Niepełnosprawność to za mało
- Nie wystarczy mieć niepełnosprawnego na ekranie, by zrobić dobry film. Nawet jeśli gra osoba niepełnosprawna, musi być dobrym aktorem – mówi Philippe Lornac, były dyrektor programowy francuskiego kanału Canal + i France 5, obecnie producent filmowy. Na zakończonym właśnie Europejskim Festiwalu Filmowym Integracja Ty i Ja w Koszalinie rozmawiała z nim Paulina Malinowska-Kowalczyk.
PM: Produkuje pan filmy, w których poruszane są problemy
osób z niepełnosprawnością?
PL: Jeszcze nie, choć współpracuję obecnie z firmą producencką,
która zrealizowała film Jean-Paula Lilenfelda „Jak po maśle”
(zdobywca ubiegłorocznego Grand Prix – przyp. autorki).
PM: Dlaczego zatem przyjeżdża pan do
Koszalina?
PL: Uważam, że to bardzo interesujący festiwal, chyba jedyny
związany z tą tematyką. Pomyślałem: „kino i niepełnosprawność” – to
musi być coś ciekawego. Zdziwiłem się, że coś takiego istnieje.
Zaskoczyło mnie, jaka liczba filmów powstaje na ten temat.
Przyjeżdżają tu filmy z całego świata, fabuły, dokumenty, animacje.
Nie sądziłem, że jest ich aż tak wiele.
PM: Nie uważa pan, że tworzenie festiwalu stricte
związanego z niepełnosprawnością to tworzenie kolejnego
getta?
PL: Myślę, że nie. Tutaj twórcy mogą wyrazić, co myślą na ten
temat, i dzielą się swoimi doświadczeniami. Dzięki temu nasze
rozumienie tych kwestii może ewoluować.
PM: Czy ludzie zatem postrzegą niepełnosprawność inaczej
niż kilka, kilkanaście lat temu?
PL: Jestem pewien, że filmy mogą zmieniać ludzką mentalność.
Dotyczy to zarówno fabuł, jak i dokumentów.
PM: Film „Yo, también” Álvaro Pastora i Antonio Naharro
w nowatorski sposób pokazuje temat miłości osoby z
niepełnosprawnością. Czy to droga, którą twórcy filmowi powinni
podążać?
PL: Zdecydowanie, zwłaszcza, że w filmie, który był czystą fikcją,
człowiek niepełnosprawny wcielił się w rolę niepełnosprawnego
bohatera. Stało się inaczej niż zawsze, gdy „niby normalny” aktor
gra niepełnosprawnego, zaś ten niepełnosprawny nie gra siebie.
Bohater był w tym filmie pokazany jako „zwykły człowiek” mimo swej
inności. Przeżywał miłość, a jego codzienne życie było zupełnie
normalne. To o wiele ciekawsze od dokumentu, który by tłumaczył
problemy osób z zespołem Downa. Dobrze zrobiona fabuła ma większą
siłę, by zmienić ludzką mentalność, niż dokument, pod warunkiem, że
scenariusz jest dobrze napisany, a rola dobrze zagrana. Jeśli te
warunki są spełnione, tak jak w „Yo, también”, powstaje oryginalny,
niezwykły obraz.
PM: Myśli pan, że osoby zdrowe odbierają filmy inaczej
niż osoby z niepełnosprawnością?
PL: Najważniejsza jest jakość filmu. Nie wystarczy mieć
niepełnosprawnego na ekranie, by zrobić dobry film. Nawet jeśli gra
osoba niepełnosprawna, musi być dobrym aktorem. Dla
niepełnosprawnych to sygnał, że mimo ograniczeń można być aktorem i
grać w filmach.
PM: Czy sposób postrzegania niepełnosprawnych we Francji
zmienił się w ostatnich latach?
PL: Nie jest idealnie, są problemy, ale wyraźna zmiana faktycznie
jest zauważalna.
PM: Dostrzega pan różnicę między Polską i
Francją?
PL: Dziś na konferencji ktoś to dobrze określił: gdy pojechał do
Francji, to oddychał pełną piersią, bo ludzie nie patrzyli na niego
inaczej niż na zdrowych. Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Nie jest
idealnie, ale nie postrzegamy niepełnosprawnych jak dziwaków.
PM: Czy to może zasługa Mimie Mathy - jednej z głównych
bohaterek pokazywanej od lat na francuskich ekranach telenoweli
„Josephine, anioł stróż”? Mimie Mathy jest chora na achondroplazję,
odmianę karłowatości. Dlaczego stała się tak
popularna?
PL: Faktycznie, to fenomen, bo serial, w którym gra od blisko
dziesięciu lat, nie jest zbyt dobry i pokazuje niepełnosprawność w
dosyć karykaturalny sposób. Niemniej jest to ktoś, kto jest w
stanie zebrać siedem, osiem milionów ludzi przed telewizorami mimo
swojej inności. Jestem pewien, że to dzięki niej zmienia się u
nas postrzeganie niepełnosprawnych, a jej osoba na ekranie zmusza
ludzi do myślenia. Często wzbudza kontrowersje, jednak - czy ktoś
ją lubi, czy nie - jest jedną z najbardziej znanych ludzi we
Francji.
PM: W jaki sposób twórcy kina powinni pokazywać osoby
niepełnosprawne, by przestały być postrzegane jako herosi bądź
ofiary, nad którymi trzeba się litować?
PL: Twórcy muszą się ośmielić opowiadać nowe historie,
pokazywać te sfery życia, które nie zostały jeszcze odkryte i
pokazane na ekranie. Artyści wciąż się tego boją. Wciąż za dużo
jest tematów tabu i autocenzury.
PM: Czy kwestia niepełnosprawności seksualnej we Francji
to temat oswojony?
PL: Raczej nie, w filmach się specjalnie o tym nie mówi. Jest
bardzo dużo dokumentów na ten temat, brakuje natomiast dobrych
fabuł.
PM: Wzorcowy film mówiący o sprawach ludzi z
niepełnosprawnością?
PL: „Motyl i skafander” Juliana Schnabela. Duże wrażenie wywarł na
mnie też „Człowiek słoń” Davida Lyncha, wielkie dzieło filmowe. Nie
jest ciekawy dlatego, że mówi o niepełnosprawności, tylko dlatego,
że jest wspaniałym filmem.
PM: Francja to pierwszy kraj, w którym powstało
Stowarzyszenie Przyjaciół Koszalińskiego Festiwalu
CINTEG.
PL: Jestem szczęśliwy, że to łącze między naszymi krajami zostało
stworzone i będziemy tę współpracę rozwijać. Chcemy przyciągnąć do
tego festiwalu francuskie talenty i ludzi związanych z tym
środowiskiem. Dzięki temu będziemy mogli dzielić się nawzajem
naszymi doświadczeniami.
PM: Czy w Paryżu będzie można obejrzeć przegląd
zwycięskich filmów tegorocznej edycji koszalińskiego
festiwalu?
PL: Mam nadzieję. Właśnie nad tym pracujemy.
PM: Dziękuję za rozmowę.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz