Rozsypany karabin, czyli dramat debiutantki
Debiutująca na igrzyskach paraolimpijskich Iweta Faron zajęła ostatnie miejsce w biatlonowym sprincie na 6 km. Tegoroczna maturzystka wykazała wielki hart ducha, że w ogóle wystartowała. Tuż przed biegiem rozsypał się jej jedyny karabin, przystosowany do niepełnosprawności zawodniczki. Pożyczyła broń od Kamila Rośka, którą na strzelnicy popełniła siedem błędów.
- Pół godziny przed startem na przestrzelaniu zaciął mi się magazynek. Kiedy próbowaliśmy z trenerem go wyjąć, oderwało się ramię i broń zrobiła się nie do użytku. Nie było czasu na naprawy, a zapasowego karabinu nie ma. Każdy ma tylko jeden, przystosowany specjalnie do swojej niepełnosprawności – tłumaczyła Iweta.
Misja niemożliwa
Iweta urodziła się bez prawej dłoni, a raczej jej rękę kończą paluszki wielkości jak u stópki dziecka. Ponieważ jej chłopak, Witold Skupień zaczynał swój bieg na 7,5 km paręnaście minut po niej, pożyczyła broń od chorążego reprezentacji Polski, Kamila Rośka, który skończył swój bieg biatlonowy na sankach pół godziny wcześniej (zajął 17. miejsce). Niestety Kamil strzela przy pomocy obu dłoni. Iweta wiedziała więc, że rusza w misję niemożliwą. Na pierwszym strzelaniu zarobiła trzy kary, na kolejnym cztery. Trener Jan Ziemianin krzyczał do niej, żeby się nie denerwowała, robiła swoje, a co będzie, to będzie. Dokończyła bieg.
Iweta Faron na trasie biegu biatlonowego w Pjongczangu, fot. Bartłomiej Zborowski/PKPar
- Ogromny ukłon i szacunek do Iwety, że w ogóle wystartowała. Wiele dziewczyn zrezygnowałyby na jej miejscu, mając taką wymówkę. Albo zeszłyby z trasy po pierwszym nieudanym strzelaniu. Wiadomo, że nie się większych szans, gdy strzela się z nieznanej, nie przystosowanej broni. Wtedy kompletnie brak kontroli, jak poleci kula – komentowała Katarzyna Rogowiec, dwukrotna złota medalistka paraolimpijska z Turynu, która w Pjongczangu pracuje w komisji antydopingowej Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego, m.in. nadzorując kontrole WADA.
Zdaniem Rogowiec, Iweta pokazała charakter, bo trzeba mieć dużo samozaparcia, żeby się nie poddać w takiej chwili. Zwłaszcza że mówimy od debiutantce na igrzyskach, zestresowanej, że w świat pójdzie kiepski rezultat.
- Każdy zawodnik buduje podwały pod swoje przyszłe medale na gorzkich porażkach. Mam nadzieję, że tak będzie i w przypadku Iwety – dodała.
- Dobrze, że dokończyła ten beznadziejny bieg, bo za dwa dni startuje na 15 km. Tak jej radziłem, nie schodź do końca, ważne żebyś pooddychała tym powietrzem, tą startową atmosferą przed następnym występem – dodał Witold Skupień.
Związek z jedną dłonią
- Cholerny pech z tym karabinem, bo Iweta świetnie strzela. Mamy tę broń ponad osiem lat, niestety czasem zawodzi, ciągle się coś w łamie, psuje. Fatalny moment wybrał sobie karabin Iwety, żeby ją zawieść – akurat podczas debiutu na igrzyskach. Popracujemy nad tym, żeby go naprawić, bo w naszym przypadku strzelanie nie ze swojej broni to tragedia – mówił Skupień.
Witek, który stracił obie dłonie w porażeniu prądem dodał, że z jego broni nikt nie może korzystać, bo jej układ jest niezwykle skomplikowany.
- Sam nie wiem, z czego właściwie strzelam. Niestety rywale górują nad nami pod względem sprzętu. Nie tylko mają zapas. U czołowej trójki widziałem nowiutką broń, której nie mieli na ostatnim Pucharze Świata. Ja mam auto tańsze niż oni karabiny – mówi.
Skupień to prywatnie chłopak Iwety. Na mecie pocieszył ją najpierw ognistym buziakiem, a potem tradycyjnym „żółwikiem”.
- Dobrze nam ze sobą. Wspieramy się, denerwujemy się, pomagamy nawzajem, bo oboje jesteśmy niepełnosprawni. Żartujemy, że w związku wspólnie mamy jedną dłoń i z niej musimy korzystać – śmieje się Witek.
- Dzięki niemu nie czułam się spięta przed debiutem, nie wariowałam w wiosce olimpijskiej. Pozytywnie mnie nastawił do startu. Dobrze mieć u boku kogoś, kto cię wspiera, doradza, a w chwili takiej jak ta – pocieszy i przytuli – mówiła Iweta.
Biatlonista, który nie cierpi biatlonu
Skupień w swoim biegu biatlonowym na 7,5 km zajął 11. miejsce.
- Zobacz, Witek jest na podbiegu! Zobacz, jak mu ciężko, jak musi bardzo pracować, jak tam miękko. Zapada się w tym gęstym śniegu, a nie może podeprzeć kijkami. Zawodnicy, którzy mają do dyspozycji chociaż jeden kij, stawiają o wiele dłuższe kroki na nartach. O tej godzinie, gdy słońce zrobiło ze śniegu prawdziwą kaszę, Witek biegnący bez obu górnych kończyn nie ma szans z tą grupą rywali – opowiadała Rogowiec, która ma ten sam rodzaj niepełnosprawności.
Witold Skupień na strzelnicy podczas biatlonowego biegu w Pjongczangu, fot. Bartłomiej Zborowski/PKPar
Tłumaczyła, że tacy jak oni spędzają też więcej czasu na strzelnicy, bo celowanie bez dłoni po prostu jest bardziej skomplikowane. Jeszcze trudniejsze staje się przy mocno ujemnych temperaturach, gdy wiatrówki zamarzają i zacinają się.
- Nie cierpię biatlonu i nie liczyłem na szczególnie dobre miejsce. Traktowałem ten start jak przetarcie przed konkurencjami biegowymi. Chciałem się „przepalić” i widzę, że fizycznie czuję się bardzo dobrze, więc w biegach miejsca na pewno będą dużo lepsze. A nie cierpię biatlonu dlatego, bo nie mam czucia w ręce, więc strzelanie zajmuje mi dwa razy więcej czasu na jednym „leżaku” niż rywalom. Jeszcze nigdy w życiu nie miałem mniej niż trzech kar. No i okazało się, że podtrzymałem tę passę w Pjongczangu – żartował za metą Skupień.
Komentarze
-
Wielki szacunek
10.03.2018, 22:14dla wszystkich Bohaterów artykułu. Może znajdzie się jakiś sponsor, który pomoże im realizować sportowe pasje? Oby...odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz