Piotr Dukaczewski
Po mistrzowsku
"Sport to dla mnie coś więcej niż tylko życiowa pasja. To sposób na życie. Wierzę, że w zdrowym ciele - zdrowy duch."
W wieku 21 lat zdobył tytuł mistrza międzynarodowego. Trzykrotnie był wicemistrzem świata w szachach dla niewidomych i słabowidzących. Jest także wielokrotnym mistrzem Polski. - To moja życiowa miłość - mówi o szachach Piotr Dukaczewski.
Bez wzroku
Miał 9 lat i nie w pełni zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Domyślał się, że coś złego. - Zawsze siedziałem w ostatniej ławce, a później przesadzono mnie do drugiej. Zaczęły się problemy z czytaniem, później z pisaniem - mogłem pisać tylko flamastrem - wspomina. Był prowadzany od lekarza do lekarza. Niemalże z dnia na dzień widział gorzej. Dopiero gdy miał 15 lat, lekarze odkryli, że to zwyrodnienie siatkówki na tle toksoplazmozy. Mówili o 95-procentowej utracie wzroku. Przeszedł kurację zaleczającą, która powstrzymała postęp choroby. - Gdyby nie to, pewnie teraz zupełnie nic bym nie widział - mówi. Widzi kontury i ostre kontrasty. To bardzo pomaga w codziennym funkcjonowaniu.
Szkoła
- Zawsze trafiałem na fajną klasę - wspomina. - Miałem kolegów, wśród których dobrze się czułem i mogłem liczyć na ich wsparcie. Sam też pomagał. Był dobry w przedmiotach ścisłych, więc udzielał korepetycji. Nauczyciele szybko zaakceptowali, że nie czyta czarnodruku. Na pewno pomogło to, że mimo choroby uzyskiwał świetne wyniki w nauce i sporcie. - Niektórzy z nich wbijali mnie wręcz w dumę - wspomina. - Nie widzi, a jest świetny z matmy, dobry z polskiego i jeszcze zdobywa medale. Do szkoły średniej też chodził z pełnosprawnymi kolegami. Szybko przekonał nauczycieli, że sobie poradzi. Znów należał do ścisłej czołówki, jeśli chodzi o wyniki w nauce. Podobnie było na studiach.
- Im później, tym było łatwiej - opowiada. - Okres kilkuletniej adaptacji miałem już za sobą i byłem świadomy wszystkich ograniczeń. Ponieważ nie widziałem, naturalną formą stało się dla mnie słuchanie i zapamiętywanie.
Rodzice
Oni najbardziej pomagali w trudnych chwilach. Piotr jest szczególnie wdzięczny mamie. - To zawsze była pierwsza osoba, na którą mogłem liczyć - podkreśla. - Nauczyła mnie, że problemy są po to, by je rozwiązywać, a trudności - by je zwalczać. Nie wątpiła w syna. Wiedziała, że da sobie radę. Ojciec zapalił Piotra do sportu. Nauczył go pływać, żeglować, jeździć na nartach, grać w szachy. Piotr dość szybko zaczął tatę ogrywać. Traktował szachy bardzo poważnie, czytał specjalistyczne książki. Miał 12 lat, gdy zapisał się do klubu szachowego. - Był to klub wojskowy, Legion Warszawa, mieszczący się w Wojskowym Domu Kultury - wspomina. - Dostałem specjalną przepustkę, co dla mnie było wielkim wyróżnieniem.
Sport
Piotr miał zaledwie 18 lat, gdy pierwszy raz wziął udział w Mistrzostwach Polski w Szachach dla Niewidomych. Zdobył główną nagrodę. - Wyobrażam sobie, jak zaskoczeni musieli być zawodnicy - wspomina. - Przyjechał młodziak i nagle ograł wszystkich starych wyjadaczy. Później, jako mistrz Polski, reprezentował kraj na arenie międzynarodowej. Wcześniej Piotr grał tylko z pełnosprawnymi. Nie czuł się niepełnosprawnym chłopcem. Mimo postępującego zaniku wzroku doskonale radził sobie w środowisku osób sprawnych.
- Nie dałem się złamać chorobie - stwierdza. Miłość do sportu nigdy już nie zgasła. Piotr jeździ na nartach, uprawia windsurfing i tańczy. Sport to dla niego coś więcej niż tylko życiowa pasja. To sposób na życie. Wierzy, że w zdrowym ciele - zdrowy duch. Uprawiane przez niego dyscypliny sportowe wymagają kondycji i wiążą się ze ścisłą współpracą z drugim człowiekiem. Na nartach jeździ za przewodnikiem, a w surfowaniu pomaga mu swoisty "język wodny". - Zawsze jest w zasięgu gwizdka ktoś na łodzi lub kajaku - tłumaczy. - Dwa krótkie oznaczają "zawróć", jeden długi - "rzuć żagiel".
Prezes
Przez lata należał do Stowarzyszenia Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzacych "Cross". W 1999 roku, przed wyborami, znajomi namówili go, aby kandydował na prezesa. - Jesteś wykształcony, bywasz w świecie, znasz języki, masz kontakty, będziesz świetny - mówili. Piotr przyznaje, że był niechętny. Pracował jako dziennikarz tygodnika "The Warsaw Voice" i lubił tę pracę. Nie wiedział, czy odnajdzie się w działalności społecznej. Wybory wygrał. Po czterech latach jego kadencja została przedłużona. Stowarzyszenie bardzo się rozwinęło. Znacznie wzrosła liczba członków, otworzono nowe kluby, rozwinięto współpracę z innymi stowarzyszeniami - polskimi i zagranicznymi, wzrosły obroty finansowe organizacji. Piotr szczególnie dumny jest z tego, że pojawiły się nowe dyscypliny: kajakarstwo, taniec sportowy i kolarstwo tandemowe.
- Wychowaliśmy paraolimpijczyków - podkreśla. - Zdobywamy medale na mistrzostwach świata w szachach i kolarstwie tandemowym.
Pasje
Piotr ma naturę pasjonata. Gdy coś mu przypadnie do gustu, oddaje się temu bez reszty. Tak było z szachami. Tak jest także z językami. Biegle posługuje się angielskim, rosyjskim i hiszpańskim. Gdyby mógł dziś wybierać kierunek studiów, studiowałby nie resocjalizację, ale anglistykę. Nauczyłby się jeszcze francuskiego, bo kocha ten język.
Jego pasją są także książki i muzyka, jako sposoby na gorsze dni. - Książki połykam pasjami - podkreśla. - Czytam codziennie przed snem. To już taka mała tradycja. Bez książki trudno mi zasnąć. Gdy jakiś autor przypadnie mu do gustu, zna każdą jego powieść. Tak było na przykład z literaturą Johna Fowlesa. Wspomina, jak Mag, Kochanica Francuza i Kolekcjoner poruszały jego wyobraźnię. Napisał nawet list do pisarza. - To był jedyny autor, do którego napisałem list - opowiada. - Nie znałem jego adresu, wiedziałem tylko, że mieszka w Anglii, w hrabstwie Dorset. To więc napisałem na kopercie: "John Fowles, Dorset, Anglia". I doszło! Wkrótce, mile zaskoczony, otrzymał odpowiedź. Był to krótki list i zdjęcie z dedykacją.
Piotr słucha różnej muzyki, od popularnej do poważnej. Szczególnie pociągają go latynoskie brzmienia: kubańskie i meksykańskie. Kocha Ricardo Arhona. - Zafascynowały mnie jego teksty, nawet zacząłem je tłumaczyć - mówi. - Mam całą płytotekę tego artysty. Co ważne? - Na pierwszym miejscu jest dla mnie miłość i rodzina - podkreśla Piotr. - Bez uczucia do drugiego człowieka życie byłoby uboższe. Ma trzech synów. Dwaj najstarsi z pierwszego małżeństwa, Marcin i Krzysztof, są już dorośli, studiują. Najmłodszy, Jan, ma 12 lat. O żonie Piotr mówi, że to przede wszystkim przyjaciel. - Podstawą egzystencji jest dla mnie mieć dokąd wrócić, z kim porozmawiać - wyznaje.
Na życie patrzy z optymizmem. Czerpie radość z tego, co przynosi kolejny dzień. Śmieje się, że jego jedyną wadą jest wada wzroku. - Oczywiście, jak każdy człowiek mam wiele problemów - wyjaśnia po chwili. - Staram się jednak sobie z nimi radzić. Nie chce, by go ograniczały w codziennym funkcjonowaniu. Chce wykorzystywać wszystko, co ma najlepsze. Wierzy w dobroć natury ludzkiej i zakłada, że inni mają pozytywne intencje. - Czasem, z powodu niepełnosprawności wzrokowej, bywam traktowany na poczcie czy w urzędzie jak osoba nie do końca rozwinięta umysłowo. Takie reakcje nie są mu obojętne, jednak robi swoje i idzie dalej. Ma świadomość, że w Polsce jest jeszcze wiele do zrobienia w kwestii zwalczania stereotypów dotyczących niepełnosprawności. - A ja na tyle, na ile mogę, staram się normalnie funkcjonować - mówi.
Tekst pochodzi z książki pt. "Człowiek bez barier. Sylwetki laureatów Konkursu z lat 2003-2007", wydanej w 2007 r.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz