Cała naprzód na Lordzie Nelsonie
Na małej łódce przy Wyspach Kanaryjskich amputowano mu rękę. Kilka lat wcześniej stracił wzrok w prawym oku. Lord Horatio Nelson nie zasłaniał jednak oka opaską, to XIX-wieczni artyści domalowali mu ją na twarzy, co stało się później jego znakiem rozpoznawczym.
Dziś opaska brytyjskiego bohatera to gadżet, z którego zakupu pieniądze przekazywane są na brytyjską fundację JST - Jubilee Sailing Trust*. Dzięki JST osoby z niepełnosprawnością mogą zwiedzać świat na pokładzie specjalnie przystosowanych do nich żaglowców - Lorda Nelsona i Tenaciousa.
Na zdjęciu: Lord Nelson w porcie w Gdyni. Fot.: Anna
Godziuk
Pierwsze spotkanie na Lordzie Nelsonie odbywa się pod pokładem. Kapitan staje po środku, zbiera się przy nim stała załoga i wszyscy się przedstawiają. Jeśli ktoś słabo słyszy, dostaje bezprzewodową pętlę indukcyjną i zakłada ją sobie na szyję. Kapitan mówi do mikrofonu. Nie używa się tu języka migowego, mimo to nawet osoby całkowicie głuche są tu tak samo potrzebne jak kapitan, mechanik pokładowy, pielęgniarka czy kucharz. Stała załoga składa się z osób pełnosprawnych, mających doświadczenie w żeglowaniu. Resztę stanowią osoby z niepełnosprawnością i ich tzw. buddies, czyli asystenci.
Na zdjęciu: Urządzenie wspomagające słyszenie,
w pomieszczeniu, w którym odbywa się pierwsze spotkanie. Fot.: Anna
Godziuk
- Gdy coś robimy, np. dobieramy liny, brasujemy reję, wszyscy są zaangażowani, bez względu na to czy ktoś jest na wózku, nie widzi czy nie słyszy – mówi Marcin Dobrowolski, bosman i trzeci oficer na Lordzie Nelsonie. - Zawsze najpierw wyjaśniamy, co będziemy robić i przydzielamy stanowiska. Wystarczy parę osób, które już żeglowały i jeżeli one wiedzą, co jest grane, pociągną za sobą resztę grupy.
Po zaliczeniu szkolenia prowadzonego przez mechanika pokładowego i pielęgniarkę można już oddać się żeglowaniu. Sprzyjają temu nie tylko pomyślne wiatry, ważne są również różnego rodzaju udogodnienia.
Gadający kompas: Five, two, three, five,
six…
To prawdziwa perełka Lorda Nelsona. Osoba niewidoma może prowadzić
żaglowiec! I ufa jej cała załoga. W tym roku Lord dopłynął m.in. do
Delfzijl, Rostocku, Gdyni, Kłajpedy, Turku i Petersburga.
Urządzenie nie jest skomplikowane: żyrokompas, napędzany motorkiem
elektrycznym, pokazuje kierunek. To, co jest wyświetlane na tarczy,
czyli kurs statku, jest powtarzane przez głośnik. Urządzenie
odczytuje kurs z kompasu i dyktuje.
Obok stoi fotel. Przesiadają się na niego osoby na wózkach, które chcą sterować. Jest tu też gniazdko, do którego można podłączyć dżojstik. Ktoś, kto nie może obracać kołem lub jest to dla niego niewygodne, steruje statkiem przy pomocy dżojstika.
Na zdjęciu: Bosman Marcin Dobrowolski na fotelu przy sterze.
Fot.: Anna Godziuk
Transit seats
Gdy osoba na wózku przyjeżdża na statek, dostaje tzw. transit seat,
czyli siedzisko z czterema uchwytami. Do wózka jest dopinana
dodatkowa lina używana do ewakuacji w sytuacjach, gdy winda nie
działa, np. gdy nie ma prądu. Osoba siada na transit seat, zaczepia
się do niej "pajączek". Gdy statek zatrzymuje się na
kotwicy i żeglarze płyną pontonem na wyspę, nikt nie zostaje na
pokładzie. Wózek podciąga się do góry i stawia w pontonie, po czym
przy pomocy siodełka przenosi się osobę.
Anna żegluje z JST od trzynastu lat. - Przepłynęłam już trochę. Najmilej wspominam Tall Ships' Races (zawody żeglarskie) przez Atlantyk z Bermudów do Nowego Jorku. W mieście przepłynęliśmy pod ogromnym mostem, z pokładu podziwialiśmy Statuę Wolności i Manhattan. Wszystko wyglądało jak na obrazku, a my widzieliśmy to z bliska.
Na zdjęciu: Anna. Fot.: Anna Godziuk
Żeglarka wspomina też wyprawę do Sztokholmu w sierpniu 2007 roku. - Płynęliśmy przez cały archipelag, między wyspami. Bardzo wczesnym rankiem, gdy wschodziło słońce, czułam się jak we śnie.
Na wózku spędziła ponad połowę życia. Jest sparaliżowana od pasa w dół. Jeszcze przed wypadkiem samochodowym długo szukała czegoś, co by ją naprawdę cieszyło. Zachwyciła się żaglami. – Ludzie tacy jak ja grają w koszykówkę, ścigają się na wózkach, ale mnie to nie interesuje. To, co kocham, to żeglowanie. Robiłam to już jako dziecko, gdy byłam sprawna. Po wypadku myślałam, że już nigdy nie popłynę. Wydawało mi się to niemożliwe. Ale jednak mogę! Lord Nelson to mój drugi dom.
W swoim "lądowym" życiu Anna jest prawnikiem. Mieszka w Oksfordzie. Nie założyła rodziny. – Żegluję, ile dusza zapragnie. Nie można pływać z dziećmi. Członkowie załogi muszą mieć co najmniej 16 lat. Ale nie mogę się doczekać, kiedy dzieci mojego rodzeństwa dorosną i będę mogła je zabrać pod żagle.
Na zdjęciu: Podświetlane schody. Fot.: Anna Godziuk
Systemy świetlne i kontrasty
Dla tych, którzy nie słyszą sygnałów dźwiękowych, jest
stroboskopowe światło pomarańczowe. Jeśli światło główne zgaśnie,
pozostają podświetlone drogi ewakuacyjne. Ramy schodów są żółte,
reszta jest ciemna – dzięki temu kontrastowi łatwiej jest poruszać
się osobom niedowidzącym. Czerwone relingi mają usprawnić
komunikację zwłaszcza w głównych ciągach.
Zabezpieczenia dla wózków
Nie ma mowy o suwaniu się wózka po żaglowcu. Na całym pokładzie i
we wszystkich pomieszczeniach rozmieszczone są specjalne, metalowe
uchwyty, do których można wpiąć koła wózka. Robi się tak, gdy
pogoda nie sprzyja spokojnemu żeglowaniu. Na pokładzie są też
oczywiście windy.
Liny
Gdy spojrzymy w górę, w głowie kręci się od widoku niezliczonych,
białych lin. Ktoś musi się po nich wspinać. Czy to tylko dla
wybrańców? - Wszyscy robią wszystko. Wózki wjeżdżają do góry na
pierwszą platformę – mówi bosman. - Osobom, które nie mogą
samodzielnie wspinać się po wantach, dowiązywana jest lina do
szelek. Jednym z moich zadań na pokładzie jest wchodzenie z tymi
ludźmi do góry. Lina ciągnięta jest na dole przez grupę osób.
Jeżeli coś by się stało, to w ostateczności ten kto jest na górze,
zawiśnie na tej linie.
Na zdjęciu: Żeglarze na Lordzie Nelsonie. Fot.: Anna
Godziuk
Jack ma 19 lat. Urodził się z hipoplazją kości udowej
(PFFD). Pięć lat temu amputowano mu nogę. Od tamtej pory
porusza się przy pomocy protezy. Życie po operacji przeraziło go.
Gdy miał 17 lat, zaczepił się na Tenaciousie i popłynął z
Southampton do Cardiff. - Tyle się wtedy nauczyłem! Współpracy z
innymi ludźmi, ostrożności i opanowania – mówi Jack. - Wspinanie
się po linach było moim wielkim sukcesem. Gdy zrobiłem to po raz
pierwszy, byłem bardzo dumny. Spotkałem wspaniałych ludzi i w
czasie naszej wspólnej pracy na pokładzie poznałem ich bardzo
dobrze, co wydaje się niemożliwe, bo płynęliśmy razem tylko
tydzień.
Zanim Jack dołączył do załogi, miał problemy ze wszystkim - z wsiadaniem do samochodu, lataniem samolotem, nawet z wybraniem się do kina. Żeglowanie odmieniło go. Prowadzi auto, częściej spotyka się ze znajomymi. Chce przezwyciężać bariery, które codziennie napotyka.
- Poprawiła się też moja komunikacja z innymi. Jestem otwarty, nie tłumię w sobie emocji, a to dlatego, że rozmawiałem z tak różnymi ludźmi. Wcześniej spędzałem czas tylko z moimi rówieśnikami. Nie przypuszczałem nawet, że przebywanie z osobami w różnym wieku tak mnie zmieni. Chcę już zawszę pływać - mówi Jack.
Kajuty
Buddy (opiekun) zajmuje górną koję, a osoba z niepełnosprawnością –
dolną. Jest tam bardzo mało miejsca. Jedno małe okienko nad górną
koją i szafeczka. Znaki w pomieszczeniach opisane są brajlem. Przy
ścianach znajdują się drewniane poręcze dla żeglarzy na
wózkach.
Na zdjęciu: Kajuta. Fot.: Anna Godziuk
Łazienki
Są tu przesuwane drzwi, rozkładane siedzisko pod prysznicem,
toaleta z funkcją bidetu, umywalka na siłownikach hydraulicznych
poruszająca się w górę i w dół – można ją dostosować do wysokości
osoby na wózku. Pod sufitem zamontowano szynę, do której można
zaczepić talię ewakuacyjną, czyli linę z blokami, i przesadzić
kogoś z wózka na fotel pod prysznicem.
- Jeśli ktoś niepełnosprawny z Polski chciałby żeglować z nami –
może to zrobić. Trzeba zarezerwować miejsce w naszym angielskim
biurze, korzystając ze strony http://www.jst.org.uk/. Warto też
znać angielski. Obcokrajowcy są na pokładzie mile widziani.
Pływałam już z ludźmi z Niemiec, Cypru, Chorwacji, Bermudów, nie
tylko z ludźmi na wózkach; byli też niewidomi i osoby z różnymi
innymi niepełnosprawnościami – mówi Anna. Żeglowanie z JST kosztuje
od 99 do 1300 funtów, w zależności od długości rejsu.
Pływanie na Lordzie Nelsonie i Tenaciousie, przez JST określane jako sail training, to przede wszystkim praca w grupie. - To umiejętność rezygnacji ze swoich przyzwyczajeń na rzecz kogoś innego - bo się razem mieszka, bo trzeba przygotować wspólnie posiłek, posprzątać, trzeba sobie wzajemnie ten posiłek podać, pomóc kucharzowi, który ma ugotować dla 50 osób, postawić razem żagle – mówi bosman Lorda Nelsona. – Dzięki żeglarstwu ludzie nabierają większej pewności siebie.
Historia statku Christopher Rudd, nauczyciel i żeglarz, miał marzenie: chciał, aby wszyscy jego uczniowie, wśród których było wielu z niepełnosprawnością, mogli doświadczyć żeglarskiej przygody. W 1978 r. założył fundację Jubilee Sailing Trust. Po konsultacjach ze specjalistą od rehabilitacji Rudd dostosowywał barkę Marques, dwumasztowy statek Royalist i brygantynę Soren Larsen. Podróże na nich były udane, jednak, aby spełniły się marzenia nauczyciela o integracji pod żaglami, dostosowanie statku musiało się zacząć już na desce kreślarskiej. W 1986 r. z Southampton wyruszył w swoją pierwszą podróż Lord Nelson – pierwszy na świecie żaglowiec zaprojektowany dla osób z niepełnosprawnością. Autorem projektu był Colin Mudie. Dużo pieniędzy na budowę przekazał JST milioner Jack Hayward. Chrzestnymi żaglowca zostali książę Andrzej i jego żona, księżna Sarah. Wodowanie odbyło się w czasie obchodów 181. rocznicy bitwy pod Trafalgarem, gdzie Horatio Nelson odniósł zwycięstwo nad flotą francusko-hiszpańską. Drugi żaglowiec JST, Tenacious, wypłynął po raz pierwszy w 2000 r., również z Southampton. |
Wirtualna
wycieczka po żaglowcu
*JST utrzymuje się głównie z przekazywanych podatków i zbiórek pieniężnych podczas różnego rodzaju imprez, np. sportowych.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz