Jest sprawa: zamknęli Aptekę Darów
Dwóch policjantów ubranych po cywilnemu i inspektor farmaceutyczny weszli do Apteki Darów przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. – Tu sprzedaje się narkotyki – powiedzieli. Skonfiskowali leki. Czekającym na nie bezdomnym, biednym i chorym kazali się rozejść.
Zagranica ratuje
Gdy 13 grudnia 1981 r. ogłoszono stan wojenny, zagraniczne
organizacje charytatywne i kościelne oraz przedstawiciele Polonii
zareagowali szybko – zwłaszcza we Francji i w Watykanie. Do kraju
zaczęły napływać transporty pomocy humanitarnej z jedzeniem,
odzieżą i lekami. Te ostatnie były szczególnie potrzebne. Na rynku
krajowym dostęp do nich był bardzo ograniczony. Duża liczba
medykamentów była u nas zarejestrowana, ale praktycznie dostać je
można było tylko za dolary w Peweksie. Partie lekarstw rzucane
czasami do aptek, rozchodziły się na pniu. Tysiące aresztowanych i
internowanych opozycjonistów stanowiło nagłe, ogromne obciążenie
dla, i tak wówczas niewydolnych, polskich służb więziennych. Wielu
internowanych miało dolegliwości - lżejsze lub cięższe, ale
wymagające systematycznego leczenia. Dodatkowo, w przepełnionych
celach szybko pojawiły się choroby typowo więzienne – np. grzybica
i wszawica.
Zbieraniem i dostarczaniem leków do więzień (jak również innymi formami wsparcia, m.in. opieką prawną i socjalną) zajęli się społecznicy skupieni w Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom. Jednym z nich był prof. dr hab. Tadeusz Chruściel, wybitny polski farmakolog kliniczny i doświadczalny, który wraz z zespołem lekarzy i farmaceutów założył przy komitecie Aptekę Darów.
- Leki, które do nas przychodziły z zagranicy, miały w większości nieznane w Polsce nazwy. Trzeba było je odszukać w rozmaitych wykazach, zidentyfikować substancję aktywną tych leków, przetłumaczyć informacje na język polski i poszukać naszego odpowiednika. Ale także oczywiście sprawdzaliśmy ich daty przydatności, czy leki te są bezpieczne, czy ich opakowania nie zostały naruszone. Założyłem dla nich kartotekę. Rano wykładałem w Centrum Kształcenia Podyplomowego dla lekarzy, a popołudniami i wieczorami znakowałem i wydawałem leki. I tak przez sześć dni w tygodniu, przez sześć lat stanu wojennego. Ani ja, ani koledzy nie wzięliśmy za to ani grosza – wspomina prof. Chruściel.
Z czasem w pracy w Aptece Darów zaczęli wspierać go synowie - lekarz i fizyk - oraz żona, doc. Maria Chruścielowa - która prowadzi ją do dziś.
W Warszawie działała jedna tego typu apteka – przy ul. Piwnej, w klasztorze sióstr franciszkanek. Z czasem Komitet Prymasowski założył w Polsce kilkanaście filii.
– Na mocy porozumienia zawartego między ówczesnymi władzami a Jego Ekscelencją Prymasem Józefem Glempem, dostarczaliśmy leki do więzień. Ale też rozdawaliśmy je innym potrzebującym – warszawiakom i przyjezdnym, których nie brakowało – mówi prof. Chruściel.
Apteka nadziei
Po zakończeniu stanu wojennego, kiedy sytuacja polityczna i
gospodarcza w kraju zaczęła się stabilizować, okazało się, że popyt
na bezpłatne leki nadal istnieje. – Tylko że wtedy ludzie
przychodzili do nas, bo lekarstw nie było, a później dlatego, że
były, ale coraz droższe, a oni stawali się coraz biedniejsi –
tłumaczy prof. Chruściel.
Komitet Prymasowski uległ rozwiązaniu. W 1989 r. Aptekę Darów
przyjęła pod opiekę powstająca wówczas polską gałąź światowej
organizacji Médecins du Monde – Lekarze Świata. W 1995 r.
przekształciła się ona w niezależne Stowarzyszenie Lekarze Nadziei.
Stowarzyszenie to prowadzi jedyną w Warszawie (przy ul. Wolskiej
172) przychodnię, w której lekarze wolontariusze, za darmo leczą
osoby bezdomne. Apteka Darów, prowadzona przez doc. Chruścielową,
ostatnio zlokalizowana przy ul. Rakowieckiej 61, przy kościele
parafii św. Andrzeja Boboli, stała się filialnym punktem aptecznym
tej przychodni, ale mogli z niej korzystać także inni pacjenci.
Apteka Darów zaopatrywana była w leki przez główny magazyn Stowarzyszenia Lekarzy Nadziei w Krakowie. Pochodziły one przede wszystkim z zagranicy – od Polonii i od firmy Cyclamed, która na terenie Francji zajmowała się zbieraniem lekarstw i ich dystrybucją. Pomagali też niektórzy polscy producenci leków, m.in. Polfa Grodzisk i Polpharma, którzy oddawali te produkty, co do których byli pewni, że nie zostaną sprzedane przed upływem terminu ważności, oraz Kawalerowie Maltańscy i osoby indywidualne. Zagraniczne koncerny farmaceutyczne pomagały niechętnie lub wcale. Wyjątkiem były firmy węgierskie. Stołeczna Apteka Darów współpracowała również z Narodowym Instytutem Leków.
Informacja o punkcie na Rakowieckiej, gdzie można uzyskać leki bezpłatnie – te na receptę i te ogólnie dostępne w aptekach – przekazywana była z ust do ust. Także stołeczni księża kierowali tam wszystkich potrzebujących. W dniach wydawania leków – najpierw przez pięć dni w tygodniu, potem trzy i dwa, a ostatnio tylko jeden dzień – pod drzwiami Apteki Darów ustawiała się zawsze spora kolejka tych, których nie stać było na wykupienie leków - biednych, żyjących w nędzy lub na jej granicy, bezdomnych, osób starszych z niewielkimi emeryturami, osób z niepełnosprawnością, przewlekle chorych, m.in. na miażdżycę, choroby reumatyczne, nadciśnienie, cukrzycę, astmę, choroby serca.
- Często zdarzało się, że jeśli nie mieliśmy jakiegoś leku, to wyjmowaliśmy pieniądze z własnych kieszeni, aby chory mógł kupić lek w aptece – mówi prof. Chruściel.
Proszę się rozejść!
28 listopada 2009 r. dwóch policjantów ubranych po cywilnemu i
inspektor farmaceutyczny weszło do Apteki Darów. Kazali rozejść się
do domów wszystkim czekającym w kolejce. – Tu już lekarstw nie
dostaniecie – powiedzieli. Pani doc. Chruścielowej, która wydawała
leki, wyjaśnili, że przyszli sprawdzić, co się dzieje w tym
„punkcie sprzedaży leków”.
- Żona wytłumaczyła, że my nie sprzedajemy lekarstw, ale rozdajemy je charytatywnie, za darmo. Policjanci odpowiedzieli, że otrzymali doniesienie, że sprzedajemy narkotyki. Spisali protokół, zabrali wszystkie leki - mówi prof. Chruściel.
Państwo Chruścielowie mają podejrzenia, kto mógł złożyć donos - chodzi o jedną z osób, które korzystały z punktu. Dopóki jednak sprawa jest w toku, nie chcą nikogo oskarżać bezpodstawnie. Doc. Chruścielowa była wzywana kilkakrotnie na komisariat, aby składać zeznania i jako świadek przy spisywaniu leków. Wśród skonfiskowanych lekarstw nie znaleziono żadnych narkotyków. Policja zarzuciła małżeństwu bezprawne używanie nazw „punkt apteczny” i „apteka” oraz bezprawne udostępnianie leków.
- Faktycznie, to nie był najlepszy pomył, aby używać tych nazw, bo nasz punkt nie spełniał takich wymogów. Tyle że w naszym przypadku to były określenia bardziej zwyczajowe i nikt nigdy nie miał do nas o to pretensji - tłumaczy prof. Chruściel.
Za biedni, by się leczyć
Nie wiadomo, ile dokładnie Aptek Darów działa w Polsce.
Różne źródła podają liczby od kilku do kilkudziesięciu. Prowadzą je
organizacje pozarządowe i przykościelne. Według prawa
farmaceutycznego Apteki Darów nie są ani aptekami, ani punktami
aptecznymi, bo nie zajmują się sprzedażą leków, więc nie są
ewidencjonowane przez wojewódzkie inspektoraty farmaceutyczne.
Ale też obowiązująca ustawa Prawo farmaceutyczne z 2001 roku nie zakazała prowadzenia działalności charytatywnej polegającej na nieodpłatnym przekazywaniu leków, pod warunkiem, że jest ona prowadzona zgodnie z wytycznymi zawartymi w Rozporządzeniu ministra zdrowia z dnia 16 stycznia 2004 r. w sprawie produktów leczniczych będących przedmiotem pomocy humanitarnej. Dokument ten jasno rozgranicza pojęcie działalności gospodarczej od prowadzenia pomocy humanitarnej polegającej na wydawaniu leków z darów.
Zastrzeżenia pod adresem działalności Aptek Darów składają właściciele „zwykłych” aptek. Podejrzewają, że prowadzący Apteki Darów mają leki z niewiadomego źródła; że nie są w stanie dokładnie sprawdzić, czy leki te są bezpieczne; że ich wydawaniem zajmują się ludzie, którzy się na tym nie znają, a zatem istnienie Aptek Darów to igranie z ludzkim życiem i zdrowiem.
Przez 30 lat osoby prowadzące warszawską Aptekę Darów przyjmowały leki, porządkowały je, sprawdzały użyteczność i wydawały. Przez 30 lat przez ich ręce przeszło setki tysięcy opakowań. Pomogli wielu tysiącom ludzi.
- Leki zawsze przechowywaliśmy w odpowiednich warunkach. Ich wydawaniem zawsze zajmowali się doświadczeni fachowcy - lekarze i farmaceuci. Nie mieliśmy wśród wolontariuszy żadnych studentów czy nawet techników farmaceutycznych. Przez 30 lat nie popełniliśmy żadnej pomyłki, ani nie mieliśmy żadnej reklamacji. Nie braliśmy pieniędzy ani za leki, ani za naszą pracę. Dawała nam ona jedynie satysfakcję, że robimy dobrą robotę dla społeczeństwa. Dlaczego to komuś przeszkadza? – mówi prof. Chruściel.
Stare powiedzenie mówi, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Sprzedaż farmaceutyków to bardzo dochodowa branża. Leki – zwłaszcza tzw. generyczne, podstawowe, których produkcja wymaga ogromnych inwestycji – zawsze będą drogie. Cena takiego leku musi bowiem pokryć koszty badań już przeprowadzonych i kolejnych. Poziom ich refundacji w Polsce jest bardzo niski. Cóż z tego, że należymy do państw, gdzie leki są najtańsze, kiedy jednocześnie jesteśmy jednymi z tych Europejczyków, którzy dopłacają najwięcej do leku z własnej kieszeni.
Żyjący w nędzy, bezdomni, starzy, schorowani, niepełnosprawni - jeśli nie stać ich na kupienie leku, mogą liczyć tylko na pomoc społeczną (która nie jest systematyczna i zależy od możliwości finansowych ośrodka pomocy społecznej), lub udać się do miejsca, gdzie lek dostaną za darmo… Osoby korzystające z Apteki Darów w Warszawie stworzyły listę społeczną. Domagają się dalszej działalności punktu.
* * *
Co dalej z warszawską Apteką Darów?
Młodszy aspirant Anna Oleksiak, Komenda Rejonowa Policji Warszawa
II: – Na dzień dzisiejszy sprawa punktu aptecznego przy ul.
Rakowieckiej jest wyjaśniana. Osobom prowadzącym aptekę nie zostały
postawione żadne zarzuty. Sprawa nie została skierowana do
prokuratury.
Gdzie można otrzymać pomoc finansową na zakup
leków?
Ewa Wąsik, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej Warszawa-Mokotów: –
Osoba, której nie stać na zakup leków, może zgłosić się po wsparcie
w formie zasiłku celowego do ośrodka pomocy społecznej, właściwego
dla jej miejsca zamieszkania. Osoby niepełnosprawne, które nie
wychodzą z domu, mogą to zrobić za pośrednictwem innej osoby.
Najpierw trzeba złożyć odpowiedni wniosek. Potem pracownik ośrodka
przeprowadza wywiad środowiskowy. Po rozpoznaniu sytuacji planuje
formę pomocy. Aby otrzymać zasiłek celowy na całkowite lub
częściowe sfinansowanie zakupu leku, trzeba spełnić wiele warunków.
Jednym z najważniejszych jest kryterium dochodowe. Zasiłek
przysługuje osobie samotnej, której dochód nie przekracza 477 zł, a
w przypadku osób prowadzących wspólne gospodarstwo domowe – maks.
351 zł na osobę. Zasiłek przekazywany jest na rachunek bankowy
wnioskodawcy. Zakup leku należy potwierdzić fakturą lub rachunkiem
i przedstawić go w ośrodku pomocy społecznej.
Komentarze
-
łatwo
08.02.2010, 11:46Jak zwykle:najsłabszym łatwo przywalić. Ani się nie obronią, ani nie oddadzą. Byczki . W tomacie. Po co komentarz. Zamknąć aptekę, odebrać renty, wywalić z mieszkań na bruk. Zniknie problem, nie żyje eutanazja. Zamiast wymądrzać się w gazetach czy za szkiełkiem, panienki redaktorki i przemądrzali politykierzy , wyszli by w nocy pod most, zajrzeli w bramy przytułków, ale bez kamer. Posłuchaliby. Ale nieeee. Dopiero medialnie, pięknie, mądrze. Sposób na autoprezentację, a nie na rozpoznanie problemu. Zabrać, zamknąć, niech idą z receptą do zwykłej apteki. Pindzia nie zrozumie, że Oni żyją za grosze, cierpią biedę i niedostatek. Ona "na waciki"wydaje więcej. Kończąc: z imienia i nazwiska podać do wiadomości publicznej osoby odpowiedzialne za decyzje, za wydanie polecenia dokonania czynności. I ich zapamiętać przy najbliższych wyborach.odpowiedz na komentarz -
Szok!!
01.02.2010, 07:49Policja niech wyłapie bandziorów ,złodziejaszków, a biorą się za słabych i ubogich ludzi, ludzi w potrzebie,chorych. Chwała tym co pomagają tym chorym. Policja niech zajmnie się bandziorami !!!!odpowiedz na komentarz -
Hieny!
29.01.2010, 18:34Aptekarze to najwieksze hieny ze wszystkich handlarzy - jeżeli na jednym leku potrafi być 50% różnicy w cenie pomiędzy dwiema różnymi aptekami to znaczy, że albo ta tania pozyskuje towar z niepewnych źródeł albo ta druga zdziera na złodziejskich marżach, a taka sytuacja to codzienność. Na dodatek nie wiem czy z niewiedzy aptekarek czy z próby oszóstwa nie informują wiele razy o zniżce próbując go mimo recepty sprzedać po normalnej cenie!odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz