Ścieżką do Vancouver
Koniec kłopotów ze śniegiem! I to nie tylko na krajowych nizinach, gdzie przed świętami sypnęło białym puchem, ale przede wszystkim na europejskich stokach i szlakach narciarskich. Dla amatorów białego szaleństwa to oczywisty znak, że pora ruszać w góry. Dla sportowców przygotowujących się do igrzysk w Vancouver – początek ostatniej fazy przygotowań paraolimpijskich. I to właśnie oni napracowali się w grudniu najbardziej. Widać to na tle innych sportów, które o tej porze roku cechuje świąteczne rozprężenie.
Pierwsze, ważne starty tuż przed świętami Bożego Narodzenia ma za sobą cała nasza paraolimpijska kadra zimowa, którą – jak wiemy od wiosny – stanowią wyłącznie narciarze. W pozostałych dyscyplinach – curlingu na wózkach i hokeju na sledżach - Polacy w Vancouver nie wystąpią. Curlingu na wózkach w Polsce „prawie” nie ma, a młoda stażem kadra hokeistów okazała się zbyt nieopierzona, by awansować do turnieju paraolimpijskiego (zob. „Cisza przed Vancouver” i „Kadra paraolimpijska bez drużyny”).
Zjazd na inaugurację
Analizując pierwsze starty polskich narciarzy
paraolimpijskich (nie tylko wyniki), trudno wskazać jednoznacznie,
która ekipa – alpejczyków czy biegaczy – napracowała się w grudniu
bardziej. Zjazdowcy mają już za sobą dwa starty, oba w pucharach
Europy w Austrii. Biegacze zaliczyli tylko jeden występ – w
Pucharze Świata w norweskim Sjujøen. Zmagania biegaczy do
najłatwiejszych nie należały. Walczyli z mrozem. Dwoje z nich
pojechało do Norwegii po paraolimpijskie minima – ostatnie ogniwo
łańcucha łączącego ich z igrzyskami w Vancouver. Czy je zdobyli?
Było ciężko.
Alpejczycy także łatwo nie mieli. Wprawdzie o minima w grudniu już nie walczyli, ale ostateczny skład ekipy poznamy dopiero w lutym, tuż przed igrzyskami. To oznacza rywalizację wewnątrz drużyny. Żaden ze zjazdowców nie może być pewien swego wyjazdu. I nawet tak zwanych pewniaków czeka solidna praca w całym zimowym okresie kończącym czteroletnie przygotowania.
Zjazdowcy pierwsi zainaugurowali sezon narciarski 2009/2010. W drugim tygodniu grudnia na lodowcu w Pitztal najlepiej zaprezentował się niedowidzący Maciej Krężel z doskonałą przewodniczką, rekrutującą się spośród sprawnych wyczynowców – Anną Ogarzyńską. Para ta w slalomie zajęła miejsce dziewiąte. Miejsce 16. w supergigancie zajął jeżdżący na jednej narcie Andrzej Szczęsny, zawodnik dojrzały i doświadczony, którego z walki o medale w Turynie wykluczył wypadek podczas treningu, w wyniku którego złamał (jedyną) nogę. Miejsca 22. i 23. w slalomie zajęli debiutanci Michał Klos i Przemysław Kluz.
Tydzień później, podczas kolejnych austriackich, ostatnich w tym roku, zawodów Pucharu Europy – w Kuehtai - Polacy jeździli lepiej. Krężel z Ogarzyńską wywalczyli siódme miejsce w slalomie i siódme miejsce w gigancie, ale najznakomiciej zaprezentowali się podczas drugiego slalomu, w którym uzyskali piąty czas w stawce. Dwunasty w slalomie był jeżdżący na monoski Jarosław Rola (narciarz siedzący, który w Turynie zajął najwyższe wśród polskich alpejczyków, 10. miejsce). Rola dojechał również do mety w gigancie, lecz wraz z młodziutkim Rafałem Szumiecem otworzył trzecią dziesiątkę stawki. Dziewiąty w slalomie był Andrzej Szczęsny, który z powodu poważnego odmrożenia palca u nogi nie brał udziału w pozostałych konkurencjach.
Takie są statystyki. Choć pierwsze starty pucharowe sezonu olimpijskiego medali nie przyniosły, wstydzić się nie ma czego; nie o wyniki chodzi na tym etapie paraolimpijskich przygotowań. Porównując aktualne pozycje rankingowe naszych narciarzy do tego, co mieliśmy przed czterema laty przed Turynem, śmiało możemy prognozować, że w Vancouver powinno być lepiej. Przede wszystkim dzisiaj paraolimpijska kadra zjazdowców jest nieco większa i jest z czego wybierać. Wspomniani wyżej „pewniacy” czują na plecach oddech młodych zawodników, takich jak siedzący Rafał Szumiec oraz stojący Michał Klos i Przemek Kluz.
– Na igrzyskach mamy pewne cztery miejsca i jedną dziką kartę – mówi trener-koordynator polskiej kadry Romuald Schmidt. – Nie chciałbym jednak mówić o nazwiskach. Te poznamy pod koniec lutego, a szansę ma każdy.
Na zdjęciu: Jarosław Rola
Szansę ma przede wszystkim nasza najlepsza obecnie para - niedowidzący Maciej Krężęl i jego przewodniczka Anna Ogarzyńska. Tutaj niespodzianki nie będzie żadnej – nie tylko dlatego, że Krężel zajmuje obecnie na pucharach najwyższe wśród Polaków miejsca, ale przede wszystkim dlatego, że nie ma on w Polsce żadnego groźnego konkurenta. „Pewniakami” wydają się także najbardziej doświadczeni: w grupie stojących Andrzej Szczęsny i siedzący Jarosław Rola, któremu wszelako zagraża całkiem realnie Rafał Szumiec (Szumiec wygrał z Rolą w ostatnich mistrzostwach Polski.) Prawdopodobne jest, że do Vancouver pojedzie cała wymieniona czwórka. Piątym zawodnikiem z dziką kartą będzie jeden z dwójki najmłodszych: Michał Klos albo Przemysław Kluz. Choć ich przyszłość opiera się raczej o igrzyska w Soczi, to doświadczenie zdobyte w Vancouver może okazać się cennym wkładem w przygotowania podczas kolejnego cyklu olimpiady.
Biegaczy walka z mrozem i kontuzjami
O ile narciarze zjazdowi o nominacje paraolimpijskie będą
musieli walczyć „do końca”, biegacze mogą spać spokojnie. Ostanie
minima zdobyli podczas grudniowych zawodów PŚ w Norwegii Anna Mayer
(znana bardziej z bieżni lekkoatletycznej) i sledżysta Sylwerster
Flis (hokeista, który jako zawodnik USA zdobył w 2002 r. w Salt
Lake City mistrzostwo paraolimpijskie). W sumie do Vancouver ma
pojechać siedmiu zawodników: siedzący – Robert Wątor, Kamil Rosiek
i Sylwester Flis oraz stojący – Jan Kołodziej, Katarzyna Rogowiec,
Anna Mayer i Arleta Dudziak.
Jakie mają w Kanadzie szanse medalowe? Inne niż w Turynie. Jedynie to jest pewne. Nie jest już tak, że liczyć możemy wyłącznie na Katarzynę Rogowiec. Krakowiance ciężko będzie obronić dwa mistrzowskie tytuły wywalczone w Turynie. Ciężko będzie walczyć z Rosjanką Anną Burmistrową, która w ostatnich latach niepodzielnie panuje na narciarskich trasach biegowych.
- Szansę na medal ma każdy. Nie tylko Kasia Rogowiec – przekonuje Stanisław Ślęzak, kierownik polskiej kadry narciarzy biegowych i biatlonistów. – Znaczne postępy poczynił w ciągu ostatniego roku Kamil Rosiek. Świetnie w Norwegii, zwłaszcza w biatlonie, wypadł Robert Wątor, który trafiając dziewiętnaście razy na dwadzieścia strzałów, zajął szóste miejsce. I gdyby było lepsze smarowanie, jego wynik także byłby dużo lepszy.
Do tematu smarowania nart jeszcze wrócimy. Podobnie jak do sprawy mylenia trasy przez naszych zawodników. Z tego powodu w sprintach biatlonowych na Pucharze Świata w Norwegii zdyskwalifikowano Katarzynę Rogowiec i Jana Kołodzieja, będącego na ówczesną chwilę bodajże najbliżej jakiegokolwiek medalu. Więcej na ten temat mogłaby powiedzieć trenerka kadry, Krystyna Murdzek. Choć formalnie jest szkoleniowcem już przeszło od roku, na ubiegłorocznych zimowych zgrupowaniach kadry nie pojawiła się ani razu... Jakby tego było mało, konsekwentnie nie pojawiała się także na ubiegłorocznych zawodach Pucharu Świata, a nawet na mistrzostwach świata w fińskim Vuokatti.
Tutaj sytuacja wydaje się więc bardziej skomplikowana niż w ekipie narciarzy zjazdowych. Same wyniki startów w Norwegii nie są najistotniejsze. Szóste miejsca Wątora w biatlonie i Rogowiec na 15 km techniką klasyczną i na 5 km dowolną były najlepszymi zdobyczami Polaków podczas pucharowych zmagań w Sjujøen. Cieszą dość wysokie miejsca sledżysty Kamila Rosieka, w tym 11. miejsce w sprincie biatlonowym i 9. na 15 km. Martwi daleka od idealnej forma Jana Kołodzieja (był 23. na 5 km).
Nie zabrakło samej walki. Dowodem tego jest choćby zdobycie minimów olimpijskich przez Annę Meyer i Sylwestra Flisa. Szkoda tylko, że wysiłek zawodników trwoniony jest przez absurdy: nieznajomość trasy, walka Rogowiec ze źle strzelającą bronią podczas biatlonu lub nie do końca dobrze nasmarowanymi nartami. O walce z kontuzjami lepiej nie wspominać. Rogowiec pojechała do Norwegii z naciekiem na ścięgno Achillesa. Kontuzjowani są także Anna Mayer, Sylwester Flis i Arleta Dudziak.
Podobnie jak w przypadku narciarzy zjazdowców, równie ważne jak starty w Vancouver są perspektywa rozwoju sportu i nowi zawodnicy, którzy wzmocnią kadrę do Soczi. To ważne, bo gdyby w najbliższej przyszłości działacze sportowi zadbali zarówno o zaplecze, jak i o dobre szkolenie, uczyć jazdy na nartach byłoby kogo. Efekty przyjdą same, tak jak to miało miejsce z trenowaną przez Wiesława Cempę Katarzynę Rogowiec. Szkoda, że Cempa to już w sporcie paraolimpijskim historia.
- Cempa odszedł do kadry zdrowych, bo miał wyniki. Aby je osiągać, wszystko musi w ekipie chodzić jak w zegarku – mówi Stanisław Ślęzak. – Proszę sobie przypomnieć, jak ważne jest smarowanie nart. Pani trener chciałaby, aby smarowaczem był w naszej kadrze doświadczony dwuboista Leszek Pochwała – specjalista od techniki łyżwowej. Ja zaś złożyłem wniosek w Starcie, aby smarowaniem nart zajął się Tomasz Kałużny, fachowiec od techniki klasycznej. Mało kto pamięta, że w igrzyskach paraolimpijskich w Turynie to on przygotował Kasi Rogowiec narty na 15 kilometrów klasycznym. Przygotował je tak, że kto widział ten bieg, przecierał oczy ze zdumienia. Kasia zdobyła wtedy złoty medal.
Tak było przed czterema laty. Trudno będzie mieć pretensję do smarowacza, jeśli Katarzyna Rogowiec w Vancouver wyniku z Turynu nie obroni. Trudno jednak udawać, że czteroletni cykl przygotowań do igrzysk w Vancouver był dobrze przepracowany. Tym więcej cieszą realne szanse medalowe.
Trzyletni brak trenera, a potem dość kontrowersyjny wybór Krystyny Murdzek zrobiły swoje.
Szkoda czasu, który z roku na rok wydaje się coraz lepiej wykorzystywany. Widać, że PZSN Start czuje presję i nowe jego władze lepiej dbają o biegaczy. W sezonie bieżącym narciarze wyszli na śnieg późno, ponieważ w ogóle go nie było. Ostatnia faza cyklu przygotowań wydaje się przemyślana. Szanse medalowe są bardziej zróżnicowane niż w roku 2006, kiedy liczyliśmy przede wszystkim na Rogowiec. Podobnie zjazdowcy. W tej ekipie daje się odczuć poznański porządek.
- Kiedy podliczyliśmy nasz czas przygotowań na śniegu, który zaplanowaliśmy na ten sezon, wyszło nam, że będziemy go mieli zaledwie o jeden tydzień mniej niż najlepsi – mówi trener-koordynator kadry alpejczyków, Romuald Schmidt, na co dzień prezes Startu Poznań. - Dystans dzielący nas od czołówki w tym sporcie skraca się z roku na rok. Jeśli nie w Vancouver, to na pewno w Soczi jesteśmy w stanie nawiązać z nimi walkę.
I chyba właśnie tak należy patrzeć na ten nieco odstający od
sportu „zdrowych” sport paraolimpijski. Tak, czyli przyszłościowo.
Świat rozumie już od dawna, że medale paraolimpijskie
dorównują medalom olimpijskim. A pożytek mają z nich zarówno
zawodnicy, jak i trenerzy oraz działacze. U nas dopiero zaczyna się
o tym szeptać.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz