Życie po skoku
„W pośpiechu rozebrałem się, wziąłem rozbieg… Wtedy już wiedziałem, że robię źle, że nie spotka mnie nic dobrego, ale nie mogłem się zatrzymać. Przez chwilę jeszcze widziałem i słyszałem kolegę, który coś krzyczał. Próbował mnie zatrzymać, ale mu się nie udało.
Najpierw czuję bardzo lekkie uderzenie i żadnego bólu. Otwieram oczy i widzę bezwładnie zwisające ręce. Dlaczego nie potrafię nimi poruszać? Potworne przerażenie. Nie mogę krzyczeć na głos, więc krzyczę w myślach: ratunku, nie mogę się ruszyć!”.
Zacytowane słowa to fragment opisu wypadku, którego doświadczył Mariusz Rokicki. Jeden skok do wody odmienił jego życie. Dużo jest w Polsce osób, które spotkało tak wielkie nieszczęście. Mariusz jako pierwszy opisał swoje przeżycia. Już wkrótce nakładem wydawnictwa Znak ukaże się jego "Życie po skoku". Książka niezwykła, która pozwala poczuć ogrom zmagań, cierpienia i siłę zwycięstw osoby walczącej o nowe życie po złamaniu kręgosłupa.
Młodzieńcza brawura i brak wyobraźni
Wszyscy znamy te frazesy, słyszymy w radiu o takich
wypadkach, oglądamy ich skutki w telewizji. Mało kto jednak zdaje
sobie sprawę, przez co przechodzi osoba, którą to spotyka.
Tekst książki Mariusza dostałem mejlem. Z zaciekawieniem otworzyłem plik, żeby zerknąć na chwilę i przejrzeć pierwsze strony. Po trzech godzinach oderwałem się od lektury. Po ostatnim zdaniu. Tekst zafascynował mnie, nie pozwolił przerwać czytania, choć cały czas towarzyszyło mi uczucie, jakbym podglądał kogoś w trudnych, bolesnych, intymnych wręcz chwilach. Pomyślałem, że muszę poznać człowieka, który potrafił podzielić się ze światem tak osobistym doświadczeniem.
Odwiedziłem Mariusza w Radomiu, w Domu Pomocy Społecznej, w którym mieszka. Zapytałem, dlaczego zdecydował się napisać książkę.
- Od początku życia po skoku szukałem pomysłu na siebie, czegoś,
czym mógłbym się zająć. Przyszło mi do głowy, żeby opisać swoje
doświadczenia, napisałem dwie strony, nie spodobało mi się i je
wyrzuciłem. Próbowałem jeszcze raz, ale znów mi się nie spodobało i
zarzuciłem pisanie. Powróciłem do pomysłu dzięki mojej stronie
internetowej. Poprzez nią zdobyłem przyjaciół, a jedna z
internautek długo mnie namawiała, żebym założył blog i opisał swoją
historię. Zachęcała tak długo, aż kolejny raz spróbowałem. To, co
udało mi się napisać, opublikowałem na stronie. Pozytywne opinie
zachęciły mnie do dalszej pracy. Zdałem sobie wtedy sprawę, że to
bardzo ważne, by ludzie dowiedzieli się, jak bardzo jeden skok może
zmienić ich życie – tłumaczy autor.
Na zdjęciu: Mariusz Rokicki, fot: Filip
Miłuński
Zabójcza motywacja
Mariusz podkreśla, że celem książki jest też dostarczenie
informacji ludziom, których spotkał taki wypadek. W pierwszych
miesiącach po swoim skoku, w czasie wielkiego cierpienia, ale też i
buntu wobec utraty możliwości ruchu, niezwykle ważne było
wsparcie.
- Ja większość takich rzeczy odkrywałem z przerażeniem sam. Nie zapomnę nigdy momentu, gdy jedna z pielęgniarek wpadła na „genialny” pomysł, żebym poznał dwóch chłopaków po identycznym wypadku. Zgodziłem się bez wahania i bardzo się ucieszyłem: zobaczę, jak chodzą! O kulach? A może nawet normalnie? Nie mogłem się doczekać ich przyjazdu, wyobrażałem sobie, jak wchodzą do mojej sali… Gdy wreszcie przyjechali i zobaczyłem te pokurczone palce zaciśnięte na poręczy wózków, załamałem się! Nikt nie powiedział mi wcześniej, że nigdy nie będę mógł chodzić – wspomina ten trudny moment Mariusz.
W pierwszym okresie po utracie sprawności jednym z największych wyzwań jest znalezienie motywacji do walki, do ciężkiej pracy podczas rehabilitacji.
- U mnie źródło tej motywacji było zaskakujące – wspomina Mariusz. – Po wypadku załamałem się. Chciałem natychmiast umrzeć i o to bez przerwy modliłem się do Boga. Przez cały czas prosiłem go, żeby pozwolił mi wreszcie odejść. Przestałem się odzywać do lekarzy, jak i do rodziny. Zamknięty w swoim świecie przestałem reagować nawet na ból. Uznałem, że to jedyne rozwiązanie: nie robić nic, nie walczyć i czekać z nadzieją na dzień wybawienia. Dziś widzę, że to była wielka głupota. Wpadłem wtedy na szalony pomysł, że jeśli będę ćwiczył i się rehabilitował, to zyskam możliwość odebrania sobie życia.
Paradoksalnie jednak właśnie wtedy, gdy Mariusz zechciał ćwiczyć w tak strasznym celu, wydarzyło się coś, co zmieniło jego zamiary. Podczas podróży karetką na badania do szpitala okazało się, że w wyposażeniu brakuje ssaka, który pozwala na odessanie wydzieliny z rurki tracheotomijnej. Poprzez czyjeś zaniechanie Mariusz niemal udusił się w karetce.
- W tych makabrycznych okolicznościach dokonał się we mnie przełom. Sam przecież tego chciałem! Umrzeć jak najszybciej! I co? Teraz, kiedy cel był taki bliski, nagle zacząłem płakać i panikować? Wtedy przekonałem się, jak bardzo pragnę żyć i porzuciłem myśli samobójcze – wspomina Mariusz.
Czas działania
Można chyba powiedzieć, że Mariusz pomimo wielu trudności
ułożył sobie życie i znalazł energię na realizację marzeń. Gdy
dzięki pomocy przyjaciół zyskał komputer, zaczął tworzyć wiersze i
teksty piosenek.
- Zająłem się pisaniem i zacząłem ogłaszać się na stronach internetowych jako tekściarz. Gdy umieściłem w sieci swoje dzieła, przyszedł strach przed oceną. Początkowo nie było żadnego odzewu, co z kolei budziło irytację, a potem przygnębienie. Pewnego dnia jednak dostałem mejla z konkretnym zamówieniem, mój tekst się spodobał i sprzedałem słowa piosenki pewnemu zespołowi! Gdy później usłyszałem, że ktoś śpiewa moje słowa, popłakałem się ze szczęścia. To była chwila prawdziwego tryumfu - opowiada z uśmiechem Mariusz.
W życiu osoby po skoku pojawia się, niestety, wiele komplikacji zdrowotnych, często bardziej nawet uciążliwych niż konieczność poruszania się na wózku. W wyniku błędu lekarza Mariusz do dziś żyje z rurką tracheotomijną, która wrosła w jego ciało. Wewnętrzny cewnik doprowadził też do serii nawracających infekcji, które wymagają stałego przyjmowania antybiotyków.
Autor "Życia po skoku" odwiedził wiele szpitali i wiele wycierpiał, poznał też dzięki temu wspaniałych ludzi.
- Pamiętam, że gdy zobaczyłem w telewizji Janusza Świtaja, wszedłem na forum na jego stronie internetowej i tam wylałem swoje żale. Było mi wtedy bardzo ciężko, brakowało pieniędzy na leki. O dziwo, wiele całkiem nieznanych osób zaproponowało mi pomoc. Dostałem leki i środki higieny, to było wspaniałe – wspomina Mariusz.
Innym razem Mariusz poprosił o pomoc kibiców ulubionego klubu piłkarskiego – Wisły Kraków. Na stronie klubu zamieścił apel o pomoc.
- I znów ruszyła prawdziwa lawina pomocy: nowe pomysły, wpłaty na moje konto. Ania – fanka Wisły – urządziła na Allegro aukcję pamiątek klubu, z której dochód przeznaczono dla mnie. Sebastian zorganizował charytatywny mecz. Na oficjalnej stronie Wisły pojawił się artykuł o mnie. To wszystko nie było jednorazowym impulsem – ta pomoc wciąż trwa – cieszy się Mariusz.
Na zdjęciu: Mariusz przy pracy, fot; Filip Miłuński
Książka potrzebna
Dziś Mariusz myśli o przyszłości, kontynuuje
rehabilitację, czeka na wydanie książki. Wciąż pisze, zarówno
wiersze, teksty piosenek, jak i prozę, i właśnie w pisaniu widzi
szansę dla siebie.
"Życie po skoku" jest ważną pozycją, pierwsza polską historią opisującą doświadczenia osoby, która złamała kręgosłup, skacząc do wody. Zdaniem autora świadomość konsekwencji niefortunnego skoku jest w naszym kraju zbyt wciąż mała.
- Nie chciałem, żeby książka, którą wkrótce będziecie trzymać w rękach, była opowieścią o biednym chłopaku, który tyle wycierpiał i trzeba go żałować. Nie, w żadnym razie! Zdecydowałem się na jej napisanie, żeby pozostawić po sobie przestrogę: zastanów się, zanim skoczysz! Bądź ostrożny, nie powtórz mojego błędu. Gdyby ktoś po jej przeczytaniu napisał do mnie, że dałem mu do myślenia, że na wakacjach już miał skoczyć na główkę do płytkiej wody, ale przypomniało mu się "Życie po skoku" – wtedy byłbym najszczęśliwszy na świecie. Ilekroć słyszę o wypadkach podobnych do mojego, myślę, co można zrobić, aby im zapobiec. Moim zdaniem, w szkołach powinno uczulać się dzieciaki na takie sprawy. Nie tylko przestrzegać, ale pokazywać konsekwencje: przykucie do łóżka, cuchnące odleżyny, ból i łzy. Może taka brutalna metoda dałaby jakieś efekty? – zastanawia się Mariusz Rokicki.
Komentarze
-
Wywiad z Mariuszem
02.06.2023, 14:51 -
BRAWO ! WALCA DALEJ ! NADZIEJA UMIERA OSTATNIA!
01.05.2014, 01:39Oglądałam 30.04.2014 w TVN24 program o TOBIE. Bardzo mnie to wzruszyło. Jeżeli będziesz czuł się samotny , a będziesz chciał "pogadać" pisz. POZDRAWIAM GORĄCO !!! !!! !!!odpowiedz na komentarz -
SKOK
27.06.2011, 11:34Witam zacznę od tego że też myślałem o napisaniu książki jak leżałem w szpitalu po skoku do wody byłem bardzo załamany.Miałem wybuchowe złamanie kręgu c5 to było rok temu 11 lipca nie czułem rąk ani nóg i w myślach że resztę życia spędzę na wózku nie chciało mi się żyć po operacji na neurochirurgi zacząłem powoli lekko zginać nogi i ręce a po tygodniu lekarze zdecydowali że wezmą mnie na oddział rehabilitacji AMG i tam dzięki wspaniałym rehabilitantom szczególnie pani Magdzie teraz chodzę i jem sam może nie jestem do końca sprawny ale dziękuje Bogu że tak się to skończyło i to co przeżyłem w szpitalu przez te parę miesięcy to nie zapomnę do końca życia.Szacunek dla ciebie że tak sobie dałeś rade pozdrowienia dla ciebie i Wisełki Kraków.odpowiedz na komentarz -
witam
27.12.2010, 13:27dzień dobry, przeczytałam, pomysłałam o Tobie, tylko kośc mam złamaną, już koszmar..trzeba mieć "kręgosłup" ze stali żeby przeżyć to co Ty. chętnie popiszę. czasem też coś tworzę, drobne wiersze, trochę prozy, muzyk z wykształcenia, handlowiec w pracy, szczęścia życzę, gwiazdy z promieniami nad głowa..:)odpowiedz na komentarz -
Czesc Mariusz:)
15.12.2010, 19:05Przeczytalam wlasciwie wszystko o Tobie, lacznie z fragmentami ksiazki, kupie ja i przczytam cala. Jestes niesamowity!!! Wrazliwy,cieply ,dobry facet. Masz racje -"Nie tylko przestrzegać, ale pokazywać konsekwencje: przykucie do łóżka, cuchnące odleżyny, ból i łzy. Może taka brutalna metoda dałaby jakieś efekty? – zastanawia się Mariusz Rokicki."- tez jestem tego zdania. O tym powinno sie czesto mowic w szkolach,w domu juz od najmlodszych lat. Jestem dla Ciebie pelna podziwu.Ogromny szacunek.Tak pieknie piszesz o innych szczegolnie o tej cudownej dziewczynie -Asi. Znajdujesz czas dla innych. Mam nadzieje ze uda nam sie poznac blizej. Pozdrawiam cieplutko.odpowiedz na komentarz -
szacun
15.11.2010, 20:48Przeczytałam Książke " Życie po skoku" jest naprawdę genialna opowiada o życiu.. jak to jest być niepełnosprawnym pełen podziw dla Mariusza ;)odpowiedz na komentarz -
do piotra
27.08.2009, 17:43ty jestes pustu bo nigdy bys tk nie powiedzia sam nie wiesz co ciebie czekA czy jakies uto cie nie trzasnie lub cos innego wiedz nie wypowiadaj sie w taki sposob .... pozdrawiam skoczek od 18 latodpowiedz na komentarz -
mARIUSZ
06.07.2009, 22:32POZDROWIENIA OD NIEPELNOSPRAWNEJ aNI Z JELENIEJ GORY.jESTES SUPER mARIUSZ JAK WIDZE PRUJESZ DO PRZODU I O TO CHODZI JA JESTEM POM WYPADKU SAMOCHODOWYM 15 LAT MAM DYSFUNKCJE LEWEJ NOGI-APARAT ORTOPEDYCZNY NA CODZIEN.pOZDRAWIAM cIE BARDZO SERDECZNIE A NIEKTORZY SEDZIOWIOWIE "KAR I PRZEWINIEN" NIECH DADZA LUZodpowiedz na komentarz -
Na własne życzenie i głupocie ludzkiej skaczą do wody i zostają do końca życia kalekami.odpowiedz na komentarz
-
życie jest darem
18.03.2009, 21:35myśle ze pan panie mariuszu robi coś bardzo potrzebnego opisując pana historie myśle też ze jest to wielka odwaga i tu ma pan racje aby młodzi ludzie zobaczyli jak to wygląda z bliska na własne oczy to powino być w szkołach pozdrawiam tomek ps ma pan wspaniałych ludzi koło siebie ale to akurat pan juz wieodpowiedz na komentarz -
Zycie jest darem
18.03.2009, 15:38miałam wypadek w dzieciństwie /chodzę o protezie/:wyszłam za mąż za niepełnosprawnego ,urodziłam dziecko-wychowaliśmy i wykształciliśmy Ją[nasza PANI mgr inż.jest nasza dumą],cieszymy się z tego co los nam ofiarował /NIE wolno się poddawać-trzeba walczyć o SWOJE SZCZĘŚCIE...POZDRAWIAM SERDECZNIE...objawienie było przypaleniem żrenic i odjęciem słowa-sama ,przed sobą i w sobie ,wstąpiłam morzem ognia w kroplę łzy...buziaki/odpowiedz na komentarz -
Takich historii jest więcej - www.tomekosobka.pl
17.03.2009, 13:45Mój narzeczony również opisał swoją historię. W jego przypadku tez wystarczył jeden skok aby zmienić życie. Tomek tez opisał swoje życie przed i po wypadku i również pisze piękne wiersze. Teraz układamy życie nieco od nowa ale mamy siebie i mamy miłość. to strona Tomka - założona przez wiernych przyjaciół www.tomekosobka.plodpowiedz na komentarz -
z tym, że piersza w Polsce, to się nie zgodzę
16.03.2009, 10:17"Co wolno kulawemu" Dudkiewicz Magdalena, 1999 rok. Wspaniała książka opisująca życie chłopaka po skoku do wody. Powodzeniaodpowiedz na komentarz -
Mylisz się, że nigdy nie będziesz chodził! Medycyna się rozwija, za jakieś kilkanaście lat, kto wie... W każdym razie na pewno nie umrzesz w takim stanie w jakim jesteś teraz. pozdrawiam:-)odpowiedz na komentarz
-
Wielki
14.03.2009, 13:12Mariusz jesteś WIELKI Pozdrawiam Tomek z Krakowaodpowiedz na komentarz -
Do Kristin
13.03.2009, 23:48KRISTIN, MAJĄC PIĘĆ LAT PRZEBIEGAŁAM PRZEZ ULICĘ, WPADLAM WPROST POD NADJEŻDŻAJĄCY SAMOCHÓD I ZAFUNDOWAŁAM SOBIE WÓZEK NA CAŁE ŻYCIE. I CO??? NIC, NIE UŻALAM SIĘ NAD SOBĄ TYLKO ŻYJĘ DALEJ! BYĆ MOŻE INTENSYWNIEJ OD CIEBIE. BO TY POWINNAŚ BARDZO UWAŻAĆ!!!..W WODZIE, NA ULICY, W PRACY!-WSZĘDZIE TAM, GDZIE MOŻE ZDARZYĆ CI SIĘ WYPADEK. POWINNAŚ SIĘ ZASTANOWIĆ CZY MIEĆ DZIECI, BO BYĆ MOŻE URODZI SIĘ ONO NIEPEŁNOSPRAWNE. NO ALE PRZECIEŻ NIE BEDZIESZ GO ŻAŁOWAĆ-PORZUCISZ I PÓJDZIESZ DALEJ. SZCZĘŚCIA CI ŻYCZĘ W ŻYCIU Z TAKIM ROZUMOWANIEM!odpowiedz na komentarz -
bądz dzielny!!!
13.03.2009, 17:42Nie poddawaj się i rób dalej to co robisz.Również jestem osobą niepełnosprawną,jestem po amputacji obu nóg i od prawie 14lat poruszam się na wózku.Mam rodzinę i dla niej żyję,również przychodzą mi do głowy różne myśli nawet i samobójcze,nie z powodu choroby ale że nie daję sobie rady ze wszystkim a najgorsze jest brak pieniędzy,niestety to są tylko takie chwile a potem żyje się dalej.Obok mieszka moja synowa chora na złośliwego raka noso-gardła,mam jeszcze teściową chorą na Alzheimera i leży w łóżku około 12lat,którą muszę się opiekować.Opisałam Ci to żebyś wiedział iż są różni ludzie i różne mają cierpienia,więc Cię rozumiem doskonale i życzę Ci więcej wiary oraz trzymam za Ciebie kciuki.Pozdrawiam milutko.Basiaodpowiedz na komentarz -
Też jestem niepełnosprawna, ale mam to szczęście, że mogę poruszać się w obrębie częsci domu teściów - niestety nie sama (pionizator ).odpowiedz na komentarz
-
Poparcie dla Kuby
13.03.2009, 15:26Mądrze odpowiedziałeś na bardzo głupi komentarz od Kristin. Nic dodać nic ująć. Z niecierpliwością czekamy na książkę. Pozdrowienia dla Wszystkich.odpowiedz na komentarz -
Przyznam że czytałem to i mimo że już dość sporo czasu upłynęło od mojego skoku to wszystko jakby wróciło. Mam na myśli te obrazy o których piszesz i również chciałbym zapobiec takim skokom. Często ludzie mnie pytają i opowiadam im, ale przyznam że Ty to zrobiłeś znacznie lepiej. Potrzebowałem chusteczek... bardzo jestem ciekaw książki i jeśli możesz napisz do mnie albo choć podaj adres bloga. Na pewno po tym artykule będziesz mieć dużo takich próśb ale może znajdziesz czas na meila do mnie. Trzymaj się i super że robisz coś takiego i nie załamałeś się. Pozdrawiam ciepło.odpowiedz na komentarz
-
Dla ludzi którzy na własne życzenie fundują sobie dalsze życie na wózku są to osoby godne pożałowania takich mi w ogóle nawet nie żal.odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz