Eurowizja. Wózek zakładnikiem polityki
Organizowany od 62 lat Konkurs Piosenki Eurowizji śledzi co roku nawet 600 mln widzów. Występ na tak dużej imprezie to szansa, żeby skierować oczy świata na kwestie związane z wykluczeniem mniejszości etnicznych, seksualnych czy na problemy osób z niepełnosprawnością. Nie wykorzysta jej Julia Samojłowa – niedoszła reprezentantka Rosji w tegorocznym konkursie. I to nie tylko dlatego, że ukraińskie władze zabroniły jej wjazdu do Kijowa, gdzie odbywa się finał Eurowizji.
28-letnia piosenkarka z miasta Uchta w rosyjskiej Republice Komi nie traci rezonu i już czeka na przyszłoroczną Eurowizję – rosyjski Pierwyj Kanał, który co roku typuje reprezentanta kraju na ten konkurs, już zapowiedział, że poruszająca się na wózku Julia Samojłowa wykorzysta swoją szansę za rok.
W tym, już po wyborze przez Rosję jej kandydatury, Służba Bezpieczeństwa Ukrainy odmówiła wydania zgody na wjazd artystki do kraju. Dlaczego? Otóż w 2015 roku, by zaśpiewać na koncercie Festiwalu „Świat Sportu i Dobra”, Julia Samojłowa złamała ukraińskie prawo: wjechała na okupowany przez Rosję Krym drogą nieuznaną przez Ukrainę. Tym sposobem zamknęła sobie możliwość występów w tym kraju przez najbliższe trzy lata.
Nie brać na litość
Historia kariery Julii Samojłowej nie zaskakuje: zaczynała jako mała dziewczynka od występów na lokalnych konkursach wokalnych, z czasem trafiając na coraz większe sceny. Jako nastolatka na kilka lat zostawiła pasję i zajęła się nauką – chciała zostać psychologiem. Przełomowy dla jej kariery okazał się występ w popularnym muzycznym talent show „Factor A”. W rosyjskiej wariacji na temat brytyjskiego formatu „The X Factor” Julia zaśpiewała piosenkę „Modlitwa” z repertuaru zwyciężczyni Eurowizji 2007, Mariji Sorifovic.
Skradła nią serca jurorów – w tym Ałły Pugaczowej, gwiazdy rosyjskiej estrady. To od niej, tuż przed występem w eliminacjach, Julia usłyszała, że musi zaśpiewać lepiej niż dobrze, żeby nikt nie zarzucił jej, że bierze jurorów na litość. Udało się i dziewczyna na wózku dotarła do finału konkursu, gdzie zajęła drugą lokatę. Pugaczowa wyróżniła ją też swoją autorską nagrodą – Złotą Gwiazdą.
Polityczna marionetka?
Faworytka Ałły Pugaczowej niedługo później zaśpiewała na Igrzyskach Olimpijskich w Soczi, a potem na Krymie. W tym roku miała spełnić swoje największe marzenie i zaśpiewać na Eurowizji. Już sam wybór Julii Samojłowej podzielił fanów konkursu – w komentarzach jednak dość rzadko wykluczano dziewczynę ze względu na jej niepełnosprawność. Wiele osób wspierało ją pisząc o talencie czy wytrwałości, niemniej komentarze zdominował wątek polityczny: że wybór Julii był prowokacją ze strony Rosji, a sama dziewczyna padła ofiarą konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Dosadniej sytuację skomentował krytyk telewizyjny, Aleksander Mielman, w wywiadzie dla Svoboda.org.
- To był cyniczny, ale w pełni przemyślany ruch pracowników Pierwowo Kanała i kremlowskich piarowców: wystawić kandydaturę Julii – podkreślił krytyk. – Wiedzieli, że występowała na Krymie, wiedzieli, jak wygląda. Założyli dwa warianty: jeśli nie puszczą Julii – podniesiemy krzyk, że hunta Poroszenki nie wpuszcza na swoje terytorium osoby niepełnosprawnej. Jeśli by ją wpuścili, ale możliwe byłyby negatywne reakcje nacjonalistów, też podnieśliby krzyk: „Banderowcy! Rękę na inwalidę podnoszą!”.
Na instrumentalne wykorzystanie niepełnosprawności wokalistki zwrócił też uwagę prezenter telewizyjny i paraolimpijczyk Dmitrij Ignatow.
- Jako osoba niepełnosprawna cieszę się, że pojawił się taki lider z przekazem dla wielu ludzi, którzy znajdują się teraz w trudnej sytuacji – mówił w rozmowie z Telewizją Dożd. – Popatrzą na nią i pomyślą: jest nadzieja, są szanse, żeby się z tego podnieść. Ale wiem też, że to spekulacja, targowanie niepełnosprawnością w kraju, w którym praktycznie nic się dla nas nie robi. (...) Tu wciąż obowiązuje wersja: nie ma w Rosji osób niepełnosprawnych, wszyscy są zdrowi i szczęśliwi. To zostało nam z czasów radzieckich, kiedy dla osób z niepełnosprawnością w zasadzie nie było miejsca na ulicy, więc nie wychodzili i ludzie przywykli do myśli, że osób niepełnosprawnych w Rosji nie ma.
Skuteczna ofiara
Trudno ocenić, jaką rolę w całym tym zamieszaniu odegrała sama Julia. Zamężna, uśmiechnięta blondynka praktycznie nie odniosła się do zarzutów o świadomym wspieraniu działań Kremla. W wywiadach przed Eurowizją opowiadała o wsparciu rodziny, męża czy o swojej chorobie – zaniku mięśni – sprawiając wrażenie raczej beztroskiej nastolatki niż dojrzałej kobiety. Próżno też było szukać w jej wypowiedziach szerszego kontekstu – osoby z niepełnosprawnością pojawiają się w rosyjskich mediach dość rzadko, zazwyczaj stanowiąc sensację i Julia Samojłowa nie wykorzystała okazji, by to zmienić.
Dwuznaczność jej roli widać też w działaniach, które podjęła już po odsunięciu od występu w Eurowizji. Julia wystąpiła w Sewastopolu na Krymie, mieście, które od 2014 roku stanowi punkt sporny między Ukrainą i Rosją (miało charakter enklawy, podlegającej jurysdykcji Ukrainy, ale w 2014 roku zwróciło się do Rosjan z prośbą o przyłączenie, na co ci byli zaskakująco dobrze przygotowani). Zaśpiewała tam 9 maja – w Dzień Zwycięstwa, najbardziej patriotyczne rosyjskie święto, obchodzone z okazji zakończenia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (1941-1945). Na scenie wykonała piosenkę „Flame is burning”, którą miała zaśpiewać na konkursie Eurowizji.
Pozory szacunku czy realne zmiany?
Wybór Julii jako kandydatki na Eurowizję zbiegł się w czasie z aferą w jednym z rosyjskich talent show. Jewgienij Smirnow, tancerz bez nogi, który wystartował w programie „Minuta Sławy”, spotkał się z kuriozalnymi ocenami jurorów zarzucających mu, że decydując się na występ w takim show liczył na ulgowe potraktowanie ze względu na swoją niepełnosprawność. W sieci zawrzało, posypały się krytyczne wobec jury komentarze, a pracę stracił jeden z producentów programu. Taka reakcja była pozytywnym zaskoczeniem w kraju, gdzie jeszcze 10 lat temu trudno było spotkać na ulicy osobę z niepełnosprawnością. Ale czy prognostykiem na przyszłość?
Od czasów radzieckich w Rosji panował mit, że w kraju nie ma osób z niepełnosprawnością. Gdy w 1984 roku Rosjan zaproszono do wystawienia swojej reprezentacji na Igrzyska Paraolimpijskie, do Wielkiej Brytanii i USA, gdzie miały się odbywać, trafił przekaz – osób niepełnosprawnych u nas nie ma! Wojenni kombatanci, którzy po walkach wrócili do kraju bez rąk czy nóg, często trafiali do zamkniętych ośrodków. Osób z niepełnosprawnością nie było widać albo kojarzyli się z żebrzącymi pod cerkwią ofiarami działań wojennych.
Dziś, według federalnych statystyk, w Rosji żyje ponad 12 mln osób z niepełnosprawnością i ich sytuacja różni się od tej z czasów radzieckich, chociażby w odbiorze społecznym. Rosjanie stali się bardziej życzliwi osobom z niepełnosprawnością i świadomi ich obecności, kolejne ustawy gwarantują im dostęp do bezpłatnego leczenia czy ułatwień w transporcie. Rosyjska rzeczywistość nie nadąża jednak za prawodawstwem. Wystarczy spojrzeć na gwarantowane dostosowania architektury czy edukację dzieci z niepełnosprawnością.
Temat ten poruszył, doceniony m.in. na festiwalu w Karlowych Varach film Iwana Twierdowskiego „Klasa specjalna” z 2014 roku.
Rosjanie nie tracą też optymizmu i kiedy na całym świecie liczba osób z niepełnosprawnością rośnie – w Rosji... spada. Od 2015 roku obowiązuje tam bowiem nowe prawo, które pozwala wykluczyć z grona osób z niepełnosprawnością te z zespołem Downa, chorobami genetycznymi czy astmą. Żeby otrzymać III grupę inwalidzką w Rosji, trzeba wykazać co najmniej 40-procentową utratę danej funkcji organizmu, jak widzenie czy słyszenie i – zgodnie z nowelizacją z 2016 roku – dołączyć odpowiednią diagnozę.
Nie wszyscy fetują różnorodność
Odwołany występ Julii Samojłowej na Eurowizji nie sprowokował ożywionej dyskusji o sytuacji osób z niepełnosprawnością w kraju. Sama jej osoba zeszła na drugi plan, ustępując miejsca politycznym kontekstom. Raczej niewiele wskazuje też na to, że ta młoda wokalistka wykorzysta popularność do wspierania działań na rzecz Rosjan z niepełnosprawnością.
Jak zaprezentuje się za rok? Trudno przewidzieć. Na razie można być pewnym, że laureatów tegorocznej Eurowizji poznamy 13 maja. Międzynarodowa publiczność będzie fetować różnorodność (hasło konkursu to w tym roku właśnie Celebrate Diversity) bez Rosji. Ta, po wycofaniu kandydatki, zrezygnowała też z transmisji konkursu w telewizji.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz