Śladami Azteków – wspomnienia z Meksyku
Carlos Fuentes, meksykański pisarz, opisuje swoją ojczyznę jako kraj "niedokończony", w którym "przeszłość jest tuż-tuż, przyszłość tuż-tuż i teraźniejszość tuż-tuż". W Meksyku żadna epoka historyczna nie została zakończona definitywnie.
Nasze wyobrażenia o tym kraju kształtują opowieści o cywilizacji Majów i Azteków oraz historia podboju Meksyku przez Ferdynanda Corteza. Ślady tych kultur oraz skutki konkwisty składają się na fascynujący wizerunek tego kraju.
Nic dziwnego, że razem z Markiem wybraliśmy Meksyk na cel naszej kolejnej podróży we dwoje. Rok wcześniej byliśmy w Egipcie i po obejrzeniu tamtejszych piramid bardzo chcieliśmy zobaczyć również te w Meksyku. Oboje mamy artystyczne pasje i zainteresowania, więc liczyliśmy na inspiracje i niepowtarzalne wrażenia. Nie zawiedliśmy się.
Zdecydowaliśmy się na ofertę biura Itaka ”Gdzie są chłopcy z naszego puebla?”. Program obejmował kilkudniowe zwiedzanie zakończone czterodniowym pobytem wypoczynkowym w Acapulco. Prosiliśmy o uprzedzenie organizatorów, że w grupie będzie osoba na wózku inwalidzkim, by uwzględniono ten fakt na lotniskach i przy zakwaterowaniu.
Ślady kulury Azteków. Fot.: Marek Hamera
W Walentynki 2007 zaczęliśmy naszą wyprawę lotem do Paryża, skąd polecieliśmy do Mexico City. Lot trwał dwanaście godzin. Na pokładzie każdy pasażer dostaje koc, poduszkę i ma przed sobą indywidualny telewizor, na którym oprócz kilku programów można śledzić trasę lotu. Z toalety można skorzystać przy pomocy specjalnego, wąskiego wózka, na którym osoba z niepełnosprawnością jest również przewożona na pokład samolotu. Wózek osobisty podróżuje w luku bagażowym. W drodze powrotnej przydarzyła mi się niemiła przygoda, którą przytaczam tu ku przestrodze i rozwadze tych, którzy będą podążać moim śladem. Po długim locie z Mexico City z niecierpliwością oczekiwałam na przerwę w podróży w Paryżu. Tymczasem nie oddano mi wózka i poinformowano, że dostanę go dopiero w Warszawie Wszelkie argumenty i próba interwencji u menadżera lotniska były nieskuteczne. Musiałam obejść się przez kilka godzin bez mojego wózka. Teraz zawsze staram się przy odprawie upewnić, że dostanę go zaraz po wylądowaniu. Mimo tych problemów uważam, że podróż samolotem to zwykle najłatwiejszy etap podróży.
Mexico City to metropolia, która liczy ponad 22 milionów mieszkańców. Pokój hotelowy okazuje się niewielki, łazienka z wysokim progiem, na stoliku Biblia po hiszpańsku.
Zwiedzanie stolicy zaczęliśmy od placu Konstytucji czyli Zocalo (tak nazywane są główne place we wszystkich miastach byłych kolonii Hiszpanii). Tu znajduje się barokowo-klasycystyczna Katedra Miejska i Pałac Narodowy, który jest obecnie siedzibą władz Meksyku. Został zbudowany przez Corteza na miejscu pierwotnego pałacu azteckiego władcy Montezumy II. W patio można zobaczyć słynne freski Diego Rivery (mąż Fridy Cahlo), które stanowią swoista obrazkową historię Meksyku. Po tych obiektach można poruszać się na wózku bez większych problemów. W pobliżu znajdują się ruiny Templo Mayor, głównej świątyni Tenochtitlanu, oraz sąsiadujących z nią obiektów.
Freski Diego Rivery. Fot.: Marek Hamera
Kolejnymi punktami w programie są: zwiedzanie pływających ogrodów Xochimilco, przejażdżka łódkami trajinera i koncert w wykonaniu najprawdziwszych mariachi! Śpiewają m.in. ludową piosenkę „Cielito Lindo", której melodia jest w Polsce doskonale znana – tekst okupacyjnej piosenki „A teraz jest wojna” został napisany do tej starej, meksykańskiej melodii. W dostaniu się na łódkę potrzebowałam pomocy. Markowi chętnie pomagali pozostali uczestnicy naszej wycieczki. Nie ukrywam, że bez pomocy życzliwych (i silnych!) ludzi nie dotarłabym do wielu miejsc. Zwiedzanie tego dnia zakończyliśmy w Muzeum Antropologicznym, gdzie można podziwiać zbiory przedmiotów kultur prekolumbijskich.
Droga Umarłych. Fot.: Marek Hamera
Następnego dnia udajemy się do starożytnego miasta Teotihuacan, czyli „miejsca, w którym ludzie stają się bogami", by zobaczyć Piramidę Słońca i Piramidę Księżyca oraz świątynię Quetzalcoatl. Dwie wielkie aleje przecinają się w pobliżu Cytadeli i dzielą miasto na cztery części. Jedna z nich, biegnąca wzdłuż osi północ-południe, to sławna Avenida de los Muerteos czyli Droga Umarłych. Wszędzie mnóstwo sprzedawców proponujących ozdoby i obsydianowe figurki. Autokar zatrzymuje się dość daleko od piramid i by dotrzeć do obiektów, trzeba pokonać drogę o dość trudnej nawierzchni. Niektórzy decydują się na wspinaczkę, bo widok ze szczytów piramid zapiera dech w piersiach. Mnie również dane jest spojrzeć z góry na miejsce, gdzie według indiańskich legend powstał świat. Zostaję wniesiona na... ołtarz ofiarny! Widok wielkiego prekolumbijskiego centrum religijnego pozwala na chwilę przenieść się w krwawą przeszłość tej ziemi...
Lilla pod Piramidą Księżyca. Fot.: Marek Hamera
Następnie jedziemy do miejsc szczególnie ważnego dla chrześcijan, celu wielu pielgrzymek - Sanktuarium Matki Boskiej z Guadalupe. Zwiedzamy zarówno starą bazylikę, jak i nową, która imponuje nowoczesnymi, ale i symbolicznymi rozwiązaniami architektonicznymi. Obiekty położone są w dużym, ciekawie zaprojektowanym parku. Słynny obraz można obejrzeć, wchodząc na ruchomą, przesuwającą się platformę. Historia cudownego objawienia i obraz Matki Boskiej na szacie Indianina Juana Diego porusza wierzących i ciągle intryguje naukowców. Szczególnie miły, polski akcent to okazały pomnik Jana Pawła II w pobliżu bazyliki. Pamięć naszego Papieża jest ciągle żywa w Meksyku i dzięki temu Polacy spotykają się tam z ogromną życzliwością. Wizerunki ukochanego Juana Paolo II (który zresztą kanonizował Juana Diego) można zobaczyć w wielu miejscach. Religijność Meksykanów naznaczona jest echem wierzeń i obrzędów sięgających czasów, gdy Europa i Ameryka jeszcze nie wiedziały o swoim istnieniu.
Sanktuarium Matki Boskiej z Guadalupe. Fot.: Marek
Hamera
Następny punkt na naszej trasie to Puebla czyli „Miasto Aniołów”, słynące przede wszystkim z kolorowych kamienic zdobionych pięknymi płytkami typu telavera. Tutaj też miała miejsce arcyważna dla Meksyku bitwa z Francuzami w 1862 r. Wita nas wielobarwny tłum, a zewsząd dobiegają dźwięki skocznej melodii. Całe miasto świętuje w ostatnią sobotę karnawału. Zwiedzamy historyczne centrum z katedrą i kościołem Santo Domingo. W dzielnicy artystów Los Sapos zaglądamy przez ramię malarzom, którzy nieprzypadkowo tutaj szukają inspiracji.
Lilla i Meksykanka. Fot.: Marek Hamera
Z Puebli udajemy się do Taxco – miasta słynnego niegdyś z kopalni srebra, dziś perły meksykańskiej sztuki kolonialnej, nad którym góruje piękny barokowy kościół Santa Prisca. Miasto znane jest z wyrobów jubilerskich. Wszędzie mnóstwo sklepików. Do kopalni zostałam wniesiona przez „współwycieczkowiczów”. Założono mi kask na głowę i w półmroku dawnego wyrobiska wysłuchaliśmy opowieści o srebrnej przeszłości Taxco. Kręte, kamieniste (aczkolwiek bardzo malownicze) uliczki tego miasta są praktycznie nie do pokonania na wózku. Korzystaliśmy z taksówek.
Hotel w Taxco wpisywał się swoim wystrojem i położeniem w charakter całego miasta – stylizowane, kolonialne meble, duży pokój i nareszcie przestronna łazienka. Z okna mamy widok na panoramę miasta, nad którym króluje figura Chrystusa Zbawiciela podobna do tej w Rio de Janeiro. Marek wstaje o świcie, by fotografować wschód słońca. Taxco to jedno z najpiękniejszych miast jakie widzieliśmy – z taką refleksją ruszamy do Acapulco, gdzie mamy kilka dni wypoczywać w hotelu Emporio, który reklamował się jako dostosowany. Hotel jest pięknie położony przy plaży, do której można wygodnie dojechać na wózku. Teren hotelu też dostosowany, ale by dostać się do pokoju, trzeba pokonać dość wysoki próg. Łazienka wprawdzie przestronna, ale prysznic umocowany pod sufitem. Hotel jest więc raczej dostępny niż dostosowany. Te niedogodności rekompensuje widok na Atlantyk, ciekawe programy animacyjne i pyszne jedzenie (taco, tortilla, churro). Marek korzysta z okazji, by ponurkować w oceanie.
W hotelu w Acapulco. Fot.: Marek Hamera
Acapulco to zanieczyszczone, hałaśliwe miasto, gdzie brud i spaliny kontrastują z luksusem hoteli i pięknem nabrzeża. Kurort słynie nie tylko ze swoich niekończących się plaż, ale i ze skały La Quebrada. Tu śmiałkowie skaczą do wód oceanu ze skał zanosząc swe modlitwy przed występem do Najświętszej Panienki. Na ten pokaz pojechaliśmy po prostu autobusem. Nie pierwszy raz korzystaliśmy z komunikacji miejskiej. To okazja do mniej formalnych kontaktów, możliwość obserwacji życia codziennego. Ludzie wszędzie na świecie chętnie pomagają i jazda niedostosowanym autobusem też może być ciekawym doświadczeniem.
Prawie dwa tygodnie spędzone w Meksyku sprawiły, że kraj ten kojarzy nam się nie tylko z Aztekami, tequilą i sombrerem. Meksyk to kraj, gdzie przeszłość jest mocno wpisana w teraźniejszość, a duchy przeszłości przypominają o sobie na każdym kroku. Nie przeszkadza to jednak w ciągłym rozwoju Meksyku, u podłoża którego jest umiłowanie tradycji i przodków.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz