Patent na zniechęcenie
Rowerowózek przypomina rikszę. Trójkołowiec inwalidzki – dwa połączone skutery. Robot rehabilitacyjny to schodołaz, pionizator i skuter śnieżny w jednym. MIKRO LOOK powie, co jest na półce w sklepie, a Thetos przetłumaczy tekst na język migowy. Potrzeba jest matką wynalazku. Poznajmy zatem ojców.
Swój pomysł Jacek Denys zawdzięcza synowi, który na dziurawej ulicy połamał rower - prezent na komunię. Urwane wraz z kierownicą przednie koło zaniósł do garażu, a resztę oparł o stojący na korytarzu wózek inwalidzki. W nocy Jacek Denys wstał z łóżka i długo patrzył na powstałą przypadkiem konstrukcję...
Denyx - rowerowózek Jacka Denysa umożliwia wycieczki w miłym towarzystwie. Fot.: Arch. Jacka Denysa.
Wózek inwalidzki należał do niego. 16 lat wcześniej miał wypadek. Jako kolejarz miał otworzyć toczący się wolno wagon, by wysypać popiół. Złapał za poręcz, która została mu w ręku, wpadł pod koła. Stracił nogę, rękę i trzy palce drugiej dłoni.
Pamiętnej nocy wymyślił, że połączy złamaną ramę roweru z tyłem wózka inwalidzkiego, którego rączki będą kierownicą. Prototyp powstał dość szybko. Miał nawet radyjko i prędkościomierz. Pierwsza przejażdżka wzbudziła podziw w rodzinnych Ziemięcicach. Wieść o wynalazku szybko się rozniosła. Przyjeżdżali dziennikarze, Jacek Denys wystąpił w programie Ewy Drzyzgi. Ludzie gratulowali pomysłu i radzili, by rowerowózek opatentować. Zgłoszenie patentu kosztowało 4,5 tys. zł, pomogli więc znajomi i urząd gminy.
W październiku 2006 r. patent otrzymał, ale dziś uważa, że nie miało to wielkiego sensu. Był z rowerowózkiem na Targach Rehabilitacyjnych w Łodzi, dostał II nagrodę, dużo ludzi chciało kupić taki sprzęt. Patent wciąż leży w szufladzie. Nie znalazł się chętny do produkowania rowerowózka u nas, tymczasem w Niemczech pojawiły się podobne pojazdy.
- Stanąłem w miejscu, w takim zamkniętym kole, bez wyjścia – narzeka Jacek Denys. - Nie wiem, czy kiedykolwiek znajdę wykonawcę, żeby to wdrożyć do produkcji. Rzecznik patentowy powiedział mi: najtrudniej będzie zejść z tego ostatniego schodka. Nie chodzi mi o wielkie pieniądze. Gdybym zobaczył gdzieś osobę zdrową z osobą niepełnosprawną, jadące na moim rowerowózku, to czułbym największą radość.
Ekstremalne atesty
Problem ze znalezieniem inwestora jest typowy. Droga „od pomysłu do przemysłu" jest długa i wyboista. Na swoim amortyzowanym handbike'u górskim stara się ją pokonać Jarosław Rola z Karpacza. Sam rozpocznie produkcję.
Jarek Rola na swoim Handbike'u. Fot.: Arch. J. Roli.
- To najtrudniejszy moment, bo nasze państwo nie ułatwia nam spraw tak prozaicznych jak choćby założenie firmy - mówi - Ale to i tak najmniej uciążliwe. Trzeba przebrnąć przez drogę załatwiania atestów, pozwoleń i różnego rodzaju znaków bezpieczeństwa. Tu się piętrzą problemy, a z powodu dopisku: „dla niepełnosprawnych" obostrzenia są jeszcze większe.
Atesty bezpieczeństwa bez wątpienia są istotne. Niezależnie od nich, prototypy handbike'ów Jarosław Rola przetestował w ekstremalnych warunkach na sobie: zdobył na nich Śnieżkę i brał udział w wyprawie na Kilimandżaro.
Śmiech opatentowany... Nie wszystkie wynalazki służące rehabilitacji były udane. Niektóre do dziś wzbudzają bynajmniej nie podziw. W 1973 r. opatentowano „sarnie uszy", czyli nakładane na głowę duże uszy, które miały wzmacniać dźwięki. W 1997 r. ochroną patentową objęto produkcję kuli z kółkiem na końcu, przydatnej w jeździe na rolkach. W sprzedaży znajdują się okulary montowane do skóry na zasadzie piercingu. (totallyabsurd.com) |
Gdy miał 17 lat, poraził go prąd o napięciu 20 tys. woltów Wracał wieczorem do domu i nie zauważył wiszącej tuż nad ziemią obluzowanej linii wysokiego napięcia. Stracił obie nogi.
Mimo to jest niezwykle aktywny. Z kadrą paraolimpijską w narciarstwie alpejskim startował na igrzyskach w Turynie. Handbike górski powstał dlatego, że Jarosław Rola nie potrafił sobie wyobrazić życia bez gór, a na wózku zdobywanie szlaków jest niemożliwe. Potwierdza się przysłowie, że potrzeba jest matką wynalazku.
- Każda osoba niepełnosprawna wie, że nigdy nie jest tak, że np. sprzęt sportowy od razu pasuje - tłumaczy Jarosław Rola. - Zawsze jakieś drobne modyfikacje na własne potrzeby należy zrobić i dlatego osoby niepełnosprawne są tu twórcze.
Jego prototyp to napędzany siłą rąk rower z dwoma kołami z przodu i jednym z tyłu, kompletem przerzutek i hamulców. Novum w skali światowej są amortyzatory, dzięki którym przełomy i kamienie nie stanowią przeszkody, nawet przy szybkiej jeździe w dół. W ciągu roku Jarosław Rola planuje rozpocząć seryjną produkcję swojego patentu.
Motor postępu
O tym, że produkcja na własną rękę nie jest prosta, przekonał się Michał Gryt z Mysłowic. Produkuje m.in. namioty i stragany, ale kilka lat temu w Sewilli wpadł na pomysł robienia czegoś zupełnie innego. Zauważył wśród ciągnących na mecz kibiców osoby na wózkach.
- Jeden z nich do wózka przydrutował z prawej strony motorower - wspomina Michał Gryt. - Jakoś trzymał kierownicę i jechał, ale druty puściły i tuż przede mną wywrócił się. Pomagałem mu wstać. Pomyślałem, że to niemożliwe, żeby nie było pojazdu, na który by taka osoba mogła wjechać wózkiem.
Skuter, a właściwie trójkołowiec inwalidzki, wymyślił z myślą o koledze - motocykliście, który miał wypadek i stracił władzę w nogach. Michał Gryt też jest zapalonym motocyklistą. Założył, że wózek zastępuje nogi, więc na jego trójkołowiec wjeżdża się wózkiem. Rampa pojazdu jest rozkładana za pomocą pilota. Konstrukcja była nagradzana na targach, a wynalazca wyprodukował sześć swych pojazdów.
Już niemal trzy lata stoją w hali. Hamulec zaciągnęli urzędnicy. Nie chcieli zająć się homologacją skutera - ponoć nie ma przepisów na taki pojazd. Dofinansowanie przez PFRON zakupu nie jest możliwe, bo... nie wjedzie się tym do pociągu. Ministerstwo Finansów stwierdziło zaś, że nie należy się obniżenie podatku VAT z 22 na 7%, gdyż to wprawdzie sprzęt dla osób z niepełnosprawnością, ale „zastępuje funkcję poruszania się na wózku na poruszanie się wraz z wózkiem".
Skuter - wynalazek Michała Gryta. Fot.: Arch. M. Gryty
- Istnieją idiotyczne przepisy - mówi Michał Gryt - zgodnie z którymi za pojazd dla osoby niepełnosprawnej uznaje się wózki elektryczne oraz wózki o napędzie mięśni, ale nie mogą one przekraczać szybkości pieszego. A niby dlaczego?
Michał Gryt jest zdeterminowany, ponieważ przekonał się, jak ten wynalazek przywraca do życia. Jego kolega po wypadku nie przypuszczał nawet, że kiedykolwiek pojedzie motorem. Po pierwszej przejażdżce rozpłakał się. Zrobił już skuterem kilkanaście tysięcy kilometrów, ma dziewczynę, pracuje.
Znaleźli się też w końcu ludzie, którzy pomogli przebić się przez biurokratyczny mur. Do skutera przychylnie odniósł się nowy prezes PFRON, dużo też pomógł Marek Plura, poseł z Katowic.
Nobel za cierpliwość
Dla posła Plury wynalazczość to nic nowego. Jest szefem Strefy Designu Innowacji Integracji - platformy społecznej, będącej partnerem Studia Calsky Design, zajmującego się wzornictwem przemysłowym i nowymi technologiami. Od ponad 4 lat Studio projektuje też dla osób z niepełnosprawnościami.
Ostatnim pomysłem Studia jest system dla osób niewidomych MICRO LOOK. Jego użytkownik ma okulary z kamerką, z której obraz może przesłać przez telefon komórkowy, wykorzystując usługę wideorozmowy na ekran komputera osoby widzącej (e-przewodnika) i w czasie rzeczywistym uzyskać informacje o otoczeniu. To znaczna pomoc w pokonywaniu nieznanych tras, czytaniu rozkładu jazdy czy cen w sklepie.
Projekt został doceniony na zeszłorocznych Światowych Targach Wynalazczości EUREKA w Brukseli (dwa medale), a szczególne uznanie zyskał pomysł, by jako e-przewodnicy pracowały osoby z niepełnosprawnością ruchową, nawet te, które nie wstają z łóżka. Korzyści mogą być obopólne, gdyż osoby niewidome mogą za e-przewodników załatwiać np. formalności w urzędach.
System dla osób niewidomych MIKRO LOOK. Fot.: Arch. Studia Calsky Design.
- Okazuje się, że przysłowie: wiódł ślepy kulawego zmaterializowało się i coś niemożliwego staje się bardzo realne - mówi Jarosław Kałuski, który z Łukaszem Kulczakiem stworzył ten system.
Usługa mogłaby być dostępna pod jednym numerem telefonu w całym kraju, a PFRON mógłby dofinansować stanowiska e-przewodników i ich zatrudnienie. Do tego jednak daleka droga. Na razie, po powrocie z Brukseli z nagrodą zwaną Noblem w dziedzinie wynalazczości, projektanci musieli w Polsce udowadniać, że w międzynarodowym jury zasiadają fachowcy.
- Z jednej strony pojawia się wsparcie ludzi z elastycznymi umysłami, a z drugiej mamy osoby, które chowają się za murem agresji, krytykanctwa, bo wstyd im się przyznać, że nie są w stanie czegoś pojąć - mówi Jarosław Kałuski. - Tak jest na każdym szczeblu, dlatego przyjęliśmy taktykę stawiania tych osób przed faktami.
Twórcy MICRO LOOK-a, z pomocą życzliwych osób, brną do przodu. Doskonale wiedzą, że tuż za kreatywnością najważniejszą cechą wynalazcy jest cierpliwość.
Gdzie wózek nie może...
Dużo o cierpliwości wie Kazimierz Gawron, twórca ponad 50 wynalazków, emerytowany oficer lotnictwa z Gdyni. Jego modułowy robot rehabilitacyjny, choć także nagradzany w Brukseli, nie wyszedł poza fazę modelu w skali 1:3.
- Główną barierą dla osób na wózkach jest niemożność pokonywania schodów - tłumaczy. - Ja tę barierę pokonałem. Tam, gdzie nie można jechać, można się poruszać za pomocą kroczenia.
Opatentowany przez niego robot jest więc jednocześnie wózkiem inwalidzkim i schodołazem, ale także: pionizatorem, podnośnikiem, łóżkiem rehabilitacyjnym, fotelem biurowym i samochodowym, zestawem do ćwiczeń rehabilitacyjnych, a także skuterem śnieżnym.
Robot rahabilitacyjny Kazimierza Gawrona. Fot.: Arch. K. Gawrona.
Osobom ze sprawnymi rękami robot umożliwia w miarę swobodne funkcjonowanie, szczególnie pokonywanie barier architektonicznych, wyręcza też w wielu czynnościach opiekunów osób niesamodzielnych. Co ciekawe, napęd jest hybrydowy - łączy silnik elektryczny z obsługiwanym ręcznie układem hydraulicznym. Proporcje wykorzystania obu rodzajów napędu zależne są od stopnia sprawności użytkownika. Akumulator jest dość mały, ale lekki. Aby wykonać energochłonną czynność, np. wejść po schodach, należy użyć kierownicy jako pompy hydraulicznej i skumulować potrzebną do tego energię.
Według Kazimierza Gawrona, aby wygrać, trzeba grać. Dlatego on często pojawia się na wystawach i targach. Zawsze towarzyszy mu wielkie zainteresowanie. Nie uważa jednak robota za wynalazek.
- Jest to raczej racjonalizacja, czyli rozszerzenie istniejącego stanu rzeczy, udoskonalanie - uważa skromnie.
Wibrujący nietoperz
Przeciwko nazywaniu go wynalazcą protestuje również Tomasz Wiśniewski z Torunia. Jego sonda ultradźwiękowa dla osób niewidomych to efekt pracy magisterskiej na Wydziale Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Promotor zaproponował mu kilka tematów, jedną z nich była sonda.
- Wtedy nawet nie myślałem, żeby pomagać osobom niewidomym, chciałem tę pracę zrobić i uzyskać tytuł magistra inżyniera - mówi Tomasz Wiśniewski.
Pierwszy model działającego jak nietoperz urządzenia wykrywał jedynie ściany znajdujące się przed użytkownikiem. Potem powstały jeszcze trzy wersje, ostatnia wielkości telefonu komórkowego. Wibracjami ostrzega przed przeszkodami do 2,5 m przed manewrującą na lewo i prawo sondą.
Mimo pozytywnych opinii o urządzeniu, także od osób niewidomych, a także sporego rozgłosu - dzięki głównej nagrodzie w konkursie Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości - sprawa sondy stanęła w miejscu. Tomasz Wiśniewski nie wie, czy urządzenie kiedykolwiek znajdzie się na rynku.
- Ja to robię po godzinach, a pracuję w branży, która ma niewiele z tym wspólnego, to moje hobby - mówi młody projektant. - Może kiedyś coś będę z tego miał, na razie tylko wkładam pieniądze.
Podobne urządzenia produkcji zachodniej kosztują 1-3 tys. zł. Tomasz Wiśniewski twierdzi, że przy seryjnej produkcji i dofinansowaniu z PFRON pojedynczy egzemplarz kosztowałby osobę niewidomą 10-20 zł. Do uruchomienia produkcji potrzeba jednak ok. 50 tys. zł, głównie na wykonanie specjalnej obudowy i uzyskanie atestów. Chętnych inwestorów - jak zwykle - nie ma.
Zygmunt Jazukiewicz, publicysta „Przeglądu Technicznego"
Wynalazek to nie wszystko
Podejrzewam, że rynek sprzętu rehabilitacyjnego opanowany jest przez duże firmy, dla których produkcja niszowych wynalazków jest nieopłacalna. Serie produkcyjne byłyby zbyt krótkie. Firmy raczej doskonalą swoje produkty. Wynalazki to zwykle przedsięwzięcia dla niedużych firm innowacyjnych, które specjalizują się w takich rzeczach. Łatwiej ten sektor nimi zainteresować szczególnie dlatego, że na wszystkich wystawach wynalazczych duże zainteresowanie wzbudzają projekty z trzech dziedzin: sprzętu medycznego, rehabilitacyjnego i ekologii. |
Ręce w tułów
Koszty są także zmorą opracowujących rewolucyjne rozwiązania naukowców. Projekt Thetos powstaje niemal wyłącznie w ramach obowiązków (i uposażeń) pracowników naukowych Politechniki Śląskiej, pracujących pod kierunkiem dr. Przemysława Szmala. W ciągu 11 lat pracy nad projektem zespołowi udało się zdobyć ledwie dwa granty.
Thetos to program komputerowy, który tłumaczy teksty z języka polskiego na polski język migowy. U podstaw jego tworzenia leżą trudności osób niesłyszących z czytaniem. Po wpisaniu tekstu przeznaczonego do tłumaczenia program odczytuje wyrazy oraz przeprowadza analizę składniową i semantyczną, rozpoznając znaczenie danego zdania. Następnie w odwrotnej kolejności wykonuje podobne czynności, by wygenerować ciąg słów, który odda treść wypowiedzi zgodnie z regułami gramatycznymi języka migowego. Ciąg znaków pokazuje na ekranie monitora animowana postać ludzka, czyli awatar.
Prace nad programem ciągną się od 1997 roku. Kłopoty były dość nietypowe. Trzeba było np. „nauczyć" awatara, by jego ręce mijały się, a nie przenikały przez siebie, albo żeby nie pakował dłoni w tułów. W pierwszej wersji programu odbiorca był w stanie zrozumieć maksymalnie kilkanaście procent gestów. W najnowszej - z lata 2008 roku - już niemal wszystkie. Co ciekawe, teoretycznie awatar może być, kim chcemy - znaną aktorką, ulubionym sportowcem, postacią z kreskówki. Byle miał ludzką sylwetkę i 10 palców u rąk.
Plany przewidują, że na początku Thetos trafi do śląskich urzędów w ramach planowanego do wdrożenia Wirtualnego Konsultanta Usług Publicznych. Na razie jednak potrzebny jest menedżer, który znalazłby sponsora na kontynuowanie prac. Na dotacje państwowe nie zawsze można liczyć.
- Są konkursy na finansowanie projektów badawczych przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego - tłumaczy dr Przemysław Szmal. - Zgłaszaliśmy w konkursie zimowym projekt, w którym zakładaliśmy rozbudowę części animacyjnej. Na konkurs w naszej kategorii wpłynęło podobno 35 wniosków. Nasz projekt został sklasyfikowany na 5. pozycji i nie dostał finansowania. To jest żałosne. Daleko w ten sposób nie zajdziemy.
Trudno się z tym nie zgodzić.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz