Kadra paraolimpijska bez drużyny
Kiedy zegary w Vancouver wybiją początek sportowego święta, którym będą X Zimowe Igrzyska Paraolimpijskie, minie dziewięć i pół roku od zamknięcia XI Letnich Igrzysk Paraolimpijskich w Sydney – pamiętnych dla naszej reprezentacji nie tylko ze względu na liczbę zdobytych wówczas medali, ale też dlatego, że były to jak na razie ostatnie igrzyska dla osób z niepełnosprawnością ruchową, podczas których nasz kraj reprezentowany był w jakimkolwiek sporcie drużynowym. Niestety najbliższe igrzyska w Kanadzie tej naszej nieobecności nie przełamią, a do następnych – w Londynie – będziemy mieli kolejne dwa i pół roku.
Okazją do gorzkiego podsumowania "stanu posiadania" w paraolimpijskich dyscyplinach zespołowych są dwa duże turnieje, z których polskie dwie drużyny – rugbiści i koszykarze na wózkach - powróciły bez medali, ale z tarczą. Gorzkiego – bo jeśli w czterdziestomilionowej Polsce przez tyle lat nie udaje się wypracować koncepcji rozwoju sportów będących w całym paraolimpijskim świecie motorem napędowym oglądalności – nie tylko igrzysk paraolimpijskich, to fakt ten lepiej pozostawić bez komentarza... Zwłaszcza że, jeśli chodzi o potencjał zarówno ludzki, jak i sportowy, jest z czego wybierać.
Zacznijmy od sukcesów. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy odbyły się cztery turnieje o mistrzostwo Starego Kontynentu, w tym trzy w sportach drużynowych – w Elblągu w siatkówce na siedząco, w Danii w rugby na wózkach i w Turcji w koszykówce na wózkach. O ile siatkarze i siatkarki zagrali na swoim poziomie, zajmując odpowiednio miejsca dziewiąte i ósme, o tyle w baskecie i rugby osiągnęliśmy w stosunku do oczekiwań wynik nieprawdopodobnie wysoki – czwarta lokata koszykarzy i piąta rugbistów dała naszym drużynom pewny awans do przyszłorocznych mistrzostw świata.
Po pierwsze: walka o otrzymanie w europejskiej grupie
A
Z takim nastawieniem pojechali do tureckiej Adany polscy
koszykarze-wózkowicze, zresztą jak na każde mistrzostwa Europy,
odbywające się w dwuletnim cyklu. Tymczasem cały turniej okazał się
niemal od początku wielką niewiadomą.
– Dla nas turniej zaczął się od wysokiej wygranej nad mistrzem Europy – Szwecją (73:52 – red.) w grupie. Wszyscy myśleli, że status quo drużyn wiodących prym zostanie zachowany, a zaczęła się prawdziwa rewolucja – mówi Jan Cyrul, jeden z najbardziej doświadczonych koszykarzy w naszym zespole. – Potem pokonaliśmy Francję i Turcję, i stało się jasne, że chłopcami do bicia już nie jesteśmy. Kolejny wielki mecz to ćwierćfinał, w którym trafiliśmy na Hiszpanię. I wygraliśmy (83:68 – red.). To było jak we śnie. Wejście do półfinału, a zarazem kwalifikacja do mistrzostw świata... Na fali entuzjazmu podeszliśmy do półfinału z Włochami i niestety zabrakło koncentracji (przegrana 44:57 – red.). Zagraliśmy na 38 proc. skuteczności, podczas gdy w pozostałych spotkaniach mieliśmy skuteczność 68 proc. Zabrakło sportowego farta i trochę zimnej krwi, bo gdybyśmy pokonali Włochów, to w finale na pewno rozjechalibyśmy Turcję – mówi Cyrul.
Mecz o trzecie miejsce z Wielką Brytanią Polacy przegrali 65:73. W finale Włosi pokonali Turków 64:52.
– Czwarte miejsce to najlepszy rezultat w historii naszej dyscypliny – mówi Cyrul, obok którego na parkiecie występowały polskie gwiazdy europejskiego formatu: trzech reprezentantów drugiej drużyny Pucharu Europy, niemieckiego Zwikau: Mateusz Filipski, Marcin Balcerowski i grający trener Piotr Łuszyński, a także dwóch zawodników włoskiego Santo Stefano – Krzysztof Bandura i Marcin Wróbel. We wszystkich pięciu przypadkach mamy do czynienia z koszykarzami zawodowymi, mającymi podpisane profesjonalne kontrakty ze swoimi klubami.
– "Tam" wszystko jest na poziomie profesjonalnym. Jeśli klub potrzebuje centra, to go kupuje. U nas cały czas jest amatorstwo – mówi Jan Cyrul, na co dzień koszykarz Startu Rzeszów, na mistrzostwach grający w pierwszej piątce. – Nie mówię o tym, że gra w koszykówkę jest dla nas zajęciem dodatkowym, ale o podstawach. Jesteśmy pięciokrotnym mistrzem Polski, który nie mógł zagrać w pucharach Europy, ponieważ w związku nie było pieniędzy na wyjazdy. To jak mamy zdobywać doświadczenie w grze z silnymi drużynami w Europie? – pyta.
– W takim zestawieniu graliśmy po raz pierwszy, i jak widać daje to rezultaty. Widać było, że najlepsi, zwłaszcza po meczu ze Szwecją, zaczęli układać na nas taktykę. Naszą drużynę zaczęli traktować poważnie – mówi Cyrul.
Pora, by poważnie traktowano koszykówkę na wózkach także w kraju, gdzie rozgrywki ligowe stoją na poziomie co najwyżej przeciętnym, a o sukcesie reprezentacji decyduje doświadczenie zawodników z klubów zagranicznych. W ten sposób bardzo trudno budować przyszłość sportu. Kolejnym sprawdzianem będą przyszłoroczne mistrzostwa świata w Birmingham. A za dwa lata następne mistrzostwa Europy. Tym razem stawką będzie awans do igrzysk w Londynie, na których limity są mniejsze, a jedno z miejsc i tak przypadnie Brytyjczykom.
Bez wielkiego doświadczenia i bez
kompleksów
Brytyjczykom przypadnie także miejsce w paraolimpijskim turnieju
rugby. Dla reszty drużyn – zwłaszcza tych ze środkowych miejsc
rankingowych - będzie to poważny kłopot; dla całej Europy
przeznaczono w Londynie zaledwie trzy miejsca. Zważywszy
okoliczność, że Wielka Brytania w rankingu drużyn rugby na wózkach
jest za Polską, a Polska zajmuje aktualnie piąte, najlepsze w
historii, miejsce w Europie, łatwo zauważyć, że o paraolimpijską
kwalifikację naszym rugbistom będzie ciężko.
Jednak nie ma rzeczy niemożliwych. Od roku, dzięki działaniom Stowarzyszenia Sportu Osób Niepełnosprawnych w Raciborzu i nieodżałowanego śp. Sławomira Sękowskiego, trenerem naszej reprezentacji jest doświadczony Amerykanin Joe Soares. I podobnie jak u koszykarzy, fakt ten daje wymierne efekty. Najważniejszym jest piąte miejsce rugbistów w mistrzostwach Europy – najlepsze w historii tego sportu, dające pierwszy awans do mistrzostw świata, które za rok odbędą się w Vancouver.
– Najważniejszy był dla nas mecz o piąte miejsce z Finlandią. Z zespołem tym długo nie udało nam się wygrać, a w Danii pokonaliśmy go 47:41. Awans do mistrzostw zapewniliśmy sobie wcześniej, więc chodziło wyłącznie o prestiż, lepsze miejsce w zawodach i dobre samopoczucie – i udało się – mówi Dominik Rymer, reprezentant Polski.
– Najgorszym doświadczeniem mistrzostw była nieznaczna przegrana z Niemcami 41:42. Naprawdę wejście do strefy medalowej było dla nas na wyciągnięcie ręki – dodaje.
W porównaniu z koszykówką na wózkach, rugby – struktura organizacyjna, i dynamika rozwoju – to jakby zupełnie inny świat. Rugby na wózkach jest dyscypliną dużo od koszykówki młodszą, która w Polsce uprawiana jest od bardzo niedawna. Rugbystów na wózkach przybywa w Polsce o wiele szybciej, szybciej rozwija się kadra, a najlepsi jeżdżą na zagraniczne turnieje i nieosiągalne w baskecie "puchary Europy". Pytanie, czy może mieć na to wpływ brak łączności organizacyjnej Fundacji Aktywnej Rehabilitacji – formalnego organizatora Polskiej Ligi Rugby na Wózkach – oraz Stowarzyszenia Sportu Osób Niepełnosprawnych z Polskim Związkiem Sportu Niepełnosprawnych Start, pozostawiamy otwarte.
– Stowarzyszenie Sportu Osób Niepełnosprawnych jest odrębnym i równoważnym partnerem ministerstwa sportu – podkreśla Rymer. – Wiele jego działań wspieranych jest przez sponsorów. Pieniądze na trenera kadry pochodzą z kasy sponsora. Niestety, jego kontrakt wygasł po mistrzostwach Europy i teraz mamy poważny problem, bo nie ukrywamy, że chcielibyśmy kontynuować tę współpracę.
Drużyna narodowa nie opiera się na zawodnikach zagranicznych. Krajowi rugbyści zdobywają doświadczenie na turniejach zagranicznych. Ogrywają się. I to jest podwaliną przyszłych sukcesów, do których już należy zaliczyć akces naszych do światowej czołówki.
– Pierwsze dla nas mistrzostwa Europy, w 2005 r., zakończyliśmy na miejscu dziesiątym, w 2007 zajęliśmy miejsce siódme, a teraz piąte. Widać postęp. Awans do Londynu nie będzie łatwy, ale też nie jest poza zasięgiem – mówi Rymer.
Tempo powiększania się liczby klubów rugby na wózkach jest imponujące. To rzadkość w polskim sporcie osób z niepełnosprawnością. Tegoroczny turniej Pucharu Polski odbędzie się w Lublinie, gdzie właśnie powstała nowa sekcja rugbystów z niepełnosprawnością.
Nie tylko rugby
Siedzących odmian sportu paraolimpijskiego, których rozwój w Polsce
jest dostrzegalny, jest więcej. We wrześniu w Elblągu odbyły się
pierwsze w naszym kraju Mistrzostwa Europy w Siatkówce na Siedząco.
Trudno mówić w tym przypadku o sukcesach – poza organizacyjnym i
jeszcze jednym – też organizacyjnym. Na mistrzostwa Europy udało
się wystawić żeńską drużynę narodową... Zajęła ona ostatnie, ósme
miejsce (panowie zajęli dziewiąte), lecz sam występ na turnieju tej
rangi należy uznać za szczególne osiągnięcie PZSN Start, do którego
realizacji potrzebne były przede wszystkim znaczące siły w
terenie.
– Zalążki kadry siatkarek siedzących były już widoczne przed rokiem. Występująca na Pucharze Polski w Jeleniej Górze Dolnośląska Kadra Kobiet pokonała nawet siatkarzy ze Startu Katowice – przypomina Wiktor Żuryński, który wraz z Janem Kowalskim jest sportowym opiekunem tej ekipy.
Kadra powstała przede wszystkim dzięki wsparciu finansowemu Marszałka Województwa Dolnośląskiego i gromadzi coraz więcej zawodniczek. Niestety jest jedyną kobiecą drużyną na krajowym podwórku.
– Proszę sobie wyobrazić, że powysyłaliśmy do wszystkich klubów siatkarskich pisma z zapytaniem o zawodniczki z poważnymi kontuzjami np. więzadeł krzyżowych, których dalsza kariera w sporcie sprawnych jest z tego powodu niemożliwa. Nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi – mówi Żuryński. – A przecież w całym sportowym świecie korzysta się właśnie z takich siatkarzy czy siatkarek, którzy z powodu kontuzji mogą zacząć karierę w sporcie paraolimpijskim. Przecież to też jest sport, w którym można się spełnić – konstatuje.
Dalekie, ósme miejsce na mistrzostwach Europy nie oznacza, że Polki nie wezmą udziału w przyszłorocznych mistrzostwach świata w Stanach Zjednoczonych. Problemem mogą stanowić koszty takiej ekspedycji. To ostateczny argument sportowych władz w każdym kraju. Tak było choćby w przypadku naszych juniorów, którzy rok temu wywalczyli wysokie czwarte miejsce mistrzostw Europy, ale na mistrzostwa świata nie pojechali.
– Amerykańscy organizatorzy mistrzostw świata wpadli na pomysł, aby maksymalnie zwiększyć liczbę uczestników – mówi Bożydar Abadżijew, trener kadry narodowej siatkarzy siedzących. – Planuje się, że drużyn siatkarzy ma być 24, a siatkarek 16 – dodaje.
Polscy siatkarze siedzący mają więc jeszcze jako takie szanse na występ w mistrzostwach globu. Inna sprawa, co na nich zaprezentują...
Szans tych raczej nie mają goalballiści – reprezentanci sportu, który w Polsce zna każdy niewidomy, a który w sportowym świecie dawno uchodzi za wyczyn, a tym bardziej curlerzy na wózkach. Z tegorocznych zdobyczy goalballistów najważniejsze wydaje się ósme miejsce w mistrzostwach Europy gr. C. Z udziałem polskiej drużyny na jakichkolwiek mistrzostwach świata należy poczekać.
– Mamy młodych, dobrze zapowiadających się zawodników i zawodniczki, które mogą mieć nawet większe szanse awansu na igrzyska niż chłopcy. Jest to jednak melodia przyszłości i wcześniej niż na igrzyska w Rio de Janeiro efektów bym nie oczekiwał – mówi Wojciech Marek z Polskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych Start.
O ile system szkolenia młodych w goalballu właściwie zaczyna dopiero funkcjonować, w curlingu wygląda to jeszcze inaczej.
– Jeśli curlerzy na wózkach dążą do kwalifikacji na igrzyska paraolimpijskie, to należy zapewnić im profesjonalne warunki, dlatego w chwili obecnej sekcja jest zawieszona. Nie mamy możliwości administracyjnych, ani finansowych, by teraz temu podołać – mówi Mirosław Wodzyński, dyrektor sportowy PZC.
Było czego żałować
Problemy klubowych i związkowych kas zupełnie obce są
hokeistom. Do ideału i tutaj jest daleko, ale sekcja hokeja na
lodzie Ataku Elbląg powstała na jesieni 2006 r. i jako jedyna
sekcja w kraju do dziś pełni także rolę reprezentanta kraju. Przez
trzy lata udało się zbudować drużynę. Dwa i pół roku po pierwszym
treningu polscy hokeiści włączyli się do walki o kwalifikację
paraolimpijską. Przegrali ją na mistrzostwach gr. B w holenderskim
Einthoven w jednym meczu – z Estonią o drugie miejsce, premiującym
udziałem w barażach. Polacy przegrali ten mecz 2:3...
– Broni nie składamy. Za kilka dni zaczynamy kolejne zgrupowanie i powoli myślimy o szkoleniu młodzieży – mówi Tomasz Woźny, prezes Ataku Elbląg i grający kierownik drużyny hokejowej.
Wierzymy, że i te słowa Tomasza Woźnego nie zostały rzucone na wiatr.
Na sportowym aucie
Hokeiści sledżyści z całej Polski trenują w jednym klubie
– w Elblągu. Jedynym sposobem na treningi są częste zgrupowania.
Mimo to drużyna radzi sobie dobrze.
Kolejnym fenomenem wydaje się istnienie w naszym kraju dyscypliny wycofanej z programu igrzysk – siatkówki na stojąco. Niegdyś byliśmy w niej mistrzami świata, w Sydney mieliśmy medalowe szanse... Dyscyplina nie dość że żyje, to ma szansę powrócić do programu igrzysk – w wersji plażowej...
Dobrze, że światowe władze dostrzegają problemy tego marginalizowanego przez lata środowiska. To pewien wyznacznik dla innych – także dla naszych władz krajowych. Sportowców mamy bardzo zdolnych. Dobrych organizatorów też nie brakuje. Jedni i drudzy muszą mięć zapewnione dobre warunki pracy. O tym, że dzisiaj tak nie jest, świadczą przede wszystkim wyniki.
Podczas igrzysk w Londynie minie dokładnie 12 lat od ostatniego polskiego występu w sporcie drużynowych. Dobrze by było nie przedłużać tej absencji o kolejny olimpijski cykl. Chyba że któreś z polskich miast wygra w konkursie na organizację igrzysk w roku 2018 lub 2020. Wtedy nie trzeba będzie uczestniczyć w żadnych kwalifikacjach.
Paraolimpijskie dyscypliny drużynowe: Koszykówka na wózkach Rugby na wózkach Siatkówka na siedząco Goalball Piłka dla pięciu Piłka dla siedmiu Curling na wózkach Hokej na sledżach |
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz