Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Sport gorszego boga

19.10.2009
Autor: Maciej Kowalczyk, fot: sxc.hu/EastNews
Źródło: inf. własna

Z danych Polskiej Federacji Sportu Niesłyszących wynika, że w Polsce są zrzeszone 1522 osoby mające status sportowców niesłyszących lub niedosłyszących. Oprócz seniorów są to również juniorzy, młodzicy i dzieci, uprawiający ponad 100 dyscyplin w 29 klubach. Jest więc kim się zajmować.

Ocena obecnego stanu sportu niesłyszących w Polsce nie może nie opierać się na ocenie opieki administracji państwowej nad całą społecznością niesłyszących. Ta, najłagodniej rzecz ujmując, zbyt troskliwa nie jest. Paradoksalnie wszystko rozbija się o wiedzę na temat tej społeczności i zrozumienie jej.

- Ponad tysiąc pięciuset czynnych sportowców niesłyszących w waszym kraju to wcale nie jest tak mało. W Szwecji liczba ta ogranicza się do ok. 600-700 osób. Cóż, na przykład w Boliwii trudno jest zorganizować cokolwiek. Trudno znaleźć osobę niesłyszącą, trudno zorganizować sport na bazie klubów. Trudno szukać zrozumienia w tamtejszych władzach sportowych – przekonuje Kjell Gunna ze Szwecji, sekretarz generalny Światowej Federacji Koszykówki Niesłyszących, który polskim problemom organizacyjnym w sporcie niesłyszących przypatrywał się przez kilka ostatnich lat.
 



Może w porównaniu z doświadczeniami światowych władz sportowych osób niesłyszących w najdalszych zakątkach świata w naszym kraju nie jest tak źle? Może... Pytanie podstawowe brzmi mniej banalnie. Czy sposób, w jaki nasze państwo traktuje sport niesłyszących, odpowiada wszystkim potrzebom środowiska?
Jaka to niepełnosprawność, gdy ktoś nie słyszy?

To pytanie stawiane jest dość często. W przypadku paraolimpijczyków wszystko jest w pewnym sensie jasne. Choć często dochodzi do nadużyć przy klasyfikowaniu sportowców, to i tak wiadomo, że ktoś, kto nie ma dwóch nóg nie może ścigać się z kimś, kto nie ma jednej. W przypadku niesłyszących lub niedosłyszących o statusie decyduje zwykły audiogram. Gdzie ukryta jest niepełnosprawność? Czy tylko w sposobie komunikowania się zawodnika z innymi zawodnikami lub otoczeniem? Problem jest o wiele bardziej skomplikowany.

Po pierwsze sam język, a raczej języki, którymi posługują się osoby niesłyszące w Polsce – czyli cały system znaków-symboli. Nie doczekał się on w naszym kraju odrębnej ustawy, a co za tym idzie - cały system edukacji osoby niesłyszącej odstaje od systemu edukacji słyszących. Szerzej omawialiśmy tę kwestię kilka miesięcy temu w artykule Piotra Stanisławskiego. Tutaj jedynie przypomnijmy sobie rzecz najważniejszą – tak zwany głuchoniemy zwykle nie zna wszystkich słów z języka słyszących – nie chodzi o to, że nie potrafi ich wymawiać, a o to, że  używając zupełnie innej jednostki językowej, nie zna ich znaczeń.

- Procedura jest następująca: kiedy idziesz do szkoły, musisz wykreować swoją osobowość, co dla osoby niesłyszącej jest o wiele trudniejsze, nawet w szkole dla niesłyszących. Nauczyciele jako podstawy komunikacji muszą używać języka migowego zarówno w mowie, jak i w piśmie. Dopiero kolejny krok to nauczanie dzieci pisania i czytania w języku narodowym. Jeśli nauczyciel zaczyna naukę od języka mówionego, popełnia kardynalny błąd, tragiczny w skutkach. Jeśli ktoś nie mówi, potrzebuje tłumacza – przekonuje Kjell Gunna.

Ten aspekt może nie przeszkadza bezpośrednio w uprawianiu sportu, ale też z drugiej strony sportowiec niesłyszący nie powinien być trenowany przez osobę nie znającą języka migowego. Wyjątki są niezwykle rzadkie i raczej dotyczą osób z pewnym procentem niedosłuchu, które przy pomocy aparatów słuchowych mogą komunikować się ze słyszącymi i dzięki temu dobrze porozumiewają się w języku słyszących.

- Ja mówię w miarę dobrze – opowiada Gunna, który jako sportowy działacz we władzach światowych jest osobą niesłyszącą. – Ale żeby dobrze rozumieć rozmówcę, potrzebuję tłumacza lub wybieram formę pisemną. Tak samo jest z telewizją. Osoba niesłysząca powinna mieć możliwość czytania tekstu na ekranie. Jednym słowem – do dobrego rozwoju potrzebni są dobrzy tłumacze i dobra edukacja.

Z jednej strony mamy więc problem komunikacyjny, a z drugiej – chodzi o fizjologię. Organizm osoby niesłyszącej – jej płuca i mięśnie brzucha, błędnik – nigdy nie będzie działał tak, jak u osoby w pełni sprawnej.

- To już jest sprawa fizjologii. Chodzi o rozwój ludzkich organów. Otóż człowiek słyszący rozwija poprzez mowę cały układ oddechowy ze wszystkimi mięśniami z tym związanymi; krzyczy, artykułuje dźwięki, mówi, rozwija płuca itd. U człowieka rodzącego się z mniejszym lub większym upośledzeniem słuchu ten rozwój układu oddechowego nie następuje – mówi Zbigniew Fesper, opiekun sportowy Artura Pióry, najlepszego polskiego pływaka niesłyszącego, zdobywcy dwóch medali – srebrnego i brązowego na wrześniowych Igrzyskach Głuchych w Tajpej.



Sprawa wygląda prosto. Oprócz utrudnień komunikacyjnych niesłyszący ma też słabszy organizm. W dziedzinie sportu oznacza to, że wysiłek fizyczny podejmowany przez niego musi być znacznie większy. Niesłyszący nigdy nie osiągnie wyniku na poziomie najlepszego sportowca słyszącego.
Wiedza o tych dwu aspektach niepełnosprawności osoby niesłyszącej jest dla nas podstawą do dalszych rozważań. Po pierwsze znaczące utrudnienia komunikacyjne, po drugie słabiej rozwinięte niektóre partie mięśni, które u osoby słyszącej podlegają codziennym żmudnym treningom bez udziału naszej świadomości.

Organizacja, czyli utrudnienia komunikacyjne raz jeszcze
Dotykamy tu bardzo delikatnej materii, wobec której w dotychczasowych działaniach różne resorty naszego aparatu państwowego wielkich sukcesów nie odniosły. Wydarzenia, o których nie ma potrzeby zbyt szczegółowo pisać, miały miejsce na naszych oczach. We wrześniu br. podczas Igrzysk Sportowych Niesłyszących na Tajwanie doszło do przyjęcia Polskiej Federacji Sportu Niesłyszących z siedzibą w Lublinie do Międzynarodowego Komitetu Sportowego Głuchych (ICSD), Europejskiej Organizacji Sportu Niesłyszących (EDSO) i Międzynarodowej Federacji Koszykówki Niesłyszących (DIBF) - najistotniejszych organizacji międzynarodowych. To chyba raz na zawsze kończy długi i gorszący spór z PFSN z Polskim Związkiem Sportowym Głuchych na tle najważniejszych sportowych turniejów na świecie.

Polska Federacja Sportu Niesłyszących powstała przy lubelskim klubie sportowców niesłyszących Spartan. Jej działania od niemal samego początku zmierzały w kierunku przejęcia kompetencji Polskiego Związku Sportowego Głuchych (PZSG), przede wszystkim po to, by podtrzymywać ciągłość imprez sportowych.

Federacja działała bardzo skutecznie i szybko zdobyła zaufanie władz. W odróżnieniu od skompromitowanej PZSG (znana sprzed lat historia z problemami rozliczenia dotacji i sankcjami ministerialnymi wobec związku, a także prokuratorskimi wobec członków władz związku) federacja mogła otrzymywać dotacje na organizacje zawodów w Polsce. Federacja jednak nie mogła reprezentować kraju, ponieważ dla władz międzynarodowych jedynym reprezentantem polskiego sportu niesłyszących był PZSG. Przedstawię to obrazowo: jedni mieli konserwę, drudzy otwieracz. Dalszy spór o kompetencje wydawał się bez sensu.

We wrześniu 2007 r. doszło do wydarzenia bez precedensu. PFSN i PZSG po wieloletnich ciężkich walkach zawiesiły broń. Postanowiły zawrzeć porozumienie o wspólnej organizacji zawodów krajowych i wspólnych wyjazdach zagranicznych. Federacja dostawała pieniądze od ministerstwa sportu, a PZSG sygnował zawodników na wyjazdy zagraniczne. Pierwszymi zawodami były pierwsze po dwudziestu latach (cóż za niebywała zwłoka!) Halowe Mistrzostwa Polski w Lekkiej Atletyce, które odbyły się w lutym 2008 r. na warszawskiej AWF.

Na tym sielanka się zakończyła. Po kilku podobnych turniejach i kilku wyjazdach konflikt odżył, a porozumienie zostało zerwane. Następne lekkoatletyczne mistrzostwa Polski w hali (Warszawa 2009) organizowała już tylko lubelska federacja. Działacze PZSG przypatrywali się im z górnej trybuny.

Pewnie tak zostałoby do dziś, gdyby PZSG ograniczyło się do biernej obserwacji tego, co robi PFSN. Tymczasem na tym się nie skończyło, a całej sytuacji w Polsce przyglądały się władze międzynarodowe. Pierwszym krokiem do tego, aby usankcjonować działania Polskiej Federacji Sportu Niesłyszących, było przyznanie jej organizacji młodzieżowych mistrzostw Europy w koszykówce niesłyszących. Turniej odbył się w czerwcu w Lublinie i na fali sukcesu organizacyjnego przyznano temu miastu przyszłoroczne młodzieżowe mistrzostwa świata w tej dyscyplinie. I było już wówczas wiadomo, że przyjęcie PFSN w struktury władz międzynarodowych, a co za tym idzie – wydalenie z nich PZSG - jest kwestią czasu.

- Jakie były nasze przesłanki, by poprzeć Federację? To oczywiste. Polski Związek Sportowy Głuchych nie był w stanie zrobić dla polskich sportowców niesłyszących absolutnie nic. To była droga donikąd. Wtedy pojawili się ludzie z Lublina i wzięli sprawy w swoje ręce. Ich praca uratowała polski port niesłyszących przed czekającą go katastrofą. Nie było innej drogi – komentuje sekretarz DIBF Kjell Gunna.

- Podczas głosowania w Tajpej za nami byli niemal wszyscy – mówi Stanisław Janiec, sekretarz Polskiej Federacji Sportu Niesłyszących. - Ci, którzy byli przeciwni, nie do końca rozumieli sytuację sportu niesłyszących w Polsce. Ale co do tego, że kryzys w polskim sporcie niesłyszących trwa już zbyt długo – nie miał wątpliwości nikt. Trzeba było z tym skończyć.

Tak też się stało.

Wzloty i upadki debiutanta
Organizacja sportu niepełnosprawnych w Polsce nie do końca nadąża za sportowymi wynikami. Nie inaczej rzecz się ma z niesłyszącymi. Wśród 1522 sportowców zrzeszonych w Polskiej Federacji Sportu Niesłyszących mamy troje medalistów ostatnich, 21. Letnich Igrzysk Niesłyszących w Tajpej.

Rafał Nowak wygrał bieg na 3000 m, zdobywając jedyny dla Polski złoty krążek. Miał szansę wygrać także na 1500 m, ale prowadząc na finiszu, przewrócił się dosłownie kilka metrów przed metą. Nikt nie wie, co się stało i sam zawodnik nie bardzo chce wracać pamięcią do tego wydarzenia. Dwa medale - srebrny i brązowy - zdobył kraulista Artur Pióro na dystansach 1500 m i 400 m.

Srebro zdobyła Magdalena Bachmatiuk w trójskoku. Młodziutka Polka celowała w złoto. Nie udało się, ale nic złego przecież się nie stało. Bachmatiuk będzie miała niejedną okazję poprawić wynik. Nie jest całkowicie niesłysząca, umie rozmawiać, trenuje ze sprawnymi. Jako juniorka była z nimi w kadrze narodowej i całkiem realnie myśli o występie  na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. Będzie miała wtedy tyle lat, ile miały jej poprzedniczki, które w swoich skokach ustanawiały rekordy.



Bardzo podobnie wygląda kariera sportowa Michała Kulpy. Młodziutki biegacz na ostatnich halowych MP w Warszawie na średnich dystansach pobił starych mistrzów, w tym samego Rafała Nowaka. Przed wyjazdem na Tajwan nabawił się groźnej kontuzji i pewny medal mieliśmy z głowy.

- W przygotowaniu Michała były popełnione poważne błędy - mówi Piotr Szewczuk, trener Michała Kulpy. - Być może i ja za bardzo dałem mu do wiwatu przed zgrupowaniem w Białowieży, ale kiedy tam dotarł, nabawił się silnej rwy kulszowej. Pomoc lekarska na miejscu okazała się niewystarczająca – opieka medyczna dla sportowców kadry narodowej niesłyszących daleko odbiega od ideału – dodaje.

Michał nie wyleczył całkowicie z kontuzji i w Tajpej o medal nie zawalczył.

- Sport niesłyszących w Polsce jest na poziomie "sportu podwórkowego", z nielicznymi wyjątkami. Na poziomie profesjonalnym jest tylko pływanie; znakomici trenerzy: dr Marek Jabczyk – pierwszy trener Otylii Jędrzejczak z Katowic i Sławomir Pliszka, trener Pauliny Barzyckiej z Lublina– ocenia Zbigniew Fesper.

Trudno się z nim nie zgodzić. Przypadek Michała Kulpy jest tego najlepszym przykładem. W reprezentacji, która na igrzyskach w Tajpej zajęła 28. miejsce (pomiędzy Wielką Brytanią i Bułgarią) znajdują się prawdziwe gwiazdy – sportowcy ciężko pracujący na swój sukces, często narażeni na poważne kontuzje. Nie można podczas treningów iść na żywioł, a kontuzji leczyć w zwykłych przychodniach. Nie każdy sportowiec niesłyszący ma taką łączność z kadrą narodową sprawnych, żeby mógł także korzystać z profesjonalnych ośrodków medycyny sportowej.

- Z tego co widzę, w sporcie niesłyszących w Polsce coś drgnęło. Jego organizacja w tej chwili trochę za dużo zależy od ludzi słyszących. To wcale nie jest złe, tylko trochę burzy porządek, bo najlepiej o sporcie niesłyszących wiedzą sami niesłyszący. Muszą to cały czas udowadniać, a rolą słyszących jest to respektować – mówi szwedzki działacz sportowy Kjell Gunna.

Przez wiele lat sportu niesłyszących po prostu nie było - respektować więc nie było czego. Ale teraz, kiedy już wrócił na swoje miejsce, czas zacząć go dostrzegać, a samych sportowców traktować tak samo, jak oni podchodzą do swoich treningów. W końcu medale zdobywają dla całego kraju.

Sport niesłyszących na świecie organizacyjnie jest oddzielony od sportu paraolimpijskiego. Igrzyska niesłyszących (Deaflympics, wcześniej: World Games for the Deaf, International Games for the Deaf) odbywają się co cztery lata, ale nie na tych samych obiektach, na których odbywają się igrzyska olimpijskie i nie bezpośrednio po nich - jak w przypadku igrzysk paraolimpijskich. Pierwsze Igrzyska Niesłyszących odbyły się w tym samym roku i w tym samym miejscu, co VII Igrzyska Olimpijskie Paryż 1924, na których debiutowali polscy sportowcy reprezentujący odrodzoną Rzeczpospolitą. Ostatnie - 21. Igrzyska Głuchych Tajpej 2009 - zorganizowane zostały na Tajwanie.



 

Komentarz

  • Sport
    Kacper
    22.10.2009, 22:21
    co za brednie tu wypisują połowa artykułu to czyste zmyślone kłamstwa zresztą jak zawsze

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas