Błękit nieba i lazur morza
Choć każdy dzień oddala nas od chwil spędzonych w Chorwacji – jakby na przekór upływającemu czasowi coraz częściej powraca w pamięci obraz wysp i wysepek rozsianych na lazurowym morzu pod błękitem nieba.
A na wyspach – weneckie miasteczka… Na zboczach gór serpentyny dróg wijących się wzdłuż wybrzeża, u podnóży gór – bajkowe jaskinie… I choć barier bez liku – warto odwiedzić Dalmację.
Gwarnie, barwnie i upalnie
Coraz częściej słyszałem, że ktoś jedzie do Chorwacji po raz
trzeci, piąty itd. Cóż takiego jest w tej krainie, że urzeka wielu
rodaków? – myślałem. Wszystko stało się jasne, gdy nasza droga
przecięła ostatnie pasmo gór i wjechaliśmy do Dalmacji. Przed nami
pojawiło się kręte, górskie wybrzeże, aż po horyzont usiane wyspami
i wysepkami, zanurzonymi w lazurze Adriatyku. Wyjątkowe w Chorwacji
są m.in. niezwykle bujna przyroda i przepiękne krajobrazy.
Nie da się opowiedzieć…
Setki wysp i wysepek – naliczono ich wzdłuż chorwackiego brzegu
ponad tysiąc – od Krki przez Hvar po Korczulę, których nie sposób
odróżnić od kolejnych półwyspów głęboko wysuniętych w morze.
Miasteczka na wyspach, połączone z lądem mostkami, urokliwe i
bajkowe, na długo pozostają w pamięci. Najsłynniejszym jest
Dubrownik – dowód dawnej świetności regionu z czasów potęgi i
panowania na tych morzach Wenecji. Piękniejszy, choć mniej znany
Trogir – położony jest około 20 km na północ od Splitu. A także
Primosten, który można obejść wzdłuż brzegu w 30 minut czy "nasza"
Rogoznica – gdzie się zatrzymaliśmy i skąd do morza mieliśmy
niecałe 100 m.
Urzekają pasma gór, które w kilku szeregach malowniczo ciągną się wzdłuż wybrzeża całej Dalmacji. Czyste, ciepłe i stosunkowo mało słone morze wymarzone jest dla fanów kąpieli, nurkowania czy żeglowania. Zachwycają pogodni i otwarci ludzie – autentycznie przyjaźni, po słowiańsku, a nie z "biznesowego" obowiązku.
Nie dziwi zatem, że tak wielu turystów szuka tu wytchnienia od zgiełku wielkich miast. Wśród Niemców (prawie 2 mln rocznie!), Włochów i Czechów coraz częściej odpoczywają tu Polacy. Mieszanina języków, składających się na przedziwną "odmianę" angielskiego – słyszana zwłaszcza na targowiskach przy kupowaniu owoców, oliwy czy rakii – dodaje temu miejscu specjalnego kolorytu.
Sławomir Piechota w Jaskini Postojna. Fot.: arch.
autora
Bariery stare i nowe
Bariery naturalne i oczywiste są nie do ominięcia. Taką jest skwar,
który przez lato towarzyszy tu bezchmurnemu niebu. Nie odpuszcza
nawet nocą – około północy termometry wskazują niewiele poniżej 30
st. C. Przed skwarem można uciec jedynie do morza. I trzeba umieć z
tym żyć.
Poza tym – pamiętać o skrupulatnie przestrzeganej w tradycji mieszkańców (wręcz świętej!) sjeście. W porze zamykania sklepów i restauracji (między godz. 12 a 17) najlepiej wziąć prysznic, wypić szklaneczkę zimnej wody (niektórzy mieszają ją z białym winem) i skryć się w chłodzie za zamkniętymi okiennicami. Najlepiej jednak odpłynąć w błogą drzemkę albo spędzić te 2-3 najbardziej upalne godziny w spokoju i bezruchu, wsłuchując się w szaleńcze koncerty cykad.
Istnieją też bariery historyczne – jak okolica starego mostu w Mostarze (już w Hercegowinie). Stare, wąskie uliczki wybrukowane zostały przed wiekami najprawdziwszymi "kocimi łbami", czyli starannie dobranymi, okrągłymi kamieniami. Trzeba to przyjąć z pokorą, bo choć wózkiem w zasadzie nie sposób po nich jechać (chyba że ze sprawną i mocną asystą…), jednak położono je przed wiekami i w takiej formie należy zachować dla przyszłych pokoleń. Podobnie sam sławny kamienny most na Neretwie, z charakterystycznymi kamiennymi szczeblami.
Na zdjęciu: Pałac Dioklecjana w Splicie. Fot.: Sławomir
Piechota
Całkiem swobodnie można poruszać się po starówce w Splicie, zwłaszcza po sławnym pałacu Dioklecjana (rzymskiego cesarza z V w., który zapisał się w historii m.in. prześladowaniem chrześcijan). Podobnie w Trogirze, zawdzięczającym wiele ze swego piękna kunsztowi, fantazji i pieniądzom bogatej Wenecji, a według mnie dostojniejszym i ciekawszym od legendarnego – w dużym stopniu dzięki heroicznej obronie w czasie wojny na początku lat 90. XX w. – Dubrownika.
Szczery zachwyt wzbudza jaskinia (a w zasadzie zespół jaskiń) Postojna – niedaleko Lubljany w Słowenii. Z odkrytych około 20 km podziemnych korytarzy, dla zwiedzających udostępniono ponad 5 km. Całość w zasadzie jest osiągalna dla osoby na wózku – choć stanowczo odradzałbym wyruszenie na tę trasę bez doświadczonej i mocnej asysty. Początkowy odcinek ok. 2 km pokonuje się, jadąc w głąb jaskini elektryczną kolejką. Następnie jest około 1 km trasy pieszej – po ścieżce ostro pnącej się w górę albo równie gwałtownie opadającej, pokrytej szorstkim betonem. Widoki – znów: nie do opisania – wprost zapierają dech w piersiach…!
Niestety – i o zgrozo! – nie te historyczne i nie te naturalne bariery stanowią największą przeszkodę. Najgorsze, że właśnie teraz i to często za duże pieniądze powstaje mnóstwo zupełnie nowych (!) barier. Dużo się bowiem w Chorwacji buduje i remontuje. I niestety – bez wyobraźni. Wiele jest nowych, pięknych kamiennych schodów i progów, mimo że zamiast nich można by zbudować podjazd wygodny także dla matek z dziećmi w wózkach i osób starszych. Wąskie są drzwi do toalet – także tam, gdzie miejsca jest dość na szerokie przejścia. Widać wyraźnie, że sedno problemu tkwi nie w warunkach technicznych, braku odpowiedniej technologii ani braku pieniędzy. W głowach i sercach nie dostrzega się, jak te nowe i kosztowne bariery są uciążliwe i niebezpieczne.
Na zdjęciu: Schody w Mostarze. Fot.: Sławomir Piechota
Na szczęście widać też jaskółki zapowiadające zmiany – miejsca parkingowe są wydzielone i pilnowane (w Splicie – kilkadziesiąt wokół starówki, gorzej w Dubrowniku – zaledwie kilka i to trudnych do odnalezienia w gąszczu wąskich i zakorkowanych uliczek). Jeśli trochę się poszuka, to odnajdzie się także dostępne, choć niedostosowane toalety (na niektórych stacjach benzynowych i w restauracjach).
Droga ważniejsza niż cel
W upalny wieczór wracaliśmy z całodniowej wyprawy do Dubrownika. Po
kolejnym szeregu zakrętów biegnącej wśród nadbrzeżnych wzgórz
serpentyny magistrali adriatyckiej – wjechaliśmy w ogrody w delcie
Neretwy. A tam, na przydrożnych straganach, gigantyczne arbuzy,
ogromne i soczyste śliwki, ciężkie kiście dojrzałych winogron.
Potem już w ciemnościach nocy, która na południu zapada bardzo
szybko, podróż przypominała przesuwanie koralika nanizanego na
poskręcaną wstęgę drogi: przed nami ciągnął się nieskończony sznur
czerwonych światełek, za nami białych... A w dole migotały
rozświetlone zatoki i wysepki.
Na zdjęciu: miasteczko Trogir. Fot.: Sławomir Piechota
Jechaliśmy w milczeniu, zapatrzeni i zadziwieni. A kiedy dotarliśmy przed dom i ucichł warkot silnika, jeszcze przez parę chwil tkwiliśmy w niemym bezruchu, jakby w zakłopotaniu i żalu, że ta podróż już minęła...
Komentarze
-
a ta podróż to owoc wieloletniego odkładania czy sponsor czy...no właśnie ....jak?
22.03.2015, 14:04?odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz