Alitalia? O nie!
Poruszając się z psem-przewodnikiem, nie mogę podróżować za granicę autokarem. Po 24-godzinnej podróży pies nie byłby zdolny do prowadzenia mnie po nieznanej okolicy. Dlatego latam samolotami.
Planując wraz z narzeczoną podróż do Belgii, szukaliśmy biletów
lotniczych, których cena nie poraziłaby wysokością. Najtańszy bilet oferowała Alitalia - do
Brukseli lot z jedną tylko przesiadką: w Mediolanie lub Rzymie. Ponieważ nie lataliśmy dotąd
włoskimi liniami, pobyt we Włoszech, i to za cenę niższą od bezpośredniego lotu do Brukseli,
odebraliśmy jako prawdziwy prezent.
Czym prędzej zakupiliśmy ów promocyjny bilet, licząc na to, że uda nam się tanio zorganizować
kilkudniowy pobyt w Italii. I rzeczywiście, gdyby nie włoskie linie lotnicze, wyjazd udałby się
znakomicie. Skupię się jednak na samej podróży, bo nasze doświadczenia dla wielu niepełnosprawnych
czytelników mogą okazać się pomocne w decyzji o wyborze powietrznego przewoźnika.
Niespodzianki made in Italy
Dotychczas latałem głównie liniami zza oceanu i ich procedury związane
z pomocą osobom niepełnosprawnym nie budziły moich wątpliwości. Nie mogłem więc przewidzieć, że
starożytna cywilizacja Italii wygeneruje tyle niebotycznych idiotyzmów tylko dlatego, że pewien
polski obywatel leci z psem-przewodnikiem i z narzeczoną.
Niespodzianki jednak dawkowano nam powoli. W Warszawie moje zdziwienie wzbudził jedynie mały
arkusik papieru, mimochodem podsunięty do podpisu. Dopiero w trakcie lotu z Warszawy do Mediolanu
(tam mieliśmy przesiadkę do Brukseli), wczytaliśmy się w to, co podpisałem. Okazało się, że
złożyłem deklarację, iż w czynnościach związanych zjedzeniem i korzystaniem z toalety, nie będę
oczekiwał pomocy personelu pokładowego.
Zdegustowany pomruczałem trochę na swą niefrasobliwość, ale ponieważ nie potrzebuję takiej pomocy,
przeszedłem nad tym do porządku dziennego, tym bardziej, że podano posiłek z czerwonym włoskim
winem. Ten dodatek tak dalece uśpił moją czujność, że zacząłem sądzić, że to chyba najlepsze linie
w Europie. Zachwyt mój trwał jednak tylko do przesiadki w Mediolanie. Tu bowiem zaczęto zadawać mi
dziwne pytania: "Dlaczego podróżuję z psem i osobą towarzyszącą?", "Czy sądzę, że
Alitalia ma nadmiar wolnych miejsc?". Nieco zaskoczony odpowiedziałem, iż mam prawo podróżować
z kim chcę, a pies jest przewodnikiem i jako taki jest bezpłatnie przewożony przez wszystkie linie,
szczególnie gdy zgłasza się to przy zakupie biletu.
Przy zakupie biletu lotniczego pasażer powinien zgłosić wszystkie niestandardowe oczekiwania - np.
rodzaj stosowanej diety, charakter pomocy, jakiej oczekuje na lotnisku, w samolocie itp. Moje biuro
podróży otrzymało od linii lotniczych potwierdzenie takiego zgłoszenia, co oznacza, że na pokładzie
miało być miejsce dla mojego psa.
Muszę przyznać, że właśnie ten fakt do końca podróży budził niezrozumiałe reakcje pracowników
włoskich linii, narażając nas na mnóstwo przykrości i niepewność.
Gdy odbywaliśmy tę zaskakującą konwersację, pasażerowie wchodzili na pokład. Z reguły osoby z
małymi dziećmi, na wózkach i z psami-przewodnikami wpuszczane są na początku, aby uniknąć
wchodzenia w tłoku. Jednak nie w Alitalii.
Kaganiec niezgody
Poproszono nas o paszporty, po czym nie wydano kart pokładowych. Padło
pytanie o kaganiec dla psa. Najuprzejmiej odpowiedziałem, że nie mam takowego, gdyż pies mój jest
przewodnikiem i kaganiec ogranicza jego pole widzenia. Myliłem się, sądząc, że to wyjaśnienie
rozwieje wątpliwości. Usłyszeliśmy, że może i tak jest, ale nie w Alitalii, a poza tym z psem bez
kagańca kapitan nie wpuści nas na pokład. Pod wpływem olśnienia zapytałem, jak to możliwe, skoro te
same linie przewiozły nas z Warszawy. Wywołało to pewną konsternację. Po krótkiej naradzie
połączono się z kapitanem, po czym już mniej oficjalnie poproszono, byśmy spokojnie poczekali.
Gdy minęła już godzina odlotu, upewniłem się, że nasz samolot ciągle czeka. Kapitan żądał kagańca
na pysku psa, a obsługa lotniska domagała się wpuszczenia nas na pokład. Wreszcie zapadła decyzja,
by kupić kaganiec. Tak więc czekaliśmy, karmiąc i pojąc psa, zaś 120 niczego nierozumiejących
pasażerów tkwiło wewnątrz samolotu. Po 40 minutach dostarczono kaganiec, który założyłem psu, i
wkroczyliśmy na pokład. Wreszcie, z ponad godzinnym opóźnieniem, wylecieliśmy do Brukseli.
A gdzie pies?
Dalsze przykrości ze strony Alitalii czekały nas w trakcie kolejnych
lotów. Okazywało się, że musimy lecieć, trzymając nogi na psie, albo wręcz, że nikt nie zgłaszał
obecności żadnego psa. W trakcie ostatniego lotu, w drodze powrotnej z Rzymu do Warszawy, mimo
zupełnie pustej części samolotu w pierwszej klasie próbowano nas zmusić, byśmy we troje zajęli dwa
miejsca.
Próby wyjaśnień, że pies jest zbyt duży, by leżeć pod nogami, spełzły na niczym. Nikt nie zwracał
też uwagi na międzynarodowe przepisy, które nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do miejsca,
które mu się należy. Wobec tego wyprowadziłem psa spod siedzenia, my usiedliśmy na wskazanych
miejscach, a pies zaległ w przejściu.
Zadowoleni z siebie zasygnalizowaliśmy gotowość do odlotu. Niemożliwy
jest jednak lot z psem w przejściu, gdyż żaden wózek z posiłkami nie mógłby tamtędy przejechać.
Wszystkie te dyskusje spowodowały, że start znowu opóźnił się o 20 minut. Nam jednak było to
zupełnie obojętne. Postanowiliśmy domagać się wreszcie tego, co się nam należy, czyli dwóch miejsc
siedzących i wygodnej przestrzeni dla psa. Gwarantują to osobom niewidomym przepisy międzynarodowęj
federacji przewoźników lotniczych, IATA. Na nic się zdały krzyki, szantaż moralny i groźby
wkroczenia do akcji kapitana. Nie wzięliśmy psa na kolana ani nie położyliśmy na nim nóg.
Aby rozładować ten beznadziejny konflikt, zgodzono się wreszcie posadzić nas na wolnych miejscach w
pierwszej klasie. Ta wygoda nie była jednak w stanie wynagrodzić przykrości, z jaką wspominamy
lotniczą część naszej wyprawy
Przedstawicielstwo linii lotniczych Alitalia w Polsce nie skomentowało tego zdarzenia
Autor pracuje jako Pełnomocnik Rektora Uniwersytetu Warszawskiego ds. Osób Niepełnosprawnych.
Integracja 1/2003 (58), str. 30-31
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz