Viktoria Modesta: Jestem małą kosmitką
„Pytałam w duchu, co, do diabła, uprawnia was do zakładania, że będę życiowym nieudacznikiem? Skupcie się na swoim życiu, znajdźcie lepszą pracę, zamiast osądzać mnie” – mówi w wywiadzie Viktoria Modesta, gość specjalny Wielkiej Gali Integracji.
Agnieszka Fiedorowicz: Mottem tegorocznej Wielkiej Gali Integracji była „Droga na szczyt”, która bywa niezwykle trudna. Jak było w twoim przypadku?
Viktoria Modesta: Wolałabym myśleć, że przede mną jest jeszcze bardzo długa droga na szczyt, bo nie czuję, że już go zdobyłam. Ale fakt, droga, którą już przebyłam, była jak jazda kolejką górską. Na górę i gwałtownie w dół – trzeba się z tym liczyć, gdy próbujesz zrobić coś trudnego czy nowego. Myślę, że słowo „przygoda” też dobrze by określiło moją drogę.
Cofnijmy się w czasie. Czy mała Viktoria, mieszkającą na Łotwie dziewczynka, która spędza większość czasu w szpitalach, przechodząc bolesne operacje nogi, była sobie w stanie wyobrazić, że stanie się gwiazdą?
Tak. Marzyłam o naprawdę zdumiewającym, pełnym przygód życiu.
Wspominałaś w wywiadach, że choć urodziłaś się z uszkodzoną podczas porodu nogą, twoja mama zawsze w ciebie wierzyła, dostrzegła, że „masz w sobie iskrę”.
Podsycała we mnie wolnego ducha. Nie przejmowała się tak strasznie tym wszystkim, co działo się wokół mnie w związku z chorobą, przez co ja też się nie bałam. Zamiast mówić mi, że jestem chora, ona mówiła: „jesteś inna, wyjątkowa”...
Mówiła: „Jesteś przybyszem z obcej planety”...
Tak, to prawda, często sobie żartowałyśmy, że wcale mnie nie urodziła, tylko znalazła w lesie, a tak naprawdę jestem małą kosmitką. Była bardzo młoda, kiedy mnie urodziła, miała zaledwie 17 lat. To, co mówiła, było słodkie i w sumie pozwalało mi przetrwać! Z jednej strony była rzeczywistość, której nie lubiłam, która czyniła mnie nieszczęśliwą, ale z drugiej był świat marzeń, który był ekscytujący, w którym wszystkiego mogłam próbować. To tam spędzałam większość czasu. Zawsze też wyobrażałam siebie, że nie ma rzeczy niemożliwych i od wczesnego dzieciństwa byłam przekonana, że nikt nie jest lepszy ode mnie i ja jestem taka, jak inni. Koniec końców wszyscy ci wielcy ludzie, którzy tworzą muzykę, sztukę, są tylko ludźmi.
Marzyłaś o czymś konkretnym? O śpiewaniu, byciu modelką?
O wszystkim: o podróżowaniu, próbowaniu nowego jedzenia...
Viktoria Modesta wchodzi na scenę podczas Wielkiej Gali Integracji. W tle prezes Integracji, Piotr Pawłowski
Marzenie o podróżowaniu szybko się spełniło. Gdy miałaś 12 lat, przeprowadziłaś się do Londynu. Czy to był szok dla dziewczynki z Łotwy?
Nie ujęłabym tego w kategoriach wielkomiejskiego szoku, bo małomiasteczkowa mentalność to nie moja działka. Zawsze miałam szerokie horyzonty, czytałam dużo zagranicznej prasy, oglądałam zagraniczne filmy. To był szok w rodzaju: to jest zupełnie inny świat, niż ten, w którym do tej pory żyłam.
A czy ludzie w tym świecie okazali się bardziej otwarci na np. twoją niepełnosprawność?
Niespecjalnie. Ale z czasem sprawiłam, że zaczęli mnie akceptować. Bo to nie jest tak, że w cudowny sposób znajdujesz grupę ludzi, którzy traktują cię w sposób, o jakim zawsze marzyłaś. Musisz ich nauczyć, jak chcesz być traktowana. Kiedy chodziłam do szkoły, byłam prześladowana, i to mocno. Było ku temu wiele powodów: nie mówiłam dobrze po angielsku, wyglądałam dziwnie, byłam kulawa, a równocześnie interesowałam się modą. Na szczęście plusem Wielkiej Brytanii jest niesamowita różnorodność, jest tyle grup społecznych, jest tyle możliwości, więc jeśli chcesz zmienić swoje życie, to możesz to zrobić.
Ty poszłaś w radykalne zmiany. Rzuciłaś szkołę jako czternastolatka i wkroczyłaś do świata tzw. alternatywnej sceny. Wizja czternastoletniej Viktorii w znanym londyńskim klubie dla fetyszystów „Torture Garden” nieco mnie przeraża...
Ale dla mnie to było w tamtym czasie zdecydowanie właściwe miejsce. Wreszcie mogłam przebywać z ludźmi, którzy mieli w nosie to, jak wyglądam, a alternatywna scena dawała niesamowite możliwości kreacji. Przez cztery lata spróbowałam wszystkiego, na co miałam ochotę. Ekstremalne życie szpitalne na Łotwie zamieniłam na ekstremalne życie w londyńskich klubach. I poczułam, jak to jest nie przejmować się „głupotami”, tym wszystkim, co mówią ci nauczyciele, rodzice, rodzina...
Głupotami?
Byłam wtedy niezłą buntowniczką, robiłam wszystko, na co miałam ochotę! W sumie to wiele się nie zmieniłam, tylko teraz jestem trochę mądrzejsza. Przełomowy był dla mnie moment, w którym zrozumiałam, że jeśli nauczę się porządnie angielskiego, tutejszej kultury, zostanę uznana za Brytyjkę. To nigdy nie byłoby możliwe na Łotwie, bo choć miałam łotewskie obywatelstwo, mówiłam po rosyjsku.
Pochodzisz z rosyjskiej mniejszości na Łotwie?
Tak, i zawsze byłam i byłabym traktowana, jak outsider. I jeszcze ta moja noga! I natarczywe pytania ludzi: „co ty ze sobą zrobisz?”...
„... nigdy nie znajdziesz pracy, nigdy nie znajdziesz męża...”
… wypowiadane przez ludzi, którzy tak naprawdę niczego wielkiego w życiu nie osiągnęli. Pytałam w duchu, co, do diabła, uprawnia was do zakładania, że będę życiowym nieudacznikiem? Skupcie się na swoim życiu, znajdźcie lepszą pracę, bądźcie milsi dla rodziny, zamiast osądzać mnie.
Mocne słowa.
Długo to wszystko we mnie siedziało. Kiedy przyjechałam do Londynu, było we mnie sporo gniewu, a raczej niechęci do rodziny i tego gadania. To się skończyło, gdy zaczęłam odnosić sukcesy. Bo jeśli już się sprawdzisz, udowodnisz sobie, że nie jesteś ofiarą losu, jak ci wmawiano, to dalsze nakręcanie się jest bez sensu. Ale widzę teraz, że życie wielu ludzi jest pozbawione wyzwań, że każdy ma w miarę dobrą pracę i pewien poziom bezpieczeństwa, ale to wszystko jest takie średnie...
Nudne?
To zabija w nas energię, instynkt przetrwania. Chodzi mi o to, że czasem porażki, traumatyczne zdarzenia są potrzebne, by pobudzić do działania.
To ten instynkt popchnął cię do decyzji o amputacji niesprawnej nogi?
Zdecydowanie!
Dla wielu ludzi amputacja to wielka trauma, a ty mówisz, że dla ciebie to było jak...
Jak Boże Narodzenie!
Mnie jeszcze bardziej podobała się twoja metafora, że to było jak „przesiadka z klasy ekonomicznej do biznesowej”.
Przeszłam 15 operacji nogi, ale poza tym moje ciało było zdrowe. Problem stanowiła tylko ta zdeformowana lewa noga. Zadałam więc sobie pytanie: czy chcę resztę życia cierpieć, zmagając się z tą nogą, czy chcę ją wymienić na nogę sztuczną i rozkwitnąć, stać się sprawną, zdrową? Wybrałam to drugie.
Viktoria z Nagrodą Specjalną Przyjaciel Integracji
Amputacja to jedno. Ale jak wpadłaś na pomysł, by użyć protezy do wyrażania siebie? Czy natchnęła cię do tego Sophie de Oliveira Barata, która tworzy te niesamowite protezy w ramach The Alternative Limb Project?
Nie. Ten pomysł przyszedł do mnie przed poznaniem Sophie.
Początkowo nosiłaś zwykłe protezy.
Już moja trzecia proteza była artystyczna – cała skórzana.
Ja najbardziej lubię tę czarną, w kształcie szpikulca, którą nosisz w teledysku „Prototype”.
Tak, jest świetna!
Najwyższy obcas na świecie.
Dokładnie! Inspirowała mnie też Aimee Mullins, paraolimpijka i modelka, która ma kolekcję artystycznych protez.
Ale większość ludzi robi wszystko, by ukryć fakt noszenia protezy...
To prawda i nie ma w tym nic złego. Ja też tak czasem robię. Wiesz, dlaczego? Bo nie chcę być definiowana jedynie przez fakt noszenia protez. To tak, jakbyś ty była postrzegana przez fakt, że nosisz okulary. Nie chcesz ciągle o nich myśleć, zwykle po prostu je zakładasz i robisz swoje. Czasem, przy specjalnej okazji, możesz założyć jakieś wystrzałowe oprawki i zrobić z tego show! I podobnie jest z moimi protezami.
Ale zmieniasz w ten sposób świadomość. Może za kilka lat będziemy nosić protetyczne dzieła sztuki, żeby się popisać, tak jak dziś paradujemy z torebkami od Louisa Vuittona czy ciuchami od Dolce&Gabbana?
Jak popatrzysz na modę, to zauważysz, że nie każdemu pasuje ekstrawagancja. Większość ludzi woli nosić tzw. modę ulicy. Najważniejsze jest to, by czuć się z tym, co się nosi, dobrze i komfortowo. Jeśli pracujesz w bankowości lub jako prawnik, to ekstrawagancka proteza zwyczajnie nie pasuje do twojego stylu życia i jest OK, że nosisz zwykłą, funkcjonalną protezę. Mam nadzieję, że dzięki postępowi technologicznemu za 10, 20 lat w ogóle nie będziemy mówili o niepełnosprawności. Ale ciągle zdarza mi się jeździć po świecie i słyszeć takie określenia, jak: „kaleka”, „upośledzona”. Ja się taka nie czuję. Ale zastanawiam się, dlaczego ludzie, a może i same osoby z niepełnosprawnością, ustawiają tak nisko poprzeczkę? Przecież jesteśmy mądrzy, mamy dostęp do wielu rzeczy. Możemy mieć pracę, związki. Ale to nie przyjdzie samo. To nie jest tak, że ktoś przyjdzie wyciągnąć cię z łóżka i powie: „mam dla ciebie plan”. Ze mną przynajmniej tak nie było. To, do czego doszłam, osiągnęłam ciężko pracując przez ostatnie kilkanaście lat, robiąc to, w co wierzę.
Czyli niepełnosprawność to stan umysłu?
Na 100 procent. Będąc tzw. sprawnym, ale nie realizując marzeń, bojąc się zmian, jesteśmy w głębi ducha niepełnosprawni. Popatrz, ilu ludzi marnuje swoje życie nie pracując, całe życie spędzając na kanapie, obżerając się. To błąd obwiniać swoje ciało, które ma defekt. Ono nie jest barierą do szczęścia. Znam ludzi, którzy mają wszystko, a są bardzo nieszczęśliwi, ale mogę pojechać do zapadłej wioski w Indiach, gdzie ludzie żyją w biedzie i są szczęśliwi. Wszystko zależy od tego, czy skupiasz się na negatywach, czy pozytywach.
Można powiedzieć: tobie, Viktoria, łatwo tak mówić!
Spotykam czasem ludzi, którzy mi właśnie tak mówią: „ty to masz dobrze, podróżujesz po świecie, nosisz fajne ciuchy”, a ja odpowiadam, że bywały takie dni w moim dzieciństwie, że moja babcia zastanawiała się, skąd weźmie jedzenie na obiad, że przyjechałam do Londynu i nikogo tu nie znałam, że na to wszystko ciężko zapracowałam, to nie spadło mi z drzewa.
Od lewej dziennikarz i szef działu towarzyskiego magazynu "Gala", Marcin Cejrowski, Viktoria Modesta i tłumaczka
Właśnie! Wracając do pracy. Kiedy Channel 4 zaproponował ci wzięcie udziału w projekcie „Born Risky”, wahałaś się, nie byłaś pewna, czy chcesz wziąć udział w projekcie związanym z niepełnosprawnością...
Nie byłam przekonana, ze jestem uprawniona, by przemawiać w imieniu osób niepełnosprawnych, mówić o rzeczach, o których w sumie niewiele wiem.
Co sprawiło, że zmieniłaś zdanie? Perspektywa bycia pierwsza bioniczną artystką była pociągająca?
Początkowo nie. Ale miałam już za sobą doświadczenie występu podczas ceremonii zamknięcia Igrzysk Paraolimpijskich w Londynie, na których czułam się dziwnie, bo cała ta impreza kręciła się wokół konceptu...
... tych „biednych, dzielnych sportowców”.
OK, to wspaniałe, że są dzielni, ale co z ich intelektem, ich zdolnościami przywódczymi, ich seksualnością? Gdzie to wszystko jest? Zdałam sobie sprawę, że mamy kilku paraolimpijczyków, którzy są rozpoznawalni i podziwiani, ale nie znajdę takich ludzi w świecie mody, sztuki! Tą ścieżką nie poszedł nikt przede mną.
Więc zgłosiłaś się na ochotnika.
By przetrzeć szlak. I zobaczyć, dokąd prowadzi.
Jak to dokąd? Na szczyt! Viktoria Modesta sprawiła, że „niepełnosprawność stała się sexy” – pisała prasa.
Uważam, że to wulgarne uproszczenie. Chodziło mi raczej o to, by pokazać coś tak intrygującego, a zarazem atrakcyjnego, by zmusić ludzi do myślenia, dyskusji. Wielu ludzi było zszokowanych. Miało dysonans poznawczy. Patrzyli na dziewczynę, która nie ma nogi, i ta dziewczyna wydawała im się atrakcyjna. Czy to normalne? I jeszcze ta dziewczyna była trochę niebezpieczna.
Trochę? Emanowała z ciebie potęga, władczość, istna caryca...
(śmiech) Kiedy zastanawialiśmy się nad klipem „Prototype”, zadawaliśmy sobie takie pytania: jak daleko możemy się posunąć? Jak daleko odejść od tradycyjnego „pochylania się” nad niepełnosprawnością?
Viktoria Modesta udziela wywiadu podczas Wielkiej Gali Integracji
Faktycznie, można odejść dość daleko. Czy spodziewałaś się, że odniesiesz taki sukces? Miliony ludzi oglądających twój klip „Prototype”, reportaże w wielu pismach...
To wciąż dla mnie dziwne. Myślę, że nikt podczas kręcenia klipu „Prototype” nie przewidywał, jak ważny on się stanie i jaki sukces odniesie. W czasie kręcenia klipu skupiałam się na pokazaniu prawdy, pokazaniu mojego życia, tego, nad czym pracowałam tyle lat, mojej jakże odmiennej tożsamości, z jaką się urodziłam. To ekscytujące, że nikt nie robi tego, co ja!
Stałaś się symbolem dla wielu osób z niepełnosprawnością.
Mogę tylko mówić tu o moim prywatnym doświadczeniu, mojej historii. Nigdy nie miałam na celu mówić w imieniu jakieś szerokiej grupy ludzi. Obce są mi doświadczenia, z jakimi zmaga się np. osoba poruszająca się na wózku. Tak samo jak tobie. Nie możemy udawać, że coś o tym wiemy, bo tego nie doświadczyłyśmy. Problemów, z jakimi zmaga się osoba całkowicie sparaliżowana, która traci kontrolę nad całym swoim ciałem, nie da się porównać do sytuacji osoby takiej jak ja, po amputacji. Dla mnie w ogóle takie generalizowanie i mówienie o „niepełnosprawności” jest szalone! Przecież pod tym ogólnym określeniem kryje się taka różnorodność doświadczeń. To tak, jakby mówić w imieniu „społeczności wszystkich blondynów”! Jak można wszystkich tych ludzi wrzucać do jednego worka? Po co w ogóle to robić? To sprawia, że przestajemy patrzeć na człowieka jak na jednostkę.
Spadła na ciebie po tym teledysku fala tzw. hejtu?
Nie spotkałam się osobiście z negatywnymi komentarzami, ale wielu ludzi miało problem ze zrozumieniem tego, co właśnie obejrzeli. Pisali: „Channel 4 wykorzystał tę dziewczynę, zrobił z tego jakiś cyrk”, „ubrała się, jak inne gwiazdy pop”.
Lady Gaga z niepełnosprawnością?
Chwila moment! Byłam modelką, noszącą ubrania typu „fetish” na długo przed tym, nim Lady Gaga w ogóle pojawiła się na scenie muzycznej! Moi fani mogą znaleźć moje zdjęcia jako 15-latki, gdy wyglądałam niemal dokładnie tak, ja teraz w „Prototype”.
Więc to Lady Gaga zżynała z ciebie?
(śmiech) Ten teledysk to prawdziwa historia tego, co przeszłam, suma wszystkich moich doświadczeń, jakie zdobyłam na alternatywnej scenie. Jedni krytykują mój głos, inni ciało. Ale w „Prototype” to jestem ja. Prawdziwa ja. I krytyka nie ma dla mnie znaczenia. Wierzę w to, co robię.
Zauważyłaś, że jesteś ciągle w drodze na szczyt. Jakie masz najbliższe plany? Jakiś Mount Everest do zdobycia?
Próbuję wielu rzeczy, współpracuję z naukowcami, reżyserami, projektantami. To ciekawe, że wspomniałaś akurat o Mount Evereście. Planuję w przyszłym roku wykonać skok ze spadochronem z Mount Everestu właśnie. 10 tysięcy metrów w dół! Zapowiada się niezła jazda!
Czy ktoś przed tobą zdecydował się na taki wyczyn?
Sporo ludzi, ale oczywiście ja będę pierwszą dziewczyną po amputacji.
To trzymam kciuki! Powodzenia!
Dziękuję!
Patronat honorowy Wielkiej Gali Integracji 2015
Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Pan Andrzej Duda
Partnerzy instytucjonalni
Projekt współfinansowany
ze środków
PFRON i Urzędu m.st. Warszawy
Partnerzy strategiczni
Partnerzy
Partner technologiczny
Współpraca
Patronat medialny
Organizator
Komentarze
-
Odradzam!
22.11.2015, 14:43Pani Viktorio! Nikt Pani nie mówił, że skok z Mount Everestu na spadochronie nadwyrężyć lub wręcz uśmiercić może tą wspaniałą protezę która i tak zrobiła wszystko co mogła bo na większy szczyt wywindowała Panią, na uznanie , szacunek oraz miłość ludzi. Nie można zatem nadużywać zaufania a wszelkimi sposobami utrzymywać status quo a takie manewry mogą spowodować status quo ante - wszystkiego najlepszego.odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz