Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Praca i misja

15.01.2010
Autor: Maciej Piotrowski. Fot.: Maciej Piotrowski, arch. Sebastiana Luty
Źródło: Integracja 6/2009

Wieczorem 14 grudnia Sebastian wylądował w Honolulu, a rano następnego dnia był już na plaży. Jakby coś goniło go na spotkanie z ciepłymi, spienionymi falami Pacyfiku...

To nie był skok na główkę. Sebastian po prostu wbiegał do oceanu, a gdy zrobiło się już dość głęboko, spieniony wał wody podciął mu nogi. Uderzył głową w dno i nagle poczuł, że nie może się ruszać. Leżał w wodzie, bezwładny jak manekin, ani na moment nie tracąc świadomości. Następna fala przewróciła go na plecy. To wszystko stało się tak
nagle, tak niespodziewanie, że jego dziewczyna, Myra, patrzyła na Sebastiana z brzegu i była pewna, że żartuje. A on tonął!

Myra wyciągnęła go z wody, ktoś zastosował sztuczne oddychanie, ktoś zaniósł do karetki reanimacyjnej. Dwa tygodnie później odzyskał świadomość. Był w szpitalu, całkowicie sparaliżowany i podłączony do respiratora. Lekarze mówili, że jeśli przeżyje, to nigdy nie będzie mógł samodzielnie oddychać, nie mówiąc o poruszaniu się.

Lekarze czasem się mylą. Sebastian chciałby te pomyłki wykorzystać dla dobra ludzi takich jak on: budujących z mozołem swoje drugie życie.

Jak z płatka
W wieku 28 lat Sebastian Luty miał prawo wierzyć, że urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. Wszystko szło mu jak po maśle. Studiował w warszawskiej Wyższej Szkole Ubezpieczeń i Bankowości i jako student II roku intensywnie rozwijał swój biznes. Miał spółkę o nazwie „Avalon”, specjalizującą się w usługach finansowych: pośrednictwie finansowym, ubezpieczeniach, kredytach, kartach kredytowych. Spółka działała za pośrednictwem agentów, którzy zbierali oferty w całej Polsce. Sebastian strzelał pomysłami. Sukcesem okazała się np. sprzedaż pakietów ubezpieczeniowych dla salonów sprzedaży samochodów. Albo sprzedaż gwarancji ubezpieczeniowych na remont samochodu. Albo pomysł, żeby jeden agent reprezentował kilka firm ubezpieczeniowych. W szczytowym okresie rozwoju spółka zatrudniała ok. 40 osób, sam sekretariat – kilka.

Usługi finansowe to trudny rynek. Jest duża konkurencja, podkupywanie klientów, nieuczciwe zagrania. Spółka zarabiała coraz większe pieniądze, ale Sebastian wyraźniej czuł, że praca w finansach nie jest tym, co chciałby robić przez całe życie. Był młody, przez kilka lat czerpał z życia pełnymi garściami. Uprawiał wspinaczkę skałkową, chodził po Tatrach, w 2002 r. wybrał się z przyjaciółmi na wyprawę do Turcji i Jordanii. Rok później, w tym samym składzie, pojechali na 2-miesięczną wędrówkę do Ekwadoru, Boliwii i Peru. W dalekosiężnych planach Sebastian widział siebie jako organizatora turystyki, może gospodarza schroniska lub pensjonatu. W grudniu 2003 r., w ciągłym poszukiwaniu tego wymarzonego miejsca na ziemi, Sebastian wybrał się na Hawaje. Jako współwłaściciel firmy bez żadnych problemów uzyskał biznesową wizę do USA, ważną na 10 lat.

Dwa oblicza raju
Hawaje były jak olśnienie. Tam panuje wieczne lato, temperatura nie spada poniżej 25 stopni C. Mnóstwo ludzi nocuje na plaży w lekkich śpiworach i budzi się ze wschodem słońca. Sebastian zamieszkał w Honolulu, w dwupokojowym mieszkaniu, wynajmowanym na spółkę z Mariuszem, który tam studiował. Z 28. piętra wieżowca mieli piękny widok na ocean. Sebastian dojeżdżał na plażę autobusem i od rana do wieczora surfował na ogromnych, kilkumetrowych falach. A potem leżał godzinami na plaży i w wyobraźni układał sobie plany na najbliższe lata. Myślał o otwarciu sklepu ze sprzętem sportowym albo małego baru przy plaży. Może szkoły surfingu wraz z wypożyczalnią sprzętu? A jeszcze lepiej razem z kitesurfingiem.

Kitesurfing to sport ekstremalny. Sporo ryzyka, maksimum adrenaliny. Człowiek unosi się na falach na desce surfingowej, ale napęd daje mu unoszący się nad głową ogromny latawiec o powierzchni od kilku do kilkunastu metrów kwadratowych. Niebezpieczne są nagłe szkwały, które podnoszą człowieka wysoko w powietrze. Niby można odczepić się z pętli i skoczyć do wody, ale upadek z kilkunastu metrów daje prawie taki efekt jak uderzenie o ziemię. Jednego z kolegów Sebastiana, który uprawiał kitesurfing na Helu, nagły podmuch wiatru rzucił na plażę. Mężczyzna połamał się i jeździ na wózku.

Powoli dojrzewała w Sebastianie myśl, aby zamieszkać na stałe na Hawajach. Odbył kilka podróży do Polski i stopniowo likwidował swoje krajowe interesy. Podczas ostatniej wizyty w Warszawie sprzedał 25 proc. udziałów w spółce, przelał pieniądze na konto i wyruszył w drogę powrotną do Honolulu. Takie miał uczucie podczas lotu: że wraca do domu.

Gdy odzyskał przytomność, dowiedział się, że ma złamany piąty krąg szyjny, uszkodzony rdzeń kręgowy i niesprawne płuca. Przeszedł dwie operacje. Potem leżał przez pięć tygodni na oddziale intensywnej terapii, podłączony do respiratora, kroplówki i całej masy innych urządzeń. W lutym został przeniesiony na oddział rehabilitacji. Hawajski raj ma swoją drugą, ciemną stronę: na szpitalnym korytarzu Sebastian spotykał od czasu do czasu młodych ludzi na wózkach, połamanych przez oceaniczne fale. Mógł wykonywać znikome ruchy rąk i należało za pomocą rehabilitacji przywrócić im tyle sprawności, ile tylko było możliwe. Jednak w amerykańskim szpitalu poziom rehabilitacji był poniżej krytyki. Zdarzyło się, że rehabilitanci brali do ręki szczoteczkę do zębów i pokazywali Sebastianowi, jak się myje zęby.

– Ja wiem, jak się to robi – tłumaczył im ze złością – ale nie mogę utrzymać szczoteczki w dłoni.

Niebagatelną sprawą były koszty pobytu w szpitalu. W kwietniu 2005 r. Sebastian postanowił wracać do Polski. Za cztery miesiące leczenia amerykański szpital wystawił rachunek na pół miliona dolarów! Część tej sumy została pokryta z ubezpieczenia PZU, pozostała – przez amerykańskie ubezpieczenie społeczne.

Niemal prosto z samolotu Sebastian został przewieziony do Stołecznego Centrum Rehabilitacji w Konstancinie. Był tam do września 2005 r., a więc pięć miesięcy. Uważa, że trafił na wspaniałych rehabilitantów. Zaczął samodzielnie jeść, ubierać się, poruszać na wózku. Z wychudzenia do 48 kg wrócił do swojej wagi ok. 70 kg.

W Konstancinie Sebastian zaczął myśleć o założeniu fundacji, która mogłaby zajmować się zbieraniem funduszy na dalszą rehabilitację. Zamierzał ćwiczyć po kilka godzin dziennie, ale służba zdrowia gwarantowała pokrycie kosztów w wymiarze mniej więcej pół godziny na tydzień.

Fundacja początkowo otrzymała nazwę „Przyjaciele Sebastianowi”, a po dwóch latach została przemianowana na Fundację Avalon. Do jej zarządu weszli ci sami ludzie, z którymi Sebastian parę lat wcześniej wędrował po górach: przyjaciele i wspólnicy ze spółki.

W wynajętym mieszkaniu przy ul. Bobrowieckiej Sebastian urządził pierwszą salę ćwiczeń. Na zakup niezbędnego sprzętu wydał kilkadziesiąt tysięcy złotych. Kupował też używany, np. stół rehabilitacyjny, pionizacyjny, kolumnę do ćwiczeń z obciążeniem, elektrostymulator, ciężarki, piłki medyczne. Szczególnie dumny był z zakupu oprzyrządowania do treningu feed-back, czyli pozwalającego na aktywne sprzężenie z psychiką pacjenta. Nogi są wtedy podłączone do pedałów uruchamianych przez mały silniczek elektryczny, a jednocześnie pacjent ogląda na ekranie monitora film z wyścigów kolarskich. Człowiek czuje się tak, jakby uczestniczył w tym wyścigu i podświadomie stara się coraz mocniej pedałować. Ten sprzęt pracuje teraz pełną parą w lokalu w warszawskiej „Panoramie” przy ul. Witosa, który Fundacja Avalon otworzyła we wrześniu 2009 r.

Wierzę, że będę chodził
Już po paru tygodniach zabiegów Sebastian doszedł do wniosku, że znacznie korzystniej byłoby zatrudnić rehabilitanta na pełny etat, tylko do własnych potrzeb. Ćwiczył codziennie i konsekwentnie, tak jak było zaplanowane. Niezależnie od samopoczucia, pogody, chęci na coś innego. Jego rdzeń nie jest całkowicie przerwany, pod wpływem intensywnych ćwiczeń wracały niektóre impulsy. Sebastian wierzy w postęp medycyny.

– Jeżeli lekarze kiedykolwiek nauczą się przywracać funkcje rdzenia kręgowego, chcę, aby moje mięśnie były na to przygotowane. Wierzę, że kiedyś wstanę z wózka i zacznę chodzić. Lekarze mówili, że nie będę mógł samodzielnie oddychać – a jednak potrafiłem nauczyć się oddychania przeponowego. Nikt nie wierzył, że będę mógł samodzielnie poruszać się po mieście – a jednak to robię. Wierzę, że potrafię doradzić ludziom w takiej sytuacji, w jakiej sam byłem.

W mieszkaniu przy ul. Bobrowieckiej Sebastian ćwiczył przez dwa lata. Fundacja prowadziła coraz szerszą działalność: zorganizowała dwie duże imprezy
charytatywne, pozyskała kilkudziesięciu prywatnych sponsorów i kilka firm. Pojawiła się nadwyżka pieniędzy, które można było przeznaczyć na rehabilitację innych osób. Początkowo byli to znajomi znajomych, ale zapotrzebowanie było ogromne.

– To, co się w Polsce dzieje z ludźmi po wypadkach – mówi z goryczą Sebastian – woła o pomstę do nieba. To życie z wyrokiem dożywotniej wegetacji. Państwo finansuje rehabilitację w wymiarze dwa tygodnie raz w roku. 500 zł wynosi renta, a dobry rehabilitant bierze 100 zł za godzinę. Nie stać człowieka na leki, cewniki, podkłady przeciwodleżynowe. Trzeba to zmienić.

Drzwiami i oknami
Rok temu Fundacja Avalon złożyła w mazowieckim oddziale PFRON projekt wieloletniego przedsięwzięcia o profilu rehabilitacyjnym. Projekt powstawał z udziałem doświadczonych rehabilitantów i wziął udział w konkursie zadań zleconych, ogłaszanych co roku przez fundusz. Opinie niezależnych konsultantów, zamówione przez PFRON, były pozytywne. Dzięki temu Sebastian Luty wraz z Fundacją Avalon stanęli na czele kilkuletniego przedsięwzięcia o wartości kilkuset tysięcy złotych. Niematerialna wartość tego projektu jest dużo większa.

– Ludzie pchają się do nas drzwiami i oknami – opowiada Sebastian. – Chyba jako jedyny tego typu zakład w Warszawie oferujemy darmową, kompleksową rehabilitację ludzi po urazach kręgosłupa, z rozszczepami cewki nerwowej, skoliozą, z dziecięcym porażeniem mózgowym, udarami mózgu, afazją. Zatrudniamy wykwalifikowanych rehabilitantów, ale także logopedów i psychologów. Opracowaliśmy 40-godzinny cykl ćwiczeń, który wielu chorych dosłownie stawia na nogi. Mamy na przykład 62-letniego pacjenta po wylewie, który przez dwa lata leżał w łóżku. Po prostu nikt mu nie pokazał, że z odpowiednio dobranymi kulami mógłby samodzielnie poruszać się po mieście. Ten pan sam do nas przyjeżdża autobusem! Zapewniamy pomoc prawną, gdy chodzi np. o wywalczenie odszkodowania po wypadku, ale także prostą poradę osobie poszukującej pracy, jak napisać odpowiednie CV.  Nasza idea jest taka: poprzez rehabilitację fizyczną chcemy doprowadzić naszych pacjentów do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie. W Warszawie jest około 70 tys. osób niepełnosprawnych, z tego większość jeździ na wózkach inwalidzkich. Tych ludzi prawie nie widać na ulicach, w kinach, na imprezach sportowych. Przywróćmy ich społeczeństwu.

Wspólna droga
W ciągu kilku miesięcy Fundacja Avalon zdobyła kilkudziesięciu pacjentów, a do końca 2009 r. ma ich mieć ponad 300. Lokal przy ul. Witosa ma powierzchnię ok. 200 mkw i jest dostosowany do potrzeb osób na wózkach, ale już wkrótce może okazać się za ciasny. Sebastian Luty znowu strzela pomysłami, pracuje od rana do wieczora, żyje pełnią życia. Oprócz tego gra na giełdzie, chodzi na imprezy i znowu jest zakochany.

Półtora roku temu, jeszcze na Bobrowieckiej, dał ogłoszenie, że poszukuje asystenta osoby niepełnosprawnej. Zgłosiło się kilkanaście osób, wśród nich Dorota. Jest śliczna, z zawodu – logopeda. Od roku mieszkają razem, wspólnie pracują w fundacji, są sobie nawzajem potrzebni.

Sebastianowi aż trudno uwierzyć, że bez wyprawy na Hawaje i tego wszystkiego, co się później stało, nigdy nie poznałby Doroty...

Komentarz

  • Postawa naprawdę czyni cuda
    Roman Roczeń
    22.01.2010, 09:57
    Gratulacje dla Sebastiana. Wygrał podwójnie. Po pierwsze fizycznie zrobił o wiele więcej, niż spece prognozowali, po drugie - bodaj czy nie ważniejsze - znalazł sens w nowej rzeczywistości. Fantastyczna postawa. Malkontentom powiem, że szkoda energii na opowieści w rodzaju: "Ja też wierzyłem...". Jeśli przestałeś - przegrałeś. Przegrałeś - bo tak wybrałeś.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas