Wybudź się Kajtek! Już wiosna!
Najpierw krzyczał Dawid - że Kajtek wpadł do oczka wodnego i żeby go ratować. Potem ja krzyczałam. Kiedy chwyciłam bezwładnie unoszące się wodzie, zwrócone twarzą do dna ciało mojego dwuletniego synka... Kiedy już na brzegu szarpałam jego ubranko i błagałam, żeby oddychał, żeby się obudził... Minęły cztery lata, a Kajtek wciąż nie obudził się do końca.
Sen jest dobry. Wycisza rozżaloną duszę, uspokaja stargane nerwy, uśmierza ból, przynosi ukojenie zmęczonemu ciału. Obudzić się? Najpierw trzeba otworzyć oczy. Potem można wyprostować nogi i ręce, przypominając sobie przykazania babci – „Przeciągaj się, kochanie i rośnij, rośnij”. Na koniec – wystarczy zrzucić z siebie koc, kołdrę lub pierzynę, tak jak przyroda pozbywa się na wiosnę okrywających ją płacht śniegu, i wstać z łóżka. Czasem obudzić się nagle nie jest łatwo. Niektórzy z nas, tak jak wiosna budzą się powoli. Mam na imię Anna. Jestem mamą Kajtusia.
Krzyki
1 sierpnia 2004 r. To był słoneczny i piękny dzień. Do
naszego domu pod Gryficami zjechała prawie cała rodzina.
Siedzieliśmy w ogrodzie, cieszyliśmy się ciepłem i swoją
bliskością. Dzieci bawiły się niedaleko nas, abyśmy mieli na nie
cały czas oko. Nie wiem dlaczego Kajtek zbliżył się do oczka
wodnego. Nigdy tego nie robił. Wiele razy upominaliśmy go, żeby
trzymał się od wody z daleka, a on, choć miał niespełna dwa latka,
był taki rozsądny i posłuszny. A wtedy…? Może chciał dogonić inne
dzieci? Może ulubiona, niesforna piłeczka poturlała się w kierunku
wody, a maluch nie chciał jej stracić? Zaczynało zmierzchać.
Założyłam Kajtkowi dłuższe spodenki, żeby się nie przeziębił od
wieczornej rosy. Niedługo miałam go kłaść spać…
Najpierw krzyczał nasz starszy syn Dawid – że Kajtek wpadł do oczka wodnego, żeby go ratować… Wbiegłam do wody, wyciągnęłam synka na brzeg. Patrzyłam na jego siną buzię i czekałam, aż zacznie chwytać powietrze. Byłam pewna, że poklepię go po pleckach, a on zacznie kaszleć, prychać, płakać i oddychać. Byłam pewna, że za chwilę Kajtek wstanie i rzuci mi się w ramiona. Moja mała przylepa. Spokojny, rozważny, gospodarny. Byłam pewna, że za chwilę zobaczę go ze ściereczką w ręku, jak wyciera kurz z mebli, zbiera okruszki z dywanu albo podsuwa gościom pod nogi kapcie. Potem ja krzyczałam, bo Kajtek leżał bez ruchu… Szarpałam jego ubranko i błagałam, żeby się obudził. Krzyczeli też inni – żeby wzywać lekarza, bo małemu serce nie bije. Palce plątały mi się po klawiaturze telefonu. Pamiętałam wszystkie numery, tylko nie na pogotowie. Kajtek wciąż leżał bez ruchu. Potem znowu ja krzyczałam – kiedy powtarzałam siostrze instrukcje udzielne przez panią z pogotowia… Uciskaj, uciskaj, uciskaj! Teraz sztuczne oddychanie. Karetka przyjechała po 10 minutach. Ratownicy przywrócili akcję serca, ale Kajtek nadal leżał bez ruchu.
Sen
Karetka przewiozła Kajtka do szpitala w Gryficach. Był
wyziębiony, miał wysoką gorączkę i zachłystowe zapalenie płuc. Po
kilku godzinach – kolejna podróż. Tym razem do szczecińskiego
szpitala św. Wojciecha – na oddział intensywnej terapii. Kajtka
pozwolili nam zobaczyć dopiero ok. 2 w nocy. Tylko 10 minut. Leżał
bezwładnie w zbyt wielkim łóżku, podłączony do respiratora. Wtedy
pierwszy raz padło to słowo. Śpiączka. Nie wierzyłam. Kłóciłam się
z lekarzem, że to nieprawda, że on się nie zna, że Kajtek niedługo
się obudzi.
Po tygodniu naszego malucha odłączono od respiratora. Otworzył oczy. Co to było za szczęście! Wierzyłam, że mój synek naprawdę się obudził. Radość była krótka. Źrenice Kajtka uciekały od światła, ale były obce, nieobecne, jakby zalane jeszcze wodą z oczka. Kajtek patrzył, ale nic nie widział. Na dotyk i ból reagował wyprężając gwałtownie małe ciałko. Miał otwarte oczy, ale wciąż spał.
Wybudzanie
Mijały tygodnie. Kajtka przewożono z oddziału na oddział.
Byliśmy wciąż przy nim. Kapiąc go, czytając mu bajki, wkładając do
rączek ulubione zabawki, rozmawiając z nim i starannie wykonując
ćwiczenia zalecone przez rehabilitanta. Sprowadziliśmy konsultantkę
z innego szpitala. Obejrzała Kajtka i potwierdziła. Stan śpiączki
czuwającej wywołany niedotlenieniem mózgu. Podobnie jak lekarze,
którzy opiekowali się Kajtkiem, zasugerowała, żebyśmy zabrali synka
do domu. Protestowałam! Przecież nie mogą wypisać dziecka w takim
stanie! Chciałam czekać w szpitalu, aż Kajtek wybudzi się do końca.
– Ale na to może pani czekać całymi latami i nigdy się nie doczekać
- powiedziała konsultantka. Zabrała nadzieję. – To co mam zrobić? –
zapytałam. – Zawieźć synka do domu albo do hospicjum –
odpowiedziała.
A my zawieźliśmy Kajtka do Bydgoszczy. Dzięki splotowi szczęśliwych zdarzeń, dość szybko dostaliśmy dla niego miejsce w Bydgoskiej Klinice Rehabilitacji Akademii Medycznej. O tamtejszych lekarzach mówiono, że to cudotwórcy. Kajtek spędził tam sześć tygodni. Najpierw odstawiono wszystkie leki, które go otępiały. Później zaczęła się wszechstronna stymulacja – dotykowa, dźwiękowa, a nawet… zapachowa. To tam Kajtuś zaczął wracać do świadomości i wydawać z siebie dźwięki – pomruki i cichy płacz. W ciągu ostatnich czterech lat byliśmy tam jeszcze dwa razy.
Po trzech miesiącach od wypadku wróciliśmy wreszcie z Kajtkiem do domu. W jego rehabilitację włączyła się cała rodzina i wielu ludzi dobrego serca. Mały codziennie był poddawany masażom i ćwiczeniom – w domu i na basenie. W jednej z miejscowych firm wyprosiliśmy specjalną wannę z hydromasażem. Pomocna była także krioterapia. Pewnego dnia Kajtek przestał budzić się z krzykiem. Ustąpiły też mocne, spastyczne prężenia. Tyle że wciąż nie wybudził się do końca.
Wiecie jak to jest, kiedy ratuje się zdrowie, życie dziecka? Człowiek chwyta się wszystkiego, każdego rozwiązania, nawet tego, które daje jedynie błysk nadziei. Ja wychwyciłam w internecie informację o klinice w Moskwie, w której przy wybudzaniu pacjentów ze śpiączki wykorzystuje się terapię komórkami macierzystymi. Dzięki czytelniczkom mojego bloga odnalazłam panią, która pomaga polskim rodzinom w dostaniu się do tego szpitala. Pierwszy raz odwiedziliśmy go w sierpniu 2008 r. Wtedy też Kajtkowi zaaplikowano pierwszą ampułkę komórek macierzystych. Dwie kolejne w dostał w grudniu 2008 r. i 1 marca tego roku.
Życie
Jak jest teraz? Kajtek ma już sześć lat. Sam połyka płyny, pokarmy.
Zaczyna być coraz bardziej aktywny. Gaworzy. Wieczorami, gdy jest
zmęczony, żali się coś tam pod nosem, po swojemu… Okazuje emocje.
Odwraca głowę, gdy mocne światło razi go w oczy. Płacze, gdy nie
spodoba mu się jakiś ostry dźwięk. Wykonuje niewielkie ruchy
rękoma, ale jeszcze bardzo nieświadome. Zwykle wtedy, gdy ktoś
ściśnie jego dłoń albo lekko go podrapie, Często zakładam mu buty,
posuwam jego stópki swoimi nogami i prowadzam pod pachy, tak jak
wtedy, gdy po raz pierwszy uczył się chodzić.
Staramy się żyć zwyczajnie. Praca, obowiązki, nauka, przyjemności większe i mniejsze. I ze względu na Kajtka – bo ta codzienność, powtarzalność pewnych rytuałów, to dla niego doskonała rehabilitacja. I ze względu na Dawida – żeby nie odczuł, że cały świat obraca się wokół chorego braciszka, a jego sprawy stają się przez to mniej ważne. Ale to prawda… To nasze życie, to takie czekanie na przebudzenie się do końca Kajtkowej świadomości.
Nie… Nie marzę o tym, że kiedyś powie do mnie „mamo”. Nie marzę o tym, żeby skończył studia. To zbyt wielkie marzenia. Chciałabym, aby w jakikolwiek sposób zareagował na to, co do niego mówię. Żeby pokazał mi paluszkiem, gdzie jest jego nosek. Żeby uśmiechnął się do mnie. Czasem wydaje mi się, że widzę w jego oczach jakiś błysk, ale wiem, że mnie jeszcze nie poznaje.
Trudno zrozumieć ten sen. Kajtek oddycha, rusza się, je, widzi, słyszy i śpi w nocy, ale to, co odbierają poszczególne narządy, nie dociera do jego mózgu. Nikt nie może powiedzieć, ile jeszcze będzie trwało budzenie Kajtka. Nawet jeśli wybudzi się do końca, to nigdy nie będzie mówił, chodził ani pamiętał, jak ma imię. A może już jutro rano wstanie zupełnie świadomy i sam chwyci szczoteczkę do zębów. Poczekamy. Poczekamy tyle wiosen, ile będzie trzeba.
Anna Pawełczyk jest autorką bloga dostępnego na: http://kajtusiowy.blog.onet.pl/.
Śpiączka – z łac. coma – przedłużony stan nieświadomości. Ludzki mózg może znajdować się w różnych poziomach świadomości. Granice pomiędzy nimi nigdy nie są jasno wytyczone, zlewają się ze sobą. Na najwyższym poziomie umysł jest czujny, ostry, analityczny, odpowiada na szybkie, zmienne bodźce docierającego do niego z otoczenia. Schodząc łagodnie do niższych poziomów, reakcje mózgu na te bodźce stają się coraz mniej wyraźne. Najniższy poziom to śpiączka. Powstaje zwykle nagle, z pominięciem wszystkich etapów pośrednich – np. w wyniku urazu, niedotleniania czy stłuczenia pnia mózgu. Czasem jest wywoływana celowo, aby zwiększyć efektywność leczenia – tzw. śpiączka farmakologiczna. Nie wszystkie etapy śpiączki podobne są do głębokiego snu. Oceny stopnia głębokości dokonuje się wg skali Glasgow. Wychodzenie ze stanu śpiączki pourazowej jest procesem wieloetapowym i długotrwałym. Osoby w śpiączce nie można zbudzić, wołając ją po imieniu, potrząsając za ramię, nęcąc zapachem świeżo parzonej kawy czy zadając jej ból. Odzyskiwanie świadomości odbywa się poprzez wzrost tzw. reaktywności: wrodzonych funkcji mózgu (słuchu i wzroku), receptorów bólowych, czujności, zorientowanej odpowiedzi (chory skręca głowę do źródła dźwięku lub ruchu), a także zdolności postrzegania, czyli takich funkcji jak język, umiejętność komunikacji, indywidualne gesty. Często zdarza się, że wiele elementów zdolności postrzegania musi być uczona od nowa – np. mowa, zabiegi higieniczne wokół siebie, ubieranie się. Często też u osób wybudzonych zdarzają się ubytki pamięci. Informacje pochodzą ze strony www.apaliczni.org. |
Komentarze
-
Żegnaj Aniu!!!
04.12.2016, 18:14Życie nie jest sprawiedliwe. Nie jestem w stanie pojąć i zaakceptować tego, co się stało. Śpij spokojnie........odpowiedz na komentarz -
tani
13.04.2010, 01:39Dorota Dorota dorota I'll get back everything that you owe me One you'll see me again. And when you will....you will be very very sorry ........!!!odpowiedz na komentarz -
trzymam kciuki
14.04.2009, 12:22Aniu, trzymaj się! Mam nadzieję, że Kajtuś się obudzi. Pozdrawiamodpowiedz na komentarz -
Kajtulek wstawaj!
07.04.2009, 00:25Aniu wzruszyłam się do łez.Wyobrazilam sobie po raz kolejny,jaką trudną walkę codziennie toczysz,jak bałaś sie wtedy,w dniu kiedy Kajtulek nie oddychał.....Nie potrafię napisac tego,co chciałabym wyrazic-siedzę tępo wpatrzona w monitor,odurzona linijkami tekstu tego artykułu....niby wiedziałam,czytałam....ale teraz w nocy....nie mogę się nawet poruszyć,gula w gardle dławi.Jestem z Wami....tylko tyle. Wiem,że Kajtus się obudzi.odpowiedz na komentarz -
Kochany Kajtus
06.04.2009, 22:22Aniu jestem z Wami, trzymam kciuki i wierze,ze droga do wybudzenia jest coraz krotsza. Jestescie wspaniala rodzina i wiem,ze Bog doceni Wasze starania i Kajtus kiedys sam podziekuje mamusi za wspaniala opieke...Caluski Ellaodpowiedz na komentarz -
aniu trzymamy kciuki
05.04.2009, 21:36i wierzymy gorąco, że przebudzenie jest możliwe, jest bliskie, nawet jeśli lekarze nie mogą nic więcej powiedziec jak "wierz, że wam się uda". pozdrawiam z kaszubodpowiedz na komentarz -
witam
04.04.2009, 21:25dopiero niedawno sie zalogowalam ijako pierwsza przeczytalam twoja historie.Aniu podziwiam cie i zycze duzo cierpliwosci ,sama mam chore dziecko i wiem ile trzeba wycierpiec i miec hartu ducha by podolac obowiazkom i sie nie zalamac.bede sie modlic za ciebie i twojego Kajtusia bo gdzie prosic o pomo0c i kogo jak nie Jego pozdrawiamodpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz