O dwóch takich z sieczką w głowie
„Tato, gdzie jedziemy?” to książka porażająca. Zapiera dech i odbiera słowa. Jest jak cios obuchem, który może zabić, albo otworzyć oczy, obudzić. Stawia przed nami odwieczne pytania. Dotyka do żywego.
Eh, życie! Ile razy mamy cię dość, a ile razy wydaje się nam, że złapaliśmy Pana Boga za nogi. W tej książce nie ma żadnego odniesienia do najwyższej instancji. Taką rolę pełni tutaj przeznaczenie (fatum, którego nie możemy uniknąć), czy ślepy los? Takie tylko znajduję wyjaśnienie autor i ojciec w jednej osobie. Człowiek, któremu urodziło się dwóch synów z niepełnosprawnością intelektualną i fizyczną, i który miał odwagę o tym napisać.
Zawsze jest koniec świata
Tu nic się nie udaje. Zero mistyfikacji i wymyślania. Autor
naprawdę ma dwoje dzieci - Mathieu, który w międzyczasie umarł i
Thomasa, który staje się coraz bardziej niepełnosprawny i pewnie
też lada rok odejdzie z tego świata. Obydwaj z tzw.
niepełnosprawnością sprężoną. Wieczne dzieci z „sieczką w
głowie”.
Przeczytamy tu wyznania o braku szczęścia, o ironii losu, przewrotności i niesprawiedliwości. Powracające fale, chwile pretensji i marzeń o synach mogących czytać książki, słuchać ze zrozumieniem muzyki lub prowadzić debaty intelektualne ze swoim ojcem. Nie ma antidotum na takie rozczarowanie. Długa droga prowadzi do wydobywania się z poczucia wstydu, winy, głębokiego zranienia. Nikt nie czeka na dziecko z niepełnosprawnością, a tutaj w odstępie dwóch lat przychodzi dwóch synów z podobnymi „uszkodzeniami”. Co za ból dla mężczyzny!
Kiedyś jeden z ojców (w Polsce) napisał do nas o swoim końcu świata. Ma dwie córki. Pierwsza urodziła się z zespołem Downa. Czasy były takie, że w szpitalu nikt nie odważył się o tym powiedzieć. Sam zebrał się na odwagę, ponieważ czuł, że coś nie gra. Zadzwonił z budki telefonicznej. Pamiętał tylko jedno zdanie: „pana córka nigdy nie będzie normalna, będzie musiała mieć opiekę do końca życia”. Pamięta jeszcze, jak poczuł miękkość w nogach i zrobiło mu się ciemno przed oczami. Przytomność odzyskał w karetce pogotowia.
I zawsze się kocha
Dostajemy książkę, która jest jak spowiedź i wyznanie wiary – ojca,
któremu urodziło się dwóch chorych synów. Bardzo chciał zachować
ich istnienie, aby nie zostały po nich tylko poblakłe legitymacje
inwalidzkie. Takie wyznanie przeczytamy na początku książki.
Napisał ją dla nich, aby nie zostali zapomniani, i mimo że nigdy
jej nie przeczytają.
„Nie jestem niezniszczalny, toteż powiedziałem sobie, że przyszła pora, by podsumować swoje uczucia” – wyznał autor Marianne Payot („L’Express”). „Nie byłem dobry dla Mathieu i Thomasa, często miałem ochotę wyrzucić ich przez okno. Napisanie tej książki uświadomiło mi, że zawsze bardzo ich kochałem”.
Pokonanie tabu śmiechem
Dla autora sposobem radzenia sobie w tym trudnym doświadczeniu jest
poczucie humoru. Jest to sposób wyborny, bowiem przynosi
pocieszenie, otuchę i ulgę w cierpieniu. Autor ma wielki
talent literacki. Będziemy się naprawdę śmiać, ale to nie jest
śmiech oczyszczający, dla mnie nie jest. Wydaje mi się, że też nie
jest dla autora. Przynosi jednak ulgę, daje dystans do
rzeczywistości i pozwala synom zapewniać tyle opieki, ile
potrzebują.
"Mówiąc o dzieciach upośledzonych, ludzie przybierają stosowną minę, jakby mówili o katastrofie. Chciałbym spróbować choć raz mówić o was z uśmiechem. Śmieszyliście mnie często i nie zawsze mimowolnie". Wyznaje też, że napisał książkę po to, aby „wysoko wynieść Mathieu i Thomasa. Chciałem uczynić ich bohaterami książki!".
Jednocześnie jest to dzieło literackie najwyższego lotu. Zbudowane z małych epizodów. Tylko początek przyjmuje formę listu do synów. Każdy następny fragment stanowi samoistną historię. Małe poematy układające się w emocjonalny, wielobarwny obraz duszy. Możemy je układać jak puzzle. Zwróćmy uwagę, jak sam autor bawi się swoimi emocjami, jakiej próbie poddaje siebie, a przez to i nas - czytelników.
Kim jest Jean-Louis Fournier
Pisarz, humorysta, realizator telewizyjny. Urodzony w 1938 r. w
Arras, we Francji. Zasłynął w swoim kraju rozprawką na temat
trudności języka francuskiego „Grammaire française et impertinente”
(Gramatyka francuska i niedorzeczna). Jest również twórcą postaci
słynnej animowanej krowy imieniem Czarniawa. Wydał kilkanaście
humorystycznych książek na temat życia codziennego i na
bardzo różne tematy, takie jak: grzeczność, kodeks ruchu drogowego,
papierosy, starzenie się...
Na zdjęciu: Jean-Louis Fournier
Humor to jego ulubiona broń, nawet wtedy, kiedy temat jest poważny, tak osobisty i tak bolesny, jak choroba dzieci. „Tato, gdzie jedziemy?” może być początkiem rzetelnej debaty o całym środowisku. Żeby rodzice upośledzonych dzieci nie czuli się razem z nimi wykluczani, aby nie musieli się ukrywać, wstydzić i cierpieć. Nie ma tak naprawdę odpowiedzi na pytanie, dlaczego rodzą się chore dzieci, gdy nikt na nie nie czeka. Ale jak już są, to wcale nie musi być koniec świata. Tyle przynajmniej. Aż tyle.
Dodajemy z radością, że książka została nominowany do literackiej Nagrody Goncourtów (Prix Goncourt) oraz zdobyła nagrodę Prix Femina 2008. Jest to francuska prestiżowa nagroda literacka utworzona w 1904 roku przez pisarzy dla czasopisma znanego obecnie jako „Femina”. W jej kapitule zasiadają wyłącznie kobiety. Prawo do tłumaczenia zakupiło 16 państw.
Jean-Louis Fournier, "Tato, gdzie jedziemy?", tłum. Bożena Sęk, Wydawnictwo Książnica, Katowice 2010
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz