Na gipsie się nie kończy
Wielu narciarzy wyciągnęło z piwnicy sprzęt i wyruszyło na podbój polskich i zagranicznych stoków. Niestety jest coraz więcej osób, które na stok wchodzą prawie bezpośrednio po wstaniu sprzed komputera, przy którym spędziły ostatnie jedenaście i pół miesiąca. Nie ma nic złego w amatorskim uprawianiu sportów, należy jednak pamiętać, że każdy sport może być niebezpieczny, a uprawiany bez odpowiedniego przygotowania stanowi zagrożenie dla naszego zdrowia, a nawet życia. Czy w takim razie zrezygnować z zimowego szaleństwa i zaszyć się w domu, patrząc z zazdrością na zawodników igrzysk w Vancouver? Nic bardziej błędnego!
- Do nart, podobnie jak do uprawiania każdego sportu, w szczególności takiego, który wiąże się z rozwijaniem prędkości przekraczających te naturalne dla człowieka, należy podejść z rozsądkiem i pokorą - mówi dr Zbigniew Rusin, założyciel warszawskiego Centrum Medycyny Sportowej.
Przygotowania do sezonu powinny ruszyć już sześć tygodni przed jego rozpoczęciem. Teraz jest już oczywiście za późno, ale warto pamiętać o takich treningach w przyszłym roku i przed wakacjami, jeśli chcemy spędzić je aktywnie. Długość przygotowań jest oczywiście zależna od wieku i trybu życia każdego nas, ale jeśli zdecydujemy się na nie, większość trenerów (np. w klubach fitness) udzieli nam właściwych informacji o tym, jak długo powinien trwać trening, jakie ćwiczenia powinniśmy wykonywać, żeby wzmocnić i uelastycznić konkretne partie mięśni, ścięgien i więzadeł.
Na co uważać?
- Kilkadziesiąt lat temu najczęstszymi urazami spotykanymi wśród
narciarzy były urazy stawu skokowego. Dziś, kiedy naszą kostkę
ochrania pancerny, wysoki but narciarski, takie problemy raczej nie
występują - mówi dr Rusin.
O wiele częstsze są urazy stawu kolanowego: zerwania i naderwania
więzadeł krzyżowych, pęknięcie lub zmiażdżenie łękotki, złamania
kości, a także urazy kompresyjne, czyli takie, do których dochodzi
w wyniku silnego nacisku kości piszczelowej na kość udową,
powodujące zmiażdżenie chrząstek w stawie kolanowym. Są one o tyle
częste, że większa prędkość na stoku, wraz z wydłużeniem dźwigni,
jaką jest nogą połączona z nartą (zaciskanie wiązań przyczynia się
do zwiększenia liczby urazów stawu kolanowego), przy ruchu skrętnym
wywołuje większą siłę oddziałującą na tkanki stawu, co najczęściej
prowadzi do wymienionych uszkodzeń. Tym częściej, im mniej jesteśmy
rozciągnięci a bardziej "zastali" od całorocznej pracy
biurowej.
- Większość wypadków wynika jednak ze złej oceny własnych możliwości na stoku - ocenia dr Słynarski z Centrum Medycyny Sportowej. - Na ten błąd w ocenie składa się zarówno przecenienie własnych umiejętności, niedocenianie wagi treningu przygotowawczego i rozgrzewki na stoku, a także rozluźnienie - większość wypadków ma miejsce na początku i pod koniec urlopu, kiedy po kilkunastogodzinnej jeździe autem od razu wbiegamy na stok lub kiedy próbujemy wykorzystać ostatnie chwile ferii i do ostatka zrealizować zwrot inwestycji w skipass.
Rozgrzewka
Bez niej nie ma mowy o udanej jeździe na nartach. Skoro
już nie udało nam się skorzystać z pomocy profesjonalnego
rehabilitanta lub trenera fitness przed sezonem, pamiętajmy o
treningu doraźnym na samym stoku. Oczywiście czas jest istotny –
musimy w końcu pojeździć na nartach, ale kwadrans prostej
rozgrzewki przed każdym dniem na stoku przyczyni się do
zmniejszenia ryzyka urazu. Piętnaście minut naprawdę wystarczy:
przysiady, przebieżka, a przede wszystkim rozciągnięcie mięśni i
ścięgien spowodują, że jeśli zdarzy się nam upadek, nasze nogi będą
bardziej elastyczne, przez co mniej podatne na urazy wynikające ze
skręceń. Kiedyś sytuacja była trochę inna – na stok trzeba było
podejść – dziś jesteśmy wwożeni na górę wyciągami i prosto z nich,
skostniali, nierozgrzani ruszamy na podbój gór.
Telefon w kieszeni
Oczywiście najlepsza nawet rozgrzewka nie uchroni nas przed
wypadkiem w stu procentach. Co zatem zrobić, jeśli już wydarzy się
wypadek? Przede wszystkim bądźmy dobrze przygotowani. Na każdym
stoku obecne są służby pomocnicze, a zatem pamiętajmy, żeby mieć
przy sobie telefon komórkowy oraz numer do służb na danym stoku,
aby jak najszybciej można było udać się do lekarza. W urazach
sportowych pierwsze 48 godzin jest kluczowe dla prowadzenia
właściwej terapii, więc liczy się każda minuta.
Czego nie robić?
- Podstawowym zakazem dla narciarza, który uległ wypadkowi, jest
niezjeżdżanie samemu lub przy pomocy znajomych. Duży odsetek moich
pacjentów to osoby, które nie dość że po upadku zjechały same do
wyciągu, to jeszcze przez kilka dni "korzystały" z urlopu,
pogłębiając tylko uraz – to niestety skutkuje o wiele dłuższą
rehabilitacją, a nawet może spowodować, że naderwane więzadło urwie
się zupełnie, a to z kolei oznacza konieczność interwencji
chirurgicznej – mówi dr Rusin.
Nie trzeba chyba nikomu przypominać o ubezpieczeniu, w szczególności podczas wojaży zagranicznych.
Na gipsie się nie kończy!
- Pierwsza czynnością, jaką wykonuję po przyjściu pacjenta do
naszego ośrodka, jest zdjęcie gipsu - mówi dr Słynarski. - Dziś,
jeśli to tylko możliwe, gipsów się właściwie nie stosuje, bo
uniemożliwiają rehabilitację poprzez unieruchomienie kończyny.
Należy pamiętać, że rehabilitacja to podstawa powrotu do pełnej
sprawności fizycznej sprzed urazu.
Lekarze na ostrym dyżurze mają uniemożliwić dalsze pogłębianie się urazu i, poza wyjątkowymi sytuacjami, nie przeprowadzają zabiegów ani nie prowadzą leczenia. Dlatego też pierwsza rzecz, jaką należy zrobić po jak najszybszym powrocie do domu, to wizyta u specjalisty - najlepiej lekarza medycyny sportowej.
Prawidłowa rehabilitacja, w zależności od wieku, stanu zdrowia pacjenta i charakteru urazu, może trwać nawet rok. Nie jest to jednak rok stracony. Według dr. Słynarskiego, leczenie urazów, to praca zespołowa w trzyosobowej grupie. To stały kontakt na linii pacjent - rehabilitant - lekarz i ciągłe planowanie leczenia tak, aby było ono jak najskuteczniejsze i jak najkrótsze. Bez właściwej współpracy między tą trójką nie ma mowy o dobrej rehabilitacji, a to bardzo często skutkuje nawrotami urazów i w konsekwencji jeszcze dłuższą rehabilitacją lub nawet stałą utratą sprawności.
Pamiętajmy zatem, że narty, jak i każdy inny sport, to dyscyplina wymagająca rozsądku, bo o uraz nie jest trudno. Przygotujmy się do nich zwłaszcza, jeśli nie ruszamy się regularnie w ciągu roku. Zaplanujmy sobie aktywność podczas urlopu, stopniowo zwiększając liczbę godzin na stoku lub trudność pokonywanych tras. Unikajmy szarżowania i ograniczmy naszą ułańską fantazję do niezbędnego minimum, a jeśli już, odpukać w blat biurka, wydarzy się coś nieoczekiwanego na stoku, pamiętajmy, żeby udać się jak najszybciej do specjalisty, bo w przeciwnym razie kolejne sezony mogą być dla nas stracone.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz