Wjazd do kościoła
Filip jest dwudziestojednoletnim studentem gospodarki międzynarodowej na jednej z poznańskich uczelni wyższych. Na swoim roku jest prymusem, zgarnia wszystkie możliwe nagrody.
W zeszłym roku ma lecieć na stypendium naukowe do Anglii, cieszy się jak dziecko. Nie leci. Tuż przed wyprawą skręca rękę. Długo wyczekiwany wyjazd idzie w niepamięć, jedną sprawną ręką Filip nie jest w stanie pchać kół wózka inwalidzkiego, na którym jeździ.
Do trzech razy sztuka
Jest długo wyczekiwanym synem w rodzinie. Ma dwie starsze siostry i same kuzynki. Znajomi jego rodziców robią zakłady, że urodzi się trzecia córka, wymyślają już nawet dla niej imię. Filip robi im niespodziankę. Niestety, rodzi się z dziecięcym porażeniem mózgowym, nigdy samodzielnie nie staje na własnych nogach. Od piątego roku życia jeździ na wózku inwalidzkim.
Czasem ludzie pytają mnie jak sobie z tym radzę, jak to znoszę? – mówi Filip. Kiedyś nie wiedziałem co im odpowiadać. Teraz mówię, że im jestem starszy, tym jest łatwiej. Nie jest to żadna ściema, ja naprawdę tak myślę. W dzieciństwie nie mogłem patrzeć na biegające na placu zabaw dzieci, beczałem wtedy jak bóbr. W szkole średniej z podobnego powodu nie chodziłem na dyskoteki. Na studiach staram się już bywać gdzie się da. Letni obóz studencki w lesie? Turnus nad morzem? Pewnie!
Filip twierdzi, że do wózka idzie się przyzwyczaić. Podobnie jak do nieustannych ćwiczeń rehabilitacyjnych, którym się codziennie poddaje. Nie ma wyjścia, jeśli nie będzie ćwiczył, nie będzie miał siły pchać wózka. Nie wyobraża sobie, by miał być całkowicie zdany na pomoc innych ludzi.
Masochista
Fascynuje go taniec, niekoniecznie ten profesjonalny, również ten spontaniczny. Nie wie skąd się to wzięło, ze śmiechem mówi, że być może jest masochistą.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz