Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Vancouver – pierwszy dzień bez medalu

14.03.2010
Autor: Paulina Malinowska-Kowalczyk
Źródło: inf. własna

Pierwszy dzień Igrzysk Paraolimpijskich w Vancouver zakończył się dla Polski bez medalu. Jedyną reprezentantką, która nawiązała kontakt ze światową czołówką, była Katarzyna Rogowiec, która w sprincie biatlonowym na 3 km zajęła ostatecznie 5. miejsce. Bezkonkurencyjna była Anna Burmistrowa, która w genialnym stylu, z flagą Rosji w ręku, przybyła pierwsza na metę, pozostawiając swoje rywalki daleko w tyle.

Po biegu kwalifikacyjnym Rogowiec była czwarta. Jak sama przyznała, „przy dobrym strzelaniu dawało to szansę na pozycję medalową”. Warunki w Parku Paraolimpijskim nie były dla naszej zawodniczki optymalne, ale zdecydowanie lepsze niż poprzedniego dnia, gdy wszystkie trasy pokryły się grubą warstwą głębokiego, świeżego śniegu. Niestety, mimo że panowie wcześniej "przydeptali" trasę, naszej reprezentantce nie udało się wywalczyć medalu.

Po pierwszym strzelaniu było świetnie, choć by złapać stabilizację i celnie trafić, Katarzyna Rogowiec potrzebowała więcej czasu niż inne zawodniczki. Przy drugim strzelaniu pospieszyła się, by zyskać na czasie, a skończyło się pudłem i rundą karną. To przekreśliło nasze nadzieje na podium. Jak przyznaje Rogowiec, gdyby trafiła, „to przynajmniej to czwarte miejsce byłoby bliżej, ale może się rozwinie”. Kolejna szansa już w poniedziałek, kiedy to pobiegnie na swoim złotym dystansie 15 kilometrów.

Debiutantki zimowych Igrzysk Arleta Dudziak i Anna Mayer w ogóle nie weszły do finału. Zabrakło formy, doświadczenia, a przede wszystkim dobrego strzelania. Kuriozalny jest również fakt, że nasza najmłodsza zawodniczka strzelała z pożyczonej od kolegi broni. Broń Arlety już od dłuższego czasu źle się spisywała i wróciła z naprawy dwa dni przed wyjazdem na igrzyska. Jak przyznaje zawodniczka, nie miała możliwości wystarczająco jej wypróbować, a na broni kolegi zaliczyła sześć pudeł. Ostatecznie Dudziak była 12.,  Mayer 13. i obie nie zakwalifikowały się do finału.

Równie nieudane były starty męskiej części naszej reprezentacji. Najlepiej w kategorii biegaczy siedzących w biatlonie pościgowym na 2,4 km spisał się Robert Wątor, który dotarł na metę 14. Kamil Rosiek był 15., a Sylwester Flis zajął ostatnie, 25. miejsce. Zaliczył osiem pudeł na dziesięć strzałów, co praktycznie wykluczyło go z jakiejkolwiek rywalizacji. Słabe wyniki przypisał krótkiemu, bo zaledwie dziesięciomiesięcznemu przygotowaniu do startu, które nastawione było przede wszystkim na pracę nad kondycją. Dodatkowo Flis jest jedyną osobą strzelającą z pozycji siedzącej, musi więc stworzyć sobie taki system ułożenia rąk i całego ciała, który zagwarantuje mu stabilizację i maksymalną liczbę trafień.

- Nie będę się poddawał, wiem, że nie miałem czasu, ale jeśli będę chciał, to w biatlonie coś zdobędę. Wystarczy ładnie strzelić, pobiec przyzwoicie i szansa na zwycięstwo jest - tłumaczył po nieudanych zawodach Flis.

Jan Kołodziej biegł w sprincie biatlonowym na 3 km na stojąco. Od dawna użalający się na kontuzję kolana po biegu kwalifikacyjnym znalazł się na pechowym 13. miejscu i nie zakwalifikował się do finału. Kolejny start Kołodzieja za trzy dni w długim biatlonie, ale jak sportowiec sam przyznał, ma mniejsze szanse niż w sprincie, gdyż woli krótsze dystanse. Na wysoką pozycję trudno zatem liczyć.

Jaka jest zatem recepta na sukces, którego polskiej ekipie na razie brakuje? Zapytana o to rosyjska mistrzyni Burmistrova odparła: - Wyobrażam sobie, że to wcale nie są wielkie igrzyska, tylko, że biegam sobie po lesie blisko domu.

Pozostaje wierzyć, że w kolejnych startach również naszym reprezentantom nie zabraknie tak motywującej wyobraźni.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas