Co w duszy gra. Próba domu
W wielu refleksjach na temat świąt, także Bożego Narodzenia, zakłada się, że dom jest podstawową wartością – pozytywną i pożądaną, może utraconą w dorosłym życiu (wyjście z domu, tułaczka po świecie) – ale wciąż obecną na horyzoncie, czyli do odzyskania. I Boże Narodzenie, kiedy to wracają i rezonują wspomnienia z dzieciństwa – właśnie z domu sprzed lat, gdzie wszystko było takie jasne i czyste – może być szansą na odzyskanie utraconego domu.
W pewnym sensie Boże Narodzenie jest „próbą” naszego domu – tego, który nosimy w sercu, jak i tego, który stworzyliśmy. Każdy wielki ideał ma to do siebie, że chce być zrealizowany. O ile więc Boże Narodzenie pozwala nam odświeżyć ten ideał, motywując przy tym do jego realizacji, jest to jedna z najwspanialszych rzeczy, które mogą się nam przydarzyć w święta.
Co jednak, gdy ktoś takiej idealnej wizji domu nie ma? Gdy jego wspomnienia są jedynie mroczne i bolesne? Święta mogą być wtedy jedynie torturą. Napawają lękiem i zazwyczaj są przyczyną łez. Ich moc wydaje się wtedy straszliwa – bo po co przypominać ideał, jeśli nigdy się nie pojawił? Po co dręczyć raz jeszcze tych, których całe życie jest już i tak udręczeniem?
Z tej „bolesnej” mocy świąt wynika przede wszystkim to, że ideał jednak istnieje. Obiektywnie i prawdziwie. To, że nie dane nam było go doświadczyć, wcale nie przeczy jego istnieniu. Ma innych świadków, co może oczywiście zaboleć, ale... niesłusznie.
Boże Narodzenie jest też próbą ukazania, że ideał domu jest prawdziwy. Jest zaproszeniem, by wznieść się jednak ponad nasze dotychczasowe traumy. To jest zarazem próba naszej nadziei.
Największy „problem” ze świętami mogą mieć ci, którzy po prostu nie wierzą – nie tylko w ideały (jak ten pięknego domu – i nie tylko on), ale i w Boga. Dla nich święta są niepotrzebną aktywacją emocji. Kto wie, może zakupowe szaleństwo przedświąteczne jest próbą innego ukierunkowania tych emocji? Owszem, pozostaje „ciężar” tradycji, zwyczaje, lecz widząc, jak coraz mniej one znaczą, ten, kto nie wierzy w Boga, stanąć musi przed pustką. Nawet tu ideał domu nie musi się ostać. Próba jest zbyt mocna. W takim razie faktycznie lepiej by świąt nie było.
Tymczasem, tak naprawdę, Boże Narodzenie ukazuje niezwykłą prawdę, że wiara w Boga i ideał szczęśliwego domu to dwie strony tego samego medalu. Po co narodził się Jezus? Aby przynieść ludziom zbawienie. A co to jest zbawienie? Chyba słowo to jest zbyt wyświechtane, by miało coś jeszcze dla nas dzisiaj znaczyć. A znaczy właśnie bezpieczeństwo, pokój, miłość, czyli to wszystko, co daje prawdziwy dom, i za czym w głębi serca tęsknimy bez względu na to, czy doświadczyliśmy tego w życiu (choćby w dzieciństwie), czy nie.
Boże Narodzenie jest więc także próbą najgłębszej tęsknoty naszego serca – za domem najwspanialszym, gdzie wszystko to, o czym marzymy, jest rzeczywistością. Także nieśmiertelność.
Jezus w ostatnich chwilach swego ziemskiego życia powiedział, że w Domu Jego Ojca jest mieszkań wiele i że idzie przygotować nam miejsce (J 14,2).
br. Bernard – Mnich Opactwa Benedyktynów w Tyńcu, studiował teorię muzyki, fortepian i teologię, w latach 2005-2013 był opatem tynieckim, od 2013 r. pracuje w benedyktyńskim Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie jest m.in. koordynatorem specjalizacji teologii duchowości monastycznej.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz