T. Rex – czyli akceptacja dziecka takim, jakie jest, to klucz do jego szczęścia [GALERIA]
Levi to chłopiec z autyzmem, który nie lubi widzieć siebie na zdjęciach. Uwielbia za to przebierać się za postacie z bajek. Jego mama, Samantha Bishop, stworzyła więc unikatową sesję zdjęciową, w której jej 8-letni syn przebrany za dinozaura T. Rexa bawi się z kuzynką. W odpowiedzi na współczujące i oskarżające reakcje opisała swoją historię – matki samotnie wychowującej dziecko z autyzmem.
Zdjęcia bawiącego się Leviego w kostiumie dinozaura i jego 5-letniej kuzynki spotkały się z pozytywnymi reakcjami, jednak fotografka otrzymała również wiele przykrych dla niej wiadomości. Wiele osób pisało, że żałuje dziecka i współczuje mu autyzmu. Jeszcze inni pisali, że zrobienie takiej sesji, a przez to uwydatnianie jego autyzmu, jest nieodpowiednie, że to „szukanie rozgłosu”.
W odpowiedzi na zarzuty, matka Leviego podzieliła się na Facebooku historią jej rodziny, w której opisuje, jak opuściła ojca dziecka, swoje zmagania z brakiem akceptacji stanu syna, a w końcu przełomowy moment w jej życiu. Poniżej zamieszczamy skrócony tekst Samanthy Bishop:
„Wychowuję Leviego sama, odkąd ukończył 6 miesięcy. Miałam 18 lat, kiedy go urodziłam i nie byłam przygotowana na nic, co miało przynieść mi życie. Zostawiłam toksyczny związek w środku nocy – wsiadłam na pokład samolotu, mając w rękach jedynie 6-miesięczne dziecko i torbę podręczną. Byliśmy bezdomni przez dobre osiem miesięcy.
Z czasem znalazłam dobrą pracę w ochronie zdrowia, później w wymiarze sprawiedliwości i udało mi się zapewnić dziecku niezły dach nad głową. Jednak to nie był koniec naszych zmagań. Opieka nad dzieckiem nie była łatwa do pogodzenia, kiedy pracowałam na zmiany w ciągle ruchomym grafiku.
Kiedy syn poszedł do przedszkola, wiedziałam, że coś nie gra. Był inny. Widać było, że męczył się będąc w klasie, doświadczał ekstremalnych wybuchów emocji, systematycznie miał regres. Walczyłam o diagnozę, terapię, „zdrowe” otoczenie w placówce. Pamiętam, jak jedna z przedszkolanek mówiła mi: «On się tylko tak zachowuje, bo nie dostaje tego, czego chce», tymczasem mój syn miał zaburzenia psychicznie i emocjonalne. Rano siedział na podłodze zwinięty w kłębek, szlochał i błagał, że nie chce iść do zerówki. Byliśmy u różnych psychologów, próbowaliśmy przeróżnych szkół, ale odpowiedź była zawsze ta sama: ograniczenia. Nie wolno mu było chodzić do szkoły i brać udziału w aktywnościach, jak inne dzieci. Przez lata zmagałam się z diagnozą syna, odrzucałam ją. Modliłam się o normalny dzień i normalne życie.
Te dni, podczas których walczyłam ze szkołą i z lekarzami nie pozwalały mi skupiać się na mojej karierze. Tak znalazłam fotografię. Zakochałam się w tym – przeznaczyłam wiele lat mojego życia, energii i łez na to, żeby to wypaliło.
Czułam, że byłam pod presją, by mieć perfekcyjne życie na Instagramie i wrzucać tam zdjęcia mojego szczęśliwie uśmiechniętego dziecka, patrzącego w aparat. Tymczasem z 5 tys. zdjęć mogłam wybrać tylko dziesięć. Kontakt wzrokowy był dla niego niekomfortowy. Uśmiech lub okazywanie emocji na żądanie były niekomfortowe. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego to takie trudne dla mojego dziecka. Innym dzieciom mogłam robić takie zdjęcia, tylko nie swojemu.
Jakiś czas temu przez kilka miesięcy miałam problemy ze zdrowiem, operację kręgosłupa i starałam się poradzić sobie z kwestiami emocjonalnymi po tym, jak dziecko zaczęło nowy rok szkolny. W pewnym momencie byłam gotowa całkiem odpuścić i znaleźć mu kogoś z zewnątrz naszej rodziny. Kogoś, kto naprawdę mógłby dać mu wszystko, czego to dziecko potrzebuje. Szukałam programów i agencji, desperacko pragnęłam odpowiedzi. Ale gdy tak siedziałam, płacząc i będąc emocjonalnym wrakiem, Levi usiadł obok mnie, otoczył mnie ramionami i powiedział, że wszystko będzie OK. Że jestem dobrym człowiekiem i dobrą matką. Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że wszystko, czego mój syn potrzebuje, to akceptacja tego, jaki jest.
Zawiodłam jako matka. Włożyłam tyle energii i wysiłku w niezgodę na to, co mówią mi lekarze, że nie pomyślałam, by tak po prostu, zwyczajnie i w całości pokochać tego genialnego i zabawnego małego człowieka. Poczułam potrzebę, by pokazać mu, jak cudownym jest dzieckiem na jego własny sposób. I wiedziałam, jak to zrobić. Fotografią.
Lola to 5-letnia dziewczynka. Jest kuzynką Leviego i jego najlepszym przyjacielem, „ziomkiem”. Kocha go w taki sposób, w jaki chciałabym, by wszyscy go kochali. Oboje uwielbiają się przebierać, szczególnie Levi. Zawsze kiedy widzi nowego bohatera – robi nowy kostium. Ubrania zawsze były jego „obsesją”.
Wielu ludzi nie widzi, co z tą sesją ma wspólnego jego autyzm. Levi jest w swoim żywiole. Nie ma wymuszonych uśmiechów, nie ma „przekupstwa” za dobre zdjęcie, nie ma wymuszonego szczęścia. To jest wygłupiający się, zabawny i serdeczny chłopak, którego urodziłam. Z powodu swoich szczególnych potrzeb ma fotograficzną pamięć, może zbudować wszystko, jest błyskotliwy. Dlatego wybrałam celebrowanie tego, kim jest, łącznie z jego „łatkami” dziecka z autyzmem. Wybrałam uczenie go, jak wykorzystywać to na swoją korzyść, zamiast postrzegać jako przeszkodę”.
Komentarz