Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Ojciec chrzestny z rakietą

19.11.2008
Autor: tekst: Filip Miłuński, fot.: Filip Miłuński, Piotr Stanisławski
Źródło: inf. własna

- Mnie wyciągnęła na świat koleżanka. Zabrała mnie na pierwszy trening tenisa na wózkach. Gdybym na niego nie poszedł - siedziałbym teraz pewnie w domu przed telewizorem, nie miałbym przyjaciół, nie miałbym klubu sportowego, nie zobaczyłbym wielu niezwykłych miejsc na świecie, nie pojechałbym na olimpiadę, za to byłbym pewnie w kiepskiej kondycji zdrowotnej. Na szczęście dałem się wtedy wyciągnąć z domu i to odmieniło moje życie – mówi Albin Batycki, laureat nagrody „Człowiek bez Barier 2008”.

- Człowieka, który jako pierwszy wyciąga osobę na wózku z domu, pokazuje jej możliwość aktywnego życia - nazywamy matką lub ojcem chrzestnym. Bo pomaga narodzić się na nowo, uwierzyć, że z niepełnosprawnością można żyć. Mnie wyciągnęła kiedyś koleżanka, dziś ja wyciągam na świat innych – mówi z uśmiechem Batycki. – Ja wierzę w to, że jeśli dajesz, to do ciebie wraca – dodaje.

zdjęcie: Albin Batycki, fot.: Filip Miłuński
Albin Batycki, fot.: Filip Miłuński

Rozmowa toczy się przy herbacie. Siedzimy w pięknym, jednorodzinnym domu Batyckich w Koźminie Wielkopolskim. Domu całkowicie dostosowanym, bez barier. Batycki zamiast dostosowywać stary dom, wybudował nowy od podstaw. Podobnie postąpił zakładając klub sportowy, organizując międzynarodowe turnieje tenisowe, działając w Polskim Komitecie Paraolimpijskim, Polskim Związku Tenisa na Wózkach i w lokalnych organizacjach.

Ten skromny człowiek sprawia wrażenie jakby tworzył miejsca bez barier, omijał istniejące przeszkody nie zauważając ich. Gdy spokojnym głosem opowiada mi o swoim nietuzinkowym życiu, nie wspomina o żadnych przeszkodach, o walce. Po prostu mówi o tym co robi. Ulegam złudzeniu, że bariery i ich przełamywanie nie są kwestią, bo jakby ich nie było. Zaczynam wierzyć, że nagroda o nazwie „Człowiek bez Barier” trafiła w odpowiednie ręce.

Pierwszy puchar
Początek niezwykłej drogi Albina Batyckiego jest podobny do wielu historii osób z niepełnosprawnością. Wypadek w wieku 21 lat, złamanie kręgosłupa, szok i panika po wylądowaniu na wózku, powolne przystosowywanie się do życia z niepełnosprawnością.

- Samo wyjście na pierwszy trening tenisa na wózku nie było jeszcze tym przełomowym momentem. Zacząłem grać, spodobało mi się i wreszcie pojechałem na pierwsze zawody – wspomina Batycki. – Chciałem tylko poznać ludzi, zobaczyć jak to jest. I nagle wygrywam kilka meczy i wracam do domu z pierwszym, mało znaczącym pucharkiem, ale z olbrzymią energią. Wtedy - na tych lokalnych zawodach - pierwszy raz poczułem, że mogę być w czymś dobry, że nawet siedząc na wózku mogę coś osiągnąć. To był przełomowy moment.

Batycki zaczyna regularne treningi jeżdżąc prawie sto kilometrów do Wrocławia, co jest dość uciążliwe. Zaczyna myśleć o stworzeniu bazy treningowej na miejscu, w swoim Koźminie Wielkopolskim.

Z parku do Pekinu
Pomysł założenia klubu tenisowego w liczącym niecałe 7000 mieszkańców Koźminie Wielkopolskim mógł wydawać się na pierwszy rzut oka absurdalny. Batycki jednak nie myślał w ten sposób. Spacerując po miejskim parku zauważył zaniedbany, opuszczony kort tenisowy. Dowiedział się, że jego właścicielem jest - będący w stanie agonii - klub działający przy TKKFie. Zaczął starać się o wsparcie lokalnych władz i wraz z czterema innymi osobami założył w Koźminie Wielkopolskim Integracyjny Klub Sportowy „Spartakus”.

- Od początku chcieliśmy żeby to był klub integracyjny, żeby mogli w nim ćwiczyć wszyscy. Zresztą znalezienie w samym Koźminie tylu niepełnosprawnych tenisistów aby założyć osobny klub byłoby niemożliwe – wspomina z uśmiechem.

zdjęcie: Albin Batycki, fot.: Filip Miłuński
Albin Batycki, fot.: Filip Miłuński

I właśnie poszukiwanie zawodników staje się największym wyzwaniem. 

- „Łapanie”, namawianie osób niepełnosprawnych jest niezbędne. Gdy na ulicy widzę jakąś osobę z niepełnosprawnością, zatrzymuję się, zagaduję ją, opowiadam o tenisie. Staram się zachęcić, aby odwiedziła klub i spróbowała swoich sił. Z 16 osób niepełnosprawnych, które trenują teraz w naszym klubie, jedna została tu skierowana przez Polski Związek Tenisa na Wózkach. Pozostałe 15 zwerbowałem sam – opowiada Batycki.



Znalezienie zawodnika to jednak dopiero połowa sukcesu.
- Tenis na wózku to trudny sport. Z 10 osób, które przyjdą na pierwszych kilka treningów, na stałe zostaje jedna. Pamiętam, że gdy byłem początkującym tenisistą usłyszałem od doświadczonego zawodnika, że on po mniej więcej siedmiu latach zaczął rozumieć o co w tym sporcie chodzi. Byłem zaskoczony. Dziś - po 13 latach gry - go rozumiem. Wiele osób zniechęca się po pewnym czasie nie widząc szybkich efektów, a to jest po prostu bardzo trudny sport – zsynchronizowanie ruchów wózka z odbijaniem piłki, przewidywaniem toru jej lotu - to prawdziwa sztuka. Na jej poznanie potrzeba kilku lat. Nawet zawodowi, pełnosprawni tenisiści, siadając na wózek nie są w stanie wykonać choćby kilku odbić – wyjaśnia Batycki.

Klub jednak rozwijał się, przybywali nowi zawodnicy, zarówno pełno- jak i niepełnosprawni. Kolejnym krokiem było poszerzenie bazy treningowej.

- Udało nam się wybudować trzy korty, ogrodzony, profesjonalny obiekt. Kosztowało to dwadzieścia parę tys. zł. I mnóstwo pracy. Pomagali członkowie klubu – tu elektryk, tu budowlaniec, tu inny spec. Tak powstała baza, która jest w zupełności wystarczająca. Następnym krokiem jest nakrycie kortów, abyśmy mogli trenować w zimie – opowiada tenisista pokazując mi ogrodzone korty.

Batycki rozwijał się szybko nie tylko jako działacz, ale również jako sportowiec. Został powołany do Kadry Narodowej i zaczął starty w turniejach ogólnopolskich i światowych. Wygrywał aż 5 razy w kategorii A w Międzynarodowych Mistrzostwach w Polsce, na Słowacji, w Czechach, Belgii i na Węgrzech. Inne jego osiągnięcia krajowe to: 8 razy trzecia lokata w grze singlowej, 3 razy pierwsza lokata w grze deblowej i 5 razy druga lokata – także w deblu.

Jest zwycięzcą Turnieju Warszawskiego i Moskiewskiego Turnieju Równych Szans. Od 2001 r., w drużynowych Mistrzostwach Świata zawsze mieści się w pierwszej siódemce. W 2004 r. otrzymał nominację do kadry narodowej na igrzyska paraolimpijskie w Atenach. Do dziś - zapierającą dech w piersiach ceremonię otwarcia i wejście na stadion wśród najlepszych sportowców świata - uważa za najpiękniejszą chwilę w życiu. Niedawno podobne wzruszenie przeżył po raz drugi - podczas Paraolimpiady w Pekinie. Zwieńczeniem wciąż rozwijającej się kariery Batyckiego jest zdobyty na tydzień przed wręczeniem nagrody „Człowiek bez barier” tytuł Mistrza Polski w grze singlowej.

zdjęcie: Albin Batycki, fot.: Filip Miłuński
Albin Batycki, fot.: Filip Miłuński

Łokieć działacza
Choć zawodnik nie skupia się na problemach były i trudne chwile w jego karierze.

- W 2001 roku dopadł mnie tzw. „łokieć tenisisty”. Przez kilkanaście miesięcy w ogóle nie mogłem grać. Wydarzyło się to w momencie gdy naprawdę rozwinąłem skrzydła, zacząłem być naprawdę dobry w czymś, czemu poświęciłem już kilka lat życia. Tymczasem pojawiło się zagrożenie, że nie będę już mógł grać w tenisa. To było bardzo trudne – opowiada. - Wtedy pomógł mi klub. Przez ponad rok nie byłem zawodnikiem, a właśnie działaczem. Dzięki temu że miałem co robić, nie załamałem się. Potem wróciłem do gry.

Ostatnie lata w klubie to dążenie do dalszego rozwoju. „Spartakus” organizuje tenisowe obozy dla młodzieży. Do Koźmina Wielkopolskiego przyjeżdżają ludzie niemal z całej Polski po to, by uczyć się grać w tenisa.

- Staram się zainteresować naszą działalnością świat biznesu, szukam sponsorów. To nie jest łatwe. Niestety w większości firm, do których przyjeżdżam jako działacz klubu z konkretną propozycją reklamy w zamian za sponsorowanie zawodników, jestem postrzegany jako osoba niepełnosprawna, z którą nie rozmawia się poważnie tylko raczej lituje nad jej losem. Bariery mentalne zmieniają się najwolniej, ale nie należy się poddawać – mówi Batycki.

zdjęcie: Maria Kaczyńska i Albin Batycki podczas Gali w Teatrze Wielkim w Warszawie, fot.: Piotr Stanisławski
Maria Kaczyńska i Albin Batycki podczas Gali w Teatrze Wielkim w Warszawie, fot.: Piotr Stanisławski

Gdy pytam o wpływ tenisa na jego życie jako osoby z niepełnosprawnością pojawia się kilka wątków. Najpierw wskazuje na zdrowie.

- Jeśli chodzi o schorzenia kręgosłupa, tenis jest jedną z najlepszych form rehabilitacji. Z moim schorzeniem powinienem codziennie wykonywać żmudne ćwiczenia rehabilitacyjne. Dzięki tenisowi nie potrzebuje ich i jestem w świetnej formie – wyjaśnia.

Jednak sport wpływa na ludzi w dużo większym stopniu.
- Dziś w klubie mamy specyficzny „problem”. Oblegany zwykle kort - przed południem świeci pustkami. Pewien człowiek spytał mnie: dlaczego wtedy nie ćwiczą niepełnosprawni? Odpowiedziałem: Wszyscy są wtedy w pracy! To tak właśnie działa – osoby, które kilka lat temu były przywożone przez rodzinę na pierwsze treningi jako bezradni, niesamodzielni ludzie, dziś jeżdżą sami, pracują, są aktywni – po prostu prowadzą normalne życie. Tenis pomógł im uwierzyć w siebie – kończy Albin Batycki.



 

Komentarz

  • GRATULACJE!
    agata
    22.11.2008, 17:23
    WIĘCEJ TAKICH LUDZI, KTÓRZY NIE MYŚLĄ TYLKO O SOBIE I TO MIMO "PRZYJEMNOŚCI" KTÓRE JE SPOTYKAJĄ... NIESTETY MAŁO KTO TO POTRAFI.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas