Ojciec chrzestny z rakietą
- Mnie wyciągnęła na świat koleżanka. Zabrała mnie na
pierwszy trening tenisa na wózkach. Gdybym na niego nie poszedł -
siedziałbym teraz pewnie w domu przed telewizorem, nie miałbym
przyjaciół, nie miałbym klubu sportowego, nie zobaczyłbym wielu
niezwykłych miejsc na świecie, nie pojechałbym na olimpiadę, za to
byłbym pewnie w kiepskiej kondycji zdrowotnej. Na szczęście dałem
się wtedy wyciągnąć z domu i to odmieniło moje życie – mówi Albin
Batycki, laureat nagrody „Człowiek bez Barier 2008”.
- Człowieka, który jako pierwszy wyciąga osobę na wózku z domu,
pokazuje jej możliwość aktywnego życia - nazywamy matką lub ojcem
chrzestnym. Bo pomaga narodzić się na nowo, uwierzyć, że z
niepełnosprawnością można żyć. Mnie wyciągnęła kiedyś koleżanka,
dziś ja wyciągam na świat innych – mówi z uśmiechem Batycki. – Ja
wierzę w to, że jeśli dajesz, to do ciebie wraca – dodaje.
Albin Batycki, fot.: Filip Miłuński
Rozmowa toczy się przy herbacie. Siedzimy w pięknym, jednorodzinnym
domu Batyckich w Koźminie Wielkopolskim. Domu całkowicie
dostosowanym, bez barier. Batycki zamiast dostosowywać stary dom,
wybudował nowy od podstaw. Podobnie postąpił zakładając klub
sportowy, organizując międzynarodowe turnieje tenisowe, działając w
Polskim Komitecie Paraolimpijskim, Polskim Związku Tenisa na
Wózkach i w lokalnych organizacjach.
Ten skromny człowiek sprawia wrażenie jakby tworzył miejsca bez
barier, omijał istniejące przeszkody nie zauważając ich. Gdy
spokojnym głosem opowiada mi o swoim nietuzinkowym życiu, nie
wspomina o żadnych przeszkodach, o walce. Po prostu mówi o tym co
robi. Ulegam złudzeniu, że bariery i ich przełamywanie nie są
kwestią, bo jakby ich nie było. Zaczynam wierzyć, że nagroda o
nazwie „Człowiek bez Barier” trafiła w odpowiednie ręce.
Pierwszy puchar
Początek niezwykłej drogi Albina Batyckiego jest podobny do wielu
historii osób z niepełnosprawnością. Wypadek w wieku 21 lat,
złamanie kręgosłupa, szok i panika po wylądowaniu na wózku, powolne
przystosowywanie się do życia z niepełnosprawnością.
- Samo wyjście na pierwszy trening tenisa na wózku nie było jeszcze
tym przełomowym momentem. Zacząłem grać, spodobało mi się i
wreszcie pojechałem na pierwsze zawody – wspomina Batycki. –
Chciałem tylko poznać ludzi, zobaczyć jak to jest. I nagle wygrywam
kilka meczy i wracam do domu z pierwszym, mało znaczącym
pucharkiem, ale z olbrzymią energią. Wtedy - na tych lokalnych
zawodach - pierwszy raz poczułem, że mogę być w czymś dobry, że
nawet siedząc na wózku mogę coś osiągnąć. To był przełomowy
moment.
Batycki zaczyna regularne treningi jeżdżąc prawie sto kilometrów do
Wrocławia, co jest dość uciążliwe. Zaczyna myśleć o stworzeniu bazy
treningowej na miejscu, w swoim Koźminie Wielkopolskim.
Z parku do Pekinu
Pomysł założenia klubu tenisowego w liczącym niecałe 7000
mieszkańców Koźminie Wielkopolskim mógł wydawać się na pierwszy
rzut oka absurdalny. Batycki jednak nie myślał w ten sposób.
Spacerując po miejskim parku zauważył zaniedbany, opuszczony kort
tenisowy. Dowiedział się, że jego właścicielem jest - będący w
stanie agonii - klub działający przy TKKFie. Zaczął starać się o
wsparcie lokalnych władz i wraz z czterema innymi osobami założył w
Koźminie Wielkopolskim Integracyjny Klub Sportowy
„Spartakus”.
- Od początku chcieliśmy żeby to był klub integracyjny, żeby mogli
w nim ćwiczyć wszyscy. Zresztą znalezienie w samym Koźminie tylu
niepełnosprawnych tenisistów aby założyć osobny klub byłoby
niemożliwe – wspomina z uśmiechem.
Albin Batycki, fot.: Filip Miłuński
I właśnie poszukiwanie zawodników staje się największym
wyzwaniem.
- „Łapanie”, namawianie osób niepełnosprawnych jest niezbędne. Gdy na ulicy widzę jakąś osobę z niepełnosprawnością, zatrzymuję się, zagaduję ją, opowiadam o tenisie. Staram się zachęcić, aby odwiedziła klub i spróbowała swoich sił. Z 16 osób niepełnosprawnych, które trenują teraz w naszym klubie, jedna została tu skierowana przez Polski Związek Tenisa na Wózkach. Pozostałe 15 zwerbowałem sam – opowiada Batycki.
Znalezienie zawodnika to jednak dopiero połowa sukcesu.
- Tenis na wózku to trudny sport. Z 10 osób, które przyjdą na
pierwszych kilka treningów, na stałe zostaje jedna. Pamiętam, że
gdy byłem początkującym tenisistą usłyszałem od doświadczonego
zawodnika, że on po mniej więcej siedmiu latach zaczął rozumieć o
co w tym sporcie chodzi. Byłem zaskoczony. Dziś - po 13 latach gry
- go rozumiem. Wiele osób zniechęca się po pewnym czasie nie widząc
szybkich efektów, a to jest po prostu bardzo trudny sport –
zsynchronizowanie ruchów wózka z odbijaniem piłki, przewidywaniem
toru jej lotu - to prawdziwa sztuka. Na jej poznanie potrzeba kilku
lat. Nawet zawodowi, pełnosprawni tenisiści, siadając na wózek nie
są w stanie wykonać choćby kilku odbić – wyjaśnia Batycki.
Klub jednak rozwijał się, przybywali nowi zawodnicy, zarówno pełno-
jak i niepełnosprawni. Kolejnym krokiem było poszerzenie bazy
treningowej.
- Udało nam się wybudować trzy korty, ogrodzony, profesjonalny
obiekt. Kosztowało to dwadzieścia parę tys. zł. I mnóstwo pracy.
Pomagali członkowie klubu – tu elektryk, tu budowlaniec, tu inny
spec. Tak powstała baza, która jest w zupełności wystarczająca.
Następnym krokiem jest nakrycie kortów, abyśmy mogli trenować w
zimie – opowiada tenisista pokazując mi ogrodzone korty.
Batycki rozwijał się szybko nie tylko jako działacz, ale również
jako sportowiec. Został powołany do Kadry Narodowej i zaczął starty
w turniejach ogólnopolskich i światowych. Wygrywał aż 5 razy w
kategorii A w Międzynarodowych Mistrzostwach w Polsce, na Słowacji,
w Czechach, Belgii i na Węgrzech. Inne jego osiągnięcia krajowe to:
8 razy trzecia lokata w grze singlowej, 3 razy pierwsza lokata w
grze deblowej i 5 razy druga lokata – także w deblu.
Jest zwycięzcą Turnieju Warszawskiego i Moskiewskiego Turnieju
Równych Szans. Od 2001 r., w drużynowych Mistrzostwach Świata
zawsze mieści się w pierwszej siódemce. W 2004 r. otrzymał
nominację do kadry narodowej na igrzyska paraolimpijskie w Atenach.
Do dziś - zapierającą dech w piersiach ceremonię otwarcia i wejście
na stadion wśród najlepszych sportowców świata - uważa za
najpiękniejszą chwilę w życiu. Niedawno podobne wzruszenie przeżył
po raz drugi - podczas Paraolimpiady w Pekinie. Zwieńczeniem wciąż
rozwijającej się kariery Batyckiego jest zdobyty na tydzień przed
wręczeniem nagrody „Człowiek bez barier” tytuł Mistrza Polski w
grze singlowej.
Albin Batycki, fot.: Filip Miłuński
Łokieć działacza
Choć zawodnik nie skupia się na problemach były i trudne chwile w
jego karierze.
- W 2001 roku dopadł mnie tzw. „łokieć tenisisty”. Przez
kilkanaście miesięcy w ogóle nie mogłem grać. Wydarzyło się to w
momencie gdy naprawdę rozwinąłem skrzydła, zacząłem być naprawdę
dobry w czymś, czemu poświęciłem już kilka lat życia. Tymczasem
pojawiło się zagrożenie, że nie będę już mógł grać w tenisa. To
było bardzo trudne – opowiada. - Wtedy pomógł mi klub. Przez ponad
rok nie byłem zawodnikiem, a właśnie działaczem. Dzięki temu że
miałem co robić, nie załamałem się. Potem wróciłem do gry.
Ostatnie lata w klubie to dążenie do dalszego rozwoju. „Spartakus”
organizuje tenisowe obozy dla młodzieży. Do Koźmina Wielkopolskiego
przyjeżdżają ludzie niemal z całej Polski po to, by uczyć się grać
w tenisa.
- Staram się zainteresować naszą działalnością świat biznesu,
szukam sponsorów. To nie jest łatwe. Niestety w większości firm, do
których przyjeżdżam jako działacz klubu z konkretną propozycją
reklamy w zamian za sponsorowanie zawodników, jestem postrzegany
jako osoba niepełnosprawna, z którą nie rozmawia się poważnie tylko
raczej lituje nad jej losem. Bariery mentalne zmieniają się
najwolniej, ale nie należy się poddawać – mówi Batycki.
Maria Kaczyńska i Albin Batycki podczas Gali w Teatrze Wielkim
w Warszawie, fot.: Piotr Stanisławski
Gdy pytam o wpływ tenisa na jego życie jako osoby z
niepełnosprawnością pojawia się kilka wątków. Najpierw wskazuje na
zdrowie.
- Jeśli chodzi o schorzenia kręgosłupa, tenis jest jedną z
najlepszych form rehabilitacji. Z moim schorzeniem powinienem
codziennie wykonywać żmudne ćwiczenia rehabilitacyjne. Dzięki
tenisowi nie potrzebuje ich i jestem w świetnej formie –
wyjaśnia.
Jednak sport wpływa na ludzi w dużo większym stopniu.
- Dziś w klubie mamy specyficzny „problem”. Oblegany zwykle kort -
przed południem świeci pustkami. Pewien człowiek spytał mnie:
dlaczego wtedy nie ćwiczą niepełnosprawni? Odpowiedziałem: Wszyscy
są wtedy w pracy! To tak właśnie działa – osoby, które kilka lat
temu były przywożone przez rodzinę na pierwsze treningi jako
bezradni, niesamodzielni ludzie, dziś jeżdżą sami, pracują, są
aktywni – po prostu prowadzą normalne życie. Tenis pomógł im
uwierzyć w siebie – kończy Albin Batycki.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz