Mój brat rycerz
Zawsze miałem wielką chęć podzielić się z Wami moim życiem, więc wreszcie siadam i piszę.
W połowie lipca 1992 r. zostałem potrącony przez samochód. Do szpitala przywieziono mnie w bardzo ciężkim stanie, bo nie mogłem samodzielnie oddychać. W historii choroby napisano: "Przy przyjęciu chłopiec nieprzytomny, słabo reagujący na bodźce bólowe. Źrenica prawa szeroka, sztywna, nie reaguje na światło, lewa wąska, nie reaguje na światło zwrócona w lewą stronę i do góry. Liczne otarcia naskórka i krwiaki po stronie prawej okolicy ciemieniowo-skroniowej. Głęboka rana tłuczona okolicy nasadowej nosa. Rozległa rana szarpana tylnej strony ramienia i przedramienia prawego..." W sierpniu zostałem odłączony od respiratora, a we wrześniu odzyskałem przytomność.
Dzięki rodzinie żyję z otoczeniem na równi, bez nietolerancji. Również dzięki sobie. Umiałem "wychować" sobie wieś, żeby nikt krzywo na mnie nie patrzył. A to dzięki bratu, który zawsze był moim rycerzem, dopóki sam nie zacząłem poznawać kolegów i przyzwyczajać ich do siebie. Po moim wypadku mój brat zamknął się w sobie do tego stopnia, że kiedy chłopaki ze wsi zbierali się, żeby zagrać w piłkę, to on nie chciał wychodzić z domu. Strasznie mu było przykro, że ja nie gram, bo jestem w szpitalu - i nie wiadomo czy w ogóle będę żył.
Kiedy miałem przyjechać do domu, cała rodzina (brat i dwie siostry) zaangażowana była w przygotowywanie mi miejsca w domu. Wszyscy się mną opiekowali. Na początku przyjeżdżała do mnie rehabilitanta i pokazywała domownikom, jak ze mną ćwiczyć. Doktor polecił dla mnie metodę Vojty, są to uciski w różne miejsca, nerwy... No i najpierw przyjeżdżała rehabilitanta, a zbiegiem czasu (to już pamiętam) uciskali mnie mama i wujek. Jednocześnie rodzice natychmiast podjęli starania, bym miał nauczanie indywidualne. Jako że jestem bliźniakiem, bardzo chciałem dogonić brata, który już był w 6 klasie. W pół roku nadrobiłem całą klasę. Od siódmej klasy miałem nauczanie indywidualne, ale już w szkole. Byłem dowożony do szkoły przez mamę, gdzie zostawałem pod opieką brata, który uczył się równo ze mną.
W liceum zostałem rzucony na głęboką wodę i utrzymałem się na powierzchni. Śladem rodzeństwa ukończyłem renomowane liceum Śniadeckiego w Kielcach. Tam trafiłem na świetnych nauczycieli. A brat? Uczyliśmy się w tej samej klasie, tylko ja trybem indywidualnym. On od początku był najlepszym uczniem, a ja starałem się ile sił w mózgu, żeby nie odstawać za bardzo. Czasy liceum to dla mnie wielka duma i wielki sukces. Ostatecznie maturę zaliczyłem bardzo dobrze, gdyby jednak nie było przy mnie brata, to ja bym się poddał przy pierwszym potknięciu.
Nasze drogi rozeszły się na studiach. On kończy psychologię w Krakowie, a ja politologię w
Kielcach, ale tak często bywa w domu, że nadal jesteśmy blisko siebie. Jest jedną z moich
mobilizujących sił.
Jurek z Kielc
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz