Światełko w tunelu
Aleksandra bardzo lubi swój rodzinny Czersk koło Góry Kalwarii. Choć trochę tęskni do widoku średniowiecznego zamku, malowniczych polnych dróżek, sadu jabłkowego rodziców, to wie, że dla niej, jako osoby poruszającej się na wózku, nie ma tam perspektyw.
W tym roku obroniła licencjat z socjologii w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Ponieważ wiedziała, że nie może wrócić do Czerska, stanęła przed wyborem: studiować dalej lub znaleźć pracę. Jeszcze przed egzaminem na studnia magisterskie przyszła do stołecznego Centrum Integracja. Miała trochę szczęścia, bo w tym roku Integracja, obok wielu innych programów, realizuje pilotażowy projekt "Wsparcie osób niepełnosprawnych ruchowo na rynku pracy". Współfinansowany przez Europejski Fundusz Społeczny projekt wytrąca argumenty broniące zawodowej bezczynności. Działający w jego ramach specjaliści są w stanie bezpłatnie pomóc w uporaniu się z niemal każdym problemem stojącym na drodze do zatrudnienia.
Już na wstępie doradca zawodowy zbada potrzeby zawodowe klienta, jego kompetencje, braki i zaplanuje jego ścieżkę rozwoju. Psycholog pomoże w razie potrzeby uporać się z obawami lub niesprzyjającą sytuacją w rodzinie, a prawnik opowie o aktualnych przepisach. Specjalista ds. sprzętu dopasuje do potrzeb klienta używany przez niego wózek, a rehabilitant podpowie, jak polepszyć stan zdrowia. Specjalista ds. działalności gospodarczej wytłumaczy, jak założyć firmę, o ile ktoś chce. Kolejny doradca dobierze do potrzeb klienta sprzęt komputerowy, który zostanie w ramach projektu kupiony. Możliwe jest też zapłacenie za naukę lub za książki na uczelnię. Można sfinansować konkretne szkolenie zawodowe, wyjazdowe warsztaty aktywnego poszukiwania pracy, a nawet dojazd na konsultacje ze specjalistami. Gotową do podjęcia pracy osobą zaopiekuje się doradca ds. zatrudnienia, który pomoże znaleźć pracę lub staż, gdzie klient nie będzie oczywiście sam, lecz w ramach projektu będzie miał swojego opiekuna. Wszystkie działania specjalistów mają na celu aktywizację zawodową. Mogą pomóc niemal we wszystkim, ale nie mogą wyręczyć.
- Możemy się zastanawiać, służyć wsparciem, pomocą, wspólnym poszukiwaniem rozwiązań, możemy ustawić indywidualny plan działania, ale to ta osoba będzie w swoim życiu te zmiany wdrażała – podkreśla Dorota Krawczyk, psycholog z warszawskiego Centrum Integracja.
Laptop zbawieniem
Oczywiście rzadko się zdarza, by trzeba było korzystać z usług
wszystkich specjalistów. W przypadku Aleksandry Miciałkiewicz z
Czerska należało nieco zwiększyć jej samodzielność i wesprzeć
studia magisterskie na SGGW. Dlatego ze środków projektu będzie
miała kupione książki, dzięki czemu nie będzie musiała zimą
przebijać się do biblioteki. Najprawdopodobniej otrzyma również
opony do wózka, bo stare są już niemal całkiem łyse, oraz poduszkę
przeciwodleżynową, by mogła dużo czasu spędzać w pozycji siedzącej.
Niedawno otrzymała już laptop. Akurat w jej przypadku nie było
potrzeby dodatkowego dostosowywania komputera.
- Przy doborze sprzętu brana jest pod uwagę niepełnosprawność danej osoby i użyteczność sprzętu dla niej, choćby to, czy będzie musiała posługiwać się nim również poza domem - tłumaczy Jacek Goclik, specjalista ds. komputerów z Centrum Integracja w Warszawie.
Dla Aleksandry ten przenośny komputer jest zbawieniem. Na uczelni bez takiego sprzętu nie da się już w zasadzie funkcjonować, dzięki niemu możliwe też będzie szukanie pracy. A to jest dla Aleksandry priorytet.
- Ja się sama utrzymuję - trochę z renty, trochę z pomocy PFRON, trochę ze stypendium – mówi. – Chciałabym na siebie zarabiać, w końcu mieć swoje pieniądze, być wolna od pomocy ze strony państwa.
Aleksandra stara się żyć niezależnie, w pełni wykorzystać to, z czym zostawiła ją choroba. 10 lat temu jako 15-latka przeszła zapalenie płynu rdzenia kręgowego, spowodowane wirusem opryszczki.
- To był szok, byłam zdrową osobą i nagle po prostu przestałam chodzić – wspomina. – Lekarze nie dowierzali. Jeden z młodszych lekarzy stwierdził, że symuluję, że nie mam odruchów kolanowych.
To bardzo rzadkie schorzenie spowodowało, że ma dziś niesprawne nogi. Ogromnym wysiłkiem i z dużą pomocą rodziców ukończyła szkołę średnią. Wyjechała na studia do Warszawy, mieszka w akademiku.
- Trzeba mieć silną wolę jako osoba niepełnosprawna, żeby przełamać strach, żeby iść do życia – uważa. – Rodzice kiedyś umrą, rodzeństwo założy rodziny i zostanie się samym, a z renty socjalnej na pewno nie da się utrzymać mieszkania i do tego czegoś jeść. Powinno się pracować.
Aleksandra wciela swój plan w życie. W ramach wspomnianego unijnego projektu Integracja wysłała ją w sierpniu na trzymiesięczny staż do Fundacji Pomocy Matematykom i Informatykom Niesprawnym Ruchowo. Jako asystentka zarządu wykonuje różne prace – od kserowania, odbierania telefonów, umawiania spotkań, po praktyki w księgowości i w biurze karier. Ma kontakt z przychodzącymi do fundacji osobami, zajmuje się też korespondencją.
Dlaczego jednak podjęto decyzję, że idealny będzie dla niej akurat staż? Przecież chciała znaleźć od razu "normalną" pracę.
- Staż jest bardzo ważny, żeby zdobyć doświadczenie, które później stanie się atutem przy staraniu się o etat – tłumaczy Dominika Mazela, doradca zawodowy z Centrum Integracja w Krakowie. – Bardzo dużo osób zaczyna swoją pracę od stażu lub nawet wolontariatu. Często podaję klientom za przykład siebie samą. Zaczynałam od wolontariatu i z czystym sercem mogę to polecić. Można sprawdzić siebie i pokazać się pracodawcy. Szczególnie, że wynagrodzenie płacone jest w tym przypadku stażyście ze środków projektu.
Wzorzec stażysty
Właśnie w Krakowie staż w ramach projektu odbył Marcin Więsek.
Przez trzy miesiące pełnił obowiązki referenta w Wydziale
Przyznawania Rent i Emerytur ZUS. Wyliczanie świadczeń i
opracowywanie wniosków wymagało od niego szybkiego zapoznania się z
aktualnymi przepisami i drukami, których miał używać. Mówi się, że
to jeden z cięższych wydziałów i samo szkolenie nowo przyjętej do
pracy osoby trwa zazwyczaj kilka miesięcy.
- Pan Marcin już po miesiącu samodzielnie pracował – zachwyca się Monika Kaźmierczak z ZUS, która w ramach projektu opiekowała się stażystą. – To była przyjemność sprawdzać dokumenty, które przygotowywał. Widać było, że on nie przyszedł "odklepać" tego stażu, tylko rzeczywiście mu zależało. Był moment, że dokumenty były przez niego tak przygotowywane, że nie było dosłownie żadnych poprawek. Uczyłam parę innych osób, nowo przyjętych pracowników, ale żaden z nich nie pracował tak jak on. Pan Marcin wywarł na nas niesamowite wrażenie. Tego, że jest niepełnosprawny, w ogóle nie dawało się odczuć.
Nieprzypadkowo. - Bałem się właśnie tego, żeby mnie nie traktowali, jak osoby niepełnosprawnej na zasadzie: ty sobie tu siedź, my ci wszystko podamy – mówi Marcin.
Ma mózgowe porażenie dziecięce i w związku z tym miewa trudności z chodzeniem. Nie przeszkadzało mu to jednak przemierzać pięter, by załatwiać sprawy w innych wydziałach, zanim opiekunka stażu zdążyła mu w tym pomóc. Zaskakiwał współpracowniczki, wystarczyło mu kilka dni, by rozwiać ich początkowe obawy. Był w końcu pierwszym w tym wydziale pracownikiem z niepełnosprawnością i do tego pierwszym mężczyzną. Oczarował koleżanki, z kierowniczkami włącznie. Nie miał też problemu z kontaktem z klientami ZUS, a zdarza się, że nowi pracownicy krępują się, nie wiedzą, czy będą znali odpowiedź na zadane pytanie.
- Marcin to wzorzec stażysty – uważa Monika Kaźmierczak. – Nawet nie wiem, czy jest świadomy, jak wysoko postawił poprzeczkę swojemu następcy. Na pewno jego pobyt tutaj zmienił nastawienie wielu osób, jeśli nie większości, do niepełnosprawnych pracowników. Mimo bardzo pozytywnych opinii na temat jego pracy oraz chęci obu stron ZUS nie był niestety w stanie zatrudnić Marcina na stałe.
- Byłem nawet z koleżankami w oddziale u pani dyrektor – mówi Marcin. – Powiedziała, że z chęcią mnie zatrudni, bo są jej potrzebne ręce do pracy, ale nie mają pieniędzy na nowych pracowników.
Na razie więc przy wsparciu Centrum Integracja Marcin szuka czegoś innego. Nie narzeka jednak. Przyznaje, że staż bardzo mu pomógł. Przede wszystkim przez trzy miesiące przebywał wśród ludzi.
- Ktoś może powiedzieć: fajnie ci, bo masz kasę z renty i siedzisz sobie w domu. Ale fajnie jest miesiąc, może dwa, ale później już nie – mówi. Przyznaje, że jeśli znalazłby dobrą pracę, długo by się nie zastanawiał: – Jestem w stanie zawiesić rentę i iść do pracy. Jak normalny pracownik, a nie żeby tylko dorobić do renty.
Być może największą korzyścią wynikającą ze stażu jest nawiązanie nowych kontaktów. Bardzo często w ten właśnie sposób znajduje się pracę.
- Panie, z którymi pracowałem w ZUS mają mój numer telefonu, mówiły, że jak się coś pojawi, to będę o tym wiedział pierwszy – mówi Marcin.
Nie ma niedopasowania
- Ja liczyłam tylko na Centrum Integracja, na własną rękę nie
szukałam pracy – mówi Katarzyna Malec z Gdyni. O Centrum
powiedziała jej ciocia. Wiedziała, że Katarzynie zależy na pracy
siedzącej, bo po wypadku samochodowym, który wydarzył się trzy lata
temu, chodzi, ale z trudem. W Centrum Integracja w Gdyni w ramach
unijnego projektu niemal od razu znaleziono dla niej pracę w firmie
informatycznej Penta, zajmującej się wdrażaniem systemów
zarządzania. Od 3 sierpnia jest telemarketerką, dzwoni do klientów
z ofertą, zaprasza na seminaria i szkolenia. W firmie są z niej
bardzo zadowoleni. Po miesiącu okresu próbnego podpisano z nią
umowę na rok.
- Jest sumienna, potrafi współpracować i ma bardzo dobre podejście do pracy, a to jest niezwykle ważne – mówi Stanisław Dudkowski, kierownik działu handlowego spółki. – Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej. Wiemy, że oczekiwania nie mogą być na początek zbyt wygórowane, bo człowiek musi się powoli rozwijać i trzeba dać mu na to czas. Ale pani Kasia ma ku temu predyspozycje.
Katarzyna bardzo chce pracować. Jej zdaniem praca zmienia życie na lepsze. Człowiek ma motywację, cel w życiu, zamiast chodzenia po domu z kąta w kąt i bicia się z myślami. Katarzyna, mimo młodego wieku, dobrze wie, co mówi.
- Przed wypadkiem byłam bardzo aktywna – opowiada. – Po wypadku wszystko się bardzo zmieniło. Przytyłam, zaniedbałam się, siedziałam w domu. Po rozmowach z psychologiem postanowiłam wziąć się za siebie, podjąć jakąś pracę, coś zrobić, a nie tylko siedzieć w domu i zarastać.
Sama znalazła posadę recepcjonistki w salonie kosmetycznym. Wytrwała półtora miesiąca. Atmosfera była tam taka, że ludzie wytrzymywali niewiele dłużej. Katarzyna wie dziś więc doskonale, że samo znalezienie pracy to nie wszystko. Wiedzą o tym także w Centrum Integracja, dlatego nie wysyłają nigdy do przypadkowych miejsc pracy.
- Zawsze, gdy do firmy posyłamy kandydata do pracy, podchodzimy do niego indywidualnie – mówi Michał Urban, doradca ds. zatrudnienia z Centrum Integracja w Gdyni, który w projekcie spaja pracodawców i klientów. – Nawet jeśli wysyłamy do firmy czterech kandydatów, to o każdym z nich rozmawiamy wcześniej z pracodawcą. Nie możemy sobie pozwolić na niedopasowanie.
Michał Urban podkreśla, że podstawą znalezienia pracy jest współpraca ze strony klienta. Dzięki temu jako doradca ds. zatrudnienia może też później monitorować poczynania swych podopiecznych i w razie czego interweniować. Z firmą Penta Centrum Integracja współpracuje jednak już od dłuższego czasu, jest więc pewność, że wysłani tam pracownicy nie będą narzekać. Szczególnie, że osoby z niepełnosprawnością stanowią ok. 30 proc. wszystkich zatrudnionych w firmie, która nie jest zakładem pracy chronionej. W razie czego Katarzyna jest też w stałym kontakcie z działającymi w ramach projektu panią psycholog, z którą rozmawia, gdy tego potrzebuje, i prawnikiem, który wyjaśniała m.in. kwestie związane z zasiłkami czy urlopem.
Stanisław Dudkowski z Penty ceni sobie współpracę z Centrum Integracja. - My przekazaliśmy Integracji nasze zapotrzebowanie, na które podesłała szereg kandydatur – mówi. – Do tego Integracja może nam przygotować pracownika, pomóc w jego wyszkoleniu. Ułatwia kontakt z kandydatami do pracy, jest takim łącznikiem ze środowiskiem osób niepełnosprawnych.
Katarzyna jest bardzo zadowolona z etatu telemarketerki. Choć może zarobki nie są na razie wysokie, w firmie jest możliwość awansu. Jej bezpośrednim przełożonym jest kolega z dysfunkcją wzroku, który jeszcze niedawno zajmował jej stanowisko. Katarzyna docenia też fakt, że może do pracy dojechać jednym autobusem, a przede wszystkim chwali świetny klimat w biurze.
- Każdy mówi sobie po imieniu, nie ma bariery, wszyscy są tacy przyjaźni – opowiada. – Ostatnio miałam urodziny i taka miła atmosfera się zrobiła, bo dostałam od firmy prezent. Zaśpiewali mi sto lat. Było super. Jestem z tej pracy bardzo zadowolona. Myślę, że uśmiechnęło się do mnie szczęście.
Drugie piętro bez windy
Poszczęściło się też Mariuszowi Rutkowskiemu z Żar. Na wiosnę tego
roku przyszedł do Centrum Integracja w Zielonej Górze, ale nawet
nie po pracę. Dał się jednak namówić doradczyni zawodowej na udział
w 5-dniowych, wyjazdowych warsztatach aktywnego poszukiwania pracy.
Zdecydował się na nie mimo, iż kolidowały mu z meczem. Mariusz jest
jednym z najwierniejszych kibiców grającej w III lidze w grupie
dolnośląsko-lubuskiej drużyny piłkarskiej Promień Żary. Od 2,5 roku
nie opuścił żadnego meczu, jest nawet na spotkaniach wyjazdowych,
wzbudzając małą sensację, gdy siedzi w wyglądającym jak klatka
wydzielonym sektorze dla przyjezdnych kibiców.
Dziś nie żałuje straconego meczu. Przyznaje, że warsztaty
kompletnie go odmieniły.
- Tam przekonałem się do tego, żeby podjąć pracę, żeby w ogóle
wyjść do ludzi – mówi. – Na tych warsztatach mówią takie oczywiste
rzeczy, które skądś się już wie, tylko po prostu trzeba je sobie
uzmysłowić. Choćby jak się zachowywać, jak gestykulować na
spotkaniach z pracodawcami. Każdy coś takiego robi, ale nie ma
świadomości, że jest np. jakaś mowa gestów. Na warsztatach nie ma
nic nowego, jednak dzięki nim można sobie pewne rzeczy w głowie
poukładać.
Mariusz uwierzył, że można zmienić sytuację, która wydaje się bez wyjścia. W przenośni, ale też i dosłownie. Mieszka na drugim piętrze starej kamienicy bez windy. Nie jest w stanie samodzielnie się wydostać. Porusza się na wózku, osiem lat temu spadł z wysokości. - Łaziłem gdzie nie trzeba – podsumowuje.
Przed wypadkiem nikt nie chciał Mariusza zatrudnić legalnie, pracował więc na czarno. Efekt jest taki, że nie ma dziś prawa do renty, bo nie miał płaconych składek. Od wypadku nie pracował. Nie ukrywa, że także względy finansowe spowodowały, że chce znaleźć zatrudnienie. Musi to być jednak praca w domu, najlepiej przez internet. Nie miałby kto go znosić i wnosić codziennie przez pięć dni w tygodniu. Widać to było przy pierwszej pracy, jaką podjął w ramach projektu. OBOP szukał chętnych, którzy na własnej skórze sprawdziliby dostępność banków dla osób z niepełnosprawnością ruchową. Mariusz wywiązał się z zadania znakomicie, upewniając się przy okazji, że potrafi załatwiać sprawy sam, bez opiekuna. Łatwo jednak nie było.
- Poprosiłem kolegów raz, poprosiłem drugi raz i trzeci, żeby pomogli mi wyjść z domu – mówi. – Widziałem po nich, że za trzecim razem nie są już zbyt chętni. Nic nie mówili, ale gdybym miał codziennie wychodzić do pracy, nie dałbym rady.
Prawdopodobnie nie będzie takiej potrzeby. W ramach realizowanego przez Integrację unijnego projektu wszystko jest na jak najlepszej drodze, by Mariusz zaczął pracować jako internetowy sprzedawca. - To było załatwione przez Integrację i dzięki temu projektowi – mówi. – Już dawno mogłem przez komputer czegoś szukać, ale nie miałem chęci, motywacji. Integracja dała mi impuls.
Nie może się doczekać, kiedy zacznie pracować. - Widać już światełko w tunelu – mówi z nadzieją.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz