Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Wybory 2015: Trzeba szukać porozumienia

13.10.2015
Autor: rozm. Tomasz Przybyszewski
Sławomir Piechota na wózku w sali obrad Sejmu

Wielu nie odpowiadają działania Sławomira Piechoty na rzecz osób z niepełnosprawnością, choć jest w Sejmie ich reprezentantem od 10 lat. Czy jednak system wsparcia działa? Jak go zmieniać? I czy łatwo jest być posłem na wózku? Przeczytaj naszą rozmowę.


Tomasz Przybyszewski: Czy podoba się Panu funkcjonujący obecnie w Polsce system wspierania osób z niepełnosprawnością?

Sławomir Piechota, od 2005 r. poseł na Sejm RP, kandyduje z 6. miejsca na liście Platformy Obywatelskiej we Wrocławiu: Moglibyśmy pewnie bardzo długo o tym rozmawiać, bo temat dotyczy m.in. likwidacji barier, edukacji, postrzegania osób niepełnosprawnych w przestrzeni publicznej i wreszcie zatrudnienia. Bardzo dużo dobrego wydarzyło się przez ostatnie 25 lat. Nawet często z satysfakcją słyszę, ale najczęściej za granicą, że w sprawach osób niepełnosprawnych dokonało się w Polsce coś wielkiego. Te osoby wyszły z izolacji, z ukrycia, stały się zwykłymi, naturalnymi uczestnikami codziennego życia.

A czy w kraju słyszy Pan takie opinie?

W kraju bardzo rzadko, tu najczęściej słyszymy, że brakuje pieniędzy. Jest to trochę ucieczka od odpowiedzialności za skuteczne rozwiązywanie problemów. Myślę, że ten ciągły brak pieniędzy służy jako łatwe usprawiedliwienie, dlaczego wielu rzeczy nie zrobiliśmy. Oczywiście, więcej pieniędzy by się przydało, mogłoby nam w wielu sprawach pomóc, ale wiem z doświadczenia, że same pieniądze nie rozwiązują problemów i że są też miejsca, gdzie wiele środków publicznych się zwyczajnie marnuje.

Na przykład?

Choćby gorący ostatnio temat ulg we wpłatach na PFRON. Wymyślono to jako sposób pomocy dla podmiotów zatrudniających osoby najciężej niepełnosprawne. Natomiast gdy przyglądamy się praktyce, która się bardzo „patologizuje”, to widzimy, że tak naprawdę stworzyliśmy legalny system „wyprowadzania” wielkich publicznych pieniędzy. Mowa o dziesiątkach milionów złotych miesięcznie, o setkach milionów rocznie. Mamy tak głośne przypadki, jak sprawa Dubienieckiego. Do tego jeżeli firma dostaje dofinansowanie do zatrudnienia, to koszty tego pracownika ma już w zasadzie spłacone. Jednak potem jeszcze dostaje dodatkowe pieniądze, gdy „sprzedaje” ulgę innej firmie.

A może w ogóle system „kupowania” miejsc pracy osób z niepełnosprawnością dofinansowaniami do pensji, ulgami wyczerpuje się?

Myślę, że trzeba go zmieniać, ale obawiałbym się rewolucji. Trzeba go modyfikować tam, gdzie mamy ewidentne przekonanie o nieefektywności, którą widać w liczbach. Otóż w podmiotach, które udzielają wspomnianych ulg, zatrudnienie osób niepełnosprawnych między rokiem 2013 a 2014 spadło z 96 do 93 tys., a jednocześnie udzielone przez nie ulgi wzrosły o ponad 100 mln zł. To pokazuje, że to zupełnie nie służy celowi, o którym myśleliśmy. Natomiast coraz lepiej sprawdzają się zakłady aktywności zawodowej. Widać też, że sprawdza się mechanizm „przesuwania” osób niepełnosprawnych z zakładów pracy chronionej na otwarty rynek pracy. Natomiast tych pieniędzy, które nam „uciekają” przez system ulg oczywiście szkoda i – jak pokazuje przykład tylko jednej firmy, ale szczególnie aktywnej, żeby zatrzymać proces ograniczenia, bo nadal nie likwidacji, ulg – stawia pod znakiem zapytania sens istnienia takiej formy wsparcia.

Takich nieskutecznych mechanizmów jest więcej.

Myślę, że one powstają często z dobrych, ale naiwnych intencji. Tak samo wymknął nam się z pierwotnej idei mechanizm 1% podatku na działalność pożytku publicznego, kiedy stał się finansowaniem indywidualnych potrzeb.

Które jednak realnie istnieją.

Tak. Tylko niechby one były finansowane nie na zasadzie indywidualnych, imiennych kont. Te konta to już nie jest pożytek publiczny, ale pożytek prywatny. Nie kwestionuję oczywiście, że tam jest wiele potrzeb bardzo słusznych, ale to organizacja pożytku publicznego powinna swobodnie decydować np. o leczeniu dzieci, kogo finansować. Bo inna jest sytuacja dziecka rodziców, którzy pracują w banku, a inna sytuacja kasjerski w hipermarkecie. Oczywiste jest, że ta matka, która pracuje w hipermarkecie, nie zbierze od znajomych z 1% takich pieniędzy, jak rodzice, którzy są menadżerami w banku. Jest wiele organizacji, które odmawiają zakładania indywidualnych kont i w ramach posiadanych środków finansują potrzeby każdego dziecka, a nie tego, na którego imiennym koncie są pieniądze. To jest zgodne z pierwotną intencją.

Tu wracamy do kwestii systemu wsparcia. Czy nie jest dla Pana żenujące, że w ramach tego 1% trzeba zbierać na wózek, protezę czy operację? Czy te podstawowe potrzeby nie powinny być załatwiane przez państwo?

Tu się rodzi pewien mit, który sugeruje, że państwo w tym zakresie nic nie robi i że organizacje pozarządowe zaczynają je wyręczać. To jest mit, bo wiemy, ile idzie pieniędzy z NFZ i PFRON na dofinansowanie sprzętu, ale oczywiste jest, że nigdy nie będzie w tym systemie dość pieniędzy, żeby każdy mógł nabyć najlepszy sprzęt. Jeżeli dofinansowanie do aparatu słuchowego wynosi 700 zł, a dobry aparat zaczyna się od 2-3 tys. zł... Ale kłopot też w tym, że wielu ludzi kupuje różne rzeczy, z dofinansowaniem ze środków publicznych, niekoniecznie racjonalnie. Tak bywa z aparatami słuchowymi. Wielu starszym osobom tani aparat niewiele pomoże. Droższy niekiedy też, więc być może w ogóle kupowanie aparatu jest nieracjonalne, ale jeżeli już kupować, to trzeba kupić aparat wyższej klasy. W związku z tym jakaś część pieniędzy jest wydawana nieracjonalnie. Myślę, że ludzie nie zawsze umieją też dobrać czegoś tak prostego, jak wózek inwalidzki, zwłaszcza pierwszy wózek.

Bo dlaczego mieliby umieć?

No tak. Dlatego uważam, że brakuje nam wciąż niezależnego, czyli też uczciwego, poradnictwa. Kogoś, kto nie jest związany ani z płatnikiem, zwłaszcza z NFZ, ani ze sprzedającym i z firmami, które oferują ten sprzęt. Generalnie więc NFZ i PFRON wydają konkretne pieniądze. Do tego – powiedzmy sobie wprost – pieniądze z 1% to też są pieniądze publiczne. To jest część podatku. Tymczasem bardzo wielu ludzi uważa, że jak przekazuje na coś 1%, to dokonuje darowizny. Nie, nie dokonuje darowizny, bo niczego nie daje od siebie, tylko przekazuje część swojego podatku.

Z jednej strony są osoby, które nie potrzebują drogiego sprzętu, a z drugiej osoby, które żyłyby aktywnie, gdyby właśnie miały wózki czy protezy za 10, 20 czy 50 tys. zł. Czy wobec tego system, który w tej chwili przyznaje każdemu taka samą kwotę, nie jest źle skonstruowany?

To jest trochę bardziej skomplikowane. W tym systemie są różne możliwości. Wózek inwalidzki kosztuje od kilkuset do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Jakie są dzisiaj możliwości finansowania? Są te podstawowe w NFZ, przy czym tam też już są wpisane wózki specjalistyczne, czyli nie tylko te za kilkaset złotych, ale mogą być i za kilka tysięcy. Po drugie, PFRON dopłaca 150 proc. tym, którzy są aktywni. Często zresztą też są pretensje, dlaczego ludzie starsi spotykają się z odmowami. Taka jest konstrukcja tego systemu, że ma wspierać tych, którzy są aktywni, zwłaszcza zawodowo. Wreszcie w zakładach pracy chronionej czy zakładach aktywności zawodowej tworzone są zakładowe fundusze rehabilitacji, aktywizacji – z nich też można dofinansowywać bardzo drogi sprzęt. Wreszcie jest też droga, znana na całym świecie, filantropii. To są jednak drogi, które wymagają trochę wysiłku, są skomplikowane. To nie jest tak, że złoży się jeden prosty wniosek w jedno miejsce i dostanie się całą kwotę.

Nie można powiedzieć, że przez ostatnie lata nic się w Polsce nie zmieniło. Ale wciąż efekty nie są takie, jak byśmy chcieli. Choćby w kwestii zatrudnienia – statystyki nie poszybowały w górę, od lat pracuje 20-25 proc. osób z niepełnosprawnością.

Oczywiście, jest to stan niezadowalający i – doceniając poprawę – trzeba wciąż szukać efektywniejszych sposobów rozwiązywania problemów. Wiele czynników składa się na to, że aktywność osób niepełnosprawnych jest wciąż tak niska, że nie uległa radykalnej zmianie. System zobowiązuje firmy, żeby zatrudniały osoby niepełnosprawne, ale znowu wracamy do tego, o czym wcześniej rozmawialiśmy. Być może za łatwo zwolniliśmy te firmy z wpłat na PFRON poprzez „kupowanie” ulg? Bo gdyby jednak były pod presją, że muszą zapłacić tę karę w całości, to może odczuwałyby dużo bardziej potrzebę zatrudniania osób niepełnosprawnych, a tak troszkę załatwiają problem operacją finansową.

Sławomir Piechota na mównicy sejmowej
Sławomir Piechota podczas wystąpienia na dostosowanej mównicy sejmowej

Jak więc działać?

Okazuje się, że trzeba tych ludzi przygotować mentalnie dobrymi przykładami. Program wspomaganego zatrudnienia, który zaczynaliśmy 20 lat temu, dzisiaj jest już dość powszechnie znany. Przekroczono granicę leku. Jednak także wśród osób niepełnosprawnych brakuje moim zdaniem większego parcia na budowanie własnej niezależności. Za dużo jest w tym wyrachowania, że nie opłaca mi się, bo stracę rentę, a może ZUS uzna, że mogę pracować... Tylko że takie wyrachowanie prowadzi donikąd. Bo nigdy nie wyjdziemy z domu, z naszej izolacji, jeżeli będzie nas przed tym powstrzymywać taka kalkulacja. Potem odbijamy się od ściany w postaci tej małej renty i okazuję się, że trudno za nią godnie żyć. Piszą i dzwonią do mnie ludzie z pretensjami, że kto to wymyślił, iż renta socjalna jest taka nędzna, przecież nie da się z niej wyżyć. Tak, nie da się z renty socjalnej wyżyć. Trudno przyjąć założenie, że będzie ona źródłem wystarczającym na samodzielne życie. Renta socjalna jest takim super awaryjnym wentylem, choć oprócz niej jest oczywiście pomoc społeczna, ale przede wszystkim trzeba szukać możliwości pracy.

Co zrobić, jeśli tej pracy nie ma?

Dziś widzimy, jak nowoczesne technologie umożliwiają człowiekowi mocno niepełnosprawnemu funkcjonować, pracować. Często słyszę: jak w ochronie może pracować człowiek niepełnosprawny? Może, bo często ta praca oznacza siedzenie przed monitorem, na którym jest obraz z wielu kamer. Są konkretne godziny, odpowiedzialność za wpatrywanie się w ten ekran. To nie jest tak, że włączymy go sobie, ale będziemy robić cokolwiek, serial oglądać na innym telewizorze, utniemy sobie drzemkę czy wyjdziemy z domu. Wymaga to zatem wysiłku. Trzeba pokonać tą pierwszą barierę i myślę, że niestety musi być presja, bo widzimy że sama zachęta nie jest wystarczającą siłą. Brytyjczycy mówią do bólu pragmatycznie, że ich system jest zbudowany tak, iż pomagamy temu, kto naprawdę wymaga pomocy, ale nie pomagamy tym, którzy nie chcą od siebie czegoś dać. Jeżeli oferujemy pracę osobie niepełnosprawnej, a ona odmawia, to nie ma prawa do żadnej renty czy innych świadczeń socjalnych. Wśród osób niepełnosprawnych często słyszę taką pretensję: no przecież jak ja zacznę pracować, to ZUS może uznać, że ja już nie potrzebuję renty i mnie jej pozbawi.

Logicznie jest więc pracy nie podejmować.

Jest to pewna logika, tylko jeżeli ludzie nie zrobią tego pierwszego kroku, to nie wyzwolą się tak naprawdę z różnego rodzaju kłopotów materialnych. Ja nigdy nie brałem renty. Przed trzy lata po studiach moje wynagrodzenie było w wysokości podstawowej, minimalnej. Cieszyłem się, że mam pracę, jakoś nie przyszło mi do głowy, że mógłbym się asekurować. Oczywiście z tyłu głowy miałem, że jak się znajdę w tarapatach, to będę się próbował ratować, ale nigdy nie złożyłem wniosku o rentę. Powoluteńku awansowałem finansowo, ale dzięki pracy, a nie temu, że mówiłem, iż boję się podjęcia pracy, bo mogę stracić rentę. Nie straciłem renty, bo nigdy jej nie miałem. Funkcjonują więc w społeczeństwie pewne stereotypy, ale istnieją też schematy, którymi bardzo wiele osób niepełnosprawnych się posługuje. Myślę, że pewnym kierunkiem jest ćwiczony w tej chwili mechanizm „złotówka za złotówkę”. Rzeczywiście, tkwiliśmy w pewnym pacie, że przekroczenie choć odrobinę limitu zarobków powodowało utratę znacznej części renty, a potem całej. Być może ten elastyczny mechanizm, na który pozwalają dzisiaj systemy informatyczne, spowoduje, że jak ktoś zarobi więcej, to o tyle mu się tylko zmniejszy tę rentę, żeby zachęcać do aktywności.

Pewnie zdaje Pan sobie sprawę, że „nagrabi” sobie tymi twierdzeniami, tak samo jak podczas ostatniej kadencji jako poseł trochę Pan sobie „nagrabił” u rodziców dzieci z niepełnosprawnością, w kwestii kart parkingowych czy wspomnianymi zmianami w systemie ulg.

Zawsze podejmuję starania, żeby do tych moich pomysłów przekonać innych, bo też doskonale wiem, że nie wystarczy mieć rację. Trzeba umieć do tej racji przekonać innych, ale niekiedy bywa tak, że niektórym pewne uprawnienia na koszt wspólny nie powinny przysługiwać i rozumiem, że oni nigdy nie zaakceptują zmiany. Uważam, że nie jest właściwym rozwiązaniem problemów rodziców dzieci niepełnosprawnych dawanie im pieniędzy, które miałyby pozwolić na utrzymanie się, w zamian za opiekę nad niepełnosprawnym dzieckiem. Jestem zdania, że tym rodzicom i rodzinom trzeba pomagać, ale to nie jest dobra sytuacja, jeżeli ten rodzic zostaje jakby na zawsze „skazany” na życie w zamknięciu z niepełnosprawnym dzieckiem. Rodzic potrzebuje swojego życia i ten dzieciak niepełnosprawny też potrzebuje swojego autonomicznego życia. Dlatego jestem za rozwojem placówek dziennego pobytu, gdzie takie dzieci mogą być rehabilitowane, edukowane, mogą mieć dobrą opiekę. Znam przykłady wielu takich wspaniałych ośrodków. Gdy doszło do gwałtownego sporu z rodzicami protestującymi w Sejmie, chciałem pokazywać takie przykłady. Usłyszałem jednak wykrzyczany wobec mnie zarzut, że próbuję ich namówić, żeby oddali dzieci, a oni w życiu tego nie zrobią. To jest czysta demagogia, bo wcale nie chodzi o oddawanie. Rzecz w tym, że dziecko pełnosprawne chodzi do szkoły, na zajęcia sportowe, ma swoje życie, a rodzice wtedy pracują. Tak samo dziecko niepełnosprawne nie powinno być pozbawione tej szansy, a rodzice mieliby wtedy możliwość odbudowywać swoje siły i te fizyczne, i te psychiczne, żeby się swoim dzieckiem zajmować w pozostałych godzinach. Mam natomiast wrażenie, że część z tych rodziców trochę się chowa za niepełnosprawnością dziecka. Słyszę od ludzi, którzy się zajmują tym problemem, a których nie można posądzać o złe intencje, że taki rodzic, gdy się dowiaduje, że jego dziecko może pójść np. do ZAZ czy WTZ, reaguje często lękiem, bo nagle traci usprawiedliwienie swojego zamknięcia się w domu, braku pracy.

A co Pan powie osobom, którym odebrano karty parkingowe?

Przy kartach parkingowych jest podobnie. Integracja robiła różne akcje, żeby zmienić myślenie, kulturę, nastawienie. Jednak coraz bardziej irytujące stawało się dla wielu zwykłych użytkowników ruchu, że z aut, które miały karty parkingowe, wysiadali ludzie, po których nie było widać żadnego problemu w poruszaniu się. Dlatego musieliśmy to gruntownie przemyśleć. Efektem była nowa ustawa. Przy czym pracowaliśmy nad nią wyjątkowo długo, ponad półtora roku, a potem jeszcze było długie vacatio legis. I oczywiście ci, którzy mieli kiedyś te karty i poczucie, że mają je na zawsze, są dzisiaj niezadowoleni. Czasami słyszę, jak trywialne są ich motywacje. Bo te koperty w większości miast są darmowym parkowaniem, a teraz trzeba zapłacić kilka złotych. Tymczasem jak ktoś np. nie ma ręki, to przecież swobodnie chodzi, nie potrzebuje specjalnego miejsca parkingowego. Zdarzały się też takie absurdy, że używano kart na osoby nieżyjące. We Wrocławiu było przed zmianą przepisów ponad 12 tys. kart. Teraz jest nieco ponad 2 tys. To pokazuje skalę zmian.

Nie jest jednak przyjemnie tracić uprawnienie.

Oczywiście ci, którzy karty utracili, są zirytowani, ale moim zdaniem są takie problemy, przy których nie możemy udawać, że wszystkim nadal będziemy oferować wszystko. Tak jak z tymi rodzicami, tak jak z kartami parkingowymi i tak jak teraz systemem ulg. To nie jest łatwa zmiana, ale jeżeli mamy poczucie odpowiedzialności za przyszłość systemu wsparcia, którego być może najważniejszym elementem jest PFRON, to nie możemy nie zauważać, że Fundusz może znaleźć się w ogromnych tarapatach w perspektywie kilku miesięcy. I niezależnie od tego, kto będzie rządził po wyborach, będzie potrzebował stabilnej sytuacji PFRON. Dlatego uważam, że wszyscy powinniśmy zrobić dzisiaj co możemy, by Funduszowi przywrócić stabilność finansową. System ulg we wpłatach na PFRON może spowodować ubytek w budżecie Funduszu rzędu ponad 700 mln zł, czyli 15 proc. jego budżetu. A przecież 740 mln zł to tyle, ile wynosi dotacja do PFRON z budżetu państwa. To tak, jakbyśmy tę dotację oddali. Rozumiem, że w gorączce wyborczej niektórzy chcą podbudować swoją popularność. Mogę nad tym tylko ubolewać, zwłaszcza, jak widzę, że osoby niepełnosprawne angażują się w zatrzymanie tej zmiany, czyli w utrzymanie systemu ulg w obecnej formie. Takim osobom powiedziałbym, że jak kiedyś przyjdą do PFRON po dofinansowanie i usłyszą, że nie ma pieniędzy, to może niech nie pomstują na polityków i urzędników, tylko niech się zastanowią, co zrobili, żeby Fundusz pozbawić tych pieniędzy, których potrzebują.

Idą wybory, Pan również kandyduje, kandydują też inne osoby z niepełnosprawnością z różnych ugrupowań. Jak wygląda funkcjonowanie posła z niepełnosprawnością?

To jest wielki przywilej i wielki zaszczyt być tutaj, w sercu polskiej demokracji, ale to jest też ogromny wysiłek. Dla mnie jakimś problemem są podróże. Mimo tego, że głównie podróżuję samolotem, to jednak każdorazowo jest to dojazd na lotnisko, odprawa przed wylotem, wsiadanie, wysiadanie. Samoloty, zależnie od pory roku, albo się spóźniają, albo nie odlatują, czasem nieprzyjemnie się leci, są burze albo przechodzą fronty atmosferyczne i samolotem telepie, a czasem słyszymy, że niestety samolot nie odleci, a następny rejs jest za ileś tam godzin. Jest też pewien rytm pracy w Sejmie – tak naprawdę od rana do wieczora. Dni posiedzeń sejmowych zaczyna się o 9 rano, a kończy między 20 a 22, bo są komisje, zespoły, różne robocze uzgodnienia. Były ustawy, nad którymi pracowałem po wiele miesięcy. To była masa spotkań, nieformalnych zespołów roboczych, żeby uzgadniać właściwe zapisy, uzyskiwać akceptację ministrów, biura legislacyjnego, sprawdzać, czy to będzie zgodne z Konstytucją.

Przy stole siedzą Sławomir Piechota i Małgorzata Kidawa-Błońska, marszałek Sejmu
Prace sejmowe to także wiele spotkań, m.in. z marszałkiem Sejmu, Małgorzatą Kidawa-Błońską

Sejm to także umiejętność dogadywania się – również z przedstawicielami innych partii. Czy żeby coś przeforsować, trzeba pójść na kompromis?

Nie ma jednej odpowiedzi. Myślę, że trzeba szukać porozumienia. Moja Komisja Polityki Społecznej i Rodziny jest dowodem, że niezależnie od różnych opcji politycznych można ze sobą rozmawiać z szacunkiem. My się często różnimy zasadniczo, ale się szanujemy i dlatego w prezydium Komisji z jednej strony jest Joanna Bańkowska z SLD, z drugiej strony Stanisław Szwed i Janusz Śniadek z PiS, jest też Magda Kochan i ja z Platformy. Tymczasem porozumienie przychodzi nam często dość łatwo, bo dyskutujemy o problemach, a nie gramy na medialne, polityczne fajerwerki. Jeśli się szanuje ludzi, to można bardzo dużo osiągnąć. Natomiast jeśli się ludzi nie szanuje, to często w prostych sprawach porozumienie nie jest możliwe, bo jest daleko posunięta podejrzliwość co do intencji drugiej strony. Trzeba szukać tego porozumienia, pokazując argumenty. Dyskusja o ulgach i zmianie art. 22 to dowód takiego porozumienia, ponieważ w komisji nikt nie był przeciw. Posłowie PiS wstrzymali się od głosu, bo mówili, że za mało jest czasu na taką dyskusję, ale nie głosowali przeciwko. Ale za zmianami stoją liczby, które mówią, że ten system wydaje się nieracjonalny, skoro rosną wydatki publiczne, a zatrudnienie osób niepełnosprawnych spada.

Zaufanie trzeba jednak zdobyć.

Nie tylko w polityce, ale i w rodzinie, w firmie, wśród sąsiadów, jeżeli ktoś raz oszuka, to potem bardzo trudno odbudować zaufanie. Miałem kiedyś taką metaforę, że jeżeli komuś ufam, to pójdę z nim po rozkołysanej kładce nad przepaścią, a jeżeli komuś nie ufam, to nie pójdę szerokim autostradowym mostem, bo nie mam pewności, czy nie spróbuje mnie z tego mostu zepchnąć.

Widział Pan film „Nietykalni”?

Tak.

Czy nie jest tak czasami, że w sejmowych dyskusjach jest Panu łatwiej, bo jest Pan w jakiś sposób „nietykalny” ze względu na niepełnosprawność?

Jak ostatnio obserwuję dyskusję wokół artykułu 22, to nie jestem nietykalny. Wręcz przeciwnie. Nieraz też słucham na dyżurach i przez telefon, że pewnie dlatego nie rozumiem czyjejś sytuacji, problemu, bo mi się w życiu wszystko tak dobrze układa, bo mi jest w życiu wygodnie.

Bo ma Pan w Sejmie 6 tys. zł miesięcznie na asystenta.

Właśnie, ja mam wiele tysięcy na asystenta, mam wiele tysięcy swojego wynagrodzenia. Mówię wtedy, że droga do Sejmu jest dla każdego otwarta. Każdy może wystartować w wyborach. Moja droga była bardzo długa. Pokonywałem kolejne etapy: urząd wojewódzki, samorząd Wrocławia, aż po Parlament. Myślę, że jak komuś brakuje argumentu, to się nie zawaha uderzyć w sposób bezwzględny.

Zdarzyło się podczas Pańskich trzech kadencji w Sejmie, że ktoś uderzył „poniżej pasa”?

W Sejmie raczej nie. Zresztą ja takie rzeczy wyrzucam z pamięci. Pewnie moja sytuacja powoduje, że nie jestem tak agresywnie atakowany, zwłaszcza w sprawach osób niepełnosprawnych. Po pierwsze źle odbierane jest takie atakowanie osoby niepełnosprawnej, a po drugie często bardzo szybko okazuje się, że wiedza tych ludzi, którzy się wypowiadają, jest trochę powierzchowna. Więc mnie specjalnie w Sejmie nigdy nie atakowano. Ale też nieraz miałem poczucie, że będąc niepełnosprawnym trzeba wiedzieć więcej i więcej pracować, żeby być traktowanym tak samo poważnie, jak inni posłowie. Bo jednak istnieje, choć jest przez poprawność obyczajową przykrywany, taki stereotyp, że osoba niepełnosprawna nie ma wysokich kwalifikacji. Pamiętam z mojej pierwszej kadencji taką sytuację, którą dziś wspominam jako zabawną, choć wyglądała absurdalnie, z bardzo dawnym prezesem ZUS. Siedział po drugiej stronie stołu, a ja pytałem go podczas komisji sejmowej, dlaczego w ZUS nie zatrudniają osób niepełnosprawnych. Prezes ZUS bez chwili wahania odpowiedział: „bo wie pan, my w ZUS to mamy poważną robotę do robienia, jak moglibyśmy zatrudniać osoby niepełnosprawne?”. Na szczęście później prezesem był Paweł Wypych, którego – mimo różnic politycznych – będę dobrze wspominał i uważam, że jego śmierć to wielka strata dla spraw społecznych. To on uruchomił program planowego poszukiwania osób niepełnosprawnych do pracy w ZUS, a potem przejął to Zbigniew Derdziuk i dzisiaj widać, jak tam postępuje wzrost zatrudnienia osób niepełnosprawnych.

Czyli niepełnosprawność w Sejmie czy Senacie nie może oznaczać, że mniej się pracuje?

Jeśli ktoś by wykorzystał w ten sposób swoją niepełnosprawność, to bardzo szybko przestałby być traktowany poważnie.

Przez „swoich” również?

Przez wszystkich, bo jeżeli ktoś nie dotrzymuje terminu, nie przychodzi na posiedzenia, nie przygotowuje wystąpień, opinii, to przestaje być poważnym partnerem i wtedy już niewiele może, a jeżeli ktoś jest aktywny, to może naprawdę wszystko. Tak było z Konwencją o prawach osób niepełnosprawnych, z której ratyfikacji jestem szczególnie dumny. Kiedy wcześniej po raz kolejny odbiliśmy się od Ministerstwa Finansów, poszedłem do premiera, który po półgodzinnej rozmowie powiedział: to jest priorytet, musimy to zrobić. Wtedy zadzwoniłem do ministra finansów i powiedziałem, że premier uważa, iż jest to priorytet. Spotkałem się z nietajoną irytacją, ale sprawa poszła dalej. Więc jeżeli się postępuje poważnie i jest się aktywnym, to w najtrudniejszych sprawach można uzyskać potrzebne poparcie i przeprowadzić najtrudniejszą sprawę.


Wykorzystaj siłę swojego głosu! Dowiedz się, jakie uprawnienia wyborcze ma osoba z niepełnosprawnością.

Komentarz

  • koń by msię uśmiał
    Jacek
    14.10.2015, 11:59
    Poseł Piechota najpierw wniósł w 2010 r. 'furtkę' dla naciągaczy spod art.22 (naliczanie ulg wg fikcyjnych nielimitowanych wynagrodzeń)) a potem to to uchwalił wraz z PO i PSL. Później przez 5 lat biernie przyglądał się jak setki mln zł są wyprowadzane z PFRON, by na sam koniec kadencji narobić lamentu, że oto Fundusz jest okradany przez Dubienieckiego. `Zapomniał' jednak, że Dubieniecki nie kradł pod 'jego' art.22. tylko pod art.26a. Ale 'zasłona dym,na' zadziałała i Piechota pomógł swoim kolegom spod art.22 wykosić konkurencję i pozwolić przez kolejne 9 mcy łupić PFRON ulgami fikcyjnie wyliczonymi. j

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas