Sport gorszego boga
Z danych Polskiej Federacji Sportu Niesłyszących wynika,
że w Polsce są zrzeszone 1522 osoby mające status sportowców
niesłyszących lub niedosłyszących. Oprócz seniorów są to również
juniorzy, młodzicy i dzieci, uprawiający ponad 100 dyscyplin w 29
klubach. Jest więc kim się zajmować.
Ocena obecnego stanu sportu niesłyszących w Polsce nie może nie
opierać się na ocenie opieki administracji państwowej nad całą
społecznością niesłyszących. Ta, najłagodniej rzecz ujmując, zbyt
troskliwa nie jest. Paradoksalnie wszystko rozbija się o wiedzę na
temat tej społeczności i zrozumienie jej.
- Ponad tysiąc pięciuset czynnych sportowców niesłyszących w waszym
kraju to wcale nie jest tak mało. W Szwecji liczba ta ogranicza się
do ok. 600-700 osób. Cóż, na przykład w Boliwii trudno jest
zorganizować cokolwiek. Trudno znaleźć osobę niesłyszącą, trudno
zorganizować sport na bazie klubów. Trudno szukać zrozumienia w
tamtejszych władzach sportowych – przekonuje Kjell Gunna ze
Szwecji, sekretarz generalny Światowej Federacji Koszykówki
Niesłyszących, który polskim problemom organizacyjnym w sporcie
niesłyszących przypatrywał się przez kilka ostatnich lat.
Może w porównaniu z doświadczeniami światowych władz sportowych
osób niesłyszących w najdalszych zakątkach świata w naszym kraju
nie jest tak źle? Może... Pytanie podstawowe brzmi mniej banalnie.
Czy sposób, w jaki nasze państwo traktuje sport niesłyszących,
odpowiada wszystkim potrzebom środowiska?
Jaka to niepełnosprawność, gdy ktoś nie słyszy?
To pytanie stawiane jest dość często. W przypadku paraolimpijczyków
wszystko jest w pewnym sensie jasne. Choć często dochodzi do
nadużyć przy klasyfikowaniu sportowców, to i tak wiadomo, że ktoś,
kto nie ma dwóch nóg nie może ścigać się z kimś, kto nie ma jednej.
W przypadku niesłyszących lub niedosłyszących o statusie decyduje
zwykły audiogram. Gdzie ukryta jest niepełnosprawność? Czy tylko w
sposobie komunikowania się zawodnika z innymi zawodnikami lub
otoczeniem? Problem jest o wiele bardziej skomplikowany.
Po pierwsze sam język, a raczej języki, którymi posługują się osoby
niesłyszące w Polsce – czyli cały system znaków-symboli. Nie
doczekał się on w naszym kraju odrębnej ustawy, a co za tym idzie -
cały system edukacji osoby niesłyszącej odstaje od systemu edukacji
słyszących. Szerzej omawialiśmy tę kwestię kilka miesięcy temu w
artykule Piotra Stanisławskiego. Tutaj jedynie przypomnijmy sobie
rzecz najważniejszą – tak zwany głuchoniemy zwykle nie zna
wszystkich słów z języka słyszących – nie chodzi o to, że nie
potrafi ich wymawiać, a o to, że używając zupełnie innej
jednostki językowej, nie zna ich znaczeń.
- Procedura jest następująca: kiedy idziesz do szkoły, musisz
wykreować swoją osobowość, co dla osoby niesłyszącej jest o wiele
trudniejsze, nawet w szkole dla niesłyszących. Nauczyciele jako
podstawy komunikacji muszą używać języka migowego zarówno w mowie,
jak i w piśmie. Dopiero kolejny krok to nauczanie dzieci pisania i
czytania w języku narodowym. Jeśli nauczyciel zaczyna naukę od
języka mówionego, popełnia kardynalny błąd, tragiczny w skutkach.
Jeśli ktoś nie mówi, potrzebuje tłumacza – przekonuje Kjell
Gunna.
Ten aspekt może nie przeszkadza bezpośrednio w uprawianiu sportu,
ale też z drugiej strony sportowiec niesłyszący nie powinien być
trenowany przez osobę nie znającą języka migowego. Wyjątki są
niezwykle rzadkie i raczej dotyczą osób z pewnym procentem
niedosłuchu, które przy pomocy aparatów słuchowych mogą komunikować
się ze słyszącymi i dzięki temu dobrze porozumiewają się w języku
słyszących.
- Ja mówię w miarę dobrze – opowiada Gunna, który jako sportowy
działacz we władzach światowych jest osobą niesłyszącą. – Ale żeby
dobrze rozumieć rozmówcę, potrzebuję tłumacza lub wybieram formę
pisemną. Tak samo jest z telewizją. Osoba niesłysząca powinna mieć
możliwość czytania tekstu na ekranie. Jednym słowem – do dobrego
rozwoju potrzebni są dobrzy tłumacze i dobra edukacja.
Z jednej strony mamy więc problem komunikacyjny, a z drugiej –
chodzi o fizjologię. Organizm osoby niesłyszącej – jej płuca i
mięśnie brzucha, błędnik – nigdy nie będzie działał tak, jak u
osoby w pełni sprawnej.
- To już jest sprawa fizjologii. Chodzi o rozwój ludzkich organów.
Otóż człowiek słyszący rozwija poprzez mowę cały układ oddechowy ze
wszystkimi mięśniami z tym związanymi; krzyczy, artykułuje dźwięki,
mówi, rozwija płuca itd. U człowieka rodzącego się z mniejszym lub
większym upośledzeniem słuchu ten rozwój układu oddechowego nie
następuje – mówi Zbigniew Fesper, opiekun sportowy Artura Pióry,
najlepszego polskiego pływaka niesłyszącego, zdobywcy dwóch medali
– srebrnego i brązowego na wrześniowych Igrzyskach Głuchych w
Tajpej.
Sprawa wygląda prosto. Oprócz utrudnień komunikacyjnych niesłyszący
ma też słabszy organizm. W dziedzinie sportu oznacza to, że wysiłek
fizyczny podejmowany przez niego musi być znacznie większy.
Niesłyszący nigdy nie osiągnie wyniku na poziomie najlepszego
sportowca słyszącego.
Wiedza o tych dwu aspektach niepełnosprawności osoby niesłyszącej
jest dla nas podstawą do dalszych rozważań. Po pierwsze znaczące
utrudnienia komunikacyjne, po drugie słabiej rozwinięte niektóre
partie mięśni, które u osoby słyszącej podlegają codziennym żmudnym
treningom bez udziału naszej świadomości.
Organizacja, czyli utrudnienia komunikacyjne raz
jeszcze
Dotykamy tu bardzo delikatnej materii, wobec której w
dotychczasowych działaniach różne resorty naszego aparatu
państwowego wielkich sukcesów nie odniosły. Wydarzenia, o których
nie ma potrzeby zbyt szczegółowo pisać, miały miejsce na naszych
oczach. We wrześniu br. podczas Igrzysk Sportowych Niesłyszących na
Tajwanie doszło do przyjęcia Polskiej Federacji Sportu
Niesłyszących z siedzibą w Lublinie do Międzynarodowego Komitetu
Sportowego Głuchych (ICSD), Europejskiej Organizacji Sportu
Niesłyszących (EDSO) i Międzynarodowej Federacji Koszykówki
Niesłyszących (DIBF) - najistotniejszych organizacji
międzynarodowych. To chyba raz na zawsze kończy długi i gorszący
spór z PFSN z Polskim Związkiem Sportowym Głuchych na tle
najważniejszych sportowych turniejów na świecie.
Polska Federacja Sportu Niesłyszących powstała przy lubelskim
klubie sportowców niesłyszących Spartan. Jej działania od niemal
samego początku zmierzały w kierunku przejęcia kompetencji
Polskiego Związku Sportowego Głuchych (PZSG), przede wszystkim po
to, by podtrzymywać ciągłość imprez sportowych.
Federacja działała bardzo skutecznie i szybko zdobyła zaufanie
władz. W odróżnieniu od skompromitowanej PZSG (znana sprzed lat
historia z problemami rozliczenia dotacji i sankcjami
ministerialnymi wobec związku, a także prokuratorskimi wobec
członków władz związku) federacja mogła otrzymywać dotacje na
organizacje zawodów w Polsce. Federacja jednak nie mogła
reprezentować kraju, ponieważ dla władz międzynarodowych jedynym
reprezentantem polskiego sportu niesłyszących był PZSG. Przedstawię
to obrazowo: jedni mieli konserwę, drudzy otwieracz. Dalszy spór o
kompetencje wydawał się bez sensu.
We wrześniu 2007 r. doszło do wydarzenia bez precedensu. PFSN i
PZSG po wieloletnich ciężkich walkach zawiesiły broń. Postanowiły
zawrzeć porozumienie o wspólnej organizacji zawodów krajowych i
wspólnych wyjazdach zagranicznych. Federacja dostawała pieniądze od
ministerstwa sportu, a PZSG sygnował zawodników na wyjazdy
zagraniczne. Pierwszymi zawodami były pierwsze po dwudziestu latach
(cóż za niebywała zwłoka!) Halowe Mistrzostwa Polski w Lekkiej
Atletyce, które odbyły się w lutym 2008 r. na warszawskiej
AWF.
Na tym sielanka się zakończyła. Po kilku podobnych turniejach i
kilku wyjazdach konflikt odżył, a porozumienie zostało zerwane.
Następne lekkoatletyczne mistrzostwa Polski w hali (Warszawa 2009)
organizowała już tylko lubelska federacja. Działacze PZSG
przypatrywali się im z górnej trybuny.
Pewnie tak zostałoby do dziś, gdyby PZSG ograniczyło się do biernej
obserwacji tego, co robi PFSN. Tymczasem na tym się nie skończyło,
a całej sytuacji w Polsce przyglądały się władze międzynarodowe.
Pierwszym krokiem do tego, aby usankcjonować działania Polskiej
Federacji Sportu Niesłyszących, było przyznanie jej organizacji
młodzieżowych mistrzostw Europy w koszykówce niesłyszących. Turniej
odbył się w czerwcu w Lublinie i na fali sukcesu organizacyjnego
przyznano temu miastu przyszłoroczne młodzieżowe mistrzostwa świata
w tej dyscyplinie. I było już wówczas wiadomo, że przyjęcie PFSN w
struktury władz międzynarodowych, a co za tym idzie – wydalenie z
nich PZSG - jest kwestią czasu.
- Jakie były nasze przesłanki, by poprzeć Federację? To oczywiste.
Polski Związek Sportowy Głuchych nie był w stanie zrobić dla
polskich sportowców niesłyszących absolutnie nic. To była droga
donikąd. Wtedy pojawili się ludzie z Lublina i wzięli sprawy w
swoje ręce. Ich praca uratowała polski port niesłyszących przed
czekającą go katastrofą. Nie było innej drogi – komentuje sekretarz
DIBF Kjell Gunna.
- Podczas głosowania w Tajpej za nami byli niemal wszyscy – mówi
Stanisław Janiec, sekretarz Polskiej Federacji Sportu
Niesłyszących. - Ci, którzy byli przeciwni, nie do końca rozumieli
sytuację sportu niesłyszących w Polsce. Ale co do tego, że kryzys w
polskim sporcie niesłyszących trwa już zbyt długo – nie miał
wątpliwości nikt. Trzeba było z tym skończyć.
Tak też się stało.
Wzloty i upadki debiutanta
Organizacja sportu niepełnosprawnych w Polsce nie do końca nadąża
za sportowymi wynikami. Nie inaczej rzecz się ma z niesłyszącymi.
Wśród 1522 sportowców zrzeszonych w Polskiej Federacji Sportu
Niesłyszących mamy troje medalistów ostatnich, 21. Letnich Igrzysk
Niesłyszących w Tajpej.
Rafał Nowak wygrał bieg na 3000 m, zdobywając jedyny dla Polski
złoty krążek. Miał szansę wygrać także na 1500 m, ale prowadząc na
finiszu, przewrócił się dosłownie kilka metrów przed metą. Nikt nie
wie, co się stało i sam zawodnik nie bardzo chce wracać pamięcią do
tego wydarzenia. Dwa medale - srebrny i brązowy - zdobył kraulista
Artur Pióro na dystansach 1500 m i 400 m.
Srebro zdobyła Magdalena Bachmatiuk w trójskoku. Młodziutka Polka
celowała w złoto. Nie udało się, ale nic złego przecież się nie
stało. Bachmatiuk będzie miała niejedną okazję poprawić wynik. Nie
jest całkowicie niesłysząca, umie rozmawiać, trenuje ze sprawnymi.
Jako juniorka była z nimi w kadrze narodowej i całkiem realnie
myśli o występie na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie.
Będzie miała wtedy tyle lat, ile miały jej poprzedniczki, które w
swoich skokach ustanawiały rekordy.
Bardzo podobnie wygląda kariera sportowa Michała Kulpy. Młodziutki
biegacz na ostatnich halowych MP w Warszawie na średnich dystansach
pobił starych mistrzów, w tym samego Rafała Nowaka. Przed wyjazdem
na Tajwan nabawił się groźnej kontuzji i pewny medal mieliśmy z
głowy.
- W przygotowaniu Michała były popełnione poważne błędy - mówi
Piotr Szewczuk, trener Michała Kulpy. - Być może i ja za bardzo
dałem mu do wiwatu przed zgrupowaniem w Białowieży, ale kiedy tam
dotarł, nabawił się silnej rwy kulszowej. Pomoc lekarska na miejscu
okazała się niewystarczająca – opieka medyczna dla sportowców kadry
narodowej niesłyszących daleko odbiega od ideału – dodaje.
Michał nie wyleczył całkowicie z kontuzji i w Tajpej o medal nie
zawalczył.
- Sport niesłyszących w Polsce jest na poziomie "sportu
podwórkowego", z nielicznymi wyjątkami. Na poziomie profesjonalnym
jest tylko pływanie; znakomici trenerzy: dr Marek Jabczyk –
pierwszy trener Otylii Jędrzejczak z Katowic i Sławomir Pliszka,
trener Pauliny Barzyckiej z Lublina– ocenia Zbigniew Fesper.
Trudno się z nim nie zgodzić. Przypadek Michała Kulpy jest tego
najlepszym przykładem. W reprezentacji, która na igrzyskach w
Tajpej zajęła 28. miejsce (pomiędzy Wielką Brytanią i Bułgarią)
znajdują się prawdziwe gwiazdy – sportowcy ciężko pracujący na swój
sukces, często narażeni na poważne kontuzje. Nie można podczas
treningów iść na żywioł, a kontuzji leczyć w zwykłych
przychodniach. Nie każdy sportowiec niesłyszący ma taką łączność z
kadrą narodową sprawnych, żeby mógł także korzystać z
profesjonalnych ośrodków medycyny sportowej.
- Z tego co widzę, w sporcie niesłyszących w Polsce coś drgnęło.
Jego organizacja w tej chwili trochę za dużo zależy od ludzi
słyszących. To wcale nie jest złe, tylko trochę burzy porządek, bo
najlepiej o sporcie niesłyszących wiedzą sami niesłyszący. Muszą to
cały czas udowadniać, a rolą słyszących jest to respektować – mówi
szwedzki działacz sportowy Kjell Gunna.
Przez wiele lat sportu niesłyszących po prostu nie było -
respektować więc nie było czego. Ale teraz, kiedy już wrócił na
swoje miejsce, czas zacząć go dostrzegać, a samych sportowców
traktować tak samo, jak oni podchodzą do swoich treningów. W końcu
medale zdobywają dla całego kraju.
Sport niesłyszących na świecie organizacyjnie jest oddzielony od sportu paraolimpijskiego. Igrzyska niesłyszących (Deaflympics, wcześniej: World Games for the Deaf, International Games for the Deaf) odbywają się co cztery lata, ale nie na tych samych obiektach, na których odbywają się igrzyska olimpijskie i nie bezpośrednio po nich - jak w przypadku igrzysk paraolimpijskich. Pierwsze Igrzyska Niesłyszących odbyły się w tym samym roku i w tym samym miejscu, co VII Igrzyska Olimpijskie Paryż 1924, na których debiutowali polscy sportowcy reprezentujący odrodzoną Rzeczpospolitą. Ostatnie - 21. Igrzyska Głuchych Tajpej 2009 - zorganizowane zostały na Tajwanie. |
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz