Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Alitalia? O nie!

20.06.2003
Autor: Paweł Wdówik

Poruszając się z psem-przewodnikiem, nie mogę podróżować za granicę autokarem. Po 24-godzinnej podróży pies nie byłby zdolny do prowadzenia mnie po nieznanej okolicy. Dlatego latam samolotami.

Planując wraz z narzeczoną podróż do Belgii, szukaliśmy biletów lotniczych, których cena nie poraziłaby wysokością. Najtańszy bilet oferowała Alitalia - do Brukseli lot z jedną tylko przesiadką: w Mediolanie lub Rzymie. Ponieważ nie lataliśmy dotąd włoskimi liniami, pobyt we Włoszech, i to za cenę niższą od bezpośredniego lotu do Brukseli, odebraliśmy jako prawdziwy prezent.
Czym prędzej zakupiliśmy ów promocyjny bilet, licząc na to, że uda nam się tanio zorganizować kilkudniowy pobyt w Italii. I rzeczywiście, gdyby nie włoskie linie lotnicze, wyjazd udałby się znakomicie. Skupię się jednak na samej podróży, bo nasze doświadczenia dla wielu niepełnosprawnych czytelników mogą okazać się pomocne w decyzji o wyborze powietrznego przewoźnika.

Niespodzianki made in Italy

Dotychczas latałem głównie liniami zza oceanu i ich procedury związane z pomocą osobom niepełnosprawnym nie budziły moich wątpliwości. Nie mogłem więc przewidzieć, że starożytna cywilizacja Italii wygeneruje tyle niebotycznych idiotyzmów tylko dlatego, że pewien polski obywatel leci z psem-przewodnikiem i z narzeczoną.
Niespodzianki jednak dawkowano nam powoli. W Warszawie moje zdziwienie wzbudził jedynie mały arkusik papieru, mimochodem podsunięty do podpisu. Dopiero w trakcie lotu z Warszawy do Mediolanu (tam mieliśmy przesiadkę do Brukseli), wczytaliśmy się w to, co podpisałem. Okazało się, że złożyłem deklarację, iż w czynnościach związanych zjedzeniem i korzystaniem z toalety, nie będę oczekiwał pomocy personelu pokładowego.
Zdegustowany pomruczałem trochę na swą niefrasobliwość, ale ponieważ nie potrzebuję takiej pomocy, przeszedłem nad tym do porządku dziennego, tym bardziej, że podano posiłek z czerwonym włoskim winem. Ten dodatek tak dalece uśpił moją czujność, że zacząłem sądzić, że to chyba najlepsze linie w Europie. Zachwyt mój trwał jednak tylko do przesiadki w Mediolanie. Tu bowiem zaczęto zadawać mi dziwne pytania: "Dlaczego podróżuję z psem i osobą towarzyszącą?", "Czy sądzę, że Alitalia ma nadmiar wolnych miejsc?". Nieco zaskoczony odpowiedziałem, iż mam prawo podróżować z kim chcę, a pies jest przewodnikiem i jako taki jest bezpłatnie przewożony przez wszystkie linie, szczególnie gdy zgłasza się to przy zakupie biletu.
Przy zakupie biletu lotniczego pasażer powinien zgłosić wszystkie niestandardowe oczekiwania - np. rodzaj stosowanej diety, charakter pomocy, jakiej oczekuje na lotnisku, w samolocie itp. Moje biuro podróży otrzymało od linii lotniczych potwierdzenie takiego zgłoszenia, co oznacza, że na pokładzie miało być miejsce dla mojego psa.
Muszę przyznać, że właśnie ten fakt do końca podróży budził niezrozumiałe reakcje pracowników włoskich linii, narażając nas na mnóstwo przykrości i niepewność.
Gdy odbywaliśmy tę zaskakującą konwersację, pasażerowie wchodzili na pokład. Z reguły osoby z małymi dziećmi, na wózkach i z psami-przewodnikami wpuszczane są na początku, aby uniknąć wchodzenia w tłoku. Jednak nie w Alitalii.

Kaganiec niezgody

Poproszono nas o paszporty, po czym nie wydano kart pokładowych. Padło pytanie o kaganiec dla psa. Najuprzejmiej odpowiedziałem, że nie mam takowego, gdyż pies mój jest przewodnikiem i kaganiec ogranicza jego pole widzenia. Myliłem się, sądząc, że to wyjaśnienie rozwieje wątpliwości. Usłyszeliśmy, że może i tak jest, ale nie w Alitalii, a poza tym z psem bez kagańca kapitan nie wpuści nas na pokład. Pod wpływem olśnienia zapytałem, jak to możliwe, skoro te same linie przewiozły nas z Warszawy. Wywołało to pewną konsternację. Po krótkiej naradzie połączono się z kapitanem, po czym już mniej oficjalnie poproszono, byśmy spokojnie poczekali.
Gdy minęła już godzina odlotu, upewniłem się, że nasz samolot ciągle czeka. Kapitan żądał kagańca na pysku psa, a obsługa lotniska domagała się wpuszczenia nas na pokład. Wreszcie zapadła decyzja, by kupić kaganiec. Tak więc czekaliśmy, karmiąc i pojąc psa, zaś 120 niczego nierozumiejących pasażerów tkwiło wewnątrz samolotu. Po 40 minutach dostarczono kaganiec, który założyłem psu, i wkroczyliśmy na pokład. Wreszcie, z ponad godzinnym opóźnieniem, wylecieliśmy do Brukseli.

A gdzie pies?

Dalsze przykrości ze strony Alitalii czekały nas w trakcie kolejnych lotów. Okazywało się, że musimy lecieć, trzymając nogi na psie, albo wręcz, że nikt nie zgłaszał obecności żadnego psa. W trakcie ostatniego lotu, w drodze powrotnej z Rzymu do Warszawy, mimo zupełnie pustej części samolotu w pierwszej klasie próbowano nas zmusić, byśmy we troje zajęli dwa miejsca.
Próby wyjaśnień, że pies jest zbyt duży, by leżeć pod nogami, spełzły na niczym. Nikt nie zwracał też uwagi na międzynarodowe przepisy, które nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do miejsca, które mu się należy. Wobec tego wyprowadziłem psa spod siedzenia, my usiedliśmy na wskazanych miejscach, a pies zaległ w przejściu.

Zadowoleni z siebie zasygnalizowaliśmy gotowość do odlotu. Niemożliwy jest jednak lot z psem w przejściu, gdyż żaden wózek z posiłkami nie mógłby tamtędy przejechać. Wszystkie te dyskusje spowodowały, że start znowu opóźnił się o 20 minut. Nam jednak było to zupełnie obojętne. Postanowiliśmy domagać się wreszcie tego, co się nam należy, czyli dwóch miejsc siedzących i wygodnej przestrzeni dla psa. Gwarantują to osobom niewidomym przepisy międzynarodowęj federacji przewoźników lotniczych, IATA. Na nic się zdały krzyki, szantaż moralny i groźby wkroczenia do akcji kapitana. Nie wzięliśmy psa na kolana ani nie położyliśmy na nim nóg.
Aby rozładować ten beznadziejny konflikt, zgodzono się wreszcie posadzić nas na wolnych miejscach w pierwszej klasie. Ta wygoda nie była jednak w stanie wynagrodzić przykrości, z jaką wspominamy lotniczą część naszej wyprawy

Przedstawicielstwo linii lotniczych Alitalia w Polsce nie skomentowało tego zdarzenia

Autor pracuje jako Pełnomocnik Rektora Uniwersytetu Warszawskiego ds. Osób Niepełnosprawnych.

Integracja 1/2003 (58), str. 30-31

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas