Historia jednego zdjęcia
Widząc ogłoszenie konkursu z okładką „Integracji”, starałam się odnaleźć pierwszy jej numer, niestety zginął gdzieś, zapewne podczas kolejnej przeprowadzki. Teraz, kiedy nie ma już z nami Piotra Pawłowskiego, pomyślałam, że zamiast zdjęcia starszej pani na tle jeszcze starszej okładki opowiem historię zdjęcia z maszyną do pisania. Zdjęcie przewija się w mediach, a dla mnie jest symbolem tego, o czym zawsze mówił Piotr: „Nie siedź, nie gap się w telewizor, zrób coś ze sobą! Wykorzystaj to, co ci zostało!”.
Zdjęcie pochodzi z końca lat osiemdziesiątych. Kto pamięta tamte czasy, powinien zapytać: skąd młody chłopak w czasach, gdy nawet buty były na kartki, ma elektryczną maszynę do pisania, rarytas nieosiągalny wtedy za żadne pieniądze?
Na dywaniku u dyrektora
Otóż któregoś dnia w 1988 lub 1989 r. rano zadzwonił do mnie do pracy Piotr. Rozmawialiśmy długo, a raczej nieprzyzwoicie długo. Dywagacje z Piotrem właściwie nie przeszkadzały mi w pracy początkującego księgowego, jednak zwróciły uwagę przełożonego. Zawezwano mnie na dywanik, a widmo reprymendy odebrało resztki dobrego nastroju pozostawionego przez rozmowę.
Nie było wyjścia, opowiedziałam o Piotrku. O niefortunnym skoku do wody, o tym, że siedzi cały dzień w pustym domu, że rano spadła mu na podłogę książka, której wszak nie może podnieść i że zamiast gapić się przez resztę dnia w okno, zadzwonił do mnie, by pogadać. Mocno mnie to zaskoczyło, ale dyrektor Kita (tak się nazywał szef mego Instytutu), człowiek z natury surowy, zamiast nakrzyczeć na mnie... obiecał zdobyć dla Piotra najnowszy model elektrycznej maszyny do pisania! Żeby się nie nudził, tylko pisał!
Okazało się że miał kolegę, takoż dyrektora, w fabryce Łucznik. Zdjęcie, które widzicie, dostałam od Piotra na dowód, że pożytecznie używa prezentu od szanownych panów. Z czasem ciężka i ogromna maszyna poszła w kąt, zastąpiona wygodniejszym komputerem, ale z jej wałka zszedł niejeden list i tekst, których Piotr nie musiał dyktować pomocnikom.
Ktoś może zapytać: jak to możliwe, że nie mógł podnieść książki a zadzwonił? Mógł, bo jego pierwszym cudem techniki, jeszcze przed maszyną, był „zegar” do uruchamiania wszystkiego, co napędzane w domu energią elektryczną.
Cyfry i żarówki
Co to była za cudowna maszynka? To taki zegar i koło fortuny zarazem, Piotr miał go chyba od samego początku. Wtedy, w latach osiemdziesiątych, nic nie działo się bezprzewodowo. Nie było pilotów i Bluetooth’u.
Piotr miał na blacie przymocowanym do wózka przycisk, a na wysięgniku słuchawkę stacjonarnego telefonu. Do tego tarcza, która po obwodzie miała kolejne cyfry, a przy nich żaróweczki. Kliknięcie przyciskiem powodowało, że kolejne żarówki zapalały się, a kolejne kliknięcie „wybierało” cyfrę, tj. funkcjonalność pod nią ukrytą.
Można było tym sposobem włączyć dopływ prądu do podpiętego pod tę konstrukcję urządzenia albo wybrać numer telefonu. Bardzo dużo jak na tamte czasy i sytuację Piotra, a zarazem nic, jak na obecną sytuację. Na szczęście komputeryzacja, komórki i Internet zdarzyły się w najlepszym dla Piotra momencie.
A wspomnienia?
Znamy się z Piotrem trzydzieści lat. Poznaliśmy na wakacjach, w Łaźniewie. Przyjaciel, student akademii muzycznej, poprosił, bym uprała komuś dres. Dres jak na tamte czasy był bardzo elegancki, prawie tak jak jego właściciel – Piotr, którym Łukasz się zajmował. Po powrocie do Warszawy spędzaliśmy ze sobą wiele czasu. Wspólne wyjścia na miasto, do kina czy na koncerty. Potem coraz dalsze wyprawy, chłopcy dotarli nawet do USA na spotkanie z Joni Eareckson-Tada.
W tamtych czasach w Polsce niepełnosprawnych oficjalnie nie było, siedzieli w domach, zwyczajowo nieprzydatni. Ludzie, widząc na ulicy Piotra na wózku zakładali, że jest równocześnie niepoczytalny umysłowo i głuchoniemy. Ekspedienci i kelnerzy nagminnie unikali go wzrokiem, nie reagowali na to, co mówi. A do tego z reguły wszystkie drzwi miały progi, a windy były za wąskie, by wprowadzić do nich wózek. Same wózki, w swej konstrukcji, bardziej były do stania, niż do jeżdżenia. Ta cała uwierająca rzeczywistość osadzała się gdzieś w Piotrze, nabrzmiewała i musiała kiedyś przeoblec się w konkretne działania.
Choć każde z nas jest inne, mieliśmy wiele wspólnego: absurdalne poczucie humoru, dystans do siebie i potrzebę robienia czegoś konkretnego. Każde z nas bardzo młodo musiało zmierzyć się z kierowaniem dużym zespołem i zasobami finansowymi. W Łukaszu (o. Bernardzie OSB) narodziło się powołanie, ja w tzw. międzyczasie urodziłam dzieci, a Piotr... Integrację. Co oznacza Integracja, najlepiej wiecie Wy, jego współpracownicy i przyjaciele-w-dziele.
Nie zmarnował potencjału
Nie pracowaliśmy razem, co jakiś czas spotykaliśmy się z nim i jego żoną Ewą, gdy to było możliwe, ostatnio równo miesiąc przed śmiercią Piotra. Wspominaliśmy te pierwsze lata, wyjazd do USA. Rozmawialiśmy o tym, ile się zmienia, o sukcesie ludzi z „Listy Mocy”.
Głowę miał pełną nowych pomysłów, zbierał siły do kolejnych zadań. Dziś kelnerzy nie omijają go wzrokiem, politycy i media uważnie słuchają, a nowy elektryczny wózek budzi emocje analogiczne do powiedzmy... nowego samochodu czy raczej motocykla.
Nowe projekty, wielki świat, sukces i uznanie nie zmieniały Piotra. Miał w sobie wiele pokory i wdzięczności za to, co miał. Potrafił nie zmarnować tego potencjału, jaki mu przypadł. Właściwie przez tych trzydzieści lat zmieniło się w nim tylko jedno, zdecydował, że nie jest kaleką i... przestał być niepełnosprawny.
**
Patrzę na to zdjęcie i myślę, że może nawet na tej maszynie napisał pierwszy tekst do „Integracji”? Nie wiem, nie zapytałam nigdy i już nie zapytam... Do zobaczenia Piotrze!
Całemu Zespołowi życzę wielu jeszcze pomysłów, sukcesów i nadludzkiej mocy. Przemieniajcie otoczenie i sposób myślenia. Niech w tym kraju nikt nie zaniecha reanimacji niepełnosprawnego, on zapewne jest co najmniej nie-niepełnosprawny. Nowa kampania przed Wami, przed nami.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz