Paulina Zaleś, Człowiek bez barier 2006
Kołysząc się na rzęsach
"Muzyka przestała być moim hobby i pasją. Jest czymś, co wsysa do środka i nie chce puścić, ale to dobrze, bo daje siłę i energię do życia."
Piętrowy domek niedaleko Konstantynowa Łódzkiego stoi między drzewami nieopodal lasu. Prowadzi do niego polna droga. Jest późny wieczór. Z samochodu wysiada Paulina Zaleś, młoda piosenkarka. Wróciła właśnie z koncertu w warszawskim teatrze Ateneum. Powoli kieruje się do domu. Dookoła niej biega pięć psów, cieszą się z powrotu swej pani. - Mucha! Ty to już jesteś szersza niż dłuższa - żartuje Paulina, głaszcząc szarego kundelka. Dziewczyna wchodzi do domu. Jej nieduży pokój na piętrze przypomina pracownię kompozytora. Pianino, mikrofon, mikser, komputer i głośniki. Wśród wiszących na ścianie fotografii i wycinków z gazet można wyłowić zdjęcia rodziny, a także Elvisa Presley'a i Janis Joplin.
Tylko muzyka
Życie Pauliny to ciągłe podróże. Koncerty w różnych częściach kraju. Kilka dni temu Zakopane, dziś Warszawa. Który to koncert?
- Sporo tego, już nie liczę - śmieje się.
Jest zmęczona, ale szczęśliwa. Na pytanie: jak było?, odpowiada: "Pięknie, było pięknie". Niedługo kilka koncertów w Łodzi.
- Zaśpiewam przed Kombii i na kilku koncertach charytatywnych - wylicza. - Po co to robię? Bo muzyka jest moją największą miłością - wyznaje. - To już przestało być hobby i pasją. Jest czymś, co wsysa do środka i nie chce puścić, ale to dobrze, bo daje siłę i energię do życia. Muzyka jest dla wszystkich. Nie znam osoby, która by nie lubiła muzyki i nie nuciła czegoś pod nosem. Ludzie często mają problem z okazywaniem uczuć. Dzięki muzyce staje się to łatwiejsze.
Uczucia są dla Pauliny źródłem inspiracji. Jej zdaniem, życie powinno opierać się na emocjach. Dla niej są one kopalnią tekstów.
Życie jak puzzle
Zaczęło się niepozornie. W I klasie liceum Paulina spotkała Krzysztofa Cwynara, łódzkiego piosenkarza i kompozytora. Zaprosił ją na próby do Studia Integracji. Przygotowywał z niepełnosprawnymi artystami musical Fernando, który wystawiono na deskach Teatru Wielkiego w Łodzi. To był pierwszy duży występ Pauliny, zarazem punkt zwrotny w życiu i początek przygody na wielkiej scenie. Zaczęły się wyjazdy na koncerty poza Łódź i spotkania z profesjonalnymi muzykami. Na jednym z koncertów Jacek Cygan oczarowany głosem Pauliny zaproponował wspólny występ.
- Później już jakoś samo poleciało - mówi Paulina. - Poznałam Elę Zapendowską i Janusza Józefowicza. Moje życie ułożyło się po kolei jak puzzle. To dla mnie wielki zaszczyt, bo wiele się od tych osób nauczyłam. Nie tylko na scenie. Są niepowtarzalni. To dobrzy ludzie i fantastyczni menedżerowie.
Paulina zaliczyła przesłuchania do tworzonej szkoły wokalno-aktorskiej Janusza Józefowicza. Mimo że szkoła nie powstała, spotkanie z Januszem Józefowiczem zaowocowało m.in. występem na placu Konstytucji w Warszawie.
Codzienne wyzwania
Dla Pauliny nie koncerty były jednak największym w życiu wyzwaniem. Kilka lat wcześniej mama zdecydowała się posłać ją do masowej podstawówki, nieprzystosowanej do potrzeb osób z niepełnosprawnością. Paulina musiała tam codziennie pokonywać duże schody.
- I ten pędzący obok mnie tłum na przerwach - wspomina. - Ale było to lepsze niż odseparowanie w domu. Zwariowałabym wtedy. Nie miałabym przyjaciół.
Po ukończeniu Liceum im. Jana Pawła II w Łodzi Paulina rozpoczęła studia w łódzkiej Wyższej Szkole Humanistyczno-Ekonomicznej. Wybrała specjalizację filmoznawczą, utworzoną na uczelni dostosowanej do potrzeb osób niepełnosprawnych. Tam może ominąć schody, bo jeździ windą.
- Moim wielkim marzeniem było studiować na Akademii Muzycznej - opowiada. - Dostałam się, ale nie mogłam uczyć się w miejscu, w którym na każdym kroku jest przeszkoda architektoniczna. Można ją pokonać raz, ale nie kilkanaście razy dziennie. Musiałam wybrać studia tam, gdzie mogę swobodnie się przemieszczać.
Większość dnia Paulina spędza na uczelni. Czasem znika jednak z zajęć, bo jedzie na koncert. Niechętnie mówi o ocenach. Jest zakłopotana, kiedy mama zdradza, że średnia córki studentki wynosi ponad 5.
- Wykładowcy przymykają oko, kiedy mnie nie ma - mówi. - Ale na egzaminie traktują jak pozostałych. Aż chce się uczyć. To wspaniali ludzie.
Przepis na szczęście
Paulina uważa, że nie ma czegoś takiego jak równe szanse.
- Byłyby wtedy, kiedy usiedlibyśmy w kółku. Każdy mógłby wstać i pójść tam, gdzie chce, i robić, co chce. Liczyć tylko na swój talent, a nie na układy i znajomości. Tak, niestety, nie jest na rynku muzycznym.
Sukces to dla Pauliny pokonanie słabości. Nie tych zewnętrznych. Według niej największe i najgorsze są słabości, które tkwią w głowach. Jeśli się je pokona, to wszystko inne stanie się mało ważne.
- A przepis na szczęście? Dużo, bardzo dużo miłości - mówi. - Miłości, która tryska z bliskich osób, z przyjaciół, ze środka serca i z przyrody. Mieszkam w lesie i cały czas czuję tę silną energię natury i bliskich mi osób. To jest dla mnie najważniejsze. Ważny jest też optymizm. Jeżeli dodam do tego przyjaciół i dobrych ludzi, którzy mnie otaczają, będę superszczęśliwą osobą.
Do tego szczęścia trzeba według Pauliny dojrzeć, wypielęgnować je. Składa się na nie wiele drobiazgów, rzeczy przyziemnych, ale także te, których nie widać. Najgorsze dla Pauliny to użalać się nad sobą.
- Mam w głowie takie dwie lampki - mówi. - Jedna to biadolenie. Kiedy się zapala, to zaraz włączam tę drugą - optymizm i pozytywne myślenie. Wtedy wiem, że inni mają gorzej. Walczę o to, żeby ludzie, którzy pojawiają się na mojej drodze, postrzegali mnie jako artystkę, zdolną studentkę, a nie osobę niepełnosprawną, która ma problem. To są bariery, które udaje mi się regularnie pokonywać, i myślę, że będzie tak dalej. Największym nieszczęściem jest siedzieć i nic nie robić. Nie mieć motywacji.
Paulina otacza się oddanymi ludźmi. Wśród nich największym autorytetem jest mama.
- Nauczyła mnie samodzielności - opowiada. - Zawsze wysoko stawiała poprzeczkę. Jest takim moim małym generałem i ciągle na posterunku. Ważni są dla mnie też przyjaciele. Gdyby nie oni, rozpadłabym się na kawałki.
Ocena rzeczywistości
Paulina chciałaby pojechać do Hiszpanii. Dla niej to bardzo romantyczne miejsce. Lubi ciepło. Chce poznać małe uliczki w miastach, które do tej pory widziała tylko w filmach.
A na bezludną wyspę zabrałaby trzy osoby:
- Mamę, chłopaka i najbliższą przyjaciółkę. I jeszcze odtwarzacz mp3 - dodaje, śmiejąc się. - Bo nie mogę żyć bez muzyki. A gdyby zabrakło baterii, pewnie wystrugałabym piszczałkę i zaczęłabym grać. No może by się przydał telefon do komunikacji.
Paulina trzeźwo ocenia rzeczywistość. Jeśli nie będzie śpiewać, zostanie kompozytorem.
- Ale wolałabym nie kończyć śpiewania - dodaje.
Często zdarza się tak, że nawet po koncercie ludzie nie znają tajemnicy Pauliny. Piosenkarka swoim stylem bycia i zachowaniem na scenie nie zdradza tego, że choruje na zanik mięśni. Dla niej to nie jest problem.
- Staram się, żeby ludzie, którzy mnie słuchają, słyszeli i widzieli we mnie artystkę. Jeżeli będą mieli dobre chęci, bystre oko i zobaczą, że nie do końca jest wszystko w porządku - ich sprawa.
Organizatorzy koncertów są bardzo wyrozumiali i zawsze pomagają Paulinie. Według niej ludzie związani z muzyką są wrażliwi.
- Jeszcze nie zdarzyło się, by ktoś robił problemy z powodu mojej choroby.
Człowiek niepełnosprawny to dla Pauliny wyrażenie, które wykreowały media.
- Media są zamknięte na osoby niepełnosprawne. To jest temat tabu, ciągły problem i mediów, i osób niepełnosprawnych. Tworzy się zupełnie niepotrzebnie rodzaj getta. Chciałabym to zmienić. Do większości dziennikarzy dopiero dociera, kim są ludzie niepełnosprawni. Dopiero uczą się podawać informacje o takich osobach, a także tego, jak z nimi rozmawiać. Wiele zależy również od samych niepełnosprawnych. Jeśli zechcą podjąć walkę i będą mieli siłę przebicia, to na pewno wiele im się uda. W Polsce jest lepiej, niż było, ale nadal pozostajemy w tyle za innymi krajami. Potrzeba czasu, aby nabrać doświadczeń w tej kwestii.
Największy schron
Paulina uważa, że osoby niepełnosprawne nie powinny być traktowane na specjalnych zasadach. Ona nie miała w życiu ulg.
- Mój pokój mieści się na piętrze i muszę wchodzić po schodach - opowiada. - Tak samo było w szkole. Musiałam pokonywać schody i bardzo dobrze, bo dzięki temu nie czuję się niepełnosprawna.
Stara się dać ludziom jak najwięcej. Dzięki przyjaciółce Asi została opiekunką małych dzieci na obozie w Jarosławcu. Szybko podbiła serca maluchów. Zaczęła ich bowiem uczyć śpiewać. Na koniec obozu dzieci nie chciały jej wypuścić.
Paulina nie jest typem samotnika. Lubi ludzi - stara się odkrywać, jacy są, i ich zrozumieć.
- Niekiedy nie jest to przyjemne, ale przez to odkrywam samą siebie. Z dnia na dzień staję się mocniejsza i szczęśliwsza.
Nie potrafi zaakceptować jednego - kiedy ktoś kłamie. Traci wtedy serce dla tej osoby, odsuwa się na bok. W takich chwilach najczęściej chowa się w ramionach chłopaka. Dla Pauliny to teraz najlepszy schron. Łączy ich nie tylko uczucie, ale i wspólna pasja, którą jest miłość do bluesa. Można uznać, że motywują siebie nawzajem do działania.
Własny styl
Paulina od 2006 roku współpracuje z kompozytorem Jackiem Jagusiem i zespołem muzyków. Razem tworzą autorski materiał na pierwszą płytę. Jej pierwszy zrealizowany singel nosi tytuł "Kołysząc się na rzęsach". Znalazł się w pierwszej trójce utworów konkursu "Przebojem na antenę", organizowanego przez Radio Łódź. Paulina czerpie inspiracje muzyczne przede wszystkim od wokalistów bluesowych i jazzowych. Nie naśladuje innych piosenkarzy, kształtuje własny styl. Korzysta z rad i spotkań z profesjonalnymi artystami reprezentującymi wszelkie style i gatunki muzyczne. Pobiera indywidualne lekcje śpiewu, a także jeździ na warsztaty jazzowe i bluesowe.
- Jestem dziwnym przypadkiem, ponieważ niepełnosprawność nie jest dla mnie problemem, ja ją wyrzuciłam z głowy. Mam świadomość, że ona jest, ale żyję tak, jakby jej nie było. Może to nie do końca jest dobre, ale zwykle życie pchało mnie ku słusznym decyzjom.
Paulina Zaleś sukcesy zawdzięcza determinacji. Dąży do celu, nie poddaje się i rozwija zdolności.
Tekst pochodzi z książki pt. "Człowiek bez barier. Sylwetki laureatów Konkursu z lat 2003-2007", wydanej w 2007 r.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz