Jaki będzie wynik
Koniec sierpnia 2008 roku. W Klinice Neurochirurgii wrocławskiej Akademii Medycznej trwa operacja. Pacjentem jest 27-letni mężczyzna, niemal niewidoczny pod zielonymi, sterylnymi płachtami płótna. Słychać miarowy szum aparatury wspomagającej oddech, urywane uwagi lekarzy, szczęk narzędzi chirurgicznych.
Operacja jak każda inna? Nie, może ona oznaczać przełom w medycynie. To drugi tego typu zabieg w Polsce i jeden z kilku przeprowadzonych na świecie. Ośmioosobowy zespół prof. dr. Włodzimierza Jarmundowicza rozpoczął pracę wcześnie rano i zakończy ją wieczorem. Prawie 11 godzin przy stole operacyjnym! Zabieg polega na przeszczepie glejowych komórek węchowych pacjenta do jego rdzenia kręgowego, uszkodzonego w wyniku wypadku drogowego. Jeśli operacja przyniesie spodziewane rezultaty, to Krzysztof Pietrzyk może być jednym z pierwszych pacjentów na świecie, którzy wstaną i pójdą o własnych siłach.
Krzysztof Pietrzyk pochodzi z Kielc. Pięć lat temu był studentem II roku Wychowania Fizycznego na Wszechnicy Świętokrzyskiej. Trenował kulturystykę, sporty siłowe, koszykówkę. Zapowiadał się na dobrego nauczyciela WF. Miał świetne warunki fizyczne: przy 180 cm wzrostu ważył 81 kg. Uwielbiał motory. Za pierwsze zaoszczędzone pieniądze miał kupić motocykl Kawasaki 750.
Do wypadku doszło 22 kwietnia 2003 roku w miejscowości Mniów pod Kielcami. Krzysztof jechał sam, za szybko, wypadł z zakrętu. Gdy odzyskał przytomność, leżał na trawie, a dookoła kręcili się ludzie. Nie czuł bólu, ale nie czuł też nóg. Niebawem nadjechała karetka. W Kielcach wykonano wstępne badania i stwierdzono uszkodzenie rdzenia kręgowego na poziomie 6. i 7. kręgu piersiowego. Krzysztof został przewieziony do szpitala w Piekarach Śl., gdzie została przeprowadzona operacja stabilizująca.
Do domu wrócił jesienią, już na wózku. Kontynuowanie studiów było niemożliwe, więc przeniósł się na AWF w Katowicach. Na tamtejszym Wydziale Zarządzania można robić specjalizację z fizjoterapii. W 2008 roku ukończył ten kierunek, nie grozi mu więc los bezrobotnego rencisty. Podczas studiów w Katowicach wrócił do koszykówki, tyle że na wózkach. Należy do klubu w Chorzowie, reprezentuje Polskę na zawodach międzynarodowych. Na Mistrzostwach Europy w Niemczech jego drużyna zajęła 9. miejsce w grupie A, czyli najlepszej.
Krzysztof Pietrzyk podczas ćwiczeń. Fot.: Maciej
Piotrowski
Koszykówka na wózkach to twardy sport. Uprawia ją, bo kocha ruch, wysiłek fizyczny, sportowe emocje. Nikt nie mógł jednak przewidzieć, że właśnie dzięki koszykówce Krzysztof zostanie wytypowany do tej historycznej operacji.
Eksperyment na człowieku
Mniej więcej w tym czasie, gdy w Kielcach Krzysztof
Pietrzyk przymierzał się do kupna swojego kawasaki, we Wrocławiu
zespół lekarzy pod kierunkiem prof. Jarmundowicza rozpoczynał
nowy etap badań nad glejowymi komórkami węchowymi. Interesowali się
nimi od dawna, podobnie jak cały medyczny świat naukowy. Koszt tych
badań, łącznie z tegorocznymi przeszczepami, był finansowany z
grantu przyznanego przez Komitet Badań Naukowych.
– O istnieniu glejowych komórek węchowych, znajdujących się w błonie śluzowej ludzkiego nosa, wiedziano już w XIX wieku, ale przez kilkadziesiąt lat nie znano ich funkcji w organizmie – mówi prof. Jarmundowicz. – Dopiero w latach 80. XX wieku w Londynie, prof. Raisman wykazał, że komórki te są odpowiedzialne za regenerację nabłonka węchowego.
Jak to się dzieje – ciągle nie wiadomo. Komórki węchowe są swego rodzaju „wypustkami” mózgu, podobnie jak komórki siatkówki oka. Komórki siatkówki nie regenerują się po ich uszkodzeniu. Nie występuje również funkcjonalna regeneracja włókien nerwowych rdzenia kręgowego. Komórki węchowe posiadają taką zdolność. Wiadomo, że ludzie w ciągu swego życia wielokrotnie tracą węch, na przykład na skutek kataru, oparzenia górnych dróg oddechowych czy wdychania trujących substancji. Po kilku dniach czy tygodniach węch odzyskują. Podobnie dzieje się u zwierząt. Prawdopodobnie jest to stare przystosowanie ewolucyjne, niezbędne ze względu na wielkie znaczenie tego zmysłu dla przetrwania gatunku.
Pierwsze doświadczenia na zwierzętach wykonywano w Hiszpanii i Portugalii już w latach 90. W internecie do dziś krąży krótki film. Pokazuje szczura, któremu najpierw przecięto rdzeń kręgowy, a później poddano go doświadczalnej terapii, polegającej na przeszczepie komórek węchowych. Ten szczur żwawo wspina się czterema łapami po metalowej siatce! Inne zwierzę kontrolne, które nie było leczone, tylne łapy nadal ma bezwładne. W Hiszpanii (ośrodek w Walencji) wykonywano eksperymenty na małpach. Zostały wstrzymane (m.in. ze względu na protesty miłośników zwierząt), ale badania są kontynuowane.
– We Wrocławiu też prowadziliśmy badania na szczurach – mówi prof. Jarmundowicz – i wcale nie było łatwo uzyskać na to zgodę Komisji Bioetycznej. Te badania, trwające kilka lat, miały jednak inny cel. Chodziło o upewnienie się, czy przeszczep komórek węchowych jest bezpiecznym rodzajem terapii. Potencjalnych zagrożeń może być wiele: nowotwory tkanki nerwowej, martwica, ropne zapalenie. Żadne z nich nie wystąpiło u obserwowanych zwierząt. Otworzyło to drogę do eksperymentu – chociaż brzmi to dość kontrowersyjnie – na ludziach.
Lęki i oczekiwania
Kandydatów do zabiegu typowano według ścisłych kryteriów.
Musieli to być młodzi ludzie, z ogólnie dobrym stanem zdrowia, u
których do uszkodzenia rdzenia doszło nie wcześniej niż przed kilku
laty. Pożądana była duża odporność na stres i równowaga psychiczna.
Ze względu na konieczność intensywnej rehabilitacji przed i po
zabiegu, kandydaci musieli być sprawni fizycznie. Najlepiej, gdyby
uprawiali sport. Najważniejszy warunek: funkcja rdzenia kręgowego
poniżej uszkodzenia powinna być całkowicie zniesiona. Jak wiadomo,
przy częściowym uszkodzeniu rdzenia, a szczególnie w warunkach
intensywnej rehabilitacji ruchowej, nieuszkodzone szlaki połączeń
nerwowych odzyskują swoje funkcje. W tym eksperymencie taką
możliwość – dla dobra nauki – należało wykluczyć. Z 50 przebadanych
kandydatów wybrano dwóch, którzy najlepiej odpowiadali tym
kryteriom.
– Przeszliśmy kilkudniowe, bardzo dokładne badania – opowiada Krzysztof Pietrzyk – w tym też tomografię komputerową i rezonans magnetyczny. Przy ich okazji pobrano z wnętrza nosa mój nabłonek węchowy. O tym zabiegu nie mogę dużo powiedzieć, gdyż został wykonany w znieczuleniu ogólnym. Później dowiedziałem się, że współpracujący specjaliści z Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej przez następne trzy tygodnie identyfikowali moje komórki węchowe, namnażali je i barwili, przygotowując do przeszczepu. Uzyskali kilka milionów komórek, przechowywanych w bardzo niskiej temperaturze aż do dnia operacji.
Krzysztof Pietrzyk poddaje się zabiegom rehabilitacyjnym. Fot.:
Maciej Piotrowski
Na kilka tygodni przed zabiegiem Krzysztof rozpoczął cykl intensywnej rehabilitacji ruchowej. Gimnastyka, masaże, naświetlania, kąpiele, elektrostymulacja – miał wszystko, czym dysponuje współczesna fizjoterapia. Chodziło o przygotowanie mięśni i stawów do intensywnych ćwiczeń, które miały rozpocząć się po operacji. Zabiegi odbywały się we Wrocławiu, w pomieszczeniach Zakładu Rehabilitacji Leczniczej w Urazach i Chorobach Kręgosłupa „Akson” przy ul. Bierutowskiej 23. W tym samym budynku, w małym pokoiku na I piętrze, zamieszkał Krzysztof Pietrzyk. Budynek ma windę i jest dobrze przystosowany do potrzeb osób poruszających się na wózkach. Na dobrą sprawę mógł nie wychodzić stąd przez kilka miesięcy i od rana do wieczora poddawać się zabiegom. Ale było to niemożliwe: napięcie rosło wraz ze zbliżaniem się terminu operacji. Wsiadał wtedy do swego VW golfa (przystosowanego do prowadzenia przy użyciu rąk) i jeździł bez celu po Wrocławiu. Nie mógł oswoić się z myślą, że będzie jednym z pierwszych ludzi na świecie, poddanych takiemu zabiegowi.
– To już nawet nie chodzi o mnie – mówi – ale o tysiące ludzi na wózkach, którzy w podobnym napięciu jak ja czekają na wynik tego eksperymentu. A co, jeśli nic z tego nie wyjdzie? Tyle nadziei na próżno? Oczywiście zespół lekarzy uprzedzał, że mogą upłynąć długie miesiące, zanim da się zaobserwować jakiekolwiek oznaki poprawy. I że równie dobrze może nie być żadnych objawów. Profesor nie mówił tego wprost, ale dobrze wiedziałem, co ma na myśli: ten eksperyment daje wspaniałe rezultaty u szczurów, ale ludzie to nie szczury, a medycyna nadal działa w tych sprawach metodą prób i błędów.
– Rozpoczynając operację – mówi prof. Jarmundowicz – przede wszystkim musieliśmy odsłonić rdzeń kręgowy, usunąć bliznę glejową, zrosty. Gdy to zostało wykonane, rozpoczęliśmy iniekcje komórek węchowych do rdzenia. W sumie wykonano 120 iniekcji. Każda porcja zawierała ok. 25 tys. komórek. Zabieg był wykonany metodą stereotaktyczną, to znaczy z zastosowaniem ramki określającej miejsce i głębokość iniekcji. Komórki do przeszczepu przygotowywali koledzy z Instytutu Immunologii, obecni na sali operacyjnej. W sumie w operacji uczestniczyło 8 lekarzy, w tym dwu lekarzy wspomagających, którzy wykonywali dokumentację fotograficzną oraz zapisywali przebieg zabiegu na wideo. W ciągu najbliższego roku planujemy wykonać jeszcze 2-3 analogiczne operacje. Oczywiście przygotowujemy również publikacje na ten temat, które zostaną zamieszczone w wydawnictwach fachowych. Przez ten rok będziemy pilnie obserwować, czy u obu naszych pacjentów nie wystąpią jakieś niepożądane objawy uboczne. Musimy uzyskać całkowitą pewność, że ten zabieg jest bezpieczny w zastosowaniu u ludzi. W ten sposób zakończymy pierwszą fazę eksperymentu. Dopiero wówczas będziemy mogli przejść do drugiej fazy, czyli do badań klinicznych. Po naszych eksperymentalnych zabiegach otrzymywaliśmy setki listów i telefonów z całego świata. Wszyscy pytali, kiedy będziemy mogli przejść do drugiej fazy badań. Będzie to możliwe nie wcześniej niż za ok. 2 lata. O ile wszystko pójdzie zgodnie z założeniami.
Urzędnicy rozkładają ręce
– I jest jeszcze codzienny seans „młotkowania” –
dorzuca obrazowo Krzysztof Pietrzyk. – Czyli wielokrotnego
uderzania gumowym młotkiem w sploty nerwowe, znajdujące się pod
kolanami.
Ostatnio Krzysztof rozpoczął ćwiczenia chodu na poręczach statycznych. Jego kolega, który dwa miesiące przed nim przeszedł identyczny zabieg, ćwiczy już na bieżni ruchomej. Owszem, nogi się poruszają, ale na razie są to ruchy wymuszone. Ruchów zależnych od woli jeszcze nie ma.
A więc nie ma pomyślnych informacji dla tysięcy ludzi czekających na wiadomości z Wrocławia? – Owszem, widzę pewną poprawę podczas niektórych ćwiczeń – mówi Krzysztof Pietrzyk. – Na razie są to tak minimalne zmiany, że nie potrafię ich opisać. Poprawiły się moje funkcje fizjologiczne. Częściej i regularniej korzystam z toalety. Jeszcze nie wiadomo, czy jest to rezultat wzmożonych ćwiczeń rehabilitacyjnych, czy może odbudowujących się połączeń nerwowych.
Za te wszystkie zabiegi oczywiście ktoś musi płacić. I to niemało: ok. 200 zł dziennie, czyli ok. 5 tys. zł miesięcznie. Do tego dochodzi koszt zakwaterowania na terenie Zakładu Rehabilitacji, czyli 1500 zł miesięcznie. Dla oszczędności, Krzysztof Pietrzyk przygotowuje sobie jedzenie we własnym zakresie. I trudno mu się dziwić, skoro ma 470 zł renty. Gdyby nie pomoc rodziny, Krzysztofa nie byłoby stać na pokrycie kosztów tak intensywnej rehabilitacji.
Matka Krzysztofa, Maria Pietrzyk, jest pielęgniarką. Opiekuje
się Krzysztofem wspólnie z 26-letnią córką. Ojciec od nich
odszedł.
– Od miesięcy piszę pisma i listy z prośbą o wsparcie. Część
pieniędzy otrzymaliśmy od sponsorów, ale one już się kończą. Nie
tracę nadziei, że uda mi się załatwić dofinansowanie z NFZ, PFRON,
skąd się da – mówi pani Maria. – To jest Polska, urzędnicy
rozkładają ręce i mówią, że trzeba zmienić przepisy... Jednego nie
rozumiem. Przygotowania do tych operacji, badania i doświadczenia
nad przeszczepami trwały wiele lat i kosztowały setki tysięcy,
jeśli nie miliony. Czy nikt nie pomyślał o kilku tysiącach złotych
miesięcznie na rehabilitację pacjentów? O tym, że w Polsce mało
kogo stać na takie wydatki nawet dla ratowania zdrowia.
Podobne pytania zadają sobie wszyscy zainteresowani tym przełomowym przeszczepem.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz