Kocha, lubi, bije
Przemoc to zjawisko znane nie od dziś. Doświadczyć może
jej każdy: kobieta, dziecko, mężczyzna, osoba starsza czy z
niepełnosprawnością. To w zasadzie bez znaczenia. Nawet czasem
powodu nie trzeba. Wystarczy być.
Przemoc w domu to w dalszym ciągu temat tabu w naszym
społeczeństwie. Kiedy zachodzi podejrzenie, że w naszym najbliższym
otoczeniu ktoś z tego powodu cierpi, ignorujemy to, zakładając, że
to nie nasza sprawa i że nie da się z tym nic zrobić. Bo łatwiej
jest ignorować niż pomóc.
Być kobietą, być kobietą
Zwykle na przemoc narażone są osoby słabsze, takie po których
widać, że nie będą mogły lub nie będą chciały oddać. Są one
najłatwiejszym celem. Jednak mało kto zdaje sobie sprawę z faktu,
że na przemoc szczególnie narażone są osoby z niepełnosprawnością,
zwłaszcza kobiety. Według Marii Panayotopoulos-Cassiotou, członka
Komisji Praw Kobiet i Równouprawnienia w Parlamencie Europejskim,
prawie 80 proc. kobiet, bez względu na rodzaj niepełnosprawności,
pada ofiarą przemocy, a ryzyko przemocy seksualnej jest w ich
przypadku wyższe niż wobec innych kobiet. W wielu przypadkach
przemoc stanowi przyczynę ich niepełnosprawności. Najczęstszym
rodzajem przemocy jest przemoc domowa, czyli doświadczana od
najbliższych, zwykle od męża. Kobiety z niepełnosprawnością często
nie potrafią się bronić lub nikt nie zwraca uwagi na ich skargi
właśnie dlatego, że są niepełnosprawne.
Dlaczego biją?
Według psycholog Marii Skut, przemoc w rodzinie spotyka najczęściej
kobiety, które są uzależnione ekonomicznie od partnera. Zwykle to
on jest żywicielem rodziny i przez to uważa się za kogoś
silniejszego, za kogoś, kto ma prawo egzekwować swoje racje przy
pomocy różnych argumentów, z przemocą włącznie. Nie zawsze musi być
to oczywiście przemoc fizyczna, często jest to znęcanie się
psychiczne, które najczęściej przejawia się w kłótniach,
wyzwiskach, odosobnieniu i ubliżaniu. W przypadku przemocy domowej
wobec osoby z niepełnosprawnością sprawa jest o tyle „prosta”, że
sprawienie bólu jest wyjątkowo łatwe, niezależnie od tego czy mowa
tu o bólu fizycznym czy psychicznym. Zwykle osoby z
niepełnosprawnością są wyczulone na punkcie swojej
niepełnosprawności, a mówienie o tym jako o ułomności czy
niezdatności i ciężarze sprawia niewyobrażalną przykrość. To
stwarza okazję do łatwego wyładowania swoich frustracji i
niepowodzeń na kimś słabszym.
Przyczyn przemocy domowej jest wiele, często są to powody błahe. Może być ona sprowokowana alkoholem. Osobowości patologicznej i skorej do stosowania przemocy trzeba niewiele, by uderzyć.
Kocham, więc bije
- Mojego partnera poznałam cztery lata temu, na jednym ze spotkań
organizowanych przez naszych wspólnych znajomych – opowiada
Krystyna. - Na początku wydawał się porządnym i dobrym człowiekiem.
Zaczęliśmy się coraz częściej spotykać i nim się obejrzałam,
zakochałam się w Marku. Uczucie było o tyle silne, że mało kiedy
pełnosprawny, przystojny mężczyzna zwracał na mnie uwagę. Wydawało
mi się, że chwyciłam pana Boga za nogi. Decyzja o wspólnym
zamieszkaniu w zasadzie była formalnością, mimo, że mieszkaliśmy w
innych miastach – opowiada. - Tak więc szybko podjęłam decyzję o
przeprowadzce, rezygnując z własnego mieszkania i pracy.
Pomyślałam, że we Wrocławiu też coś się dla mnie znajdzie. Jednak
tak łatwo nie było. Pozostawałam bez pracy, ale dla Marka nie
stanowiło to problemu. Twierdził, że lepiej jest gdy zajmuję się
domem, a on zarabia. Do pewnego momentu było jak w bajce, istna
sielanka. Z czasem zaczęło się coś psuć, często bez powodu
kłóciliśmy się, on coraz później wracał z pracy, a kiedy już
wrócił, był po kilku drinkach. To powodowało kolejne awantury i
sprzeczki. W zasadzie o wszystko, o moje „kalectwo, bezużyteczność
i nieudolność”, o nieposprzątane mieszkanie, o jego późne powroty i
picie.
Dla Krystyny najgorsze było to, że z czasem jej ukochany Marek podniósł na nią rękę. Na początku miał to być jednorazowy „wypadek”. Marek mówił, że nigdy więcej tego nie zrobi. Niestety stało się inaczej, a „wypadki” zaczęły być rutyną.
- Po roku miałam dość ciągłego słuchania o tym, jaka jestem
nieprzydatna i że wszystkiemu winne moje „kalectwo” – mówi
Krystyna. – Postanowiłam odejść mimo, że w dalszym ciągu kochałam
Marka. Było to o tyle trudne, że w momencie gdy wyprowadziłam się z
rodzinnego miasta, zerwałam kontakt ze wszystkimi bliskimi. Jednak
którejś nocy, kiedy Marek nie wracał do domu stwierdziłam, że nie
zniosę kolejnego powrotu, kolejnego uderzenia, kolejnego
„przepraszam”. Spakowałam kilka rzeczy i odjechałam taksówką na
dworzec. Z pociągu zadzwoniłam do mamy, u której zamieszkałam po
przyjeździe - opowiada.
Marek zauważył zniknięcie Krystyny dzień później i zaczął
wydzwaniać do Krystyny, przyjeżdżać, przepraszać. Gdyby nie
stanowczość mamy Krysi, pewnie wróciłaby ona do Marka, a jej
koszmar trwałby do tej pory.
Cichy świadek
Słuchając tego typu opowieści nasuwa się pytanie o to, gdzie byli
znajomi i sąsiedzi, którzy nieraz pewnie słyszeli awantury i
spotykali niepełnosprawną kobietę z poobijaną twarzą. Nie ma na to
racjonalnej odpowiedzi, poza zdaniami w stylu: „wyglądali na
dobraną parę”, „on był zawsze taki spokojny” czy „kto by
przypuszczał, że można pobić osobę na wózku”. To ostatnie
wykluczało w ogóle możliwość podniesienia ręki na Krystynę. - Kiedy
Marek i Krysia zamieszkali razem byli idealni – mówi przyjaciółka
Krysi – on jej tak we wszystkim pomagał, dbał o nią. Gdy Krysia
zwierzyła mi się, że Marek pije i ją bije nie uwierzyłam, nie
mieściło mi się to w głowie. Jednak pewnego dnia zobaczyłam ją z
siniakiem pod okiem. Od tego momentu starałam się jej
przetłumaczyć, że powinna jak najszybciej od niego odejść –
dodaje.
Jednak sąsiedzi pary rzadko kiedy interesowali się awanturami, ani razu nawet nie zadzwonili na policję czy nie zapukali, by zapytać czy wszystko w porządku. O bezpośrednich pytaniach w ogóle nie było mowy.
Często obcy ludzie, którzy są świadkami tego rodzaju wydarzeń, uważają, że nie powinni się wtrącać, że tak czy inaczej ich jednorazowa interwencja nie pomoże nikomu, a im samym przysporzy niepotrzebnych kłopotów - lepiej zignorować niż działać.
Pomocna dłoń
Mimo, że problem przemocy w rodzinie jest trudny do zdiagnozowania,
bo blisko 90 proc. przypadków przemocy nie jest nigdzie
zgłaszanych, to zjawisko to jest jednym z poważniejszych problemów
społecznych w Polsce. Dlatego też powstaje coraz więcej ośrodków i
fundacji, do których mogą zgłaszać się ofiary przemocy. Tam zwykle
dostaną nie tylko poradę psychologa, lekarza, ale również prawnika,
który pomoże im przejść przez trudy ewentualnego procesu.
Najbardziej oczywistym miejscem, do którego powinny się udać osoby, które doświadczają aktów przemocy, jest posterunek policji. Często jest tak, że osoba agresywna, której udowodni się napaść, trafia do aresztu, a nawet w wyniku procesu - do więzienia. Jednak zastraszone osoby boją się iść na policję, bo zdarzyć się może, że nie stwierdzą pobicia czy nie zabiorą oprawcy do aresztu. Po takiej interwencji ataki mogą być jeszcze silniejsze. Dlatego też wiele osób rezygnuje ze skargi.
Innym powodem, dla którego ofiary przemocy nie zgłaszają się na policję, jest nie tyle strach, co miłość do drugiej osoby, nawet mimo, że „miłość ich życia” znęca się nad nimi. Nieracjonalnie uważa się tę osobę za jedynego żywiciela rodziny, ojca swoich dzieci, ukochanego, który po prostu przeżywa chwile słabości i „na pewno był to jednorazowy wypadek”.
Kluczowe w uzyskaniu pomocy w przypadku przemocy domowej jest uzmysłowienie sobie, że druga osoba nas krzywdzi i że jedynym sposobem na uwolnienie się od „wypadków” jest przeciwstawienie się temu. Trzeba pamiętać, że jeśli ktoś raz zdecydował się uderzyć, zrobi to ponownie. Można z tym wygrać, jeśli tylko znajdzie się w sobie siłę i odwagę, a także ma się wsparcie przyjaciół lub rodziny.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz