Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Decydować się na dziecko czy nie?

16.08.2017
Autor: Angela Greniuk, fot. sxc.hu (1, 7); Mateusz Różański (2); Integracja (3); arch. pryw.: Bartłomieja Skrzyńskiego (4), Agaty Roczniak (5) i Artura Wachowicza (6)
Źródło: Integracja 2/2017
buciki niemowlęce w kształcie misi

„Nie ma problemu”, „Jak TO zrobi?”, „Na pewno nie da sobie rady...” – tego typu zdania ogólnie można usłyszeć na temat osób z niepełnosprawnością w roli potencjalnych rodziców. Co sądzą o tym ci, którzy jeszcze nie mają dzieci? Czy są gotowi na dziecko? Czy mają bariery w swoich głowach albo obawy związane z rolą rodzica? A może przeciwnie – wiedzą, że sobie poradzą? Zobaczcie, co na ten temat uważają osoby w różnym wieku i z różną niepełnosprawnością.

Niewiadoma kwestia

Marta Zając
Marta Zając, studentka filologii czeskiej na Uniwersytecie Ostrawskim w Czechach, blogerka „Wonder Woman on Wheels”, wyróżniona w kategorii „Dobry start” w Konkursie Lady D. im. Krystyny Bochenek, aktywistka; mieszka w Bielsku-Białej; rodzaj niepełnosprawności: rdzeniowy zanik mięśni

Jestem normalną kobietą, która ma uczucia i potrzeby jak każda inna. Uważam, że udany związek jest w jakimś stopniu dopełnieniem życia. Oczywiście jest wiele kobiet, które nie chcą się „wiązać” na stałe i jak najbardziej szanuję ich wybór, jednak do nich nie należę. Natomiast jeśli chodzi o instynkt macierzyński – to na razie całkowicie obce mi uczucie, więc nie mogę jednoznacznie powiedzieć: „Tak, chcę mieć dziecko” lub „Nie, nie chcę”.

Przemyślane rodzicielstwo

Wydaje mi się, że chęć posiadania potomstwa jest dość złożoną sprawą, bo przede wszystkim trzeba znaleźć odpowiedniego partnera (chyba że są kobiety, którym odpowiada samotne rodzicielstwo i świadomie się na nie decydują). W przypadku kobiet niepełnosprawnych to również kwestia stanu zdrowia, opieki medycznej i sytuacji materialnej. Nie zawsze te aspekty idą w parze. Uważam też, że u kobiet niepełnosprawnych to skomplikowany proces, i jeśli chodzi o organizm, i znalezienie lekarzy – nie tylko ginekologów – którzy chcieliby się podjąć prowadzenia ciąży takiej kobiety.

Niepełnosprawność ogranicza w różnym stopniu, więc trzeba też myśleć np. o tym, kto pomoże przy opiece nad niemowlęciem. Trudno mi powiedzieć, jak to będzie w moim przypadku, bo nie wiem, jak będzie wyglądało moje życie za kilka–kilkanaście lat. Na pewno nie sama chęć posiadania potomstwa spowoduje, że powiem: „Okej, chcę mieć dziecko”, bo to ogromna odpowiedzialność i poniekąd obciążenie osób, które musiałyby mi pomagać przy wychowywaniu dziecka. Jestem raczej za świadomym i przemyślanym rodzicielstwem.

Przełamać wątpliwości i strach

„Niepełnosprawni i ich związki” to trudny temat. Jedni powiedzą: „Ale o co chodzi, w czym niepełnosprawność ma mi przeszkadzać?”, a inni: „Z powodu niepełnosprawności jestem sam/sama”. A tak naprawdę to wszystko siedzi w głowie człowieka, choć jest też spowodowane ograniczeniami i środowiskiem, w jakim się przebywa, a często również rodzajem niepełnosprawności.

W parku pełnosprawny mężczyzna daje różę kobiecie na wózku. Stojąca obok młodzież komentuje: Ale ten pan się poświęca dla tej pani.
Polecamy publikację Integracji pn. „Savoir-vivre wobec osób z niepełnosprawnością”

Niepełnosprawność może utrudnić znalezienie partnera. Po pierwsze, kobietom trudniej znaleźć mężczyznę, który nie boi się wózka; po drugie – czasami trudniej wyjść na randkę; a po trzecie, niestety, niepełnosprawność często wpędza w kompleksy, które z kolei rodzą brak pewności siebie, czyli zwątpienie także w swoją kobiecość. Dopóki kobieta tego nie przełamie, to uważa, że związki są nie dla niej i nikt nie zwróci na nią uwagi, bo jest gorsza. I od razu wydaje się jej, że nie nadaje się do małżeństwa i rodzicielstwa.

Jeśli do tego dochodzą jeszcze niepowodzenia w sferze znalezienia partnera, to bardzo trudno wyjść z tego kręgu. To złożona sprawa i nie dziwię się, że wielu niepełnosprawnych unika takich tematów, bo po prostu się boją. A tak naprawdę, w głębi duszy, chcą z kimś być, choć blokuje ich strach.

Bądź szczęśliwy sam ze sobą

Przechodziłam przez ten etap, dlatego to dla mnie zrozumiałe. Uważam jednak, że niepełnosprawność nie usprawiedliwia wszystkiego, bo miłość i szczęście zawsze można znaleźć, trzeba tylko być otwartym i wytrwałym. Podstawą jest świadomość, że posiadanie partnera nie sprawi, iż nagle wszystko się ułoży. Trzeba pamiętać o sobie, realizacji marzeń, celów, nauczyć się żyć samemu i cieszyć z tego, co się ma.

Jeśli osoba niepełnosprawna mówi mi, że jest sama i przez to nieszczęśliwa, to doprowadza mnie do szału. Nie znoszę użalania się nad sobą. Jeżeli ktoś nie potrafi docenić siebie, to jaki ma cel w byciu z kimś i szukaniu szczęścia w jego ramionach? Po co gonić całe życie za docenieniem, jeżeli nie potrafi się być szczęśliwym tak po prostu? Jeśli ktoś nie akceptuje siebie i nie toleruje swojej niepełnosprawności – co utrudnia mu życie – to czy zmieni go związek albo rodzicielstwo? Owszem, są tacy szczęściarze, ale to się zdarza rzadko.

Wiele składowych

Bartłomiej Skrzyński
Bartłomiej Skrzyński, Pełnomocnik Prezydenta Miasta Wrocławia ds. Osób Niepełnosprawnych, aktywista, społecznik, rodzaj niepełnosprawności: postępujący zanik mięśni

Kwestia bycia rodzicem... Muszę się nad tym głęboko zastanowić, bo choć uważam się za niezwykle młodego człowieka, to niedługo skończę już 38 lat. I gdybym miał jutro za pomocą czarodziejskiej tabletki albo dzięki boskiemu cudowi wstać o własnych siłach z łóżka, to nie wiem, czy chciałbym mieć dzieci. Składa się na to wiele przyczyn.

„To nie byłoby fair”

Przede wszystkim bagaż doświadczeń, które mam i których dostarcza mi otoczenie – ludzie zawierają małżeństwa albo żyją w związkach partnerskich, bo nie potrzebują „do szczęścia” papierków, ale gubią gdzieś tę miłość, która powinna być na zawsze. Rozstają się, a ja coraz częściej myślę, że zanika wartość miłości. A do tego w związkach rodzą się dzieci i widzę, jak głęboko przeżywają rozstanie rodziców i jak ta decyzja rzutuje na całą ich przyszłość... Z tego powodu, na etapie, na którym teraz jestem, chyba nie chciałbym być ojcem.

To jasne, że w latach młodzieńczych, w okresie pierwszych związków, było inaczej, zastanawiałem się wówczas nawet nad imionami swoich dzieci. Już w VII klasie podstawówki dojrzale myślałem o swojej przyszłości, kim zostać i co robić w życiu. W tych wyobrażeniach chyba nie odbiegałem od standardowego myślenia, by funkcjonować w modelu 2+2, mieć córkę i syna. Jedną z moich motywacji było przedłużenie rodu i przekazanie nazwiska.

Ale to było kiedyś... Z biegiem lat przyszły doświadczenia, ale też zauważam, jak staję się coraz słabszy – kiedyś z roku na rok, a teraz w ciągu miesięcy. Przede mną pewnie mniej lat niż więcej. Gdybym więc teraz założył rodzinę, to po prostu nie byłoby fair.

„Gdyby mnie zabrakło”

Trochę mniej przewija się w mojej głowie kwestia fizyczności, choć dobrze wiem, jakie mam trudności, jak dużo wysiłku wymaga to, żebym był aktywny zawodowo czy po prostu gdzieś się pojawił. I chodzi nie tylko o mój wysiłek, ale przede wszystkim rodziców, siostry czy najbliższych przyjaciół. Nie chcę przez to powiedzieć, że posiadanie dziecka pomnożyłoby trudności. Wiem jednak, że to nie byłoby proste. Tak czy inaczej, moje myśli bardziej są związane z tym, coby się z stało z tą moją potencjalną rodziną, gdyby mnie zabrakło.

Nie mam w sobie tak mocnej chęci, żeby po poznaniu najlepszej kobiety świata mieć z nią dzieci. Ta chęć tli się na poziomie 2–3 procent, jeślibym to próbował zmierzyć. Być może zmieniłoby się to, ale na razie nie.

Agata Roczniak z mężem i synkiem
Agata i Piotr Roczniakowie z synem Kubą

Wymarzona miłość

Podam przykład pięknej miłości Agaty Roczniak, Przewodniczącej Społecznej Rady Konsultacyjnej ds. Osób Niepełnosprawnych i Członkini Rady Programowej Black Butterflies Fundacji Ewy Minge. To piękne w związku Agaty i Piotra, że stworzyli taką miłość, która... się nie zdarza.

Ich związek składa się z mnóstwa niuansów, które dostrzegam, gdy jestem z nimi, np. podczas grillowania. Piotr podaje Agacie masełko czosnkowe, by mogła posmarować gościom chleb. Wydaje się to albo naturalnym, albo kompletnie nienaturalnym zachowaniem.

W przypadku Agaty czy moim, by pójść choćby na basen, potrzeba nakładu pracy bliskich ludzi, ogromu logistyki, czasem asystentów, których, jak wiemy, system w naszym kraju nie przewiduje.

Nie jest też tajemnicą, że Agata i Piotr podejmowali niejedną próbę, by mieć dziecko. I co? Dzisiaj młody dżentelmen Kuba często staje na elektrycznym wózku swojej mamy i z uśmiechem kroczy przez życie. I pewnie powoli zdaje sobie sprawę z tego, że historia miłości jego rodziców nie jest prosta. Ale przecież chodzi o to, by wszystko sobie jakoś dobrze poukładać.

Piękne wyzwanie

Artur Wachowicz z żoną Anią
Artur Wachowicz, małżonek z rocznym stażem, pracuje jako analityk internetowy, jest vlogerem „TetroTrip”, jeden z aktorów w kampanii Integracji „Nie chcę być strażakiem”, mieszka w Radomiu; rodzaj niepełnosprawności: paraliż czterokończynowy po wypadku

Temat rodzicielstwa jest dla mnie trochę trudny i krępujący, ale dobrze mi znany. Jesteśmy z żoną prawie rok po ślubie i walczymy o to, by zostać rodzicami. To jest przecież jeden z „obowiązków” małżeństwa i małżonków, ale przez moją niepełnosprawność nie jest to takie łatwe jak u pełnosprawnych osób, choć bardzo chcę się widzieć w roli ojca.

Walka trwa

Przez pewien czas sami próbowaliśmy walczyć o rodzicielstwo, ale niedawno zdecydowaliśmy, że zwrócimy się o pomoc do specjalistów. Jest z tym jednak pewien problem, bo bardzo mało lekarzy zna się na skutecznej pomocy w takich przypadkach jak nasz. Jedyni odpowiedni specjaliści, o których wiem, są w Białymstoku. Jeszcze tam nie byliśmy, bo to dla nas dość daleko, ale mamy też umówioną wizytę u lekarza w warszawskiej klinice, która zajmuje się leczeniem niepłodności – bo tak to trzeba nazwać. Sprawdzimy, czy ten doktor jest w stanie nam coś doradzić, bo na razie nie mieliśmy okazji zapytać, czy spotykał się z takimi przypadkami.

Czy mam obawy? Nie ruszam ani nogami, ani rękami i świadomość, że nie będę mógł pomóc żonie jako rodzic naszego dziecka nawet w najprostszych czynnościach, jest straszna.

Asystent rodziny

Prędzej czy później będziemy potrzebowali wsparcia rodziny lub przyjaciół. Na razie żona sama się mną zajmuje, ale jeśli uda nam się zostać rodzicami – w co wierzę – to w drugiej połowie ciąży i po narodzinach dziecka ktoś będzie musiał nam pomóc.

Już teraz widzę, że żonie jest ciężko. Jeśli będzie miała dwoje ludzi, którymi będzie się musiała opiekować – to będzie dla niej wyzwanie, a dla mnie jako męża może być frustrujące. Obawiam się też, że w sytuacji, gdy będzie musiała opiekować się dwiema osobami, mogą się pogorszyć relacje między nami. Może sprawdziłby się tu asystent rodziny, ale szczerze mówiąc, niewiele wiem na ten temat, czy to możliwe i czy będzie nas na to stać.

Rozważaliśmy też inne rozwiązanie. Jeśli lekarze nie będą nam w stanie pomóc, to z pewnością skorzystamy z możliwości adopcji dziecka.

Radzę sobie – tylko inaczej

za zasłoną widac cień matki, która unosi dziecko
Marta Tylkowska, mama 3-latka, pracuje jako masażystka w Centrum Zdrowia w Piasecznie pod Warszawą; w tej miejscowości też mieszka; ma niepełnosprawność narządu wzroku

Jestem osobą niewidomą, ale rodzicielstwo nie jest dla mnie trudne. Dysfunkcja wzroku sprawia, że pewne rzeczy trzeba robić trochę inaczej niż osoby widzące. Właściwie wszystko, każda czynność, sprowadza się do alternatywnych sposobów radzenia sobie.

Nigdy nie miałam obaw dotyczących tego, czy poradzę sobie jako rodzic. Moje dziecko, które dziś ma 3 lata, było planowane i jeszcze przed macierzyństwem wiedziałam, że decyzja o zostaniu mamą będzie świadoma. W ciąży tak organizowałam przestrzeń dookoła siebie, żeby było mi wygodniej jako mamie dbać o dziecko. Gdy urodził się mój syn, miałam obawy jedynie przez pierwsze 2–3 doby. Trzeba było się tego nauczyć, bo to nowa sytuacja. Po porodzie pomagały mi mama i teściowa – podawały dzieciaczka z leżanki obok, bo byłam obolała po cesarskim cięciu i nie mogłam się „zrywać” do dziecka.

Kiedy syn był niemowlakiem, w zasadzie nie miałam żadnych problemów, by dbać o niego. Dopiero później okazało się, że gotowanie dla malucha nie sprawia mi żadnych trudności, ale karmienie go łyżeczką już tak. Ale z drugiej strony to, że nie zawsze trafiałam w buzię syna, zmotywowało go do tego, by nauczył się jeść sam.

Jakie były reakcje na widok kobiety w ciąży i z białą laską? Różne, wydaje mi się, że pół na pół. Niektórzy byli przyjaźni i mi pomagali, a inni wzdychali: „O Boże, ciężarna niewidoma”. Część osób traktuje to jako coś normalnego, a inni wciąż jeszcze żyją w zaścianku i ich to dziwi.

Komentarz

  • Indywidualna sprawa
    plik
    16.08.2017, 15:53
    Każdy indywidualnie decyduje, czy mieć dzieci. Nikomu z zewnątrz nie wolno narzucać niczego w tej sferze.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas