inne i powinna być zachowana możliwość wyboru ścieżki kształcenia optymalnej dla danego dziecka. Bywa, że szkoła specjalna jest jak wyzwolenie i jedyne miejsce, gdzie dziecko jest "u siebie".odpowiedz na komentarz -
nigdy nie pozwolę zabrać mojemu dziecku szkoły specjalnej!
27.04.2021, 09:13Właśnie dowiedziałam się w szkole ze idzie nowa reforma dotycząca szkół specjalnych tzw edukacja włączająca nakazana przez odrealniony utopijny lewacki eurokołchoz! Dzieci z lekką niepełnosprawnościa intelektualną chcą wyrzucić z tych szkół i wpakować do szkół masowych! Kolejne eksperymenty na dzieciach! Mój syn ma niepełnosprawność sprzężoną: intelektualną lekką plus afazja. Już w przedszkolu był problem, a to były małe dzieci. Jak poszedł do szkoły specjalnej to odetchneliśmy, my i on. Do przedszkola chodził rok dłużej, 1 klasę robi drugi rok. Wg nas i nauczycieli jest taki lekki/umiarkowany. W poradni psych-ped walczyliśmy żeby wpisali mu lekki bo wg nich był w normie! Z tego co wiem oni zawsze zawyżają, a potem wychodzi!. Syn powinien byc w 3 klasie a jest w 1, jego osiągniecie to umiejętność przepisywania! Bo sam pisać nie umie, przepisac tak ale nie coś samemu napisać! Czytać też nie umie i to nawet nie chodzi o to że nie mówi, chodzi o problemy intelektualne! I jego mają wyrzucić z tej szkoły i wpakowac do masówki!? Co on tam będzie robił? Jakich on tam będzie miał kolegów, jak od rówieśników wyraźnie odstaje intelektualnie? W szkole specjalnej czuje się dobrze, ma kolegów, poziom naucznia jest dostosowany do niego, jest 5 dzieci w klasie i 2 panie. Dlaczego chcą to zniszczyć! Mamy szkoły masowe, klasy integracyjne, szkoły specjalne. Jest wybór i możliwości! Dość tych przymusowych reform i eksperymentów! Już pokazaliście z gimnazjami i 6-latkami w 1 klasie. I jeszcze jedno: jak chcecie dzieci niepełnosprawnie intelektualnie włączyć do szkół masowych to rozumiem że do liceum i na studia też?! Bo jak integracja to integracja wszędzie! Utopijny pomysł harmonijnej egzystencji różnorodnego społeczeństwa, gdzie wszyscy razem będą funkcjonować w atmosferze wzajemnego zrozumienia. Poniżej kilka cytatów: Obrazowo podsumowując, to ideałem wg zamysłów unijnych jest stworzenie z każdej szkoły masowej, szkoły specjalnej. Utopijny pomysł harmonijnej egzystencji różnorodnego społeczeństwa, gdzie wszyscy razem będą funkcjonować w atmosferze wzajemnego zrozumienia. O tym, że jest to nierealne i szkodliwe przekonują się kolejne kraje, gdy podsumowują efekty edukacji włączającej. W Danii dzieci o różnych niepełnosprawnościach po nauce w szkole masowej muszą korzystać z terapii psychologiczno - psychiatrycznej, bo czują się gorsze, bo wiedzą na pewno, że nie są w stanie osiągnąć tego co przychodzi z łatwością ich zdrowym kolegom. W masowej szkole nigdy, bądź rzadko osiągają sukces. Są tego świadomi. Sama akceptacja społeczna, nawet życzliwość środowiska nie wystarczy, aby dziecko o słabszych możliwościach intelektualnych czuło się komfortowo. Są też i takie obrazki, kiedy dzieci o specjalnych potrzebach doznają wyśmiewania, krytykowania. Pouczający jest przykład niewielkiej Holandii, gdzie nacisk na wprowadzanie powszechności edukacji włączającej przyniósł efekt w postaci wyrzucenia z systemu nauczania grupy kilkunastu tysięcy uczniów. Te dzieci i młodzież nie odnalazły się w szkołach masowych i ich rodzice zrezygnowali z posyłania dzieci w ogóle do szkół.odpowiedz na komentarz -
Co za bzdury!!
11.03.2019, 12:17Tak jedna klasa dla dzieci sprawnych intelektualnie i dla tych z upośledzeniem umysłowym w stopniu lekkim, umiarkowany m i znacznym. Jedna klasa dla dzieci które nigdy nie nauczą się czytać ani pisać i dla dzieci które kiedys dostaną Nobla. Brawo, ale pomysł, tylko niech ta jedna klasa obowiązuje wszystkich w podstawówce, liceum ( nie będzie już zawodowek bo wszyscy mają się uczyć razem) no i może studia też dla wszystkich! A kto w tym najbardziej ucierpi? To dziecko które jest upośledzone umysłowo i które zmuszone będzie chodzić do takiej klasy, zamiast do takiej w której miałoby stworzone odpowiednie dla siebie warunki. Tak wyglądają właśnie klasy integracyjne, z których wcześniej czy później takie dzieci trafiają do szkół specjalnych.odpowiedz na komentarz -
Szklane domy Żeromskiego?
11.03.2019, 11:43Szanowny Panie. Ile razy był Pan na lekcji w klasach zintegrowanych i widział proces nauczania dzielony między dzieci niepełnosprawne i resztę klasy?Wystarczy jako rodzic iść na lekcje otwarte. Niektóre niepełnosprawne dzieci z uwagi na deficyty aparatu ruchu nie nadążają fizycznie z organizacją pracy wokół siebie, z pisaniem, przeliczaniem itd. Chodzi o tempo pracy, a nie możliwości intelektualne. Nauczyciel asystent może za nich to robić, ale czy na tym ma polegać ich nauka? Lekcje w klasie integracyjnej mają często wolniejsze tempo. Nauczyciel czeka za grupą uczniów niepełnosprawnych, tymczasem w klasie robi się szum, który dodatkowo przeszkadza w pracy niepełnosprawnym. Asystent też się nie rozdwoi. A co jeśli występują deficyty intelektualne? Jak wtedy prowadzić jednolitą dla wszystkich lekcję? Nie ma mocnych, zawsze któraś grupa straci, albo zdolni, a nawet przeciętni, albo pokrzywdzeni już i tak przez los. Kiedyś było szkolnictwo specjalne z kadrą szczególnie do tego szkoloną, nauczyciele musieli znać język migowy, pewnie też alfabet Baraille’a itp. Dziś chce pan wszystko umieścić w jednej klasie? Przy słabym nadal wyposażeniu szkół? Integracja pełni pozytywna rolę, nie da się jej przecenić, w klasach nawiązują się szczere i wzruszające przyjaźnie. Wymagać jednak od zdolnego ucznia by regularnie wcielał się w rolę nauczyciela, gdy do tego powinni być odpowiednio kształceni pedagodzy-terapeuci to dobry pomysł?! Można reformować szkołę, ale jednak nie da się, ot tak, połączyć wszystkiego ze wszystkim.odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz