Komentarz: Prawie jak Danielsen, czyli po co biatloniście karabin?
Nie udało się polskiej biatlonistce niepełnosprawnej Arlecie Dudziak skopiować na igrzyskach w Vancouver wyczynu Egila Danielsena, norweskiego oszczepnika, który na Igrzyskach Olimpijskich Melbourne 1956 zdobył złoty medal, rzucając oszczepem... pożyczonym od naszego Janusza Sidły.
Historia, którą przypominać warto, niech posłuży nam za przykład. W Melbourne w konkursie rzutu oszczepem prowadził Polak Janusz Sidło. Wyglądało na to, że nikt nie będzie w stanie odebrać mu złotego medalu olimpijskiego. Jednemu z jego najgroźniejszych przeciwników – Egilowi Danielsenowi całkowicie nie szło w konkursie. Przed trzecią próbą Polak zdecydował się pomóc swemu dobremu znajomemu. Nawiązał z nim rozmowę i zaproponował jeden ze swoich oszczepów. Udało się! Danielsen rzucił nim na odległość dłuższą o 6 metrów od odległości Polaka. A kroniki do dziś nazywają gest Sidły jednym z najpiękniejszych aktów fair play w historii olimpizmu.
Inne wydarzenie z nieco odmiennej kategorii, zahaczającej o fair play. Arleta Dudziak jest niepełnosprawną biegaczką i biatlonistką. Wyjazd na pierwsze igrzyska paraolimpijskie do Vancouver okupiła ciężką pracą. Ponieważ pojawiły się kłopoty z bronią, przed wyjazdem oddano ten sprzęt do naprawy. Do zawodniczki broń wróciła na kilka dni przed startami – za późno, by można było ją ustawić. Co dzieje się podczas sprintów – pierwszej konkurencji biatlonowej w Vancouver? Arleta pożycza karabin od kolegi, i z pożyczonego sprzętu nie trafia sześć razy, tracąc szansę wejścia do finału...
Ale co się stało, skoro – jak to na igrzyskach paraolimpijskich – już sam występ, sam fakt uczestnictwa powinien wystarczyć za ewentualny wynik – można by zapytać? Przynajmniej tak to wygląda. I taki obraz sportu osób z niepełnosprawnością bywa w naszym kraju wiodący. Taki jest lansowany przez niektóre media.
A więc? Nie ma większego znaczenia, z jakiego karabinu strzela do tarczy w biatlonie Arleta Dudziak. Grunt, że jest w Vancouver i że starcza jej sił na wybieganie rund karnych i ukończenie konkurencji!
Minister sportu Adam Giersz podczas nadania nominacji paraolimpijskich skonstatował, że zadowoli go każdy rezultat, jeśli tylko będzie zbliżony do „życiówek”. Minister mówił jednak o sportowcach, nie o odpowiadających za sprzęt działaczach, którzy najwyraźniej starają się nie przeszkadzać reszcie świata w pokonywaniu naszych zawodników.
A może po prostu nie zrozumieli oni lekcji, której w Melbourbe przed półwieczem udzielił nam wszystkim Janusz Sidło...
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz