Chopin vs. Heathrow
Podróże kształcą i rozwijają. Dla mnie podróż zaczyna się już od momentu przybycia na lotnisko, a te – jak wiadomo – bywają różne. Na jedne wracam chętnie, inne staram się omijać. Dla osoby z niepełnosprawnością wyznacznikiem oceny lotniska jest jego dostosowanie i jakość usług.
Dwa miesiące temu odbyłam podróż do Indonezji, podczas której aż czterokrotnie korzystałam z transportu lotniczego. Przygotowana byłam, że w kraju „trzeciego świata” usługi asystenckie na lotniskach mogą nie zapewnić mi pełnego komfortu. Ku mojemu zaskoczeniu, wszystko przebiegało bez zastrzeżeń. Zdarzyła się sytuacja, że lotnisko nie było zaopatrzone w specjalistyczny sprzęt, jednak pracownicy za każdym razem otaczali mnie odpowiednim wsparciem i fizyczną pomocą. Nabrałam więc przekonania, że podróże dla osoby z niepełnosprawnością nie są niczym stresującym.
Ostatnio jednak spotkałam się z sytuacją, która wprawiła mnie w zakłopotanie i przysporzyła wielu negatywnych emocji. Podczas służbowego wyjazdu do Wielkiej Brytanii miałam okazję przekonać się, jak wygląda asysta na Heathrow – lotnisku znajdującym się – wg „Forbesa” – w dziesiątce najlepszych lotnisk świata. Z racji tego, że startowałam z Lotniska Chopina w Warszawie postanowiłam zrobić zestawienie Chopin vs. Heathrow.
Zgłaszam się!
Po dotarciu na lotnisko należy zgłosić swoją obecność. Rzecz jasna już przy zakupie biletu zaznaczyłam, jakiej asysty będę potrzebować podczas podróży.
Na Lotnisku Chopina tuż przy wejściach ustawione są pylony, przez które zgłosiłam swoje przybycie za pomocą specjalnego telefonu. Stamtąd udałam się do stanowiska odprawy mojego lotu, już z przydzielonym mi asystentem. Dzięki temu otrzymałam pomoc w transporcie bagaży oraz skorzystałam z przywileju pominięcia kolejki przy odprawie. Na asystenta nie czekałam dłużej niż 10 minut.
Na lotnisku Heathrow nie znalazłam pylonów, dlatego udałam się do stanowiska odprawy lotu. Zgłosiłam, że potrzebuję pomocy. Zalecono mi czekać na asystenta. Po upływie ponad 45 minut, zaczęłam się niecierpliwić. Chciałam, zanim wsiądę do samolotu, napić się jeszcze kawy i skorzystać z toalety, a czas uciekał. Postanowiłam, że przez kontrolę graniczną przejdę bez wsparcia pracownika lotniska.
Kontrola graniczna i strefa bezcłowa
Kiedy już dokonamy odprawy czeka nas najmniej przyjemny etap wizyty na lotnisku – kontrola bezpieczeństwa. I tutaj pomoc asystenta bywa nieodzowna, ponieważ pomaga on w zdjęciu kurtki, wypakowaniu laptopa z walizki czy założeniu butów, które zazwyczaj do kontroli trzeba zdjąć. Po pozytywnej weryfikacji wkraczamy w strefę bezcłową, gdzie sklepy kuszą swym asortymentem, a bary zapachem kawy.
Julita czeka na asystenta przy stanowiskach odprawy lotu na lotnisku Heathrow w Wielkiej Brytanii
Zdarzyło mi się kiedyś na Lotnisku Chopina być słabo przygotowaną do podróży. Poprosiłam asystenta, aby po kontroli granicznej poszedł ze mną do sklepu w strefie bezcłowej. Nie było z tym żadnego problemu. Podpowiedział mi nawet, gdzie mogę taniej kupić jakąś rzecz. Był to miły gest, wykraczający poza obowiązek „odstawienia pasażera do jego terminalu”.
Na Heathrow podczas kontroli celnej musiałam poradzić sobie sama. Było to o tyle trudne, że celnik wyrzucił wszystko z mojego plecaka, gdyż na samym dnie znajdował się – niezabezpieczony w woreczku – krem do twarzy. Miałam ogromny problem z ponownym spakowaniem wszystkiego do plecaka, gdyż mam słabe ręce i zajmuje mi to sporo czasu. Musiałam zrobić to jednak w ekspresowym tempie, gdyż za mną czekali ludzie. Na szczęście pomogła mi podróżna z kolejki obok.
Oczekiwanie w terminalu
Ostatnim punktem, gdzie już w zasadzie czeka się na wejście do samolotu, jest gate (ang. bramka) w terminalu. Jeśli do startu jest jeszcze sporo czasu, asystent pozostawia osobę z niepełnosprawnością i zjawia się o umówionej godzinie, odpowiednio wcześniej, by pomóc jej dostać się na pokład. W bramce po raz ostatni okazuje się bilet i dokument tożsamości. Na tym etapie Lotnisko Chopina sprawdza się znakomicie, bo asystent wraca o czasie.
Na Heathrow, zgłaszając się do bramki, usłyszałam propozycję, by... skorzystać z późniejszego lotu. Istniało bowiem ryzyko, że asystent nie zdąży przybyć na czas, mimo że do odlotu zostało ponad 30 minut! Absolutnie się na to nie zgodziłam. Skutek był taki, że lot został opóźniony, a ja byłam bezsilna. Czułam się niekomfortowo, gdy reszta pasażerów musi na mnie czekać. Dziwiło mnie też to, że na takim lotnisku nie potrafiono zorganizować asysty, której potrzeba była zgłaszana nie tylko podczas odprawy, ale dużo wcześniej – przy zakupie biletu.
Spotkał mnie jeszcze jeden nieprzyjemny incydent – gdy długo oczekiwany asystent wreszcie się zjawił, oparł się o wózek, prawie wywracając mnie do tyłu.
Przylot
Nieprzyjemne wrażenia zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki po wylądowaniu na Lotnisku Chopina. Czekało bowiem na mnie aż dwóch asystentów. Ucieszyłam się, że przed udzieleniem jakiejkolwiek pomocy zapytali, w jaki sposób to zrobić. Zostałam odprowadzona nie tylko do hali przylotów, ale asystenci zorganizowali mi też taksówkę i pomogli do niej wsiąść, co chyba nie było już ich obowiązkiem. Tak trzymać! Perspektywa kolejnego odlotu z lotniska w Warszawie napawa mnie radością. O Heathrow, niestety, nie mogę tego powiedzieć.
Może zadziałała tu mądrość: „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”, a może po prostu lotnisko lotnisku nierówne. Niektórych aspektów nie da się porównać jedynie w tabelkach i liczbach. To się czuje w podejściu do pasażera i jego traktowaniu. Rzecz jasna procedury na lotniskach bywają trudne, ale czasami wystarczy życzliwość i zwykłe ludzkie zrozumienie.
Materiał przygotowany we współpracy z
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz